Tygodnik Powszechny na referendum

Jarosław Flis| JOW| Niemcy| Nowa Zelandia Słowenia| Ordynacja wyborcza| referendum ogólnokrajowe| Tygodnik Powszechny| USA| Wielka Brytania

Tygodnik Powszechny na referendum

Obserwator Konstytucyjny nie zabierał głosu w sprawie zasadności ogłoszonego na 6 września ogólnokrajowego referendum. Jednak postanowiliśmy polecić naszym czytelnikom opracowanie opublikowane przez zasłużony Tygodnik Powszechny, które jednym podpowie decyzję, innym pomoże zrozumieć zasady i zawiłości ordynacji większościowej [Redakcja OK].

W najbliższą niedzielę (6 września) świadomi obywatele pójdą do lokali wyborczych, by oddać głos w referendum - pierwszym ogólnopolskim od ponad dekady.

Choć okoliczności jego zarządzenia oraz zadane pytania budzą wątpliwości, nie powinno to zniechęcać do udziału w głosowaniu. Zwłaszcza, że pierwsze z pytań, dotyczące w zamierzeniu tylko jednomandatowych okręgów wyborczych, jest bardzo ważne.

Naprawmy system

Polacy są niezadowoleni ze sposobu, w jaki wybierani są ich przedstawiciele. Przygotowane pod auspicjami Tygodnika Powszechnego opracowanie ma służyć pomocą wszystkim tym, którzy chcieliby zmiany. A przede wszystkim tym, dla których udział w referendum będzie dopiero początkiem dyskusji. Taka jest korzyść z niejednoznaczności zadanego w referendum pytania. Jeśli wynik referendum będzie impulsem do zmiany ordynacji, to wcale nie wiadomo, na czym dokładnie będzie ona polegać. Czeka nas w tej sprawie długa dyskusja. Dlatego też, by pomóc wszystkim tym, którzy chcieliby taką dyskusję śledzić albo się w nią włączyć, powstało obszerne opracowanie, dostępne jako e-book na stronie internetowej Tygodnika.

W pierwszej części – najkrótszej – jest mowa o tym, dlaczego w ogóle warto zmieniać ordynację i jakie elementy należy przy tej okazji brać pod uwagę. Druga część jest diagnozą, dlaczego z obecnym systemem jest coś nie tak, dlaczego budzi tak negatywne odczucia. Kiedy są one uzasadnione, a kiedy są efektem mylenia objawów z prawdziwą chorobą. Kiedy wreszcie system radzi sobie całkiem  dobrze, a jego doświadczenia mogą być wykorzystane przy proponowaniu nowych rozwiązań.

Do referendum doszło, gdyż od lat obecny jest w Polsce wyraźny oddolny ruch – jego zwolennicy wiążą wiele nadziei z ordynacją brytyjską. Właśnie taka ordynacja, w której w każdym okręgu wybierany jest jeden poseł zwykłą większością głosów, urzeka wiele osób swoją prostotą. Jak to często bywa z takimi fascynacjami, prowadzą one do pomijania wielu aspektów. Stąd trzecią część Tygodnikowego opracowania poświęcamy temu, co jest prawdą wśród obietnic przedstawianych przez zwolenników systemu brytyjskiego, a w których miejscach mijają się one z rzeczywistością.
Na świecie wymyślono cały szereg sposobów wybierania posłów, które wykorzystują jednomandatowe okręgi wyborcze i są odpowiedzią na problemy występujące w brytyjskim pierwowzorze. Takie próby podejmowane są zarówno w krajach wielkich i przemawiających do wyobraźni swoją tradycją demokratyczną (Francja i Stany Zjednoczone), jak i tych leżących daleko czy na uboczu, które próbowały znaleźć swoją drogę (Australia czy Słowenia). Są one omówione w czwartej części naszego opracowania.

Ostatnia część to prezentacja systemu, który pasuje do polskich realiów. Czerpie z doświadczeń, prób i błędów innych krajów oraz ze znajomości tego, w jaki sposób funkcjonuje polskie życie społeczne: jak zachowują się polscy wyborcy, w jaki sposób zorganizowane są polskie partie. To rozwiązanie zostawia jednak pole manewru i może być przedmiotem debaty wokół szczegółowych rozwiązań. Może być początkiem rekonwalescencji po chorobach, które trapią polską politykę już od prawie ćwierć wieku.

Nauczka z kryzysu

Podstawową inspiracją była dla nas spersonalizowana ordynacja proporcjonalna, stosowana w Niemczech. Rozwiązanie to (przeniesione już m.in. do Nowej Zelandii i Szkocji) pasuje do naszych realiów i przyzwyczajeń po modyfikacjach podobnych do tych, które zastosowano przy wyborze landtagów Bawarii i Badenii-Wirtembergii.

Taka propozycja stara się wydobyć to, co najlepsze z systemu brytyjskiego – naturalność mandatu dla najlepszego kandydata, jego przywiązanie do konkretnej, ograniczonej społeczności i przypisanie tak wybranego posła do określonego terytorium kraju. Jednocześnie pozwala na ważne uzupełnienie, którego w systemie brytyjskim brakuje - równą wagę głosów w całym kraju dla każdej partii, reprezentację rozproszonych zwolenników mniejszych ugrupowań i szansę na zdobycie mandatu w miejscach od lat zdominowanych przez inną partię.

Takie rozwiązanie nie stanowi zagrożenia dla żadnej z dotychczasowych partii. Mogłoby być przyjęte przez Sejm jednogłośnie, bez podejrzeń, że jest partyjnym trikiem mającym pognębić jednych, zaś innym dać niezasłużoną nagrodę.

Potrzebna jest więc zmiana, która w każdym rozwiązaniu wypróbowanym na świecie stara się dostrzec inspiracje i przestrogi.

Pierwszym krokiem - próbą - mogłyby być wybory do sejmików w 2018 r. To właśnie w sejmikach, gdzie przeniesiono nasz system parlamentarny, patologie tego rozwiązania są szczególnie szkodliwe. Doprowadziły przed rokiem do ciężkiego kryzysu. Oby nigdy podobny kryzys nie przytrafił się nam przy okazji wyborów sejmowych.

W najbliższych trzech latach (po październikowej elekcji parlamentarnej) nie przewidziano żadnych wyborów. To wymarzony czas na przygotowanie się do zmiany. Wszystko powinno być gotowe, by, w przypadku powodzenia sejmikowego testu, nowe prawo obowiązywało już w 2019 r., kiedy znów przyjdzie nam wybierać posłów i senatorów.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.