Internowanie

Gułag| internowanie| Jan Walc| Lech Wałęsa| NSZZ "Solidarność"| prokurator| stan wojenny

Internowanie
Internowani na spacerniaku.

Napisałem, bo mnie właśnie szlag trafił i przesyłam.

Jak nas wypuszczali z internowania, kto mógł przemycał swoje wspomnienia z katorgi. Pamiętam jak Jaś Walc tłumaczył „kronikarzom”, że nie da się tego opisać. Jak opiszemy spacery, dyskusje, żarty, wykłady, kpiny ze strażników, wyjdzie śmiesznie a śmieszne to nie było. Jak opiszemy strażników z kałasznikowami i zniewolenie tamtej strony…wyjdzie strasznie a strasznie też nie było. Jeszcze można by opisać nasze zachowania ale nie wypadało, bo byśmy „kalali” własne gniazdo. Jaś Walc miał rację ale od wielu lat nie żyje, a wszystko ma swoje granice.

Bo przed kilkoma dniami zostałem wezwany do IPN-u na przesłuchanie w sprawie mojego internowania. Rozumiem, że historycy chcą się dowiedzieć, opisać, przekazać prawdę pokoleniom…ale przesłuchującego mnie prokuratora historia nie interesowała. Miał schemat, w schemacie moje imię, nazwisko, adres, data internowania i zwolnienia….

Minęło ponad trzydzieści lat, mieszkam ok 400 km od IPN-u. musiałem tam pojechać i wrócić tylko po to, by złożyć oświadczenie o datach, wydarzeniach, dokumentach, które prokurator i tak ma u siebie w mojej teczce…imię, nazwisko, data.

Znudzony prokurator ma trudną i odpowiedzialną pracę, pochwalił się, że musi przesłuchać wszystkich internowanych, nawet był u niego już Bugaj i Kęcik, sam ma ok trzydziestki i wykonuje swoją pracę. Zapewne jest sumiennym pracownikiem, bo przychodzi na 8 i wychodzi o 16 i porządkuje papiery z dużym zaangażowaniem.

Jest dobrym pracownikiem zapewne także dlatego, że nie wprowadza nowych wątków do wypełnianych kwitków, bo ma za zadanie mnie przesłuchać i zapewne nie wdawać się w szczegóły…więc imię, nazwisko, data, a w kwitkach nie ma innych rubryk. Więc ja z kolei nie wiem po jaką cholerę pędził mnie niemal 1000 kilometrów bo …imię, nazwisko, datę i tak przecież znał.

Zostałem poczęstowany herbatą (malinowo-owocową) rozgościłem się więc i postanowiłem przekazać kilka uwag, które mi się wydawały istotne z historycznego punktu widzenia: jak np, nasze wrażenie z pierwszych dni internowania, że zamknęli nas bo im się wydawało, że w ten sposób uda się zamienić nami dotychczasową, niepotrzebnie tak radykalną i awanturniczą Komisję Krajową NSZZ SOLIDARNOŚĆ. Uważali, że z Wałęsą sobie poradzą i on nas zaakceptuje. Potem upewniliśmy się, że przed nami władza upatruje jakieś specjalne zadania, bo przewieźli nas do dość eleganckiego, oficerskiego ośrodka wczasowego, gdzie dotrwałem do zwolnienia w okolicach 1 maja. Mogłem już pójść na pochód, choć z okazji nie skorzystałem. Ale mogłem, co oznacza, że żyłem w czasach demokratycznych!

Pan Prokurator uprzejmie wysłuchał kwestii do około połowy i uprzejmie przerwał, bo to go nie dotyczy i zadał pytanie: data, czas, czy milicjanci się przedstawili? Skąd ja mogę pamiętać czy się ubeki trzydzieści lat temu przedstawili i jeszcze jakim nazwiskiem? Ale pamiętałem, że jak nas wieźli suką przez Warszawę to „nasza” suka staranowała inny samochód, który pewnie nam zajechał drogę i tę część mojej relacji wpisał ochoczo do protokołu. – czy widziałem kogo staranował. A jak mogłem coś widzieć, skoro suki nie miały okien, więc tylko słyszałem. Dalsza droga Pana Prokuratora nie interesowała, suki zna z filmów, przeszedł do pytania – a z której Komendy po mnie przyszli?  – A skąd ja to mam wiedzieć, to powinien wiedzieć on, bo dokumenty wszystkich komend ma przed sobą: leżą stosy tego na krzesłach, biurkach, podłodze…ledwo udało mi się przysiąść do herbatki (malinowo-owocowej).

A dalsza droga mogłaby być dla Pana Prokuratora interesująca. Bo wywieźli nas na lotnisko Bemowo, tam, czekały na nas dwa albo trzy helikoptery. Łaskawie nas poinformowali, że trzeba się wysiusiać, bo „w górze” nie będzie już możliwości, zapakowali nas do środka, odmówili podania celu podróży i polecieliśmy. Nie miałem pojęcia, że huk w helikopterze tak straszny, że własnych myśli się nie słyszy. Byliśmy przestraszeni, niektórzy przerażeni ale pewni, że wywożą nas na wschód do Gułagu.

Widocznie Prokuratura to nie biuro podróży, więc takie relacje ich nie interesują, więc usiłuję go poinformować, że po powrocie z internowania napisałem do „Wolnej Europy”  tekst o emocjach mojej rodziny po tym jak mnie z domu zabrali a potem nie oddali i o tym, że o moich losach MSW zawiadomiło moich domowników dopiero po dwóch miesiącach. Wydawało mi się, że może taki tekst, pisany bezpośrednio po zwolnieniu, może im się przydać. Prokurator chrząknął, miło się uśmiechnął i do protokołu nie wstawił. Nie, nie przyda się ale (tu się zainteresował) : – czy pamiętam jak się nazywał dokument który otrzymałem po zwolnieniu. – Żadnego dokumentu nie otrzymałem… ochoczo zapisał do protokołu.

Patrząc z mojej perspektywy, w  IPN musi panować nieprawdopodobny bałagan. Wzywają mnie po raz drugi. Za pierwszym razem miałem zeznawać w sprawie obozu internowanych, w którym nigdy nie byłem. Teraz zostałem wezwany na przesłuchanie w którym najbardziej interesujące jest, że ich nic nie interesuje.

Więc:

    1. po jakąś cholerę komu taka firma?
    2. czy przypadkiem nie za drogo to wychodzi?
    3. czy koszty (finansowe i niefinansowe) zbędnej podróży świadków są uwzględniane w kosztach dochodzenia do Niepodległości?

A na koniec może autentyczna anegdota z tamtych czasów. Natychmiast po otwarciu granic z dalekiego Związku Radzieckiego wrócił kolega, który był daleko, daleko na rosyjskiej wsi na praktykach weterynaryjnych i go pytam:
             - jak nasze wydarzenia są tam podawane ludziom ?
            - prosto i bezpośrednio…polski proletariat założył SOLIDARNOŚĆ, bo Polska nie przeprowadziła do końca reformy rolnej.
Studio Opinii

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.