Pułapki prywatyzacji

Daniel Kahneman| debata publiczna| Jurgen Habermas| OFE| Otwarte Fundusze Emerytalne| prymat rynku| prywatyzacja| urynkowienie| wywłaszczenie

Pułapki prywatyzacji

Przy okazji reformy OFE dowiedzieliśmy się, jak trudno jest państwu odzyskać kontrolę nad częściowo sprywatyzowaną sferą zadań publicznych. Pozbyć się odpowiedzialności jest zawsze dużo łatwiej.

Co łączy reformę systemu emerytalnego z reformą śmieciową, czyli wprowadzeniem nowego systemu gospodarowania odpadami? W obu przypadkach państwo ponownie wzięło odpowiedzialność za zarządzanie dziedzinami, które realia rynku prowadziły ku katastrofie. W przypadku emerytur – katastrofie finansów publicznych, a w przypadku śmieci – katastrofie ekologicznej. Państwo wróciło tam, gdzie rynek okazał się niewydolny.

Powrót ten przypominał jednak „ścieżkę zdrowia“, bo rząd zbierał razy z różnych stron, nie tylko od parlamentarnej opozycji. I znów mieliśmy do czynienia z sytuacją niemal żywcem wyjętą z podręczników współczesnego zarządzania publicznego. Coraz częściej powtarza się w nich, że rozstrzygnięcia w ważnych sprawach publicznych nie są już podejmowane w oparciu o klasyczne mechanizmy władzy (rząd, parlament), ale są produktem sieci współzależności. Władza formalnie decyduje i odpowiada przed obywatelami, ale podlega coraz większej presji ze strony rozmaitych lobbies. Ich przewaga polega na tym, że nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za proponowane przez siebie pomysły, a także nie muszą ujawniać, w czyim imieniu i interesie działają.

Reforma OFE to fascynujące studium tego, jak wielką determinacją w dziedzinie zarządzania publicznego musi się wykazać rząd, by wyeliminować patologiczne efekty urynkowienia i prywatyzacji. Dowiedzieliśmy się też, jak małą siłę w debacie publicznej mają argumenty. Tym razem rząd dołożył starań, by pokazać negatywne skutki dotychczasowego systemu i przedstawić korzyści z reformy.

Mimo tego, w mediach dużo lepiej sprzedawały się hasła o „kradzieży“, „wywłaszczeniu“, „skoku na kasę“. Przekonywano nas do coraz bardziej absurdalnych tez, np. że środki zgromadzone w OFE mają status niemal taki, jak lokata bankowa. Argumentowano, że projekt reformy nie był odpowiednio konsultowany. Zadziwiający zarzut, jeśli wziąć pod uwagę, że projekt zmian w systemie emerytalnym był bodaj najdłużej dyskutowaną inicjatywą legislacyjną w historii III RP.

Nie ziściła się z Habermasowska wizja debaty publicznej, opartej na argumentach i prowadzącej do konsensusu. Lepiej pasuje tu metafora ringu, z zastrzeżeniem, że jeden z rywali może swobodnie uderzać poniżej pasa.

Nieco łagodniejszy przebieg miała batalia o śmieci. Przez lata utrzymywaliśmy system, który był ewenementem na skalę europejską: obywatel był zobowiązany sam zatroszczyć się o swoje odpady, podpisując umowę z wybraną przez siebie firmą, która je odbiera. Płacił za usługę tyle, ile śmieci wyprodukował. Nic dziwnego, że niejeden po prostu wywoził śmieci do lasu.

Opór przeciw reformie śmieciowej nie był tak silny, jak w przypadku OFE, bo nie wchodziły tu w grę tak wielkie pieniądze i interesy. Tu i ówdzie pojawiały się jednak zarzuty, że doszło do zamachu na obywatelską wolność gospodarowania (własnymi śmieciami) czy nadmiernej ingerencji w swobodę działalności gospodarczej.

Opisane perypetie nie są argumentem przeciwko prywatyzacji czy urynkowieniu niektórych zadań państwa. Chodzi jedynie o to, by krok w stronę prywatyzacji był wykonywany z takim samym namysłem, jakiego wymaga się dziś od państwa przejmującego na powrót odpowiedzialność za niektóre dziedziny. Historia zmian w OFE czy reformy śmieciowej pokazuje, że dużo łatwiej przychodzi nam prywatyzacja czy urynkowienie nawet kluczowych zadań publicznych niż odwrócenie tych procesów, gdy powodują szkody.

Prywatyzacja ma w polskiej debacie publicznej wielu adwokatów. Niektórzy działają we własnym interesie, inni po prostu wychodzą z założenia, że prywatne jest a priori lepsze. Władza, która zechce podążyć pod prąd tych przekonań, dużo częściej w debacie publicznej jest osamotniona. W efekcie nie każdy rząd będzie chciał pójść na taką konfrontację.

Daniel Kahneman w książce „Thinking, fast and slow“ ["Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym" - wyd. Media Rodzina, 2012 - przyp. red. OK] pokazuje, że nasze poglądy i postępowanie kształtują dwa systemy myślowe: szybki (automatyczny, bezrefleksyjny) i wolny (oparty na refleksji i namyśle). Zastanawiające, jak często w myśleniu o relacjach państwo – rynek uczestnicy polskiej debaty publicznej korzystają tylko z tego pierwszego systemu. Swoistego autopilota, w którym zapisane jest przekonanie o prymacie rynku w każdych warunkach i w każdej sferze zadań publicznych.

*dr Dawid Sześciło – pracownik naukowy Zakładu Nauki Administracji, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Obywatelski

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.