W czyim interesie?

deficyt budżetowy| dług publiczny| Elektrownia Opole| finanse publiczne| interes kraju| konsultacje społeczne| matki I kwartału| PGE

W czyim interesie?

Marzyłaby mi się taka telewizja publiczna która zaprasza do siebie ekspertów nie po to, żeby mówili kto ma większe szanse w najbliższych (czyli za dwa lata!) wyborach i dlaczego właśnie ten pan? Albo innych ekspertów, żeby opowiadali, bez których leków refundowanych dalej nie można istnieć, bez jakich nakładów na badania nie ruszymy z miejsca, bez jakiego wsparcia młodzi nie będą się żenić itp., itd. Takich ekspertów, którzy potrafią recytować ile pieniędzy trzeba dorzucić tu, dorzucić tam i udowodnić, że to i tak jest kropla w morzu, każdy głupi potrafi posadzić przed kamerą.

A mnie marzyłby się taki odważny ekspert, który powie i powtórzy dobitnie – państwowy dług publiczny przekroczył 814 miliardów złotych, czyli na każdego mieszkańca kraju wypada prawie 22 tysiące, deficyt budżetu państwa przekroczył 35 miliardów, co znaczy że każdy z nas powinien wpłacić blisko tysiąc złotych do wspólnej kasy, żeby rachunek się wyrównał. Nie jesteśmy USA, żeby nas Chiny finansowały, w interesie wspólnym powinniśmy więc oszczędzać. Poszukajmy razem, gdzie się pieniądze bez sensu marnuje, jakie wydatki można by na razie skreślić a które przynajmniej przyciąć.

Tak ludzie rozumują, kiedy siadają w domu po wypłacie i widzą, że im się budżet rodzinny nie dopina. Słowem chciałabym, żeby postawą obywatelską była nazywana raczej troska o zdrowe finanse i obawa, żeby nie popaść w jakąś przysłowiową Grecję, aniżeli popisy w wynajdywaniu kolejnych potrzeb i nie cierpiących zwłoki wydatków publicznych.

Jest dokładnie odwrotnie. Za obywatelską, a nawet bohaterską postawę chwali się takie panie i takich panów, którzy potrafią zorganizować społeczny protest przeciwko ograniczaniu wydatków. Im liczniejszy, im głośniejszy będzie taki protest, tym większa chwała organizatorom. Na przykład tzw. „matki pierwszego kwartału” wyrosły na bohaterki narodowe, sam premier nie mógł się ich nachwalić, bo tak dzielnie i słusznie walczyły o ten swój kwartał. Do opinii powszechnej dotarło, że rząd puścił bąka wyznaczając dziwną datę dla nowego przywileju. Telewizje pokazywały wypowiedzi pań, które miały rodzić w nieszczęsnym pierwszym kwartale, mówiły jak ich dziecko będzie cierpiało, bo się parę tygodni za wcześnie urodzi, całą filozofię o dobroczynnym wpływie dłuższej obecności matki przy niemowlęciu mieliśmy okazję wysłuchać. I ani słowa o tym, że determinacja, jaką panie wykazały to żadne bohaterstwo, tylko walka o pieniądze.

A gdyby spełniło się moje marzenie o zapraszaniu odważnych ekspertów do studia telewizji, może znalazłby się taki zuch, biegły w rachunkach, który by powiedział ile kosztuje jeden kwartał urlopu rodzicielskiego, i że suma wydana na ten pierwszy kwartał, wcześniej nieplanowana, walnie przyczyni się do zwiększenia deficytu w i tak zadłużonym budżecie kraju. Tym bardziej, że roczne urlopy rodzicielskie nie były wcześniej w tym budżecie przewidziane. Nie rozumiem – dlaczego bojowniczki o pierwszy kwartał zaczęto powszechnie nazywać bohaterkami? Od któregoś dnia trzeba było ten przywilej zacząć, 1 stycznia też można kwestionować, bo czemu są winne mamusie które urodziły w Sylwestra?

*

W Opolu miała wyrosnąć strategiczna inwestycja – rozbudowa elektrowni za 11,5 mld złotych, z czego 20 proc. pozostałoby w regionie. Obiecano, nie dotrzymano. Zarząd Polskiej Grupy Energetycznej ogłosił, że inne projekty inwestycyjne przesądziły o wycofaniu się z tych planów. Nie wiemy, czy plany zrobiono pochopnie, czy ktoś mocniejszy wkroczył ze swoimi argumentami. Niczego nie dowiadujemy się na temat rachunku ekonomicznego tej inwestycji. Co się opłaca krajowi i dlaczego. Dowiadujemy się tylko, że mieszkańcy Opolszczyzny zostali oszukani – zatrudnienie miało po tej rozbudowie znaleźć tysiąc dodatkowych pracowników, a nie znajdzie. I media pokazują – ktoś zwiedziony obietnicą i przezorny zbudował zajazd z restauracją, teraz zostanie na lodzie. Ktoś wstrzymał wyjazd na saksy, teraz pojedzie itp.

Przykra sprawa, bo Opolszczyzna się wyludnia, a rządowa obietnica zawiodła oczekiwania. Redakcja „Gazety” w Opolu zbiera podpisy pod apelem o rozbudowę elektrowni Opole, słowo walka przewija się wszędzie, walczy profesura tamtejszej politechniki, studenci, mieszkańcy. Walczą i mają swoje racje – bezrobocie w regionie przekroczyło 15 procent, dwie trzecie maturzystów zadeklarowało wyjazd z Opolszczyzny, a 100 tysięcy osób z województwa już wyjechało stąd za granicę.

Rozumiem, że walczą – bo mają o co. Ale dlaczego nikt nie powie jasno i dokładnie – skąd się wziął pomysł na tę rozbudowę, dlaczego powstał i dlaczego go zaniechano? I dlaczego, jak słychać, premier obiecał, że rozbudowa jednak będzie? Czy dlatego, że prezes Kaczyński łapiąc wiatr w żagle zapowiedział ostre protesty, blokady itp., mówiąc o „kompletnej degradacji regionu”, grożącym nam braku prądu i braku pracy dla górników? Nie wiedział, albo nie chciał wiedzieć, że wprawdzie w elektrowni pali się węglem, ale węgiel już coraz częściej kupujemy ze wschodu; bo tańszy. Wszystko to furda, kiedy chodzi o podsycanie emocji. Rozbudowa za te miliardy ma się dokonać, a ja nie wiem czy pod wpływem tej bohaterskiej walki zdeterminowanych ludzi i łasych na skandale polityków, czy też z troski o interes kraju?

Bo słychać, że jednak ta rozbudowa nie ma ekonomicznego uzasadnienia. Tylko że słychać tu i ówdzie, spece od energetyki mruczą po kątach, a gdyby tak powiedzieli głośno w telewizji jak z tym właściwie jest?

Kiedy ludzie protestują, wcale nie znaczy że robią to w interesie kraju. Częściej jest nawet przeciwnie. Opozycja piecze swoją pieczeń. Gazeta chce sobie przy okazji poprawić nakład, więc staje na czele zbierania podpisów. Wszyscy mają jakieś swoje racje i interesy, ale gdzie jest interes kraju? Myślę, że mój wymarzony niezależny ekspert mógłby to spokojnie wyjaśnić. Gdyby go dopuścili do głosu. I gdyby był.

*

Przetoczyła się przez media żenująca dyskusja na temat czasu pracy nauczycieli. Kazano im pisać – ile godzin pracują i wyszło, że bardzo dużo. Tymczasem samorządy, które muszą za te godziny płacić, mówią co widzą – a widzą, że po 12-ej w południe trudno już jakiegoś nauczyciela spotkać w szkole. Oni mówią, że harują w domu. Tylko że klasówek i wypracowań do domu też jest mniej niż kiedyś. Za to coraz więcej jest wycieczek na mieście. W powszedni dzień, zwłaszcza kiedy wiosna przyjdzie, wycieczki szkolne są wszędzie. Poza tym – letnia szkoła, zimowa szkoła, wyjazd integracyjny, egzaminy gimnazjalne, maturalne, to reszta siedzi w domu, dzień patrona, pierwszy dzień wiosny, dzień nauczyciela itp., itd.

Do systemu oświaty, podobnie jak do opieki zdrowotnej w każdym kraju ludzie mają pretensje. Jednak w wielu krajach nauczyciel nie wychodzi do domu po czterech godzinach, podobnie jak lekarz nie opuszcza szpitala zaraz po lunchu. Wiem, że programy szkolne nie przystają dziś do zainteresowań młodzieży bardziej niż kiedykolwiek. I być może im mniej godzin dzieciarnia będzie ślęczeć na lekcjach tym lepiej. Ale wolałabym, żeby mi kompetentny ekspert powiedział – jak to jest z wydajnością pracy w niektórych zawodach na państwowej posadzie. Liczenie godzin jest żenujące, zwłaszcza w takim zawodzie jak nauczycielski, ale z drugiej strony – czy można pomagać słabszym uczniom, zajmować się wychowaniem niesfornych wychowanków, organizować wspólnie z młodzieżą imprezy szkolne, kiedy w budynku szkolnym jest się obecnym tylko cztery godziny dziennie?

Każda grupa zawodowa broni swoich interesów, to zrozumiałe. Mniej zrozumiałe wydają mi się ochy i achy, że walka o swoje interesy to dowód, że społeczeństwo obywatelskie u nas krzepnie, a ludzie biorą sprawy w swoje ręce. Walczą. Nawet bohatersko – jak matki pierwszego kwartału.

Tymczasem walka o swoje interesy nie jest żadnym bohaterstwem, zwłaszcza w systemie demokratycznym, kiedy to nie jest zakazane. Ja bym wolała usłyszeć kto i jak troszczy się o interes kraju, a nie tylko swój własny.

Bo suma zwycięstw w tych obywatelskich wojnach, czyli wyszarpywanie kolejnych dziur z dziurawego budżetu dla interesu nas wszystkich może się okazać porażką.
Studio Opinii

 

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.