Czyj to kraj, czyje państwo, czyj rząd

Miller| opozycja| państwo| PiS

Czyj to kraj, czyje państwo, czyj rząd
Foto: foma/Wikipedia

Już nawet bardzo, bardzo młodzi ludzie pouczają radę ministrów, jak rządzić tym państwem – czynią to z należytym poczuciem wyższości, odróżniając Internet Explorer od Mozilla Firefox, choć żadna wyszukiwarka nie pozwala im znaleźć zdrowego rozsądku. Nie ma co jednak tragizować: inteligencji internetowej jest w sieci sporo, może tylko dobrego wychowania mniej. Co nie dziwne, bo Chamowo przenika i na łamy niektórych czasopism, z autorami podniecającymi się ordynarnym słownictwem. Ale i to minie: 67 lat temu Janka Ipohorska jako „Kamyczek” zaczęła prowadzić w „Przekroju” swój „Demokratyczny Savoir Vivre” i z czasem pilnowali się go nawet towarzysze z aparatu. Zanikną więc z czasem i tchórzliwi „obrońcy wolności”, kryjący się za „nickami”, anonimowo świntuszący w sieci. Więcej – społeczność internetowa sama uruchomi swoją „policję”, ścigającą krakerów, którzy nie szanują cudzej prywatności w sieci i zagrażają porządkowi publicznemu, demolując strony administracji (te i tak powinny być powszechnie dostępne; dziś grupę Anonymousa z jego groźbami wobec porządku publicznego ścigać musi Interpol).

Kiedy jednak czytam publicystów już nie anonimowych, ludzi dużych nazwisk, jak ze swoistą satysfakcją punktują, co się nie udaje lub komplikuje, znajdując dziwną przyjemność w ujeżdżaniu po rządzie polskim jak po łysej kobyle, okraszając to radosną kpiną, prześmiechami, ironicznym krzywieniem min, zaczynam się zastanawiać – co to, Panie i Panowie, zmieniliście sobie ojczyznę? To już nie Wasz kraj, nie Wasze państwo, nie Wasz rząd? Jestem niewątpliwie opozycją. Nie zgadzam się z rządem w paru dość istotnych sprawach, na których się znam. Mam określone zastrzeżenia, konkretne, merytoryczne, ale nie czerpię PiS-owskiego zadowolenia z trudności, z jakimi para się rząd, bo to mój kraj, moje państwo i – wybrany w wolnych wyborach – mój rząd. W chwili szczególnej, bo od rozwiązania danych problemów zależy stabilizacja państwa, więc interes kraju – tak, stabilizacja jest naszym interesem, od niej bowiem zależy, czy nasze obligacje utrzymają wartość, czy spadną o wiele miliardów zł. Dlatego wolałbym wspólnie się zastanawiać, co z czym zrobić, jak zaradzić. Bo kto powiedział, że ten rząd nie uwikła się w żadne trudności? Czy ktoś tu obiecywał, że zna się na wszystkim? Przecież podniesienie wieku emerytalnego nie leży akurat w interesie tego rządu? Rozumiem, że opozycjom politycznym nie przychodzi do głów znaleźć i delegować jakiegoś fachowca (ale naprawdę fachowca) do pomocy w rozwiązaniu jakiegoś problemu. Nie dziwne – to nie ich kraj. Nie powstrzymuje ich przed awanturami wzrost zadłużenia – to nie oni, to społeczeństwo zapłaci. A nie wiedzą nawet, że my, wyborcy, dalibyśmy im za to premie swoimi głosami.

Nie funkcjonuję w żadnych konstelacjach politycznych ani salonowych. Pamiętam jednak: ten rząd zapewnił krajowi stabilizację i spokój – bez wyprowadzania chirurgów w kajdankach od stołu operacyjnego. Zapewnił nam szacunek międzynarodowy, co po okresie kpin z rządów wielce drażliwych braci, niechętnych Unii –  nie było wcale łatwe. Ten rząd przeprowadził roztropnie kraj bez uszczerbku przez ogólny kryzys, nie pchając palca w szprychy gospodarki i nie pompując w nią pieniądza, wbrew usilnym zaleceniom PiS-owskim. Dochód narodowy rośnie wyżej, niż przewidywano, eksport – jeszcze bardziej, polscy przedsiębiorcy uruchamiają swoje filie i agendy w kraju najwyżej rozwiniętej gospodarki europejskiej. Możliwe, że gospodarka jeszcze przyspieszy. Skąd więc naraz ta aura medialna – wszystko źle, a będzie jeszcze gorzej? Może być gorzej, owszem, jeśli rząd się cofnie. Nie samo przesunięcie wieku emerytalnego sprawi, podejrzewam, największe kłopoty – wbrew nadziejom Leszka Millera i PiS-u. To akurat jakoś stopniowo większość z nas zrozumie – 65 lat to dziś nie jest wiek starczy, każdy chce dalej pracować, choćby właśnie 66-letni Miller, i chce normalnie zarabiać. Kiedy zaś dzisiejsze dwudziestolatki – „niż demograficzny” – osiągną swoje sześćdziesiątki, rąk do pracy będzie, co łatwo policzyć, brakowało, a kobiety dziś chcą być właśnie czynne poza domem. Głównym problemem okaże się zapewne cofnięcie określonych przywilejów podatkowych – poza tymi zawodami, które po czterdziestce trudno uprawiać. Od siebie dodam, że bismarckowski system emerytalny, jaki wraz z całą Europą kultywujemy, nie nadaje się dla dzisiejszych stosunków, dlatego próbuję tłumaczyć, że trzeba z systemu „podatkowego” przejść na „oszczędnościowy” (z wykorzystaniem częściowych doświadczeń anglosaskich), wspierany z systemu podatkowego (dla najniżej zarabiających, i tak taniej, bez kosztów biurokracji). To jednak, co trzeba zmienić, trzeba zrobić jeszcze w systemie dotychczasowym. Chętni do obalenia rządu przemilczają, że objąwszy go zrobią to samo, czy to Aleksander Kwaśniewski, czy Miller. Bo innych wyliczeń nie ma.

Miałem swego czasu pretensję, że nie eksponuje się w naszych mediach tego, co się komu udało, że, innymi słowy, sukces nie ma szans na sukces. Dziś wiem, że i media, i goście mediów lubują się w mówieniu o wszystkim i wszystkich źle. Łuskają z rzeczywistości to, co się nie udało, co można wytknąć, skrytykować, wykpić, ośmieszyć, aż po granice przykrości, aż do upokorzenia. To ma być wręcz dowcipne! Dobrze jeszcze, jeśli bez wulgarności… Z czego tak czy siak wynika, że telewizje grupują, selekcjonują i zapraszają  ludzi niezadowolonych z siebie, z życia, z posady, ze swego towarzystwa, otoczenia, społeczeństwa i kraju. Ekrany zalewa frustracja tych, którzy muszą rozładować wewnętrzny imperatyw agresji i zamieniają się w dziennikarzy, mających agresję w obowiązkach etatowych. Obserwuję i ludzi na co dzień dość pogodnych, którzy jednak przed kamerą dostosowują się do rutyny „każdemu (wszystkim) dokopać” i kopią, choć może mniej demonstracyjnie, nie podkutym butem i pod stołem, żeby nie straszyć przyjaciół.

Wszystko to w kraju – co potwierdzają badania – najbardziej optymistycznego narodu Europy. Ponad 70% nas, Polaków, jest zadowolonych z siebie i zadowolonych z życia. Ale niezadowolenie to kawał naszej tradycji, ktoś musi ją podtrzymać. Bez mediów, bez PiS-u w trzech postaciach i dwóch odmian rywalizującej lewicy –  w głowach by się nam poprzewracało.

Stefan Bratkowski (studioopinii.pl)

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.