Prof. Cyprian Mielczarski: Retoryka - dyskusja czy spektakl?

Cyprian Mielczarski| edukacja| humanistyka| manipulacja| retoryka| sfera publiczna| system boloński| uniwersytet

Prof. Cyprian Mielczarski: Retoryka - dyskusja czy spektakl?
Cyceron oskarża Katylinę. Karykatura Johna Leecha z "Komicznej historii Rzymu", ok. 1850. Wikimedia Commons

W Polsce brakuje świadomości, że retoryka powinna być elementem kształcenia od wieku przedszkolnego, przez szkołę średnią, uniwersytet, a nawet później – mówi prof. Cyprian Mielczarski w rozmowie z Weroniką Przecherską

Weronika Przecherska: W dobie powszechnego dostępu do informacji coraz większe znaczenie ma ich właściwe przekazywanie, budowanie komunikatów czy przekonywanie innych do swoich racji. Czy Polacy radzą sobie w tej dziedzinie?

prof. Cyprian Mielczarski:  Absolutnie nie. Wystarczy włączyć radio, telewizor albo poszperać w internecie. Nie potrafią tego ludzie działający w sferze publicznej, a tym samym społeczeństwo, które jej się codziennie przygląda.

Przygląda się i co widzi?

Widzi dyskurs racji. Retoryczne zwarcie pomiędzy różnymi opcjami i wartościami – nie tylko religijnymi, ale i demokratycznymi. Między innymi dyskusję, której osią jest stosunek do Kościoła i jego znaczenia w państwie. Pigułka po, in vitro, aborcja… Wokół tych tematów toczy się polska debata zbudowana ze słownych przepychanek, potocznych sformułowań, nierzadko wulgaryzmów. Słabo przygotowane wystąpienia to codzienność, podobnie jak brak empatii, partnerstwa, zrozumienia dla argumentów strony przeciwnej. Niestety nawet zaangażowani politycznie profesorowie uniwersytetów zachowują się w ten sposób.

W Polsce to zawsze moja racja jest najmojsza…

W polskich dyskusjach razi słabe wykształcenie ogólne, za mało przeczytanych książek, nieumiejętność formułowania przekonujących argumentów. Mówiąc krótko: społeczna niedojrzałość. To raczej spektakl, gdzie wzajemnie zarzucamy sobie haniebne rzeczy i manipulacje. A przecież żeby spierać się z drugim człowiekiem, trzeba przynajmniej próbować rozumieć jego wybory, motywacje, idee. Zastanawiać się, dlaczego ma inne poglądy niż my. Przecież urodził się w innej rodzinie, w innym państwie, inną szkołę ukończył…. Niestety polskiej debacie nadal daleko do wzorców zachodnioeuropejskich.

Takie porównania nigdy nie działają na naszą korzyść.

Nie możemy jednak zapominać, z jakiego punktu startowaliśmy. W XIX wieku, gdy państwa zachodnioeuropejskie i Ameryka rozwijały demokrację, my byliśmy pod panowaniem trzech konserwatywnych cesarstw opartych na autorytecie i hierarchii. Nie były to kultury oparte na relacjach pluralistycznych czy mechanizmie dyskursu publicznego. W czasach II Rzeczpospolitej mieliśmy najpierw stale zmieniające się gabinety rządowe, a od 1926 roku rządy autorytarne. Później nastąpił dramatyczny okres okupacji i 50 lat komunizmu. To wszystko spowodowało, że pod względem debaty publicznej i dyskursu publicznego mamy jeszcze dużo do nadrobienia. Choć trzeba przyznać, że przez ostatnie 25 lat udało się naprawdę sporo.

Ale tradycji retorycznych nie wykształciliśmy, choć walcząc o wolność szczególnie podkreślano możliwość dyskutowania. Zajęcia z retoryki nie są codziennością polskiego uniwersytetu, kluby debaty oksfordzkiej to raczej spotkania pasjonatów. Niewiele jak na 38-milionowy kraj.

Trudno temu zaprzeczyć. W Polsce brakuje świadomości, że retoryka powinna być elementem kształcenia od wieku przedszkolnego, przez szkołę średnią, uniwersytet, a nawet później. Oczywiście uniwersytety zajmują się studiami retorycznymi – jednak przeważnie w ich historycznym wymiarze. Brakuje za to zajęć praktycznych, tak jak choćby w Stanach Zjednoczonych, gdzie retoryka jest na najlepszych uczelniach przedmiotem obowiązkowym. U nas – wręcz przeciwnie: nie docenia się ogólnokulturowego znaczenia i rangi tej dyscypliny. A przecież umiejętność łączenia faktów, przedstawiania własnych poglądów i racji to sprawność społeczna. Już starożytni sofiści wiedzieli, że dzielność, czyli cnota obywatela, to umiejętność doboru argumentów i przekonywania do swoich racji. Niestety w naszej rzeczywistości retoryka nie będzie święcić takich tryumfów jak na europejskich i amerykańskich uniwersytetach. Ludzie po prostu nie mają do niej przekonania. Kiedy zapytałem studentów, z czym kojarzy im się retoryka, odpowiedzieli, że…

…niech zgadnę: z manipulacją?

Tak. To dla polskich studentów nadal negatywne pojęcie. Trzeba dodać, że nie tylko dla studentów, ale także często dla ich nauczycieli, profesorów.

To ci sami studenci, którzy po opuszczeniu bram uniwersyteckich najbardziej obawiają się rozmowy kwalifikacyjnej, mają trudność z autoprezentacją i nie potrafią przekonywać do swoich pomysłów?

Dokładnie. A przecież rozmowa kwalifikacyjna to pierwszy poważny egzamin sprawności życiowej. Nie jest sztuką ukończyć szkołę i uzyskać dyplom. Sztuką jest natomiast zaprezentować swoją wiedzę i umiejętności w dyskusji z potencjalnym pracodawcą. W trakcie takiej rozmowy ujawnia się skuteczność kształcenia ogólnego, czas spędzony na lekturze, elastyczność poglądów, kreatywność…

Wszystko, czego nie da się wkuć na pamięć.

Wkuwanie regułek i faktów kulturowych to niestety nadal codzienność polskiej edukacji. Daleko nam do tradycji liberalnej, której nieodłącznym elementem jest pluralizm poglądów oraz nauka przekonywania do swoich racji. Zresztą samodzielność w myśleniu, indywidualizm, kreatywność to przecież istota kształcenia humanistycznego, nie tylko studiów retorycznych. Niezależnie od tego, czy studiujemy filologię polską, hungarystykę czy socjologię, naszym celem jest kształcenie osobowości, zrozumienie świata i jego inności.

Trudno dyskutować o retoryce, nie wspominając o kondycji polskiej humanistyki, która – nie oszukujmy się – najlepszej prasy nie ma.

Polska humanistyka nadal pochyla się nad przeszłością, kultywuje ją. Oczywiście to zawsze będzie cechą studiów humanistycznych, jednak, w przeciwieństwie do państw zachodnich, nie traktujemy humanistyki jako narzędzia przystosowania społecznego. Polscy studenci, przez lata wychowani w kulturze opartej na autorytecie i tradycji, nie rozumieją, że wiedza to środek do celu. Dla nich studia to przede wszystkim zdobycie dyplomu, nie zaś kształtowanie charakteru czy próba zrozumienia samego siebie i otaczającej nas rzeczywistości.
W demokracji jesteśmy skazani na różne postawy, z którymi musimy się – także retorycznie – konfrontować. Sprawność intelektualna, kreatywność, krytyczne myślenie są niezbędne do życia w społeczeństwie. I to jest misja uniwersytetu. Im wcześniej to zrozumiemy, tym lepiej.

Rozwijanie kreatywności to problem nie tylko polskiej edukacji.

Warto jednak i w tym względzie przyglądać się zachodnim wzorcom. Kilkanaście lat temu robiłem seminarium z dziekanami wydziałów sztuk wyzwolonych (chodzi o przyjęte w średniowieczu za podstawę nauczania: gramatykę, retorykę, dialektykę, arytmetykę, geometrię, muzykę i astronomię – przypis redakcji) na najlepszych uniwersytetach amerykańskich – Princeton, Yale, Harvard i Berkeley. Moi goście wizytowali nasze uczelnie i chodzili na przypadkowe zajęcia z różnych dyscyplin zarówno humanistycznych, jak technicznych. Chwalili ich poziom, nisko natomiast ocenili kreatywność polskich studentów. Dlaczego tak jest? Studentom nadal  brakuje dostępu do zajęć rozwijających kreatywność i wyobraźnię humanistyczną, takich jak teatr, muzyka, taniec czy nawet zajęcia z ceramiki. Na zachodnich uniwersytetach takie przedmioty są normą, a u nas nie cieszą się uznaniem w środowiskach akademickich. W Polsce dopiero zaczynamy się do nich przyzwyczajać, nie doceniając jeszcze w pełni ich znaczenia. To błąd. Ostatnie badania socjologiczne – zarówno skandynawskie, jak amerykańskie – jednoznacznie dowodzą, że poziom kreatywności człowieka zależy od edukacji ogólnej, którą otrzymał w szkole. To nie jest wyłącznie kwestia kształcenia zawodowego.

Niby wszyscy to wiedzą, ale w społecznej świadomości przedmioty humanistyczne nadal funkcjonują jako te gorsze.

W Polsce brakuje przekonania, że istnieje ścisły związek między poziomem wydajności pracy a poziomem edukacji humanistycznej. Wie Pani, dlaczego wprowadzono system boloński? Właśnie po to, żeby jako pierwszy móc wybrać kierunek humanistyczny, a później zrobić specjalizację zawodową. W krajach zachodnich to norma. Wystarczy przyjrzeć się życiorysom wybitnych ludzi, którzy kształcili się w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. Co ciekawe, nawet światowej sławy fizycy czy chemicy mają za sobą studia humanistyczne. Ten typ kształcenia nie ma w końcu charakteru zawodowego, tylko ogólnie rozwijający. Nauka konkretnych zawodowych umiejętności musi być poprzedzona pewną porcją wiedzy ogólnej i treningiem umysłu w zakresie pojęć i tradycji kulturowej. To ona sprawia, że kiedy absolwent zostaje inżynierem, prawnikiem, specjalistą od mediów społecznościowych czy konsultantem, wie więcej, ma szerszy horyzont. Wreszcie, wracając do tematu retoryki, potrafi przekonać innych do swoich racji, znaleźć argumenty w rozmowie o podwyżce, lepiej zaprezentować się w rozmowie kwalifikacyjnej, przygotować specjalistyczny wykład, który zostanie dostrzeżony przez środowisko zawodowe.

Nie tylko potrafi przekonać do swoich racji,  ale też krytycznie ocenić argumenty innych.

To kolejna kwestia. Codziennie jesteśmy bombardowani informacjami retorycznymi. Mass media pełne są opinii, sądów, danych, PR-owych trików. Podsuwają nam komunikaty, przekonują nas do określonych racji czy produktów. Człowiek, który nie przeczytał określonych książek, nie poznał korzeni własnej tradycji czy innych kultur, nie odróżnia dobrych argumentów od złych i łatwo staje się obiektem retorycznej manipulacji. Doświadczony specjalista z zakresu komunikacji społecznej w każdym artykule, informacji czy newsie rozpozna określoną tendencję. Ważne, żeby potrafił to także przeciętny obywatel.

By posługiwał się słowem, ale był też na nie wrażliwy?

W końcu demokracja to system, w którym współdziałamy przy pomocy słowa. To umiejętność absolutnie niezbędna do zrobienia kariery w społeczeństwie demokratycznym. W takich realiach kulturowych każda kwestia będzie miała więcej niż jedną interpretację. Nierzadko będą do siebie w opozycji, a nawet będą się wzajemnie wykluczać. My zaś musimy się po którejś ze stron opowiedzieć. Ważne, żeby był to wybór jak najbardziej świadomy.

Wywiad został przeprowadzony w styczniu 2015 roku.

*Cyprian Mielczarski – doktor habilitowany, profesor w Instytucie Filologii Klasycznej Uniwersytetu Warszawskiego, filolog klasyczny, historyk idei. Twórca i organizator publicznego forum dyskusyjnego na Uniwersytecie Warszawskim „Retoryka, Polityka, Dyskurs Publiczny. Od starożytności do współczesności”.
Instytut Obywatelski

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.