Egzotyczna mediacja?

mediacja| proces karny| ugoda| zadośćuczynienie

Egzotyczna mediacja?

Mediacja jest doskonałym sposobem rozwiązywania konfliktów. Pozwala stronom na wypracowanie zadowalającego porozumienia oraz zachowanie dobrej relacji w przyszłości.

Od 2005 r. strony procesu cywilnego mają możliwość zakończenia swojego sporu w drodze mediacji. Jest to znaczny krok do przodu i dziwi, że mimo sukcesów tego sposobu kończenia sporów w procesie karnym musiało minąć aż osiem lat, zanim udostępniono ją także stronom sporów cywilnych. Tymczasem mediacja w procesie karnym została wprowadzona już w 1997 r.

Mimo nadziei, jakie wiązano z tą instytucją i zachęcających rezultatów uzyskanych w procesach karnych, mediacja w procesie cywilnym przyjęła się źle. W 2011 roku sędziowie – cywiliści sądów rejonowych – skierowali do mediacji 858 spraw (0,04 proc. ogółu spraw cywilnych), co zakończyło się 105 ugodami, podczas gdy w sądach karnych było to odpowiednio 3251 (0,06 proc. spraw) i 2071 zawartych ugód. Mimo prób jej upowszechnienia, mediacja nadal stanowi więc pewien rodzaj egzotyki w polskich sporach sądowych.

Rola mediacji jest inna w sprawach cywilnych i karnych. W drugich ma doprowadzić do zadośćuczynienia za krzywdę wyrządzoną przestępstwem. W pierwszych – rozwiązać spór. Innymi słowy, mediacje karne są uzupełnieniem procesu, cywilne – jego alternatywą. Dlatego uważam, że ten sposób kończenia sporów powinien być bardziej upowszechniony właśnie w sprawach cywilnych.

W 2010 roku przeprowadziłem badania wśród sędziów krakowskich sądów rejonowych, w ramach których pytałem m.in. o ich pomysły na upowszechnienie mediacji w sporach cywilnych. Sądzę, że jako pochodzące od praktyków są one wartościowe i warto wziąć je pod uwagę.

Opcją najbardziej radykalną była obligatoryjność mediacji. Według części sędziów, strony przed wniesieniem sprawy do sądu powinny obowiązkowo spróbować rozwiązać spór przy pomocy mediatora.

Przymusowość wydaje się zaprzeczać idei mediacji. Jak jednak twierdzi Dorcas Quek, absolwentka i współpracowniczka Harvard University, przymus uczestnictwa w mediacji nie oznacza przymusu zawarcia ugody. Obligatoryjność mediacji jest także stopniowalna – od delikatnych zachęt, poprzez system bonifikat, po obligatoryjność sensu stricte.

Już w 1999 r. wprowadzono obligatoryjną próbę mediacyjną w kanadyjskiej prowincji Ontario (obejmującej m.in. Ottawę i Toronto). Po wniesieniu odpowiedzi na pozew strony mają tam 30 dni na wybranie mediatora (z listy sądowej lub spoza niej), a potem 90 dni na mediację. Przeprowadzona w 2001 roku ewaluacja wykazała, że obligatoryjność mediacji przyspiesza proces we wszystkich rodzajach spraw cywilnych (poza tymi, które dotyczą obowiązków powierniczych) i zmniejsza koszty procesu o połowę. Nawet, gdy strony nie osiągną w toku mediacji porozumienia, proces sądowy jest potem wyraźnie szybszy. Zalecono kontynuowanie programu obligatoryjnej mediacji w Ontario, co ma miejsce do dziś.

Po naszej stronie Atlantyku tego typu rozwiązania podjęli się Włosi, wprowadzając obowiązkową mediację w 2011 roku. Mimo początkowego sceptycyzmu, a nawet sprzeciwu, włoscy prawnicy po uczestnictwie w sesji mediacyjnej zmieniali do niej nastawienie wynikające w dużej mierze z nieznajomości idei mediacji. Niestety, w momencie gdy program zaczął przynosić pierwsze efekty, włoski sąd konstytucyjny uznał przepis nakazujący przystąpienie do mediacji przed wszczęciem postępowania za niezgodny z konstytucją jako ograniczający dostęp do wymiaru sprawiedliwości.

Interesującą propozycją był pomysł zmiany sposobu prowadzenia statystyk sądowych. Obecnie sprawa kierowana przez sędziego do mediacji podczas procesu przez czas trwania postępowania rozjemczego jest cały czas w toku. Oznacza to nawet trzymiesięczną zwłokę w wypadku niepowodzenia mediacji. W sytuacji, gdy sądy starają się jak ognia unikać zwłoki w postępowaniu, sędzia nie widzi sensu w kierowaniu sprawy do mediacji. Proponowana zmiana w postępowaniu polegać by miała na umarzaniu sprawy kierowanej do mediacji. W ten sposób sędzia niczym by nie ryzykował – w najgorszym wypadku strony nie osiągnąwszy porozumienia wrócą do sądu i trzeba będzie założyć im nową sprawę. Jednak gdy mediacja się powiedzie, sędzia będzie miał sprawę rozwiązaną bardzo szybko.

Mimo sporego powabu tego pomysłu, występuje tu ryzyko mediacji quasi-przymusowej. Sędzia, wiedząc co może zyskać, może kierować sprawy do mediacji automatycznie, co spowoduje że mediacja stanie się prawdziwym przymusem. Strony mogą mieć poczucie, że sędzia usiłuje je zbyć, co podkopie ich wiarę zarówno w mediację, jak i w wymiar sprawiedliwości jako taki.

Moi respondenci zwracali też uwagę na ograniczenie czasowe skierowania stron do mediacji. Dzisiaj może to nastąpić tylko do końca pierwszej rozprawy. Jednocześnie, sędzia ma obowiązek nakłaniania stron do ugody podczas trwania całego procesu. Czemu sędzia ma więc kierować strony do mediacji? Na pierwszej rozprawie nie wie nawet, z kim ma do czynienia. Jednocześnie, prowadząc sprawę, może – a właściwie musi – nakłaniać strony do zawarcia porozumienia. Na dodatek nie traci sprawy z oczu i może nad nią cały czas pracować. Niezależnie od tego, co motywowało autorów noweli gdy wprowadzali to ograniczenie, powinno ono zostać zniesione, a przynajmniej rozciągnięte w czasie np. na trzy pierwsze rozprawy.

Czynnikiem mobilizującym często są pieniądze. Zmniejszenie opłaty sądowej dla stron, które przed wniesieniem pozwu podjęły się próby rozwiązania konfliktu w ramach mediacji mogłoby zwiększyć jej popularność. Nie jest to przymus, a nienaruszająca zasady dobrowolności zachęta. Strony niczym nie ryzykują, poza poniesieniem kosztów mediacji i późniejszym wniesieniem pozwu. Zagrożeniem jest tu zmniejszenie atrakcyjności mediacji w sprawach drobnych, gdzie wartość przedmiotu sporu, w większości spraw warunkująca wysokość opłaty, jest niewielka. Oszczędność rzędu 500 zł może być dla stron mniej motywująca niż oszczędność rzędu 50 tys. A to właśnie tego typu sprawy szczególnie nadają się do mediacji.

To tylko luźne propozycje. Mają one jednak zakorzenienie w praktyce sędziowskiej i w rzeczywiście stosowanych – często z dobrym skutkiem – rozwiązaniach. Mediacja jest doskonałym sposobem rozwiązywania konfliktów, pozwalającym stronom na wypracowanie obopólnie zadowalającego porozumienia oraz zachowanie dobrej relacji w przyszłości. Jej upowszechnienie przyniosłoby korzyści zarówno stronom, jak i ich pełnomocnikom i sędziom. Jednocześnie nie powinniśmy bać się przymusu mediacji. Może zamiast liczyć na to, że nasi rodacy w magiczny sposób zaczną traktować konflikty bardziej polubownie, po prostu ich do tego, mniej lub bardziej stanowczo, zachęcimy?

*Maciej Folta – absolwent Wydziału Prawa i Administracji UJ oraz Northwestern University School of Law; student studiów magisterskich z socjologii w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych, specjalizacja Negocjacje i Mediacje

Instytut Obywatelski

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.