Andrzej Rosner: Nasze gminy
Rozmowa z prof. Andrzejem Rosnerem, dyrektorem Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN
-Istnieje opinia, że na mapie Polski pokazującej rozwój gospodarczy regionów wciąż widać wyraźnie granice dawnych rozbiorów. Ciąży nam to dziedzictwo?
Jest ono faktem. O różnicach między regionami zadecydowały dawne wydarzenia historyczne, takie jak zabory, przesunięcie granic po drugiej wojnie światowej, a później polityka władz wobec wsi i rolnictwa. Bardzo ważnym powodem było także, moim zdaniem, przeprowadzenie przez zaborców w różnych okresach i w różny sposób uwłaszczenia chłopów, co wpłynęło na ukształtowanie się struktury agrarnej.
Poza tym w każdym zaborze obowiązywały inne zasady spadkowe. W pruskim i rosyjskim były pewne hamulce zapobiegające podziałowi gospodarstw, natomiast w Galicji każde dziecko dostawało swoją część, co powodowało dalsze rozdrobnienie. Trzeba jeszcze przypomnieć, że w zaborze rosyjskim ponad 100 miejscowości utraciło prawa miejskie, natomiast w Galicji powstawała relatywnie gęsta sieć miast z łatwym dojazdem do nich. W przyszłości sprzyjało to powstawaniu, właśnie tam najczęściej, obszarów chłoporobotniczych, gdzie stała migracja do miast była znacznie mniejsza niż w innych częściach kraju, np. na terytoriach dawnego zaboru rosyjskiego. Z jego niektórych regionów młodzi ludzie wyjeżdżali na stałe do pracy w miastach, zwłaszcza kobiety.
Na te historyczne uwarunkowania nakładały się nowe wydarzenia. Np. od roku 1990 obserwujemy wzrost średniego obszaru gospodarstw, ale głównie tam, gdzie pojawiła się na rynku ziemia po zlikwidowanych PGR-ach. Dlatego największe gospodarstwa są w woj. zachodniopomorskim. A równocześnie są takie obszary, na których w latach 90. ub.w. znów obserwowano powrót zjawiska działów rodzinnych, co prowadziło do rozdrabniania gospodarstw. Tak było np. we wsiach położonych na terenie COP, wokół miast żyjących z jednego wielkiego zakładu przemysłowego, który ograniczył zatrudnienie. W konsekwencji pracownicy wracali do swoich wsi, nie mając innej pracy – pracowali w gospodarstwie, a w przypadku dziedziczenia gospodarstwo takie było dzielone. Jak widać, procesy koncentracji w rolnictwie ciągle są regionalnie zróżnicowane.
-W badaniach jako podmiot analizy przyjął pan obszar gminy. Czy stamtąd lepiej widać, co dzieje się na wsi?
Badania różnicowania obszarów wiejskich powinny być prowadzone w relatywnie małych przestrzennie jednostkach, za to możliwie jednorodnych wewnętrznie pod względem dostępu do rynku pracy, wyposażenia w infrastrukturę itp. Przyjmując jako punkt widzenia region (województwo) obraz tego zróżnicowania jest zamazany. Województwa, podobnie jak powiaty, nie są bowiem jednorodne; wewnętrzne podziały są czasem bardzo duże. Dlatego prowadziliśmy badania w gminach – w ponad 2100 jednostkach (gminach wiejskich i miejsko-wiejskich). Chodziło o to, aby pokazać jednorodne obszary, tworzone przez skupiska podobnych gmin, niezależnie od istniejących granic administracyjnych.
W badanych gminach analizowaliśmy dwie podstawowe zmienne – poziom rozwoju społeczno-gospodarczego oraz dynamikę dokonujących się przemian. Celem było określenie relacji między nimi. Od razu dodam, że są to zjawiska bardzo silnie skorelowane, co z kolei oznacza, że istnieje i wzrasta zróżnicowanie poziomu rozwoju społeczno-gospodarczego.
-Jakie są tendencje zmian zaobserwowane w tych badaniach?
Na historyczny podział nakłada się teraz inny, nowy porządek różnicowania się gmin. W każdym regionie zachodzi proces, który można by określić jako kształtowanie się gmin podmiejskich korzystających z rynku miejskiego, skupionych wokół centrum i charakteryzujących się wyższym poziomem rozwoju. Jest to przeważnie jeden, czasem dwa pierścienie gmin wokół dużego miasta, jeden wokół miasta średniego.
W następnym kręgu widzimy szeroki pierścień gmin pośrednich i dalej, na obrzeżach województw, pasmo gmin peryferyjnych, które rozwijają się wolniej, tracą ludność i miejsca pracy poza rolnictwem. Nadal widać tu różnice wynikające z historii. I tak np. charakterystyka gmin peryferyjnych w Polsce środkowej jest podobna do gmin tzw. ściany wschodniej.
-Czy widoczne w tych badaniach pogłębiające się różnice to nieuchronny koszt zmian?
Rozwój obszarów podmiejskich jest zjawiskiem skomplikowanym. Wiąże się z procesami demograficznymi, które mają ogromny wpływ na zmiany gospodarcze. Obecnie ze wsi do miast migruje około 100 tys. osób i tyle samo w kierunku odwrotnym. Dla porównania: w latach 70. ub.w. roczne saldo migracji ze wsi do miast wynosiło ćwierć miliona osób.
Obserwujemy, że obecnie do miast przyjeżdżają osoby pochodzące przeważnie z obszarów peryferyjnych. Są to z reguły ludzie młodzi, wykształceni, przedsiębiorczy i łatwo podejmujący życiowe decyzje. Natomiast migracja z miast ma inny charakter. Skierowana jest najczęściej do obszarów podmiejskich, do których przenoszą się na ogół ludzie dobrze sytuowani, reprezentujący wolne zawody, naukowcy – tzw. klasa średnia. Chcą mieć lepsze warunki do zamieszkania – bliskość przyrody, lepsze powietrze – nawet kosztem dłuższych dojazdów do pracy. Zasiedlają powstające tam nowe osiedla, które choć są często poza formalną granicą miast, wtapiają się w jeden miejski organizm społeczno-gospodarczy.
Jest jednak także „druga strona medalu”. Obszary peryferyjne są wypłukiwane z najlepszych ludzi. Miasta, jako centra rozwoju, ściągają kapitał społeczny z peryferyjnych wsi. Pozostają w nich w większości ludzie starsi, żyjący z niezarobkowych źródeł utrzymania i trzymający się swojego kawałka ziemi. Kto zatem w przyszłości miałby tam realizować model rozwoju, który zakłada dyfuzję innowacji z centrów do obszarów wiejskich?
-Jakiej części kraju i jakich terytoriów to dotyczy?
W około 15% gmin w kraju występują wyraźne tendencje regresywne zarówno gospodarcze, jak i społeczne oraz demograficzne. Są to obszary peryferyjne tzw. ściany wschodniej, pogranicza regionów, np. świętokrzyskiego z małopolskim i z łódzkim. Również pogranicza woj. mazowieckiego i kujawsko-pomorskiego. Na terenach peryferyjnych pojawia się jeszcze jeden problem – gęstość zaludnienia jest tak mała, że nieopłacalna staje się budowa infrastruktury technicznej ze względu na jej minimalne wykorzystanie. Zanikają równocześnie składniki infrastruktury społecznej, takie jak szkoły, biblioteki, ośrodki zdrowia, apteki itp. Po prostu, przy małej gęstości zaludnienia i ogólnym opóźnieniu cywilizacyjnym bardzo trudno znaleźć chętnych do pracy – lekarzy, nauczycieli, bibliotekarzy… Brakuje środowiska społecznego, w którym ci fachowcy chcieliby żyć.
- To o tych niekorzystnych zjawiskach pisze pan w swojej nowej książce?
Jej tematem są zmiany ludnościowe na wsi. Ogólna liczba ludności wiejskiej w Polsce się nie zmienia. Natomiast tworzą się regiony wyludniające się i takie, gdzie liczba mieszkańców wzrasta. Obszary zmniejszające zaludnienie jednocześnie pogarszają strukturę demograficzną mieszkańców. Celem moich badań i tematem publikacji była identyfikacja tych obszarów oraz charakterystyka ich struktury społeczno-gospodarczej. Do zbliżonych wniosków jak moje doprowadziły badania poziomu rozwoju gospodarczego rejonów peryferyjnych, które prowadziła Monika Stanny. Okazuje się, że mówimy o podobnych regionach: moje „wyludniające się” i jej „peryferyjne” w dużym stopniu się pokrywają.
- Czy wnioski z tych badań są w jakiś sposób wykorzystywane w programach rozwoju obszarów wiejskich?
Naszą, tzn. środowisk naukowych, sprawą jest dostarczanie informacji i ewentualnie formułowanie postulatów wynikających z badań. Natomiast decyzje podejmują politycy, kierując się szerszym zakresem przesłanek. Z tych badań wynika, naszym zdaniem, bardzo konkretna sprawa. Mianowicie realizowane w Polsce programy spójności są adresowane do regionów jako całości. Tymczasem są obszary zaniedbane, często przecięte granicą województwa, które nie są objęte tymi programami. Aby nie doszło do gospodarczego zamierania tych terenów i ich wyludniania się, należałoby, poza szesnastoma regionalnymi programami spójności, stworzyć siedemnasty, skierowany do obszarów peryferyjnych. Gdy istnieje grupa gmin, po dwóch stronach granicy województw, o bardzo podobnej strukturze i cechach społeczno-gospodarczych, to mogłyby one stworzyć wspólną strategię rozwoju i na takiej podstawie korzystać ze specjalnego programu w ramach polityki spójności. To, że należą one do różnych województw nie powinno przeszkadzać im w korzystaniu z takich programów wsparcia.
Specyficznym problemem jest sytuacja gmin – w których też prowadziliśmy badania – położonych wzdłuż naszej wschodniej granicy, będącej także granicą Unii Europejskiej. Można zapytać, czy stać nas na to, aby za 50 lat były to obszary właściwie bezludne, tylko zalesione. Być może, w celu ich aktywizacji gospodarczej celowe byłoby wprowadzenie zachęty dla osób osiedlających się tam i rozpoczynających działalność gospodarczą. Myślę, że można by w tym celu wykorzystać programy unijne, jeśli byłyby one inaczej formułowane. To znaczy zawierały takie działania operacyjne, które ułatwiałyby osadnictwo, poprawiały jakość kapitału ludzkiego na tych terenach i przeciwdziałały ich dewastacji demograficznej.
-Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa przeprowadzona dla miesięcznika "Nowe Życie Gospodarcze"
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.