Piotrowski: Powiedzieli, napisali… (Odcinek 85)

Dr habilitowany Ryszard Piotrowski, Uniwersytet Warszawski

Pojęcie suwerenności narodu bywa rodzajem alibi dla polityków, by legitymizować posunięcia niezgodne z podstawowymi wartościami porządku konstytucyjnego. W imię suwerenności "narodu", rasy, klasy popełniano w historii niewyobrażalne zbrodnie.

Przeciwstawianie konstytucji narodowi jest ahistoryczne. Gdybyśmy, nie pamiętając o tym, uznali, że po jednej stronie mamy konstytucję i prawo, a po drugiej jakąś abstrakcyjną suwerenność, której dysponentem bywa dziś ta, a jutro inna grupa, to znajdziemy się w pułapce. Jak Europa na początku lat 30. XX wieku. Sens współczesnych konstytucji polega na tym, że ograniczają władzę, także suwerena, prawami człowieka. A demokracja to ustrój, w którym władza większości jest ograniczona przez prawa mniejszości. W społeczeństwach XXI wieku podstawą legitymacji władzy nie jest jedynie wynik wyborów, ale także przestrzeganie praw człowieka.

[...]Konstytucja mówi, że Polska jest "demokratycznym państwem prawnym". I wyklucza zarówno nieograniczoną prawem władzę większości, jak też arbitralne rządy mniejszości, niezależnie od tego, ile razy występuje w konstytucji któryś wyraz.

Hasło: "Cała władza w ręce aktualnej większości", jest wezwaniem do obalenia istniejącego porządku konstytucyjnego. Konstytucja rzeczywiście jest nierozerwalnie związana z narodem i jego suwerennością. Ale z suwerennością opartą na wartościach, godną tego narodu i godną człowieka.

Thomas Jefferson uważał, że w sprawach dotyczących władzy nie sposób ufać ludziom i trzeba im związać ręce postanowieniami konstytucji. Można powiedzieć, że trudno byłoby też ufać władzy suwerena narodu, więc trzeba mu związać ręce konstytucją.

[...] Konstytucja [RP], podobnie jak większość współczesnych konstytucji, ogranicza władzę suwerena. Naród jako suweren nie sprawuje zwierzchniej władzy nad wartościami opartymi na przyrodzonej i niezbywalnej godności człowieka. To one są źródłem suwerenności jednostek składających się na naród, a więc stanowią podłoże suwerenności narodu. Jak przypominał Jan Paweł II, fundamentem wartości nie mogą być tymczasowe i zmienne "większości" opinii publicznej. Jeśli rządzący nie szanują praw człowieka, to ich władza jest bezprawna. A prawa człowieka poręcza konstytucja. Dlatego przeciwstawianie suwerena narodu konstytucji jest nietrafne i ahistoryczne.

[...] jeśli czyta się konstytucję jako całość, to wynika z niej zakaz ograniczania pojęcia narodu do aktualnie dominującej w nim większości. Konsekwencją tezy, że suweren rozumiany jako większość może wszystko, byłoby przekreślenie niezawisłości suwerena rozumianego jako cały naród. Suweren zdominowany przez jakąkolwiek wszechwładną większość wolną od konstytucyjnych ograniczeń w istocie przestaje być niezależny: mogłaby ona bowiem odebrać władzę zwierzchnią narodowi i przyznać ją na przykład jednostce.

Odpowiednia większość może oczywiście uchwalić konstytucję nieuznającą, że prawa człowieka ograniczają władzę. Ale nie będzie zasługiwał na miano konstytucji akt znoszący zasadę mówiącą, że fundamentem praw i wolności jest przyrodzona i niezbywalna godność człowieka. Podobnie, gdyby w miejsce przepisu przyznającego władzę zwierzchnią narodowi wpisano, że jednolitą i niepodzielną władzę państwową sprawuje ugrupowanie wygrywające wybory.

[...] Art. 4 konstytucji, który stanowi, że władza zwierzchnia należy do narodu, nie jest jedynym jej artykułem. Nie może być interpretowany w oderwaniu od art. 10: zasady trójpodziału i wzajemnego równoważenia się władz ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, i art. 173: że sądy i trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz.

Suwerenność suwerena nie może w demokratycznym państwie prawnym prowadzić do zniesienia zasady podziału i równoważenia się władz, ponieważ to państwo bez owej zasady byłoby sprzeczne samo ze sobą.

Jeśli przyjmiemy, że konstytucja nie ogranicza suwerena, że liczy się po prostu wola większości, to nie ma żadnego zabezpieczenia przed ryzykiem z tym związanym. Wszystkie ewangelie - jak pamiętamy - krytycznie opisują to, co może zrobić zmanipulowany tłum. Niebezpieczeństwo populizmu jest zawsze aktualne.

Poza tym nie jest prawdą, że parlament reprezentuje cały naród. Aktywna mniejszość może zdominować bierną większość uprawnionych do głosowania. Od początku III RP ze względu na kształt prawa wyborczego żaden rząd nie był reprezentantem większości. W dodatku, z powodu progów wyborczych z góry się zakłada, że pewna część aktywnych wyborców nie ma swojej reprezentacji w Sejmie, bo ugrupowania, na które głosowali, nie uczestniczą w podziale mandatów.

Jeśli przyjmiemy, że rządzący są suwerenem, bo zdołali uzyskać władzę w wyborach, to znaczy, że ta część narodu, która ich nie wybrała, została pozbawiona suwerenności. A parlamentarna opozycja: czy to nie są przedstawiciele suwerena?

[...] Przeciwstawianie modelu niemieckiego i francuskiego jest wątpliwe ze względu na różne doświadczenia historyczne tych państw. Model niemiecki opiera się na przekonaniu, że nieograniczona wola większości jest zagrożeniem. Francuski - na przywiązaniu do parlamentaryzmu i przekonaniu o zmienności reguł konstytucyjnych.

Jednak w obu systemach w ich obecnej postaci centralną pozycję zajmują prawa człowieka. We Francji Rada Konstytucyjna orzeka o zgodności ustaw z konstytucją przed ich ogłoszeniem. Przepis uznany za niezgodny z nią nie może zostać ogłoszony ani wejść w życie. Ponadto, jeżeli w czasie postępowania sądowego postawiony zostaje zarzut naruszenia przez przepis ustawy praw i wolności gwarantowanych w konstytucji, Rada Konstytucyjna orzeka w tej sprawie, a przepis uznany za niezgodny z konstytucją zostaje uchylony. Dlatego koniec końców nie ma większych różnic. W obu modelach to wartości są suwerenem. Większość nie może zabierać nikomu praw opartych na tych wartościach.

Polskie doświadczenia historyczne, także z okresu PRL-u, skłoniły twórców konstytucji do przyjęcia modelu demokracji konstytucyjnej, a nie sejmowładztwa. W I Rzeczypospolitej Sejm wydawał się najlepszym zabezpieczeniem przed dominacją władzy wykonawczej króla. Odgrywał rolę gwaranta praw. Ale w myśleniu o konstytucji nie możemy cofać się do I Rzeczypospolitej. Teraz mamy III Rzeczpospolitą, a gwarantem praw są niezależne sądy, w których orzekają niezawiśli sędziowie. I trójpodział władz.

[...] To, że posłowie należą do opozycji, nie oznacza, że nie są przedstawicielami narodu. Tymczasem absolutyzacja woli większości powoduje de facto odebranie im praw i faktyczną eliminację opozycji z parlamentu. Tymczasem podstawą parlamentaryzmu jest dialog.

Rozerwanie związku pomiędzy większością a wartościami zawsze kończyło się źle. Te narody, które dawały się uwieść nieograniczonej władzy większości, niestety kończyły pod butem takiego czy innego dyktatora. Zbrodniczy dyktatorzy XX wieku mieli za sobą poparcie większości lub potrafili je upozorować albo wymusić. Okoliczności zdobycia owego poparcia nie pozwalają uznać, że było ono uzyskane uczciwie.

Większości można wmówić wiele rzeczy. Można nią manipulować. Odrzucenie zasady mówiącej, że władza narodu suwerena jest ograniczona wartościami, których nie można zignorować, nawet tworząc nową konstytucję, to nieuznanie reguły stanowiącej fundament demokratycznego państwa prawnego, a zarazem demokracji konstytucyjnej. I to wydaje się trudne do zaakceptowania z perspektywy współczesnego konstytucjonalizmu.

Rozmowa „Suweren, pałka na demokrację” z Ewą Siedlecką, Gazeta Wyborcza 6 września 2016

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.