Chcąc poprawić dolę pacjenta, pogarszamy dolę szpitala

błędy medyczne| NFZ| Primum Non Nocere| Rzecznik Praw Pacjenta| szkodowość placówki medycznej| szpitale

Chcąc poprawić dolę pacjenta, pogarszamy dolę szpitala

Wprowadzenie z początkiem 2012 roku nowego obowiązkowego ubezpieczenia od tzw. zdarzeń medycznych okazało się wielkim obciążeniem dla wszystkich szpitali. Szacunkowe koszty jakie placówki medyczne miały ponieść w związku z nowym ubezpieczeniem okazały się wielokrotnie zaniżone. W dodatku okazało się, że tylko jeden ubezpieczyciel zdecydował się na przygotowanie oferty w tym zakresie, a oferta ta okazała się nie do przyjęcia dla większości szpitali. Szeroka dyskusja na ten temat, a także liczne protesty szpitali i samorządów spowodowały dość szybką nowelizację ustawy w tym zakresie.

Niewiele jednak z tej nowelizacji wynika. Można powiedzieć, że wykonanie wyroku tylko odroczono, bowiem jedynie przesunięto obowiązek ubezpieczenia na 1 stycznia 2014 roku. Mówię o wyroku, bo dla każdego szpitala to ogromny i nieplanowany wcześniej wydatek. W sytuacji, gdy długi szpitali znów rosną, nietrudno sobie wyobrazić, co będzie się działo od początku roku 2014. I tak już kiepska sytuacja finansowa szpitali jeszcze się pogorszy, a w związku z tym i o błędy medyczne będzie łatwiej. Wzrośnie z pewnością także frustracja pacjentów, a pacjenta sfrustrowanego łatwiej przekonać do wystąpienia o odszkodowanie za - zaistniały bądź nie - błąd medyczny. Przed szpitalami już pojawiły się banery reklamujące firmy prawnicze specjalizujące się w uzyskiwaniu odszkodowań w tym zakresie. W sytuacji, gdy dano pacjentom możliwość skorzystania, oprócz drogi sądowej, także z uproszczonej i co ważne dużo tańszej procedury orzekania o zdarzeniach medycznych przed komisjami wojewódzkimi, należy zakładać, że roszczeń pacjentów będzie przybywać. Niemniej jednak uznanie przez komisję wojewódzką faktu zaistnienia zdarzenia medycznego nie oznacza jeszcze wypłaty odszkodowania. Poszkodowany i szpital powinni zawrzeć ugodę co do wysokości takiego odszkodowania.

Jak dotąd spraw rozstrzyganych przez te komisje nie jest zbyt wiele. W 2012 roku w województwie mazowieckim komisja ds. orzecznictwa rozpatrzyła tylko osiem takich wniosków - cztery zostały uznane za bezzasadne - z 38 jakie wpłynęły. Według Rzecznika Praw Pacjenta w skali całego kraju wniosków do komisji wojewódzkich złożono niewiele ponad dwieście, zaś rozpatrzono dopiero 42. Z kolei wg stowarzyszenia Primum Non Nocere zdarzeń medycznych w Polsce jest minimum 20 tys. Jednak tak naprawdę nikt nie wie, ile błędów lekarskich jest popełnianych. Nie ma też zbiorczych danych dotyczących zebranej składki z tytułu ubezpieczenia od tych zdarzeń w skali kraju. Nie ma także zbiorczych danych dotyczących sumy wypłaconych odszkodowań z tego tytułu w skali kraju. Takimi danymi nie dysponuje NFZ, nie ma ich też Ministerstwo Zdrowia. Nie sądzę, by w tym roku ktokolwiek uzyskał odszkodowanie z tego tytułu. Składkę opłaciła mniej więcej jedna trzecia szpitali. Okazało się więc, że na tym interesie szpitale straciły, pacjenci nie zyskali a jedynym zadowolonym okazała się firma ubezpieczeniowa.

Nie ulega wątpliwości, że błędy lekarskie się zdarzają. Skoro tak, to są i poszkodowani w wyniku tych błędów. Nie powinni oni być pozbawieni rekompensaty za uszczerbek na zdrowiu i często związany z tym spadek jakości życia. Dlatego też niezbędne jest zagwarantowanie im wypłaty takiej rekompensaty. Celowe jest więc zabezpieczenie funduszy na ten cel. Niekoniecznie musi to oznaczać dodatkowe i obowiązkowe ubezpieczenie od zdarzeń medycznych, tym bardziej, że niezrozumiała wydaje się wysokość składki wyliczonej przez firmę ubezpieczeniową. By się przed tym bronić, niektóre szpitale i samorządy szukają szansy w stworzeniu Towarzystw Ubezpieczeń Wzajemnych. Proponuję jednak prostsze i tańsze rozwiązanie.

Uważam, że zamiast wprowadzać obowiązkowe ubezpieczenie od zdarzeń medycznych powinien zostać utworzony w ramach NFZ swego rodzaju fundusz odszkodowawczy przeznaczony na wypłatę tego typu roszczeń. Ponieważ dzisiaj nikt nie jest w stanie rzetelnie oszacować kosztów z tym związanych, na początek mogłoby to być np. 0,5% wysokości każdego kontraktu. Każdego, bo tzw. zdarzenie medyczne może wystąpić również w innym miejscu niż szpital. Trudno więc zrozumieć, dlaczego ograniczono się tylko do szpitali, skoro błędy medyczne się zdarzają i to zdarzają się wszędzie. Tak dzieje się na całym świecie, bo lekarze to też ludzie i jako tacy też popełniają błędy. Nie oznacza to jednak, że pacjent, którego taki błąd dotknął, powinien być pozbawiony jakiejkolwiek rekompensaty. W takich przypadkach zwykłe przepraszam nie wystarczy. Zrozumiałe jest więc, że obowiązkiem udzielenia zadośćuczynienia pacjentowi w takich przypadkach powinni być solidarnie obarczeni wszyscy udzielający świadczeń medycznych. Proponowane pół procenta stanowi niebagatelną kwotę blisko 300 mln złotych. Jak wynika z dotychczasowych doświadczeń kwota ta i tak jest zbyt wysoka. Skoro do tej pory komisje uznały racje pacjentów tylko w 14 przypadkach, to gdyby nawet wypłacono spadkobiercom maksymalne kwoty zadośćuczynienia, a tak przecież nie jest, byłaby to kwota zaledwie 4,2 miliona złotych czyli niecałe 1,5 % funduszu początkowego.

Wyraźnie widać, że zaletą takiego rozwiązania jest jego niski koszt oraz fakt, że pozostałe po wypłacie ewentualnych odszkodowań pieniądze pozostają w systemie, ponieważ nadwyżka pozostała po zaspokojeniu roszczeń może być przeznaczona na uzupełnienie kontraktu dla wszystkich. Może być także - co będzie tańszym i mniej skomplikowanym rozwiązaniem - przeznaczona na zwiększenie kontraktu w roku następnym. Przy podziale tych środków powinna być brana pod uwagę szkodowość danej placówki. Zmniejszenie w tak niewielkim stopniu kontraktu nie będzie w sposób znaczący wpływać na obniżenie przychodów danej placówki, tym bardziej że w perspektywie będzie przynajmniej częściowe jego wyrównanie.

Proponowana przez ubezpieczyciela składka ubezpieczeniowa jest wielokrotnie wyższa a opłacana jest także z kontraktu. Szpitale nie mają przecież innych dochodów, w każdym razie większość ich nie ma, a te, które takie dochody mają, nie uważają, by te wpływy w sposób znaczący ważyły na ich przychodach. Skoro ciągle słychać, że pieniędzy w systemie jest za mało, tym bardziej nie należy ich z tego systemu wyprowadzać. Takie rozwiązanie może być wprowadzone niezależnie od tego, czy NFZ ulegnie podziałowi czy też nie. Fundusz może funkcjonować tak samo przy scentralizowanym systemie jak i przy podziale na fundusze, czy też kasy wojewódzkie lub regionalne. Jest to rozwiązanie najtańsze z możliwych, a pieniądze mogą być tam gromadzone choćby w formie oprocentowanych lokat. Każdego roku, biorąc pod uwagę rok poprzedni, powinno się ustalać minimalny poziom takiego funduszu, by niepotrzebnie nie zamrażać pieniędzy przeznaczonych przecież na leczenie. System jest prosty, tani i nie wymagający specjalnej obsługi, a przy tym gwarantuje, że każda nadwyżka nie będzie zyskiem firmy ubezpieczeniowej, ale zyskiem pacjenta, bo zostanie przeznaczona na jego leczenie.

Niestety, czasem jest tak, że chcąc poprawić dolę pacjenta, pogarszamy dolę szpitala. Podobnie jest w przypadku słynnego już rozporządzenia dostosowawczego do warunków sanitarnych. A naczelna zasada w medycynie brzmi „Primum non nocere” – przede wszystkim nie szkodzić. Ani pacjentowi ani placówkom świadczącym usługi medyczne.

Janusz Krakowian, wicestarosta częstochowski

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.