Brzuszki pokrzywdzone
budżet państwa| minister pracy i polityki społecznej| Narodowe Centrum Sportu| rozrzutność| urlopy macierzyńskie
Tego jeszcze nie było! Gołe brzuszki z dzidziusiami w środku wystąpiły w demonstracji przeciwko rządowemu projektowi wydłużenia urlopów macierzyńskich. Na każdym brzuszku ich właścicielki napisały flamastrem datę spodziewanych urodzin dzidziusia, a były to wszystko daty wcześniejsze niż pierwszy kwartał tego roku. Bo nie chodzi o to, żeby urlopy pozostały krótsze, skądże znowu, chodzi o dyskryminację – jak tłumaczyły w telewizji. Rząd obiecał dłuższe urlopy od drugiego kwartału tego roku dyskryminując maleństwa i ich mamusie ponieważ one rodzić będą dopiero przed upływem pierwszego kwartału. – Rok zaczyna się w styczniu – tłumaczyły właścicielki brzuszków – więc z jakiej racji nas się dyskryminuje?
- Z takiej racji, że w pierwszym kwartale nie ma w budżecie pieniędzy na ten cel – powiedział minister pracy i polityki społecznej. Powiedział to z zażenowaniem, bo argument, że na coś nie starcza pieniędzy w budżecie jest sprawą wstydliwą. I co ważniejsze – nikogo nie przekonuje. Jak to - nie ma pieniędzy na przyrost naturalny, a jest na premie dla rządu?
Tyle dobrych rzeczy można by zrobić dla ludzi gdyby nie to głupie tłumaczenie – że nie starcza. W każdym informacyjnym programie telewizyjnym mamy okazje oburzać się na nieludzką władzę, która nie chce refundować drogich leków na rzadką chorobę, albo nie chroni lokatorów którym grozi eksmisja, bo nie płacili czynszu…
Nigdy nie słyszałam, żeby koledzy dziennikarze litowali się nad budżetem. Owszem, w domu jeden z drugim wścieka się na żonę czy dzieci, że chcą wydawać ponad stan, ale służbowo – nigdy. Domowy budżet – każdy rozumie, że nie jest z gumy. Budżet kraju natomiast jest pojęciem abstrakcyjnym i można walić w niego jak w bęben. Zaletą jest wydawać, skąpstwo za to świetnie nadaje się na kpiny, i obcinanie wydatków świetnie nadaje się na skandal. Jeden dziennikarz staje w obronie dyskryminacji ciężarnych ze spóźnionym terminem, inny tłumaczy, że w obliczu kryzysu powinno się przedłużyć, a nie skrócić program finansowania mieszkań dla młodych małżeństw, inny broni nawet interesu rządzących i mówi, że skandalem jest obcinanie wydatków związanych z kupnem dla nich nowego samolotu, bo kierownictwo kraju powinno mieć do dyspozycji najlepsze, najdroższe maszyny i używać ich zawsze, kiedy tylko potrzebuje.
Wydawanie jest cnotą, oszczędzanie jest wstydem. A budżet kraju to wrogi twór i nie dajmy mu się szantażować. I nie dajemy się. Każdy głupi potrafi wymieniać co można poprawić, wzbogacić, poszerzyć, przerobić, dofinansować, wszyscy pchają się do takiego wymieniania. Zaś w obronie budżetu prawie nikt nie staje, bo ten wiecznie za mały budżet stoi nam na drodze do szczęścia.
Jestem z pokolenia, które długo żyło w epoce wiecznych niedoborów i nie potrafię jak należy wczuć się w te dzisiejsze litanie niezaspokojonych potrzeb. Raczej mam takie odchylenie, że dookoła widzę nieuzasadnioną rozrzutność. Zbudowali u nas wiadukt przez tory, cieszę się, owszem, ale dręczy mnie pytanie: po co było budować go okrężną drogą i z tyloma bajerami? Na to pytanie jest odpowiedź – opłacało się robić wiadukt drogi, bo dzięki temu biuro projektów i wykonawcy dostali większy szmal. Wszyscy cieszą się Stadionem Narodowym, a ja nie rozumiem dlaczego Narodowe Centrum Sportu wyposażone w liczną kadrę i piękne budynki do zarządzania stadionem musi wynajmować oddzielną spółkę. A władze miejskie Warszawy mając armię urzędników muszą wynajmować oddzielne spółki do tego aby trzymały pieczę nad miejskim majątkiem. Ciągle to co jest zwykle pomijane w debacie publicznej mnie się wydaje najważniejsze.
Ludzie są zwykle za wsadzaniem do więzienia za każdą winę, a mnie zaraz skacze przed oczami te blisko 2 tysiące miesięcznie które trzeba wydać na utrzymywanie każdego więźnia. W niedawnej dyskusji na temat uboju rytualnego wszyscy się litowali nad cierpieniem zwierząt – też mi to dolega – ale zaraz przeliczałam: ile ten moralny luksus będzie kosztował, kiedy odbije się na eksporcie.
Wydawanie ponad stan jest nie tylko przyjemne, ma swoich ideologów, ba, nawet noblistów. Amerykański dziennikarz ekonomiczny Paul Krugman dostał przecież Nobla – bo uważa, że cięcia wydatków budżetowych nic nie dają. Nie należy oszczędzać, należy wydawać. Jest krucho z forsą – to niech państwo pompuje forsę, a ludzie niech żyją dostatnio. Zadłużenie Ameryki jest już większe niż jej dochody, ale tym się nie ma co przejmować. A nuż jakaś asteroida w nas walnie? Więc po co się martwić na zapas?
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.