Nieskazitelny charakter

Kodeks Etyki| NSA| radca prawny| Trybunał Konstytucyjny

Nieskazitelny charakter
Foto: sxc.hu

Wyrocznia ustawowa orzeka, ni mniej, ni więcej, że radca prawny w odniesieniu do cech swojej, zazwyczaj bogatej, osobowości ma być człowiekiem bez skazy! Aplikant radcowski również.

W trzecim rozdziale ustawy o radcach prawnych określono uprawnienia do wykonywania zawodu. Art. 24 ust. 1, pkt 5 stanowi, iż na liście radców prawnych może pojawić się tylko ten, kto jest nieskazitelnego charakteru i swym dotychczasowym zachowaniem daje rękojmię prawidłowego wykonywania zawodu radcy prawnego.

Wymogi te – przyznajmy – podnoszą poprzeczkę nadzwyczaj wysoko, zwłaszcza w odniesieniu do charakteru. Z psychologicznego punktu widzenia, dotyczyłoby to temperamentu, usposobienia, zachowania, sposobu bycia i komunikowania się – i to nie tylko przy wykonywaniu czynności zawodowych.

Kodeks etyki radcy prawnego w odniesieniu do dbałości o godność wykonywania zawodu, a to niewątpliwie ma związek z charakterem, nakłada przecież na radców prawnych obowiązki etyczne odnoszące się do działalności publicznej, a nawet życia prywatnego.

Oczywiście, obowiązek radzenia sobie z własnym, normatywnie nieskazitelnym charakterem nie dotyczy tylko radców prawnych. Obejmuje, co do zasady, wszystkie zawody zaufania publicznego oraz urzędników. Nakładany jest również na inne grupy zawodowe, zazwyczaj przy okazji formułowania kodeksów etycznych czy zbiorów zasad ładu korporacyjnego.
Czym w ogóle jest charakter? W słownikach możemy znaleźć różne definicje odwołujące się do zespołu cech psychicznych, względnie stałych, właściwych danemu człowiekowi. W napięciu między naszymi potrzebami i wartościami rodzą się postawy, o których jakości decyduje właśnie charakter, który może być mocny, słaby, chwiejny, niezłomny, pełen rys albo – co daj Boże – nieskazitelny.

Osobowość wypiera charakter

Pojęcie to stosowane jest coraz rzadziej, bo wypierane jest przez pojęcie osobowości. Charakter pozostaje jednak w obiegu w odniesieniu do tych cech, które wiązane są z przekonaniami i postawami moralnymi.

Jaki charakter jest teoretycznie nieskazitelny? Nienaganny i tak ukształtowany, że jego posiadacz cieszy się nieposzlakowaną opinią, a pod względem moralnym nic w zasadzie nie można mu zarzucić.

Na liście życzeń umieszcza się zazwyczaj takie cechy, jak:

  • szlachetność, prawość, uczciwość, obyczajność,
  • silna wola, panowanie nad emocjami,
  • sumienność, pracowitość, zrównoważenie,
  • odwaga, wysoka kultura osobista, cierpliwość, wrażliwość,
  • niezależność, empatia, asertywność, uprzejmość,
  • poczucie sprawiedliwości i słuszności, umiejętność rozwiązywania problemów i konfliktów,
  • szacunek dla innych i dystans do samego siebie,
  • umiejętność krytycznego wglądu w samego siebie,
  • konsekwencja i nieuleganie wpływom, które mogą nieskazitelny charakter osłabić lub zniszczyć.

Lista jest długa, ale na płaszczyźnie postępowań dyscyplinarnych okazuje się, że nieskazitelność to pojęcie niezdefiniowane, nieostre i niedookreślone. Najczęściej spoglądamy więc na charakter przez pryzmat zgodności między przekonaniami członka samorządu i jego zachowaniami a wymogami korporacji i środowiska, w których funkcjonuje. Bywa więc, że radca lub aplikant mają charakter wyrazisty i z pewnością mocny, ale przekładający się na zachowania, których w kontekście wykonywania zawodu zaakceptować się w żaden sposób nie da.

Tak naprawdę, wymienione wcześniej cechy i przymioty osobowościowe odnoszą się do pojęcia, które odeszło już do językowego lamusa, czyli do cnoty (łac. virtus) – stabilnej dyspozycji do posługiwania się swoim rozumem, wolą i zmysłami w sposób zgodny ze wzniosłymi wartościami etycznymi.

Cnota jest, inaczej mówiąc, sprawnością w czynieniu dobra nawet w niesprzyjających okolicznościach. W języku polskim słowo cnota kojarzone jest jednak powszechnie z młodzieńczą bezczynnością w zakresie aktywności seksualnej i zabarwione jest tym kontekstem tak silnie, że wzywanie innych do cnotliwości zawsze wywołuje humorystyczne ożywienie i żywy potok komentarzy.
W wykonywaniu zawodu zaufania publicznego reguły ustawowe i deontologiczne są jednak surowe – wypada być człowiekiem cnotliwym, wręcz ideałem 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Uff, to wielkie brzemię...

I jak sobie z nim poradzić? Znam kolegów, którzy wypracowali podejście legalistyczne – wobec pojawiających się trudności interpersonalnych w relacjach zawodowych, a nawet rodzinnych, wysuwają niekiedy argument (mam nadzieję, że jednak w żartobliwej tonacji), iż nieskazitelność charakteru mają zagwarantowaną ustawowo. I aż szkoda, że to nie jest tak proste...

Trybunał też nie pomógł

Trybunał Konstytucyjny zajął się wymogami co do nieskazitelności charakteru osób ubiegających się o wpis na listę adwokatów 10 lat temu, ale jego stanowisko nie wydaje się w poszukiwaniu idealnych praktyk etycznych szczególnie pomocne. Orzekł, że osoby wykonujące zawód zaufania publicznego podejmują zadania o szczególnej doniosłości z punktu widzenia zadań państwa, a więc wymogi dotyczące charakteru mają dać gwarancję odpowiedniego poziomu zawodowego i moralnego. Dużo nieostrych ogólników i żadnej pomocy w kwestii nieskazitelności – i co ona mogłaby oznaczać.

Trzy lata wcześniej o próbę definicji pokusił się też Naczelny Sąd Administracyjny, który uznał, że charakter nieskazitelny to całokształt cech indywidualnych, a nawet zdarzeń i okoliczności składających się na wizerunek osoby zaufania publicznego.
W innych orzeczeniach postulowano, by charakter oceniać w perspektywie długofalowej, a więc można domniemywać, że pewne „wahania formy” uznawano za akceptowalne. Tutaj również nie znajdujemy jednak żadnego konkretnego katalogu i opisu.

Za to z prawa o ustroju sądów powszechnych można wydedukować coś wyraźniejszego, choćby to, że nieskazitelność (w odniesieniu do kandydatów na sędziów) doznaje oczywistego szwanku przez naruszanie porządku prawnego, kontakty ze środowiskami przestępczymi, zdegenerowanymi i patologicznymi oraz uzależnienie od substancji psychoaktywnych. Z całą pewnością są to swego rodzaju warunki brzegowe, od których można rozpocząć procedurę oceny charakteru. Nie wydaje się jednak, że wystarczy je spełnić, by błysnąć charakterem nieskazitelnym.

Przechodząc na płaszczyznę wysiłków związanych z formowaniem własnego charakteru, powinniśmy przygotować się do konfrontacji. To, co odwieczne, a więc moralne ideały, dość boleśnie zderzają się zazwyczaj z rzeczywistością. Boleśnie, bo – jak powiedział pewien znakomity dentysta – nic tak w życiu nie boli, jak prawda.

Charakterem, choć rozumianym raczej jako osobowość, zajmują się profesjonalnie psychologowie, którzy różnią się między sobą nawet w kwestiach zasadniczych.

Jeden z głównych podziałów dotyczy naszej natury. W szkole psychologii humanistycznej bardzo często można odnaleźć twierdzenia, które brzmią bardzo optymistycznie: jako ludzie dobrze radzimy sobie z odróżnianiem dobra od zła i skłonni jesteśmy postępować zgodnie ze swymi naturalnymi możliwościami i zdrowym rozsądkiem. Jeśli nad sobą pracujemy, dochodzimy do dojrzałej i zintegrowanej osobowości. Afirmacja siebie jest więc uzasadniona, a jeśli zdarzają się nam występki, to prawie zawsze winę ponosi jakiś system: polityczny, społeczny, edukacyjny, korporacyjny, rodzinny czy towarzyski.

Generalnie, rodzimy się więc nieskazitelni, a zły system generuje problemy i agresję. Właściwe programy w szkołach i terapia powinny doprowadzić nas do społeczeństwa idealnego.

Przedstawiciele innych szkół twierdzą, że – rzeczywiście i na szczęście – mamy w sobie wiele dobra i cech wspaniałych i niezwykle pozytywnych, ale równocześnie jesteśmy impulsywni, egocentryczni, popędliwi i łatwo decydujemy się na agresję (choć czasem pięknie zakamuflowaną).

Nasze skłonności (potrzeby i wartości) prowadzą nas do dobra i... do zła. I to nawet najlepszych z nas!
Humanistyczni optymiści mówią: kochaj siebie, ufaj sobie i idź swoją drogą. Ich przeciwnicy zarzucają im sentymentalizm, brak realizmu i zadają takie pytanie: jeśli jesteśmy tacy dobrzy, to dlaczego w naszych społeczeństwach tyle agresji i zła, niezależnie od systemów i różnic między nimi?

Nieskazitelny, czyli jaki?

Dobrzy byłoby funkcjonować w idealnym świecie, pośród nieskazitelnych radców prawnych, ale niedoskonałości, ograniczenia i słabości wydają się w pełni naturalne i nierozerwalnie związane z naszą egzystencją. Psychologowie – i nie tylko oni – powiedzą nam, że musimy w zasadzie na co dzień borykać się z tym, co niekoniecznie jest w nas świetliste, przejrzyste i pochwały godne.

Postulat nieskazitelnego charakteru wywodzi się z deontologicznego podejścia, które wyraża moralność aspiracyjną – dążenie do jak najpełniejszej realizacji własnego potencjału oraz stanu moralnej doskonałości, która nie jest możliwa do osiągnięcia.
To podejście rozsądne, bo nie ma człowieka bez słabości, elementów niedojrzałości i trudnych doświadczeń. Radzenie sobie z nimi w imię ideałów jest normalne i szlachetne.

W takim kontekście podejrzane wydaje się raczej to, że ktoś uważa się za człowieka o nienagannym, nieskazitelnym charakterze. Punktem wyjścia do wypracowania postawy dojrzałej byłaby – według ekspertów – niefatalistyczna akceptacja pełnego spektrum własnych cech – bez wypierania tych, które nie pasują do wizerunku idealnego i ustawowo wymaganego. Czyli żyję, działam, staram się postępować dobrze, ale zdarza się, iż nie wszystko wychodzi prawidłowo albo wychodzi coś, co nie było moim zamiarem, staram się jednak to kontrolować, korygować, aby funkcjonować według standardów wypracowanych przez drugi rodzaj deontologicznego podejścia, czyli moralność obowiązku, która w kodeksie etycznym wskazuje pewne minimalne reguły postępowania konieczne dla dobrego wywiązywania się z roli zawodowej, której się podjąłem.

Inne rozwiązania mogą polegać na tym, że rzeczywiście uznam się za człowieka nienagannego, na innych będę zerkał z wyższością i w gotowości do potępiania najdrobniejszych nawet niedoskonałości albo będę perfekcjonistycznie dążył do ideałów nieosiągalnych, obciążając innych pojawiającymi się dysonansami, z nadmierną, chorobliwą czasem skrupulatnością i sztywnością postępowania. Jak zauważono już w średniowieczu: najlepszą ścieżką do osiągnięcia palmy męczeństwa jest życie z kimś, kto uważa się za świętego...

Autor jest dziekanem OIRP w Toruniu.

Miesięcznik "Radca prawny", maj 2012

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.