Hej górska woda!

Fundusz Norweski| Levoca| mała retencja| Norwegia| Pilsko| powódź| Słowacja| Trebisov| zielone miasto| Żywiecczyzna

Hej górska woda!
Wezbrana Soła. Foto: nsik.pl

Statystyka wskazuje, że w 2014 roku powodzie nas nie ominą. Powódź była w 2003, 2005, 2007, 2010… statystyka jest nieubłagana. Jak nie ten – to góra za rok. W Levoci, na Słowacji nad tym debatowano… i ja tam byłem.

Ponieważ Słowacy mają dużo gór, to woda ich zalewa częściej, energiczniej i powszechniej niż nas, więc już ponad 20 lat temu rozpoczęły się tam badania, akcje, działania nad zatrzymaniem wody w górach. Bo jak się jej w górach nie zatrzyma, to zaleje niziny. Nizin mają procentowo mniej, gór więcej, więc skutki łatwo sobie wyobrazić.

By zmniejszyć zagrożenie, poza wielkimi budowami a również pomimo, gdzie można, w lasach, na polach, przy drogach stawiają przeszkody spowalniające odpływ wody, niekiedy z cegieł, kamieni, betonu, ale przeważnie z gałęzi, ziemi, drewna. W wielu miejscach przeszkody te są stawiane w leśnych jarach, gdzie woda płynie tylko dwa razy w roku: w czasie wiosennych roztopów i podczas letnich ulew. System przegródek jest wzmacniany dołkami, rowkami, studzienkami. Pomysł wzmacnia biologia samego lasu, który czym więcej wody wchłania, tym bardziej rozwija poszycie, które przyjmuje jeszcze większe ilości wody, zwiększa się bioróżnorodność lasu sprzyjająca dalszemu zatrzymywaniu wody.

W ostatnich latach w ramach „prac interwencyjnych” słowaccy bezrobotni wykonali ok 3000 takich przegródek, wykonanie każdej to koszty narzędzi, materiału przynoszonego ręcznie z odległości kilkunastu metrów, połowa dniówki dla 5-osobowej drożyny. Taka konstrukcja przytrzymuje przeciętnie ok 30 m3 wody i działa przez kilkanaście lat, niekiedy dłużej. Na konferencji starostowie zalewanych gmin bardzo chwalili to rozwiązanie.

Program rządowy na Słowacji jednak się skończył i grupa tamtejszych hydrologów przeniosła pomysł do…Norwegii, tym bardziej, że również tam dostępne Fundusze Norweskie bardzo sprzyjają takim właśnie akcjom. Więc wedle słowackich pomysłów Norwegowie od dwóch lat stawiają owe prymitywne przegródki w swoich górach a procentowo gór mają jeszcze więcej niż Słowacy. Przez dwa lata postawili ich 100 tysięcy!!! i sami mówią, że to dopiero początek. Opowiadali o tym na konferencji.

Jeżeli im się uda to może i my zmądrzejemy i zapobiegać powodziom będziemy nie tylko przez spuszczanie wody niżej położonym sąsiadom, którzy zmuszeni okolicznościami będą jeszcze więcej wody spuszczali do jeszcze niżej położonych sąsiadów aż w końcu woda, jak zwykle, zaleje polskie niziny. Istniejące, wielkie budowle hydrotechniczne w przypadku ulew (u nas nazywanych świętojańskimi) to zbyt mała skala dla wody, której wali z góry coraz więcej i coraz szybciej i bez współpracujących, powszechnie w górach stawianych przegródek, gdzieś się w końcu, co kilka lat, musi wylać.

Szlag mnie trafia, bo od dwóch lat usiłujemy na Żywiecczyźnie zrobić sześć takich przegródek w jednym górskim wąwozie, tylko po to, by zmierzyć i pokazać, że to ma sens w działaniach przeciwpowodziowych. W nadziei, że będziemy mogli przekonać nasze władze, że to działa w maleńkiej skali, że poprawia klimat, że rośliny i cały las, jak mają wilgotno, to szybciej rosną, że tak modna ostatnio bioróżnorodność rozwija się szybciej, wszechstronniej i z korzyścią dla całej przyrody Beskidów. Od dwóch lat RDOŚ, RZGW, lokalna administracja debatują czy pozwolić na takie ekscesy czy nie pozwolić i to w sytuacji, kiedy kilka kilometrów dalej miejscowy przedsiębiorca zaoruje samo serce Parku Krajobrazowego na Pilsku, niszcząc bez żadnego zezwolenia ostoje głuszców i niedźwiedzi, wywalając spychaczami tysiące drzew, drzewek, krzewów, dewastując unikatowe łąki, ciesząc się przy tym oficjalnym poparciem miejscowych notabli.

W ramach współpracy Norwegowie wspierają miasto Trebisov na wschodniej Słowacji, bo wreszcie jakaś miejscowość w tej części Europy zamierza zatrzymać wodę deszczową spadającą na miasto. To wielki problem wszystkich miast, bo woda z dachów, z powodów bezpieczeństwa, musi spłynąć jak najszybciej a potem nie ma jej gdzie zbierać na ulicach więc jeszcze bardziej zwiększa masę wody płynącej falą powodziową, zalewając sąsiednie miasta w dole rzeki i tam generując kolejne koszty i kolejne problemy. Jak już cała deszczówka z miasta spłynie to robi się sucho, pyły z kominów i pyłki z kwitnących roślin zaczynają fruwać w powietrzu i alergicy od niemowląt po staruszków mają za swoje. W Trebisovie wyliczyli, że konieczna wymiana kanalizacji burzowej ma kosztować miasto 2.6 mln EU, podczas gdy zatrzymanie wody tak, by instalacja nie była potrzebna kosztować ma 400 tys EU. Starosta Trebisova wyliczał także, że na miasto spada rocznie 2 mln m3 deszczówki, której usuwanie kosztuje każdego roku 140 tys. EU, przy czym zarówno dostawa wody dla mieszkańców jak i jej usuwanie kosztują coraz więcej. Jeszcze więcej kosztuje podlewanie trawników, parków, utrzymywanie poradni alergologicznych. Więc właściwie po co płacić za to samo kilka razy i jeszcze trzymać się tego systemu?

Opracowano więc projekt zatrzymania wody w całym mieście, wykorzystania jej dla poprawy klimatu, zmniejszenia zasięgu kosztownej kanalizacji. Powstanie zielone miasto z zielonymi dachami, przepuszczalnymi chodnikami, zielonymi parkingami absorbującymi energię słoneczną co spowoduje oszczędności także w kosztach klimatyzacji. Norwescy urbaniści w tym pomagają.

Poczekamy jeszcze ze dwa lata, Norwegowie wedle słowackich pomysłów wykonają dalszych kilkaset tysięcy prostych przegródek, zazielenią miasta, zapomną o powodziach a my będziemy wdrażać projekty pilotażowe, obetonowywać brzegi rzek, układać rynny do spuszczania wody z gór, wprowadzać projekty edukacyjne by pokazać, że woda woli płynąć z góry w dół niż odwrotnie, aż zostaniemy bez wody.

Zdziwieniu nie będzie końca.

Studio Opinii

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.