A. Rzepliński: Niezawisłość sędziów - osnową państwa prawa

Aleksander Hamilton| Andrzej Rzepliński| Bill Clinton| granica cywilizacji| konstytucja USA| niezależność sądów| niezależność sędziego| niezawisłość sądów| niezawisłość sędziowska| sędziowie| zabory

A. Rzepliński: Niezawisłość sędziów - osnową państwa prawa

[Od Redakcji: Z mniejszym lub większym nasileniem, zależnie od ruchów tektonicznych w polskiej polityce, pojawiają się głosy wątpiące, lub wręcz negujące zasadę niezależności i niezawisłości sędziów i sądów. Chcielibyśmy przypomnieć głos prof. Andrzeja Rzeplińskiego, który wypowiedział się w tej sprawie w 1996 roku, jeszcze więc przed przyjęciem nowej konstytucji.]

W siedem lat po obaleniu à la polonaise komuny, po wpisaniu w grudniu 1989 r. do przepisów konstytucyjnych zasady państwa prawnego, wciąż daleko nam od poziomu funkcjonowania instytucji publicznych starych demokracji. Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy jest chroniczna słabość naszego sądownictwa. Nikt nie twierdzi, że sędziowie po 1989 roku są jeszcze narzędziem jakiejś partii politycznej. Z zewnątrz wszystko wygląda tak jak powinno wyglądać. Z małej konstytucji z 1992 r. wynika, że sądy są trzecią władzą. Wszyscy sędziowie powoływani są na czas nieoznaczony, co w praktyce oznacza powołanie do emerytury. Sędziowie są nieusuwalni i nieprzenoszalni. Nikt z zewnątrz nie ma prawa wydawać im instrukcji co do tego jak orzekać w konkretnej sprawie. Każdy z nas ma prawo przedstawienia swojej sprawy sądowi do ostatecznego rozstrzygnięcia kwestii prawnych.

A jednak całość nie trzyma się kupy. Na lamach prasy, w telewizji, w rozmowach prywatnych powszechnie narzeka się kryzys sądownictwa. Najostrzejszymi krytykami są zresztą sami sędziowie. Najbardziej dokuczliwe wydaje się co najmniej kilkunastomiesięczne oczekiwanie na wyrok w najprostszych sprawach cywilnych, rodzinnych, z zakresu prawa pracy czy w sprawach karnych. Sędziowie są krytykowani często za niską kulturę prowadzenia rozpraw, a fachowcy dodają do tego niski poziom merytoryczny wyroków, zwłaszcza sądów rejonowych. Zdarza się wydanie wyroku na podstawie już nie obowiązującej ustawy. Sędzia - najwyższy biegły w prawie - nie znający ustaw? Sami sędziowie narzekają na przeładowanie pracą oraz na nieodpowiadające powadze sądu uposażenia, zwłaszcza, gdy się porównuje je z dochodami adwokatów.

Ja od siebie dodałbym jeszcze jeden element. Wymierzanie sprawiedliwości dokonuje się w niegodnych tego miana warunkach. Większość gmachów sądowych jest stara i wyeksploatowana a ich powierzchnia zbyt ograniczona, by podołać zwiększonemu napływowi spraw. W gmachu sądów warszawskich, oddanym w czerwcu 1939 r. do użytku ówczesnego sądu grodzkiego mieści się obecnie dodatkowo Sąd Najwyższy, Sąd Wojewódzki oraz kilka pomniejszych instytucji. Na VI piętrze tego sądu zamieniono toalety na salki sądowe. No comments. Ta ciasnota jest dziedzictwem zaborów. Na ziemiach pod zaborem rosyjskim budowano cyrkuły policyjne i potężne koszary i cytadele. Sądy były na szarym końcu. Najlepiej sytuacja wygląda na ziemiach byłego zaboru niemieckiego i na ziemiach poniemieckich. Jak przystało na państwo prawne, od połowy zeszłego wieku budowano tam solidne i obszerne gmachy sądowe, w dużych miastach są to prawdziwe pałace sprawiedliwości. Dobrze służą do dziś. W tym względzie można śmiało powiedzieć, że po linii danego kordonu granicznego rosyjsko-niemieckiego przebiega wyraźna granica cywilizacji.

***

Największe i najdalej sięgające w historię osiągnięcia mają w ochronie niezawisłości sądownictwa jako gwarancji rządów prawa Anglosasi. Świetnego przykładu na temat tego, jak przyjęte dobre konstytucyjne założenia owocują w życiu następnych pokoleń dostarcza historia dyskusji nad ratyfikacją konstytucji amerykańskiej z 17 września 1787 r.

Jednym z głównych twórców konstytucji USA był Aleksander Hamilton (1755-1804). Był on rzecznikiem wyraźnych prerogatyw władz federalnych. Jednocześnie opowiadał się stanowczo za wprowadzeniem do konstytucji instytucji ograniczających niebezpieczeństwo potęgi władzy wykonawczej i ustawodawczej, instytucji chroniących wolność jednostki.

Przyjęta w 1787 roku przez Konwencję Konstytucyjną ustawa zasadnicza wymagała ratyfikacji oddzielnie przez każdy z 13 stanów tworzących pierwotnie USA. Ponieważ Konstytucja ograniczała dotychczasowe uprawnienia stanów na rzecz federacji powołanej w miejsce konfederacji, sprawa ratyfikacji nie była prosta i toczyła się w atmosferze gwałtownych sporów politycznych i filozoficznych.

Prezentacji założeń nowej konstytucji podjęło się trzech z 39 delegatów, którzy ją podpisali: Aleksander Hamilton, John Jay oraz James Madison. Opublikowali 85 esejów pod wspólnym pseudonimem Publius. Eseje te, należące do genialnych dzieł na temat istoty władzy publicznej, znane są pod wspólnym tytułem The Federalist Papers. Eseje te stanowiły zachęcające wyborców do przyjęcia uchwalonej konstytucji komentarze do głównych jej instytucji. Eseje te ukazywały się w okresie jesień 1787 - wiosna 1788.

Za kluczowy esej dla zrozumienia całej konstytucji amerykańskiej uważa się esej opublikowany pod numerem siedemdziesiątym ósmym. Nie ma sensu omawiać jego treści. Nikt lepiej nie wyłoży jej niż sam autor - Aleksander Hamilton. Warto jednak powiedzieć parę słów o sądownictwie amerykańskim dwieście lat później.

Sędziów federalnych - okręgowych, apelacyjnych oraz najwyższych - jest w USA niewielu, w 1996 r. - 846, z których co piąty jest powołany przez Clintona. Znakomitą większość spraw załatwiają sędziowie stanowi: w 1994 roku był to np. 1% wszystkich spraw karnych (45.484 z ogółem 14 mln spraw). Sędziów federalnych powołuje Prezydent, zwykle na wniosek senatorów z własnej partii oraz zawsze za aprobatą senatu. Tylko wyjątkowo zdarza się, by sędzia federalny miał mniej niż 45 lat. Najczęściej są to znani już adwokaci.

Prawie 210 lat doświadczeń w stosowaniu konstytucji w USA przekonuje, że sam proces wyłaniania sędziów federalnych jest bardzo polityczny. Prezydenci starają się o nominację prawników odpowiadających ich przekonaniom politycznym. Stąd najbardziej liberalny z powojennych prezydentów J. Carter, powoływał sędziów liberalnych, a najbardziej konserwatywny, R. Reagan - oczywiście konserwatywnych. Sporo z tych sędziów nadal wykonuje swój zawód.

O ile jednak sam proces wyłaniania sędziów jest bardzo polityczny, a wszyscy zainteresowani starają się wyłowić z dotychczasowej kariery kandydata/kandydatki wszystko co pozwoli przewidzieć jego/jej przyszłe wyroki, to potem klamka zapada. Nikt nie jest w stanie wpływać na zachowanie sędziów.

Zdarza się, że liberalni sędziowie „konserwatywnieją” (np. w kwestii posiadania broni, praw oskarżonego w procesie, praw pracowniczych, religii w szkole, aborcji). Zdarzają się też „niespodzianki” dla powołanych przez konserwatywnych prezydentów.

Doskonałym przykładem jest tu David Souter, powołany i zaprzysiężony przez prezydenta G. Busha 8 października 1990 r. D. Souter jest obecnie jednym z siedmiu sędziów powołanych przez prezydentów republikańskich, pozostałych dwóch to nominaci demokratów. To skutek tego, że w latach 1980-1981 władzę wykonawczą sprawowali w USA republikanie. Souter był nadzieją Busha na przełamanie liberalnej większości w Sądzie Najwyższym w kwestii aborcji oraz modlitwy szkolnej. Nominacja ta wzbudziła obawy liberalnych prawników, zwłaszcza nowojorskich.

Nikt jednak nie dostrzegł, że D. Souter jest konserwatywnym prawnikiem w kwestii niechęci do odchodzenia od przyjętych przez Sąd Najwyższy precedensów, zwłaszcza tych, które cieszą się poparciem społecznym oraz że - pozostając człowiekiem honoru i kryształowej uczciwości w życiu prywatnym - ma on liberalne poglądy na temat możliwości egzekwowania w prawie norm moralnych.

W 1996 roku D. Souter jest intelektualnym liderem dziewięciu sprawiedliwych, tworzących Sąd Najwyższy USA. Sądzenie dla niego jest aktem odwagi osobistej i wierności zasadom konstytucyjnym.

„Ostatecznie, powiedział D. Souter w 1990 r. w trakcie przesłuchań w Senacie przed nominacją, sędziowie orzekając, poszukują granic dla władzy rządowej; [zaś czytając Konstytucję, powinniśmy uznać, że] zasady się nie zmieniają, zmienia się tylko postrzeganie otaczającego nas świata oraz nasza potrzeba owych zasad”.

Tak właśnie ponad 200 lat pisał A. Hamilton.

W jednej ze spraw która przyniosła uznanie Souterowi, Lee v. Weisman, dotyczącej w niezwykle gorącej politycznie i społecznie w USA kwestii odmawiania modlitwy w szkole, napisał on, przyłączając się do sędziów przeciwnych temu, ”moją religią jest religia, którą pragnę wyznawać w prywatności oraz z tak małym jej uzewnętrznianiem na arenie politycznej jak to tylko możliwe”.

Wiosną 1996 roku, w kampanii prezydenckiej, kandydat republikanów Bob Dole zapowiada, że będzie nominował sędziów opowiadających się twardym podejściem do przestępców. Oskarża prezydenta B. Clintona o powoływanie na urzędy sędziów federalnych, którzy „rozmontowują system ochrony społeczeństwa przed grabieżą, przemocą oraz elementami antyspołecznymi”. Tymczasem 187 powołanych dotychczas przez B. Clintona sędziów federalnych, jak pokazują badania specjalistów, należą do grupy sędziów umiarkowanych. Z kolei w Sądzie Najwyższym USA, powołanym w większości przez republikanów, w wydanym ostatnio głośnym wyroku w sprawie Bailey vs. U.S. orzeczono, że do skazania za rozbój z użyciem broni nie wystarczy samo posiadanie broni przez napastnika, ale musi on jeszcze tej broni użyć.

Opublikowane w marcu 1996 r. badania profesora Roberta Carp’a z University of Huston oparte na analizie 36.500 wyroków sędziów federalnych przekonują, że w zakresie spraw dotyczących wolności konstytucyjnych najliberalniejsi są sędziowie powołani przez Cartera, którzy jednak w mniej niż połowie wydali liberalne wyroki (41% spraw), dalej idą nominaci Clintona (41%), Forda (35%), Busha (33%), Reagana (32%) oraz - najmniej liberalni, nominaci Nixona - 29 %. Podobnie wygląda rzecz z wyrokami w sprawach karnych oraz w sprawach z zakresu prawa pracy oraz sprawach gospodarczych.

Należy przyznać też rację sędziemu W.E. Britt’owi, przewodniczącemu Stowarzyszenia Sędziów Federalnych, który powiedział:

„to czy wyrok jest liberalny, czy konserwatywny, zależy od tego, kto go czyta, i z jakim nastawieniem”.

Jednak najważniejsze jest to, że sędziowie federalni powoływani są dożywotnio i rezygnują z pracy wtedy, gdy nie starcza im już sil na pełnienie urzędu. Doświadczony w powoływaniu sędziów praktyk, jakim był prezydent H. Truman, tak powiedział:

„bądź pewny, że kiedykolwiek powołasz kogoś do Sądu Najwyższego, stracisz w nim przyjaciela”.

Święta prawda w państwie prawnym, gdzie władze w państwie są rozdzielone i wzajemnie równoważą się, a rolą sędziów jest pilnowanie, aby legislatorzy i urzędnicy państwowi nie mieli władzy nieograniczonej. Sam były prezydent G. Bush jest zresztą dumny z powołania na urząd sędziego najwyższego tak wybitnego prawnika, jak D. Souter, choć tenże sprawił mu „liberalną” niespodziankę.

Warszawa, 14.06.1996

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.