36 złotych

Donald Tusk| emeryci| emerytura| opozycja| Sejm| Trybunał Konstytucyjny| waloryzacja kwotowa

36 złotych

Gdy w Sejmie premier Donald Tusk po wakacyjnej przerwie rozpoczynał nowy rok pracy parlamentarnej, przedstawił on – i przedstawili jego ministrowie – zamierzenia rządu na najbliższy czas. Jak mówił, ponieważ nie tylko nie ulegliśmy recesji, ale w budżecie odłożyła się pewna nadwyżka, powinno się coś z nią zrobić. Zaproponował kilka rozwiązań, nad którymi wnet pochyliła się z „troską” i opozycja.

Wśród propozycji podzielenia tych pieniędzy znalazło się i coś dla emerytów. Byłaby to zmiana formuły corocznej waloryzacji emerytur. Dotąd – a tę formułę potwierdził i Trybunał Konstytucyjny, zezwalając na kwotową incydentalnie – była procentowa. Kto ma większą emeryturę, dostawał co roku większy dodatek kwoty; dodajmy, zależnej od poziomu inflacji. Ponieważ w tym roku inflacja właściwie nie istnieje, w przyszłym roku emeryci powinni się obejść smakiem i cieszyć, że ceny stoją i inflacja nie występuje. Oczywiście, idzie o ceny średnie. A więc nie każdemu emerytowi od tej prawie-deflacji portfel puchnie. Rząd wymyślił więc pewien „myk”, aby waloryzacją jednak emerytów objąć. Zaproponował formułę najniższej kwoty waloryzacji. Można z różnych punktów widzenia dyskutować, czy to potrzebne, czy rozsądne, czy sprawiedliwe. Inaczej na to spojrzy socjaldemokrata, inaczej liberał. Nie w tym rzecz.

Gdy premier wymienił stawkę, jaka miałaby obowiązywać w roku przyszłym, czyli 36 zł, na sejmowej sali zapanowała wesołość. Pewnie dla większości posłów 36 złotych to tyle, co nic. Może tyle płacą za kawę z ciastkiem w sejmowej restauracji? Albo może nie wiedzą, ile za 36 złotych można kupić? Służę ściągawką. Dopowiem jeszcze: poselskie uposażenie wynosi blisko 10 tysięcy złotych (nie licząc kwot na prowadzenie biura itd.). Najniższa emerytura to ponad 800 zł. 36 złotych z perspektywy posła i ubogiego emeryta nie znaczy tyle samo. Ale czy to powód do gromkiego śmiechu?

Oto obiecana garść cen spisana z kilku paragonów z warszawskich hipermarketów. Tak mi zrobić najprościej: paragony wzięłam z domowej makulatury. Nie będzie więc cen z bazaru. Nie będzie też cen produktów najtańszych. Ich nie musimy – na szczęście kupować – choć prowadzimy gospodarstwo trojga emerytów. Nie ma więc na naszych paragonach kości na zupę czy korpusów kurcząt, nie znajdą się „promocje”, nie ma najtańszych pomidorów „na zupę”, ani produktów z wczorajszą datą przydatności do spożycia. Kupujemy, co uważamy za zdrowe, co lubimy, na co mamy ochotę. Proszę zerknąć, ile produktów z takich typowych paragonów zmieści się w obśmianej przez posłów (nie wierzę, że byli wśród nich ci z sercem po lewej stronie!) kwocie 36 złotych. W wykazie puszczam nazwy firm i podkreślam: nie są to te najtańsze.

Maślanka 1 l – 3,09
Kefir 1 l – 2,99
Ziemniaki 2,5 kg – 2,99
Płatki owsiane 0,4 kg – 2, 49
Chałka – 2,89
Czekolada – 2,79
Daktyle 0,1 kg – 2,27
Koperek – 1,09
Jabłka krajowe 420 g – 1 zł
Brzoskwinie świeże 560 g – 2,23
Rukola – 2,99
Wino Montepulciano – 11,99
albo
Mielone od szynki, 0,5 kg – 9,39

W wersji z winem (nie najtańszym) to kilka groszy ponad 36 złotych obśmiane przez szanownych posłów (a może i posłów koalicji kwota też śmieszyła?). A o tyle kupimy więcej w przyszłym roku, jeszcze nie w tym. Za tę kwotę można też kupić dobry krem do twarzy. Albo dwa bilety do kina lub książkę czy płytę. Fakt, że nie nowości najdroższe, bo premierowe. Ale może też warto?

Śmiech śmiechem. Dodam jeszcze, że zamiast tych 36 złotych, w tym roku najmniej dostający emeryci – wedle prognoz obecnej inflacji – mogliby liczyć zgodnie z waloryzacją procentową na złotych 10. Rozumiem, że ta kwota by uszczęśliwiła szanownych posłów i wzmogła ich elokwencję.
Studio Opinii

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.