Tobolewski: Powiedzieli, napisali... (Odcinek 83)

Aleksander Tobolewski – adwokat, od 35 lat prowadzi kancelarię adwokacką w Montrealu

Sezon wakacyjny sprzyja odprężeniu się i spojrzeniu na świat trochę z boku. Poczytaniu książek, na które nie ma czasu w ciągu roku, obejrzeniu starych filmów, które pamięta się z młodości i – jak ktoś lubi – marzeniom. Mnie po wizycie Ojca Świętego i po obejrzeniu kilku filmów i lekturze sensacyjnych opowiadań, wpadł do głowy pomysł, pasujący mutatis mutandis do polskiej rzeczywistości.

Czytając projekty aktów prawnych wpływające do parlamentu, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że te same pomyłki, błędy i sprzeczności z ogólnie przyjętymi normami są powtarzane w projektach do mdłości. Czy celowo? W pewnych przypadkach na pewno (Trybunał Konstytucyjny), ale i w zwykłych projektach zdarzają się kiksy po prostu niezrozumiałe – przynajmniej dla mnie. Jak w projekcie ustawy o TK mogą się powtarzać te same, uznane gremialnie za niekonstytucyjne przepisy? Najlepszy przykład to przegłosowana w parlamencie i podpisana przez prezydenta 30 lipca nowa ustawa o Trybunale Konstytucyjnym. Mimo uwag o niekonstytucjonalności rozwiązań, które zostały celnie wypunktowane. I tu zapaliło mi się światełko. Przecież niedawno czytałem o procedurze wyświęcania! Co ma kanonizacja zmarłych ludzi do naszych polskich przepisów? Ano, może mieć. W procesie beatyfikacyjnym lub kanonizacyjnym wyznaczony duchowny – zwykle prawnik, zbiera materiały i przedstawia argumenty przeciwko uznaniu kandydata za błogosławionego(ą) lub świętego(ą). Adwokat diabła! Po łacinie „Advocatus diaboli”. Szuka on po prostu dziury w całym, a dziur w przepisach polskiego prawa jest tyle, że szwajcarski ser by jeszcze bardziej zżółkł z zazdrości.

Kościołowi się podoba

Osobom, które chcą przestać dalej czytać, oznajmiam, że mi się głowa nie przegrzała od upałów i że propozycja jest całkiem serio i może powinna być rozważona przez obecny rząd. (...) Instytucja ta ma wielowiekową tradycję i sprawdzała się setki razy. Jeśli więc jest uważana za dobrą, wręcz niezbędną w Kościele Katolickim, to czy można ją kwestionować? Dalej, stanowi kamień milowy na drodze do kanonizacji i sprawdza się w sprawach ważniejszych niż – przecież niepretendujący do świętości, Trybunał Konstytucyjny. Gdyby więc w procesie legislacyjnym znalazł się odpowiednik adwokata diabła, to przecież już na etapie wstępnym przedstawiłby argumenty przeciwko kolejnej propozycji ustawy – jeszcze zanim zacznie wyrastać jak ciasto na chleb, z którego, co wiedzą wszyscy – prócz proponentów oczywiście, wyrośnie zakalec. Na tym etapie Promotor Wiary (adwokat diabła) stwierdzi: „Stop, bez usunięcia tego przepisu nie będzie chleba z tej mąki” (czytaj: projekt do kitu na wejściu). (…)

Moim marzeniem – i podejrzewam wielu prawników – byłoby mieć taką posadę. Bezkarnie, bez grzechu – ba, z błogosławieństwem władz czytać projekty ustaw i odsiewać, odsiewać i jeszcze raz odsiewać plewy, tak by z tej mąki wyszedł dobry chleb (czytaj: dobry przepis prawa). Zgłaszam się na ochotnika na taką posadę. (…)

Encyklopedia wyrażeń prawnych

Pomijając moje wywody półżartem, uważam na serio, że osoba taka bardzo by się przydała. Gdy tylko zaczynałem pisać felietony do „Rzeczpospolitej” – jeszcze za rządów PO-PSL, krytykowałem powstające akty prawne za brak dalekowzroczności, za sprzeczność postanowień w tym samym akcie prawnym, sprzeczność z aktami nadrzędnymi i inne niedoróbki. I co? Nic. Nowy rząd, nowa ekipa, a błędy i bzdury te same. Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie ma encyklopedii wyrażeń prawnych w różnych aktach prawnych tak, żeby tworzący nowy akt nie naruszali – przy okazji norm już istniejących (i nie chodzi mi o zasady legislacji, tylko o zbiór wyrażeń prawnych używanych w ustawach). Żeby był ktoś, kto – nie będąc włączony w proces legislacji, oceni z boku, na zimno, bez emocji zarówno treść, jak i długofalowe konsekwencje, jakie może mieć przyjęcie takiego czy innego rozwiązania. Tak by, jak przy poprawkach do kodeksu cywilnego dotyczących przyjęcia spadku z inwentarzem, nie stworzono kolejnych potencjalnych problemów ze sporządzaniem inwentarza. By nie trzeba było odwracać głowy, gdy znajdzie się na drodze zgubiony przez kogoś przedmiot, którego podniesienie przyniesie znalazcy więcej kłopotów niż potencjalna nagroda – o czym pisałem za rządów poprzedniej ekipy.

I proszę szybko wypoczywać – następne sesje parlamentu już za rogiem!

Pół żartem, pół serio. Obserwowane z Kanady, Rzeczpospolita. Rzecz o Prawie, 10.08.2016

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.