OFE czeka gorąca wiosna
GPW| Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych| Leszek Balcerowicz| OFE| PTE| TFI| zadłużenie Polski| ZUS
OFE znowu znalazły się w centrum uwagi. W ustawie z 2011 roku, która między innymi obniżała składkę do OFE z 7,3 do 2,3 proc. wpisano podniesienie składki (do 2,8 proc. w tym roku – docelowo d 3,5 proc.) i przegląd sytuacji w wyniku zmiany jej wysokości. Już kilka tygodni wcześniej do mediów dotarł (jak podejrzewam kontrolowany) przeciek. Twierdzono, że rząd chce na 10 lat przed wiekiem każdego Polaka emerytalnym przesunąć środki zapisane na jego koncie z OFE do ZUS po to, żeby tam nie były narażone na rynkowe ryzyko. Ta informacja rozpoczęła dyskusję, która zapewne (tak jak w 2011 roku) będzie bardzo gorąca.
Kakofonia polityczna już jest wręcz obłędna. Celują w niej nie tylko zwolennicy systemu z OFE. Słychać też głosy poważnych zdawałoby się ludzi, którzy twierdzą na przykład, że OFE ponoszą straty – to jest tylko okresowo prawda – tracą na bessie, ale zyskują w hossie. W ciągu 5 lat, czyli do początku ostatniego kryzysu zyskały około 25 procent, w ciągu 3 lat było to 16 procent. Niewiele lepiej od lokaty, a może nawet w niektórych przypadkach gorzej. Słyszałem też w TVP Info („Forum” z 29. kwietnia), polityka twierdzącego, że przez OFE zadłużenie Polski przekracza 60 procent, co oczywiście prawdą nie jest (jest poniżej 55 procent według naszej metodologii liczenia).
Przy okazji powiem, że do osiągnięcia wyników OFE wystarczyłoby kilka osób, a nie 14 funduszy, w których zatrudnienie znajduje wielu ludzi. Z Karaibów można dawać zlecenia odzwierciedlające WIG20 i kupując obligacje. Nawiasem mówiąc interesujące jest to, że nic nie wiemy o wynagrodzeniach w OFE. Ja nawet nie znam ludzi, którzy tam pracują. Zatrudnienie i płace najwyraźniej objęte są tajemnicą, a przeczcież te fundusze obracają kapitałami w ramach państwowego systemu emerytalnego. Struktura zatrudnienia, ludzi i ich zarobki nie powinny być tajemnicą.
Zwolennicy OFE też nie pozostają dłużni. Próbują na przykład porównywać PTE (Powszechne Towarzystwa Emerytalne) do TFI, mimo że w TFI inwestujemy wtedy, kiedy chcemy, a w OFE musimy. Porównywanie opłat na rzecz TFI i na rzecz PTE jest w tej sytuacji kompletnym nieporozumieniem. Na początku dyskusji Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych (IGTE) mówiła na przykład, że mężczyzna średnio żyje około 73 lat (co bardzo wykrzywiało jej propozycję) „zapominając”, że jeśli mężczyzna dożył już do 67 lat to żyje średnio jeszcze lat 16. Dość szybko jednak z tej demagogii zrezygnowano. W wypowiedziach przedstawicieli Izby jest w ogóle wiele liczb, które mają za zadanie zszokowanie przeciwnika, a po analizie okazują się być porównaniami kartofli do pomarańcz.
Oczywiście pojawiają się jak zwykle przy tej okazji głosy oburzonych (szczególnie dziennikarzy) o tym, że „zabierają nam nasze pieniądze”. Przy okazji warto wyjaśnić, że nie są to „nasze pieniądze”, o czym w swoim wyroku z 2008 roku przesądził Sąd Najwyższy. Poza tym zmiana proporcji w składce przekazywanej do OFE i do ZUS nie jest tym samym, czym byłoby wzięcie posiadanych już teraz przez OFE aktywów.
Pamiętam też początek 2011 roku, kiedy to Leszek Balcerowicz opowiadał się za ostrą redukcją wydatków budżetowych po to, żeby nieobniżona składka trafiała do OFE. Tym razem też oczywiście się odezwał. Dowiedzieliśmy się („Rzeczpospolita” z 4.04.13), że ataki na OFE są „przejawem mentalności antykapitalistycznej”, która objawia się niechęcią do tego co prywatne, zagraniczne i dające zysk. Pan profesor Balcerowicz najwyraźniej nie potrafi argumentować bez obrażania przeciwnika. Nie widzi też tego, że wielu zwolenników kapitalizmu uważa OFE za potworka wysysającego pieniądze przyszłych emerytów i gwałtownie podnoszącego zadłużenie Polski.
Przypomnijmy bowiem, że około 270 mld złotych w OFE podniosło o ponad 250 mld złotych (wraz z odsetkami od obligacji) zadłużenie Polski, z którego jesteśmy rozliczani przez Komisję Europejską i rynki finansowe. Gdyby nie było OFE to zadłużenie nie byłoby bliskie 55 proc. PKB – lokowałoby się w okolicach 40 procent, a licznik długu profesora Balcerowicza musiałby znacznie zwolnić. Tego Leszek Balcerowicz nie widzi.
Widzi za to, że reforma jest niedokończona, a może nawet popsuta. To prawda, jest niedokończona i popsuta, bo zakładano, że do OFE popłyną środki z prywatyzacji, a reformy emerytur pomostowych i systemu rentownego pomogą całemu systemowi emerytalnemu. Nawiasem mówiąc gwałtowny wzrost wydatków na renty i pomostówki był „zasługą” Leszka Balcerowicza. Jego (a właściwie Banku Światowego) model transformacji doprowadził do tak dużego bezrobocia, że politycy nie mieli innego wyjścia jak pozwolić ludziom na opuszczanie rynku pracy bocznymi furtkami. Gdyby tego nie zrobili to kolejna rewolta wysadziłaby w powietrze cała tę transformację.
Poza tym, zgodnie z pierwotnymi założeniami z 1998 roku (reforma weszła w życie w 1999 roku), wypłatą emerytur miały się zająć Zakłady Emerytalne. Nowe instytucje, które wypłacając emerytury pożywiałyby się z naszych pieniędzy. Bo przecież nie robiłyby tego za darmo. Byłby to kolejny ubytek zmniejszający emerytury, więc nic dziwnego, że rząd idzie w kierunku wypłacania emerytur przez ZUS korzystając z tego, że żaden rząd od 14 lat nie zrobił nic, żeby rozwiązać problem wypłaty emerytur. Ostateczny termin to 31. grudnia tego roku.
Na propozycję (raczej pogłoskę) przekazania środków na 10 lat przed emeryturą do ZUS (podobno 50 mld złotych w pierwszym roku) OFE natychmiast zareagowały kontratakiem. Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych (IGTE) zaproponowała, żeby emerytury z OFE były wypłacane w formie tzw. wypłaty programowanej w miesięcznych ratach przez określony z góry czas (na przykład przez 10 czy 20 lat) lub dożywotnio. W pierwszym przypadku zebrane środki dzielone byłby przez ilość miesięcy (10 lat – 120 miesięcy), a w przypadku dożywotnim przez ilość miesięcy przeciętne dalszego trwania życia osoby w wieku emerytalnym (obecnie dla mężczyzny w wieku 67 lat to 192,1 miesiąca). W pierwszym przypadku środki podlegałyby dziedziczeniu, w drugim nie.
Przy okazji warto przypomnieć, że już obecnie małżonek dziedziczy zgromadzony kapitał, ale po pierwsze w gotówce dostaje tylko 50 procent – resztę otrzymuje na swoje konto w OFE. Po drugie dziedziczy wszystko dopóki zmarły nie przejdzie na emeryturę. Potem wartość dziedziczonego kapitału spada o 1/37 (o 2,7 proc.) miesięcznie. Jeśli śmierć nastąpi po trzech latach od przejścia na emeryturę nie dziedziczy się już nic. Dotyczy to więc bardzo małego grona osób. To jest bardziej specyficzne ubezpieczenie na wypadek śmierci, a nie dziedziczenie.
Propozycja IGTE spotkała się z powszechnym oburzeniem. Komentatorzy zwracają uwagę na to, że od dawna żadna sprawa nie zjednoczyła polityków wszystkich opcji. Do tej propozycji zdecydowanie znajduje zastosowanie powiedzenie „jeśli Bóg chce kogoś pokarać to mu rozum odbiera”. Nie można wykluczyć nawet, że prawdą jest to, co (żartem) powiedział w „Faktach po Faktach” (29.03) prof. Ryszard Bugaj. Powiedział, że być może PTE prowokują polityków do likwidacji funduszy.
W końcu przecież śmietankę już zebrano. Opłaty na rzecz PTE były potężne, a ich wielkość całkowicie nieuzasadniona (choćby początkowa opłata dystrybucyjna od składki 10 procent, zmniejszona w 2004 roku do 7, a do 2010 roku 3,5 proc.). Dostają też pieniądze za zarządzanie (obecnie około 0,5 proc. rocznie od wszystkich aktywów). Od zysku zależy mikroskopijna część wynagrodzenia – praktycznie jest pomijalna.
To zdecydowanie nie jest i nigdy nie był uczciwy układ. Teraz zostały już same problemy – niższa składka, niższe opłaty wstępne, konieczność wydawania pieniędzy na wypłatę emerytur (dotychczas tylko wpływały). Po co się męczyć? Może lepiej sprowokować awanturę skutkującą likwidacją OFE? Alternatywą byłaby ta, rzeczywiście dziwaczna propozycja, którą złożyła IGTE.
Popatrzmy, co by się stało, gdyby została przyjęta. Olbrzymia większość ludzi przyjęłaby wariant wypłaty zgromadzonych środków w ciągu 10 lat. To oczywiste, bo przecież emerytura w ciągu tych 10 lat byłaby o 60 procent wyższa niż ta dożywotnia wynikająca z podzielenie posiadany środków przez 192 miesiące. Poza tym pozostałe po śmierci emeryta środki byłyby dziedziczone. Uczciwy układ? Niestety, nieuczciwy. Wielu emerytów wydałoby w ciągu 10 lat wpływające środki. Zostaliby na łasce emerytury wypłacanej dożywotnio przez ZUS. A gdyby była niższa od minimalnej emerytury (obecnie 831 zł.) to dopłacić musiałby budżet państwa, co mogłoby doprowadzić do potężnych perturbacji.
Jaki interes mają PTE proponując swoje rozwiązanie (jeśli nie chcą sprowokować likwidacji)? Po pierwsze średnia życia nie mówi wszystkiego. Bardziej sensowna byłaby mediana. Poza tym można podejrzewać, że ludzie lepiej zarabiający będą żyli dłużej (lepszy dostęp do ochrony zdrowia, łatwiejsze życie) niż ci mniej zamożni. Z tego może wynikać, że emeryci z wyższymi emeryturami będą żyli dłużej od średniej. Wtedy PTE musiałyby dopłacać do interesu. Poza tym będą musiały zajmować się wypłatami oraz tworzyć bezpieczne fundusze przedemerytalne, co znacznie zwiększy ich koszty. Będą tez ciągle na cenzurowanym i każde wahnięcie emerytury w dół sprowadzi na nich atak polityczno-medialny. To się po prostu nie opłaca.
Co wybiorą politycy? W środę 3. kwietnia „Gazeta Wyborcza” opisała kolejną propozycję, która podobno ma poparcie rządzących. Ja traktuję ją jako balon próbny. Dziennikarki „GW” Agata Nowakowska i Dominika Wielowieyska piszą, że rząd chciałby zmniejszyć składkę do OFE i nakazać funduszom kupowanie akcji za pozostałość (wykluczyć obligacje skarbu państwa). Ta część, o którą zmniejszona zostałaby składka do OFE (równa kwocie przeznaczanej dotychczas na zakup obligacji) zostałaby zapisana w ZUS na specjalnych subkontach (jak rozumiem subkontach indywidualnych).
Jak to rozwiązanie zmieniłoby obecną sytuację? Rząd nie musiałby emitować obligacji po to, żeby sprzedawać je OFE. Inaczej mówiąc nie musiałby zwiększać zadłużenia Polski. I o to przede wszystkim chodzi. Przyszli emeryci zamiast obligacji skarbu państwa kupionych przez OFE dostaliby gwarancje państwa, którymi z pewnością objęte byłyby subkonta w ZUS. Teoretycznie duża różnica, ale praktycznie dla przyszłego emeryta niewielka – obligacje skarbu państwa to przecież nie jest gotówka, a jedynie obietnica wypłaty też gwarantowana przez państwo. Widzieliśmy już (choćby na przykładzie Grecji) jak te gwarancje wyglądają, kiedy finanse państwa są w kryzysie.
„GW’ pisze też, że rozważane jest przesunięcie zebranej w OFE części aktywów (o wartości równej inwestycji OFE w obligacje) z OFE do ZUS. Gazeta nie precyzuje, czy chodziłoby o przesunięcie obligacji do ZUS, czy o sprzedanie obligacji po to, żeby przekazać gotówkę do ZUS. Mówi się też o możliwości wyboru między ZUS i OFE. Ja uważam te warianty za straszaki. Za kozę, którą niedługo rząd wyprowadzi z domu (nawiązuję do znanej przypowiastki o Żydzie, rabinie i kozie), co wywoła oddech ulgi.
Pokusa realizacji tych wariantów (przesunięcie środków lub dobrowolność) jest rzeczywiście duża, bo zadłużenie państwa spadłoby skokowo, ale koszty polityczne byłyby olbrzymie. Ja sam (mimo, że uważam OFE za błąd reformy z 1999 roku) sprzeciwiam się temu, żeby ZUS zabrał z OFE to, co jest tam zgromadzone. To prawda, że SN potwierdził, iż te środki należą do systemu emerytalnego, a nie do nas. Prawdą jest też, że znacjonalizowanie przez Argentynę funduszy emerytalnych nie doprowadziło do katastrofy. Przeciwnie po pewnym czasie sposób zarządzania tym kapitałem przez jednostkę państwową zaczął być przez rynki oceniany pozytywnie. Jednak naruszanie stanu posiadania OFE uznałbym za prawdziwy, nieprzyzwoity skok na kasę. Wyjątkiem jest przekazanie środków do ZUS w celu wypłaty emerytury.
IGTE niezwykle pomogła przeciwnikom PTE – mają otwartą drogę do zmian. Uważam, że na likwidację OFE lub na dobrowolność OFE – ZUS rząd się nie zdecyduje. Byłoby zbyt politycznie ryzykowne, co pokazała dyskusja w 2011 roku, kiedy to zdecydowano o zmniejszenie u składki do OFE. Nie wchodzi również w grę przesunięcie kapitału na 10 lat przed emeryturą do ZUS, bo dramatycznie zaszkodziłoby koniunkturze na GPW (już na tej dyskusji giełda według mnie cierpi).
Dziwiłbym się bardzo, gdyby ustawa nie została zmieniona tak, żeby nie trzeba było w 2014 roku i w kolejnych latach zwiększać składki do OFE (kosztem składki do ZUS, co zwiększa zadłużenie Polski). Zakładam nawet, że składka może zostać zmniejszona. Poza tym z pewnością to ZUS, a nie OFE będzie wypłacał emeryturę, bo będzie to bardziej korzystne zarówno dla budżetu jak i dla emeryta (niższe koszty zarządzania wypłatami niż w innych rozwiązaniach). Środki z OFE przejdą do ZUS na parę lat (z pewnością nie 10) emeryturą lub w momencie przejścia na emeryturę. Emerytura będzie też oczywiście dożywotnia. Mrzonki o „programowanej emeryturze” PTE mogą wyrzucić do kosza.
Uważam, że docelowo najlepsze by było pójście drogą Szwecji. Szwedzi lokować mogą 2,5 procent swojego wynagrodzenia w ponad 500 funduszach. Tego tym razem się nie doczekamy, ale według mnie docelowo przymus inwestowania w OFE za parę lat zniknie.
Studio Opinii
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.