Jak Polak pracuje?
dochody nieopodatkowane| etos pracy| jakość pracy| praca| szara strefa| wyścig szczurów| zatrudnienie
Po debacie ekonomistów można odnieść wrażenie, że rozwój i dobrobyt kraju zależy od tego, jak będziemy płacić podatki. Owszem, to ważny temat. Umykanie przed obowiązkiem płacenia należnych budżetowi pieniędzy stało się już odrębną nauką, uprawiają ją wysokiej klasy specjaliści, niektórzy nawet zabierali głos w tej debacie. Jednak nie mniej ważna niż ściągnięcie haraczu od pracy jest sama praca. Dziwne, że ekonomiści tak mało interesują się tym tematem, bo przecież narody pracą się bogacą, a nie tym, co skapnie od dochodów.
Wiedza o tym, ile i jak pracujemy, nie jest klarowna. Od czasu do czasu atakuje nas informacja, że Polacy pracują marnie i mało wydajnie, a zaraz potem czytamy rewelacyjne doniesienia że przeciwnie, pracujemy nawet więcej niż najbardziej pracowite narody. Parę lat temu, na przykład, oszołomiła nas wiadomość o badaniach, z których wynikało, że Polak efektywnie przepracował w roku aż 1600 godzin. Śmiało moglibyśmy zatem spojrzeć w oczy Japończykom, bo oni mieli na koncie 1700 godzin przepracowanych w ciągu roku. Nie wiadomo, jak te badania robiono, i przede wszystkim, co się rozumiało pod słowem „efektywnie”. Bo z obserwacji życia codziennego nie da się wnioskować, że jesteśmy gorliwymi pracusiami, a zwłaszcza, że potrafimy sprawnie prace organizować. Chroniczne doniesienia o poślizgach, opóźnieniach, nieprzewidzianych okolicznościach itp. raczej skłaniają do wniosku, że w codziennej praktyce wygrywa polskie „jakoś tam będzie” niż solidność. Ile na tym tracimy i co można zrobić, żeby nie opłacała się ludziom bylejakość, a opłacała solidność? Warto się nad tym nachylić, sporo na ten temat mogliby powiedzieć rodacy, którzy posmakowali pracy w krajach bogatszych i bardziej rozwiniętych. Wydaje się, że mamy tu spore rezerwy do uruchomienia na ciężkie czasy.
Rzecz jasna nie ma co uogólniać, wiadomo że ludzie pracują rozmaicie, że jedni są aktywni, inni leniwi. To, że ludzie są różni, widać zresztą nie tylko w pracy. Ta refleksja dopadła mnie ostatnio na basenie. Zauważyłam tam, że pewien procent bywalców przychodzi tam nie tyle po to, żeby pływać, tylko żeby zamarkować pływanie. Nikt im za to nie płaci, przeciwnie, sami płacą, więc oszukują tylko siebie. Przychodzą tu, żeby w zamian zyskać dobre samopoczucie, że uprawiają sport i dbają o zdrowie. Ale pływać wyraźnie nie lubią, więc żeby przykrość ograniczyć, pływają wolno, często odpoczywają i już po paru basenach przenoszą się do ciepłego jacuzzi, gdzie można na leżąco w ciepłej wodzie spędzić resztę opłaconego czasu. Wychodzą zapewne w poczuciu zadowolenia – bo się zmobilizowali, nie poszli na piwo czy plotki, tylko zrobili, co powinni – uprawiają sport. I właśnie to będą mogli o sobie opowiadać. Ale na szczęście są i inni – tacy którzy pływają jak torpedy, basen za basenem, bez odpoczywania, pół godziny, godzinę. Mają cel – poprawić kondycję i do tego celu pchają się bez taryfy ulgowej.
Czy Polak pływający nie przypomina Polaka pracującego? Mamy przecież wokół siebie zarówno takich, którzy zatracają się w wyścigu szczurów, jak i takich którzy pracę na posadzie głównie markują. Ile w tym wrodzonego lenistwa, a ile zależy od bodźców materialnych, obyczajowych, psychologicznych? Odpowiedzi na te pytania można znaleźć zapewne w obszernych badaniach naukowych i wiadomo, że firmy z porad psychologów korzystają. Czy to coś daje? O tym mniej wiadomo. Ale nie trzeba badań naukowych, żeby wiedzieć, że nieudolne przepisy i różne anomalie w systemie zatrudnienia sprzyjają gorszej jakości pracy.
Parking przed szpitalem państwowym pustoszeje gwałtownie po godzinie 13-ej. To lekarze wyjeżdżają zarabiać prawdziwe pieniądze w prywatnych placówkach zdrowia, gdzie przyjęcia pacjentów są z reguły po południu. Lekarz na państwowym dostaje pensję za 7 godzin pracy (poza dyżurami), ale od 8-ej do 13-ej jest tylko 5 godzin. Nie wiem, jak to jest liczone, ale każdy wie, że po obiedzie na oddziałach szpitalnych zostają jedynie ci lekarze, którzy mają dyżur. Intensywna bieganina przedpołudniowa zamiera, trudno teraz spotkać lekarza prowadzącego, żeby rodzina mogła się czegoś dowiedzieć o swoim chorym. Bezczynnie stoi też zamknięta po południu droga aparatura szpitalna, bo jej obsługa też jest już zajęta przy aparaturze w prywatnej przychodni.
Lekarze na państwowym zarabiają teraz lepiej, ale wciąż znacznie mniej niż na Zachodzie. Stanowi to usprawiedliwienie dla fikcji, że tak samo długo pracują. O tym, że nie są tak samo dyspozycyjni za płacę podstawową, jak ich zachodni koledzy, przekonują się zwykle dopiero, kiedy skuszeni zarobkami wyjeżdżają tam na saksy.
Oficjalnie ok. miliona pracowników przyznaje się do pracy na drugim etacie
Jak wielu Polaków zatrudnionych w pełnym wymiarze godzin odpracowuje czy odsiaduje swoje godziny do końca? Oficjalnie ok. miliona pracowników przyznaje się do pracy na drugim etacie. Ilu faktycznie ma dodatkową fuchę – nie wiemy. Czy deficyt miejsc pracy, strach przed bezrobociem i kryzysem może uporządkować coś w tej materii? Czy pomoże ograniczyć szarą strefę, czy, przeciwnie, poszerzy ją? Bo jeżeli władza w trosce o zasypywanie dziury budżetowej skupi się na tym, aby nadal zwiększać narzuty na pracę i obciążać pracodawców, to ucieczki w strefę wolną od podatków jeszcze się upowszechnią.
Teraz oblicza się, że ok. 30 proc. pieniędzy krążących na rynku (ok.500 mld zł) pochodzi z szarej strefy. Są to nieopodatkowane dochody pracujących. Nie da się ich wydobyć z cienia, jeśli uczciwa praca jest nieopłacalna.
Człowiek z natury może być bardziej lub mniej uczciwy, ale wiadomo, że prawie zawsze postępuje tak i tylko tak, jak mu się opłaca. Komunizm, podobnie jak inne próby budowania lepszego świata na mrzonkach, wyłożył się na tym, że próbował na siłę zmienić naturę człowieka, w tym paskudną cechę – chciwość. Tymczasem trzeba współżyć z takim człowiekiem, jaki jest stworzony, bo praktyka dowodzi, że obywatel zwykle potrafi znaleźć sposób, żeby wyjść na swoje, gdy aparat państwowy działa wbrew jego interesom.
Czy jesteśmy bardziej czy mniej uczciwi od innych? Pewnie plasujemy się tu w okolicach przeciętnej światowej, a na przeciętną składają się zarówno ci z najwyższej półki, jak i z cywilizacyjnych dołów. Prawda, że sto kilkadziesiąt milionów rocznie nasi rodacy potrafią rocznie wyłudzić bezzasadnie od ZUSu, ale świętych nie ma nigdzie. W badaniach, przeprowadzonych w 43 krajach przez firmę doradczą Ernst & Young w grupie dyrektorów finansowych, aż 39 proc. badanych potwierdziło że korupcja w ich otoczeniu jest powszechna. W dodatku badanie wykazało tu tendencję rosnącą w stosunku do poprzednich lat, przedkryzysowych. Na ogół zgadzano się, że kiedy wokół zasady są łamane, sztuką staje się zachowanie uczciwości. Niemal co drugi z dyrektorów finansowych uważał, że w czasach kryzysu uprawnione jest działanie nieetyczne! Jest to jednak tłumaczenie bałamutne, bo przecież akurat w czasach hossy banki w USA wciskały pożyczki ludziom, którzy nie mieli zdolności kredytowej. Chciwość nie rodzi się w ciężkich czasach – jest ponadnarodową i ponadklasową przywarą człowieka.
Czy z trudnych kryzysowych czasów można czerpać jakąś nadzieję i pociechę? Nikomu nie życzę dramatu, jaki przeżywa człowiek daremnie szukający zajęcia, ale może praca jako dobro trudno dostępne zacznie być bardziej doceniana i szanowana? Może zmobilizuje także tych, którzy tworzą prawo i uda się zbliżyć je bardziej do potrzeb człowieka? I może Polak bardziej serio zacznie takie prawo stosować? I może wtedy więcej Polaków zacznie szybciej pływać, a mniej będzie wolało posiedzieć w ciepłym jacuzzi.
Agnieszka Wróblewska
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.