Strzembosz: Nie znam przypadku w Polsce Ludowej, żeby ktoś groził sędziemu dyscyplinarką na sali sądowej

Strzembosz:  Nie znam przypadku w Polsce Ludowej, żeby ktoś groził sędziemu dyscyplinarką na sali sądowej

prof. Adam Strzembosz

(…) Powiedziałem już kiedyś, że w każdej metodzie rządzenia są pewne elementy pozytywne, ale one nigdy nie powinny przysłonić tych haniebnych. Okres PRL oceniamy niezwykle negatywnie, mimo że doszło w nim do ogromnego awansu upośledzonych grup społecznych. Podobnie jest dziś. Na przykład 500 plus bardzo mi się podoba, choć nie przyczyni się do większej dzietności Nie mogę jednak spokojnie patrzeć na dokonany już paraliż trybunału, a także próby podważenia niezawisłości sędziowskiej. Doświadczenie życiowe przekonuje mnie, że realność konstytucji zależy od organów, które ją chronią. I takim organem jest trybunał. Nie jestem wobec niego bezkrytyczny. Nie wszystkie jego orzeczenia, zwłaszcza te dotyczące sądownictwa, budziły mój zachwyt, Ale jest rzeczą ważną, aby trybunał sprawnie funkcjonował w sytuacji zagrożenia funkcjonowania sądów.

Nawet radykalna reforma nie musi od razu oznaczać zagrożenia. A nie jest też tajemnicą, że sędziowie nie przepadają za zmianami.

Ale jeżeli w projekcie ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa przewiduje się, że prezydent będzie otrzymywał od KRS co najmniej dwie kandydatury na stanowisko sędziowskie i wybierał jedną spośród nich, to jak nie mówić o naruszeniu konstytucji? Według niej głowa państwa nie wybiera, a powołuje sędziów. I pozostaje kwestią niezwykle dyskusyjną, czy może odmówić powołania kandydata wskazanego przez radę. Gdyby tak było, to równie dobrze mógłby nie powołać kandydata na ministra wybranego przez panią premier. Co więcej już wcześniej ogromnie wzmocniono przecież uprawnienia ministra przy powoływaniu prezesa sądu. Jeszcze raz odwołam się do przeszłości W czasach Polski Ludowej – w tej jej lepszym okresie, czyli po 1956 r., kiedy sam orzekałem – nie wzywano już sędziów do komitetów partyjnych ani nie dawano im karteczek z poleceniem, jaki mają wydać wyrok. Za to prezes sądu, powoływany przez ministra sprawiedliwości, wpływał na dobór składu orzekającego, przydzielał nagrody i decydował o awansach Dlatego przy Okrągłym Stole doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jakie znaczenie ma kwestia powoływania prezesa. Właśnie z tego powodu zlikwidowaliśmy w ustawie o ustroju sądów powszechnych wszelkie nagrody i szczeble finansowe poza dodatkiem za wysługę lat Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby do tego wrócić i przyznać prezesowi potężne uprawnienia w manewrowaniu sędziami Jeżeli będziemy mieć bardzo duży okręg sądowy z ogromną liczbą sędziów, to będzie można łatwo wywrzeć wpływ na ich zachowanie, np. grożąc przeniesieniem z Warszawy do Mińska Mazowieckiego. (…)

Przeniesienie sędziego do innego sądu bez jego zgody jest obecnie niemożliwe. Gdyby prezesom przyznano możliwość przesuwania niepokornych sędziów z wydziałów karnych np. do egzekucji, a do tego stworzono duże okręgi, które wchłonęłyby sądy rejonowe, to wszelka manipulacja stałaby się po prostu dziecinną igraszką. Dlatego pozycja prezesa jest tak szalenie ważna. Jeżeli zostaną oni przedstawicielami ministra, całkowicie zależnymi od swojego przełożonego, to z pewnością będą starali się wpływać na „właściwą” obsadę spraw politycznych. Zresztą niedawno doszło do mnie, że jeden prezes „rozmawiał” z sędzią na temat pewnej bardzo politycznej sprawy. Stąd mój apel do sędziów, żeby mając wiedzę o takich przypadkach, natychmiast zawiadamiali prokuraturę o okolicznościach wskazujących na popełnienie przestępstwa. (…)

Czy jednak takie porównywanie obecnej sytuacji sądownictwa do tej z czasów PRL nie jest tak samo ahistoryczne? Mamy dziś przecież zupełnie inne instytucje.

Otoczenie instytucjonalne się zmieniło, ale interesy władzy – nie. Bo jak inaczej rozumieć to, że prezydent na 10 sędziów powołał dwóch, a wśród pozostałych ośmiu jest kuku takich, którzy narazili się władzy. Jaka jest różnica między tym, co mamy teraz a tym, co było kiedyś?! Po 1956 roku, poza kilkoma najbardziej drastycznymi przypadkami, łamanie niezawisłości polegało na tym, że jak ciotka sekretarza komitetu wykonawczego miała sprawę o alimenty, to należało orzec wyższe, niższe albo oddalić powództwo, w zależności od tego, co jej pasowało. Tam nie chodziło o sprawy o życie. To było po prostu zwykłe kumoterstwo. A czy teraz nie można o nim mówić? Czy w sprawie ojca Zbigniewa Ziobry doszłoby do zatrzymania lekarza, gdyby nie to, że proces dotyczy rodziny ministra sprawiedliwości? Albo historia z panem Jakim. To wzburzyło mnie do głębi Skoro jego wniosek o umorzenie postępowania został oddalony, a uchybienie sądu było tak oczywiste, to wiceminister mógł wnieść zażalenie do sądu apelacyjnego. Sprawa byłaby załatwiona. Zamiast tego pan Jaki grozi sędzi postępowaniem dyscyplinarnym. Sędzi, która zachowała się wzorcowo. I pani mówi że jesteśmy teraz w innym świecie niż w PRL? Nie znam przypadku w Polsce Ludowej, żeby ktoś groził sędziemu dyscyplinarką na sali sądowej. (…)

Jak pokazują badania przeprowadzone przez Iustitię, szczególnie złe opinie o sądach wyrażają ci, którzy nigdy nie mieli z nimi kontaktu. Corocznie sądy rozpoznają około 15 milionów spraw. Jeśli w 100 czy nawet 200 z nich zapadną skandaliczne rozstrzygnięcia, to i tak byłby znakomity wynik w skali całego świata! Co nie znaczy, że nie patrzę krytycznie na funkcjonowanie sądów. Faktem obiektywnym jest przewlekłość postępowań, która rzutuje na postrzeganie środowiska sędziowskiego. Powstaje jednak pytanie, co władze zrobiły, żeby przewlekłości nie było? Wprowadzono nową procedurę karną, która miała ją ukrócić, a nowy rząd reformę cofnął W efekcie sędziowie spotykają się dziś równocześnie z trzema procedurami sprzed zmiany, z okresu zmian i z powrotem ze starymi przepisami To nie sprzyja skróceniu postępowań. Niektórzy narzekają, że w innych krajach sędziów jest znacznie mniej niż u nas, a orzekają szybciej. Szafowanie tymi danymi bez wzięcia pod uwagę, że obowiązuje tam inny system i kognicja, to cynizm albo głupota. Owszem, Wielka Brytania ma trzy razy mniej sędziów, ale tam jest za to zawrotna liczba sędziów pokoju rozpoznających drobne sprawy. Nie można porównywać rzeczy nieporównywalnych. (…)

Nie ma pan nic do zarzucenia sędziom?

Mam do nich pretensje, że zdarza się u nich brak kultury, że mówią często niejasno, do innych prawników, a nie do społeczeństwa. Że są mało aktywni w środowisku, a zgromadzenia ogólne uległy atrofii Żeby wyrok utrzymał się w wyższej instancji trzeba uzasadnić go językiem prawniczym. Sędzia powinien jednak inaczej mówić na sali rozpraw, a inaczej w orzeczeniu. Ludziom należy wytłumaczyć powody rozstrzygnięcia prostymi słowami Z drugiej strony, jak można tolerować to, że w szkole średniej nie ma nawet jednej godziny na temat prawa? Potem przed sądem stają ludzie, którzy nie mają nawet elementarnej wiedzy. I bardzo często mają do sędziego pretensje w sytuacjach, kiedy wiadomo, że ten nie mógł już nic zrobić, np. gdy sprawa uległa przedawnieniu. Sam pamiętam, że gdy orzekałem, świadkowie bywali tak przerażeni że wchodzili na salę sądową na drżących nogach. Wiele lat temu byłem też na rozprawie we Francji na której imigrantka, powódka, po wyjściu z sali zemdlała. Przed sądem zachowywała się jednak spokojnie i pewnie. Broniła się bez adwokata, rozumiała, co się dzieje. Miałbym też pretensje, gdyby sędzia na sali rozpraw inaczej traktował profesora, a inaczej sprzątaczkę. Poczucie własnej godności u sędziego jest ważne, ale nie powinno być odbierane jako wywyższanie się. Niedawno ktoś opowiadał mi z oburzeniem, że gdy Lech Kaczyński jako prezydent występował w pewnej sprawie przed sądem, to taka smarkula, niemająca nawet 30 lat, zwróciła się do niego „oskarżony, proszę wstać”. A ja odpowiedziałem, że raczej bym się martwił, gdyby zaczęła inaczej odnosić się do prezydenta niż do jego najniższych urzędników. Jak miała mówić? „Jego ekscelencja zechce wstać?!” (…)

Czy do tej całej wrogości wobec środowiska sędziowskiego nie przyczynił się Trybunał Konstytucyjny? Bo z jednej strony zarzuca się, że wiele jego wyroków legitymizowało niepopularne społecznie reformy, z drugiej – że sędziowie TK wkroczyli w politykę.

Wróćmy zatem do projektu ustawy o trybunale, który przygotowali sami jego sędziowie. Przewidywał on całkowicie inny wybór sędziów niż mamy teraz. Kandydatów wskazywałyby wydziały prawa, KRS i inne instytucje na długo przed nominacją, żeby można było zgłosić ewentualne zastrzeżenia. Pomysł został pominięty, za co odpowiada ówczesna koalicja rządząca. Natomiast robienie zarzutu z tego, że trybunał zgłosił własne propozycje do ustawy o TK, jest absurdalne. Gdy byłem przewodniczącym Trybunału Stanu, to też przygotowałem rozwiązania dotyczące zmiany jego funkcjonowania. Podobnie było, gdy zasiadałem w KRS. To normalne, że ci, którzy mają wiedzę na temat działania danego organu, proponują zmiany. Z pomysłami zawsze występuje się jednak poprzez prezydenta, żeby nie było konieczności kolaborowania z żadną partią. Tak samo absurdalne jest robienie zarzutu trybunałowi że dopuścił do tego, że PO zrobiła wrzutkę z tymi dwoma „nadprogramowymi” sędziami. Ale jak miał do tego nie dopuścić, skoro posłowie doszli do wniosku, że leży to w ich interesie?

Czyli winni są tylko politycy?

Pamiętajmy, że gdy PO dochodziła do władzy, w TK był tylko jeden sędzia wybrany przy jej poparciu. PO nie usiłowała od razu wymienić wszystkich sędziów, tylko jakoś sobie z tym trybunałem żyć. Potem, kiedy nadszedł czas, koalicja rządząca wybrała do niego kolejnych sędziów, w tym dwóch takich, których wybrać nie miała prawa. Gdyby prezydent wstrzymał się jednak z powołaniem „nadprogramowych” sędziów wybranych z kolei przez PiS, konflikt nie zostałby wywołany. Jeśli wszystko potoczyłoby się normalnie, pod koniec tego roku miałby i tak „swoją” większość w TK. I mam nadzieję, że jak już się to stanie, to ci „ich” sędziowie się odpowiednio zachowają. Profesor Teresa Liszcz była członkiem i posłanką PC, a w trybunale zachowywała się bez zarzutu i nikt nigdy nie miał do niej o nic pretensji. Sędzia wybrany do trybunału ma przecież przed sobą dziewięć lat pracy i wie, że po tym czasie już nie będzie mógł tam wrócić. Stąd dla niego większe znaczenie ma to, żeby dzieci się za niego nie wstydziły. Ostatnimi sędziami powołanymi przez PiS zachwycony nie jestem. Zwłaszcza panem mecenasem.

A trybunał stał się już atrapą?

Jeszcze nie, bo sądy będą stosować jego orzeczenia niezależnie od tego, czy zostały opublikowane. Jest zresztą rzeczą absurdalną i niedopuszczalną, żeby premier decydował o tym, które wyroki należy drukować, a które nie. Kto będzie odpowiadał za spowodowany w ten sposób dualizm prawny? Po co było otwierać coraz to nowe fronty walki? Można było spokojnie poczekać do końca roku bez awantury, bez KOD-u itd.
Zmierzamy w kierunku Białorusi, rozmawiały Emilia Świętochowska i Małgorzata Kryszkiewicz, Prawnik. Dziennik Gazeta Prawna, 29.11.2016

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.