Wrócić do prawdziwej polityki

administrowanie| gmina| gospodarz| lojalność| polityka| powiat| samorząd| urzędnik| wspólnota

Wrócić do prawdziwej polityki
Foto: Damianwiszowaty12, Wikipedia.org

Sztuka bycia mądrym gospodarzem nie cieszy się dzisiaj popularnością.

Pytanie dotyczy  odpowiedzialności i można by je sformułować następująco: za co i przed kim odpowiada polityk, lub szerzej – ten, kogo postawiono w sytuacji, w której oczekuje się od niego decyzji dotyczących spraw wspólnych. Decyzje takie na ogół zapadają w swoim trybie i czasie; nie chodzi nam więc o poddanie krytyce tempa czy okoliczności ich podejmowania, lecz o rozważenie tego, w imię czego decyzje te zostają powzięte. Domniemuję, że ponieważ chodzi o sprawy natury dalekiej od interesów poszczególnych jednostek, imieniem owym powinno być dobro wspólnoty podlegającej owym postanowieniom.

Cele bliskie i dalekie

Powszechne rozczarowanie polityką każe się jednak zastanowić, czy nie są uzasadnione obawy, i potocznym jest poddawanie w wątpliwość takiej motywacji. Gdy dzisiaj wielu spośród nas pyta się, po co nam właściwie polityka, kryje się za tym surowy osąd bieżącego stanu życia publicznego, osąd wywołany poczuciem kryzysu wartości, w oparciu o które, sądzimy, decyzje winny być podejmowane. Ucieczka od polityki jest wynikiem głębokich wątpliwości dotykających właśnie imienia, jakie powinno patronować przedsięwzięciom politycznym.

Gdy zadajemy sobie pytanie „w imię czego zdecydowano tak czy inaczej”, dźwięczy w tym wyraźna nuta rozczarowania kształtem rzeczywistości wywołanej owymi decyzjami oraz relacjami ludzkimi za nimi stojącymi. Polityka musi posługiwać się szerokimi pojęciami określającymi jej dalekosiężne cele (tak było przed rokiem 2004, kiedy Polska zabiegała o członkostwo w Unii Europejskiej), nie może jednak gubić celów bliższych czasowo i wyraźnie określonych przestrzennie, celów realizowanych jakby „po drodze” do osiągnięcia owych celów strategicznych. Powinna zatem pojawić się harmonia, uzgodnienie między tymi płaszczyznami: cele strategiczne i dalekosiężne winny komponować się z celami bliskosiężnymi i taktycznymi. Tymczasem często do uzgodnienia takiego nie dochodzi.

Trzy ważne pojęcia

Spróbujmy rozgraniczyć trzy pojęcia: gospodarczości, gospodarności i gospodarstwa. Pierwsze odnosiłoby się do umiejętności określenia czynników sprzyjających najogólniej pojmowanemu rozwojowi danego miejsca czy regionu. Gospodarcze względy pomogą zdecydować, czy mamy zbudować fabrykę samochodów, czy postawić na turystykę i usługi. Tutaj znaczącą rolę odegrają względy pozamiejscowe: ogólny plan rozwoju kraju i poszczególnych branż przemysłu, stan zasobów naturalnych, dostępność infrastruktury, kontakty z partnerami zagranicznymi.

Gospodarność natomiast wkracza do gry wówczas, gdy powzięte decyzje fundamentalne i dalekosiężne podlegają rozplanowaniu na poszczególne etapy, których pokonywaniem rządzą reguły techniczne i prawne. Gospodarność daje się stosunkowo łatwo sprawdzić wszelkiego rodzaju kontrolą zgodności stanu faktycznego z zasadami sztuki technicznej i przepisami kodeksowymi. Te ostatnie są niezwykle rozbudowane i mogą odnosić się do sposobu wypełniania procedur przetargowych, przestrzegania prawa finansowego, regulacji antykorupcyjnych, etc. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nikt nie może zwolnić decydentów i zarządzających od lojalności wobec prawa i jego wymogów.

Gospodarz czy administrator?

Źle się natomiast dzieje, gdy lojalność ta staje się rodzajem osobistej gwarancji bezpieczeństwa urzędnika. Traci on wówczas z oczu to, co najważniejsze: tego, komu owa decyzja i jej wykonanie mają służyć. A w ostatecznym rozrachunku nie pozostają one ani w służbie dalekosiężnych makroplanów, ani też nie oddają się bez reszty kwestii praworządnej realizacji owych planów. Decyzja jest adresowana do mieszkańców danego miasta czy regionu, a poprzez nich ma okazać się wartościowa i przydatna także dla tych, którzy miejsce owo odwiedzają.

Tę troskę nie o plan głównie czy przepis prawny, lecz o człowieka będącego odbiorcą decyzji nazywam gospodarzeniem. Jest ono postawą, dzięki której zarządzający, nie przestając być urzędnikiem-administratorem, dokonuje znaczącego przesunięcia w polu swego widzenia. Nie tracąc z oczu prawa i planów, jednocześnie na plan pierwszy wysuwa tych, którzy prawami i planami mają zostać obsłużeni. Gospodarzem jest nie ten, kto popisuje się gospodarczością i którego gospodarność jest bez zarzutu, bowiem niewolniczo trzyma się litery przepisu, ale ten, kto gospodarzy, to znaczy – nie zbywając się wyobraźni – dąży do tego, aby wykonanie przepisu służyło nie jego własnemu bezpieczeństwu w razie kontroli, ale mieszkańcom i ich życiu. (Nie bez powodu Biblia w tylu przypowieściach czyni gospodarza postacią centralną).

Gospodarz, indagowany w sprawie np. bezpieczeństwa gminy, braku chodników i ścieżek rowerowych, zachowa się inaczej niż gospodarny administrator. Ten powoła się na odpowiedni przepis, który wzmocniony zawsze aktualną wymówką ekonomiczną („brak funduszy w budżecie”) zapewni władzy odpowiedni święty spokój. Jak przekonało mnie doświadczenie osobistej korespondencji z władzami powiatu, w którym zamieszkuję, urzędnik-administrator odpowiadając, w pierwszym rzędzie odżegna się od określenia go mianem „gospodarza”, Napisze, że zadania starosty są określone stosownymi przepisami i dumne miano „gospodarza” w nich nie figuruje.

Kiedy wspólnota ma sens

Takie postawienie  sprawy jest początkiem końca dobrej polityki, którą rozumiem jako  podjęte w dobrej wierze wspólne zabieganie obywateli i władze o dobro wykraczające poza interesy poszczególnych jednostek. Wspólnota tylko wtedy ma sens, jeśli jest wspólnym wysiłkiem ludzi podejmujących w ramach prawa ryzyko takiego interpretowania przepisu, które nie stanowiłoby jedynie zabezpieczenia się urzędnika przed kontrolą, ale sprzyjałoby życiu mieszkańców. Jeśli jako cel postawimy dobrostan zarządzającego wynikający ze sztywno i dogmatycznie rozumianej praworządności, stawiamy pod znakiem zapytania ideę obywatelskości. Polityka przestaje być zabieganiem o dobro wspólne, a zaczyna być wyłącznie administrowaniem, w którym liczy się głównie zgodność poczynań zarządzającego z zazwyczaj nader wąsko rozumianym prawem.

Powiedzmy jasno: w znacznym stopniu nasze życie publiczne zostało zdominowane przez gospodarczość (kult wielkiego biznesu mającego regulować nawet sposoby prowadzenia badań naukowych) i gospodarność (nadmiar instancji kontrolnych skutecznie paraliżujących śmielsze poczynania administratorów), natomiast zapomnieliśmy o gospodarzeniu. Sztuka bycia mądrym gospodarzem nie cieszy się dzisiaj popularnością. Natomiast to od niej w wielkiej mierze zależy nie tylko kształt miejsca, w którym mieszkamy, ale przede wszystkim kształt naszego życia.
*Prof. Tadeusz Sławek – filozof, literaturoznawca
Instytut Obywatelski

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.