Kuczyński: Gospodarka na zawirowania polityczne nie zareaguje
afera taśmowa| agencja Bloomberga| gospodarka| GPW| Piotr Kuczyński| podsłuchy| rynek walutowy| rynki finansowe
Ostatnie wydarzenia na naszym politycznym rynku zakończyły sezon ogórkowy szybciej niż się on rozpoczął. Media i politycy mają o czym mówić/pisać. Opozycja się sroży, żąda głów. Rynki finansowe są relatywnie spokojne, co sygnalizuje, że zamieszanie jest odbierane jako nieszkodzące gospodarce. Według mnie sytuację można oceniać na kilka sposobów. Po pierwsze, pod kątem treści nagrań. Po drugie pod kątem odbioru krajowego i światowego. Po trzecie pod kątem tego, kto nagrywał i dlaczego. Po czwarte – czy to, kto nagrywał powinno mieć wpływ na odbiór samych nagrań.
Jeśli chodzi o treść nagrań to ilość hipokryzji, jaka wylała się w mediach jest wprost olbrzymia. Politycy robią z siebie świętych, którzy nigdy nie przeklinają. Już ja to widzę… Sam w męskim towarzystwie (i tylko w męskim) jak się ostro zdenerwuję to klnę (a sam do siebie częściej ;-). Nie bardzo bawią mnie opowiastki męsko – damskie – pornograficzne, więc ich nie opowiadam, ale specjalnie też się nimi nie gorszę. Generalnie – gorszenie się językiem używanym podczas zakrapianego posiłku w męskim gronie uważam za totalną hipokryzję.
Jeśli chodzi o treść to oczywista jest ocena rozmowy Parafianowicz – Nowak, ale tym zajmuje się już prokuratura i słusznie, że się zajmuje. Wypowiedź ministra Sikorskiego nie mnie oceniać, ale powiem tylko, że jego wypowiedzi na temat stosunków Polska – USA mnie nie rażą. Więcej powiem – uważam, że nie rażą też samych Amerykanów i w niczym nie zmienią stosunku USA do Polski. Mogą za to zwiększyć sympatie Europejczyków do Sikorskiego. Dlatego też ostra krytyka, która płynie z obozu prezydenckiego pod adresem ministra wydaje mi się być całkowicie nietrafiona i szkodliwa. Jednak to, czy ministrem spraw zagranicznych będzie pan Sikorski, czy ktoś inny jest dla rynków finansowych kompletnie nieistotne.
Nawiasem mówiąc jak do tej pory największa była reakcja rynku walutowego. Można powiedzieć, że GPW nie zareagowała. Od początku kryzysu, czyli od tygodnia kończącego się 13. czerwca złoty stracił w stosunku do euro około dwóch procent. Niewiele? Owszem, niewiele, chociaż na rynku walutowym dwa procent w ciągu tygodnia to nie jest mało. Jeszcze więcej jest to wtedy, kiedy ktoś jest na tym rynku aktywnym graczem. Dwa procent wzrostu kursu EUR/PLN przy dźwigni 1:500 (bardzo często stosowana na rynku walutowym) sprawia, że wkładając jeden milion złotych wyjmuje się 10 milionów. A przecież to nie musi być koniec nagrań i reakcji rynku...
Gra warta świeczki. Oczywiście szczególnie wtedy warta świeczki, jeśli ktoś ma pewność, że kurs pójdzie w określonym kierunku. A ktoś, kto przesłał materiały mediom i wiedział, że zostały przyjęte przecież zdawał sobie sprawę, że złoty osłabnąć musi (choćby chwilowo, co ja zakładam). Być może nie trzeba więc szukać działań zagranicznego wywiadu, czy konkurencji polityczne – może jest to po prostu biznes?
Wróćmy do treści rozmów. Oczywiście najważniejsza jest rozmowa minister Bartłomiej Sienkiewicz – prezes Marek Belka. Widziana przez polityków opozycji rozmowa jest jednoznaczna: panowie zastanawiali się jak można pomóc Platformie Obywatelskiej dodrukowując pieniądze. To oczywiście jest niedopuszczalne, ale po pierwsze Marek Belka nie zrobił niczego, żeby pomóc PO, a po drugie nie zanosi się na to, żeby musiał to zrobić, bo przecież gospodarka się rozwija i przed wyborami nie będzie w kryzysie. A tylko wtedy, gdyby była w kryzysie NBP mógłby kupować aktywa (drukować pieniądze).
Mam wręcz wrażenie, że analityk Sienkiewicz naciskał na Belkę rysując hipotetyczną sytuację (przed rokiem!), a Belka chcący osiągnąć swoje cele świadomie nie wyprowadzał go z błędu. Marek Belka wiedział bowiem dokładnie, że druk pieniędzy jedynie w celu pomocy jakiejś partii nie jest możliwy. Nie jest też możliwe, nawet po zmianie ustawy, takie obejście prawa, żeby NBP mógł finansować potrzeby pożyczkowe rządu. Ani nasza Konstytucja na to nie pozwala ani regulacje unijne. Europejski Bank Centralny monitoruje wszystkie transakcje, które mogą mieć na celu „obejściowe” finansowania rządu przez banki centralne.
Jest też jeszcze jedno możliwe spojrzenie na tę rozmowę. Załóżmy, że Marek Belka naprawdę wierzy w to, co mówił Bartłomiej Sienkiewicz - że dojście opozycji do władzy oznacza upadek złotego, ucieczkę inwestorów zagranicznych i duże kłopoty gospodarcze. Dla jasności – ja tak nie myślę, bo pamiętam rok 2005, kiedy cały rynek bał się koalicji PiS – LPR – Samoobrona. Baliśmy się, a wystarczy spojrzeć na wykresy, żeby stwierdzić, że niesłusznie. Polska gospodarka i rynki są w dużej mierze odporne na polityczne zawirowania.
Powiedzmy jednak, że szef NBP w to świecie wierzy i postawmy pytanie: czy w sytuacji, kiedy wygrać może ta opozycja powinien siedzieć z założonymi rękami „bo prawo mu nie pozwala”? Czy może zaryzykować Trybunałem Stanu i pomóc jednej stronie sceny politycznej? Jak myślę każdy znajdzie swoją własną odpowiedź na te pytania, ale uważam, że wcale nie jest ona taka oczywista.
Nawet jednak przy takiej interpretacji jak wyżej przedstawiłem renoma Marka Belki ucierpiała. Również na niwie zagranicznej. Mark Gilbert z agencji Bloomberg (http://www.bloombergview.com/articles/2014-06-20/europe-s-worst-central-banker), zachęca rząd do zdymisjonowania Marka Belki, prezesa NBP. Jak widać autor nie wie tego, że rząd nie ma takiego prawa. Interesująca jest ta jego opinia, bo wyraźnie w niej widać wpływy jednego z odłamów polskiej opinii publiczno – politycznej. Wątpić należy, że pan Gilbert sam z siebie zdobył taką wiedzę o nagraniu Belka – Sienkiewicz, która umożliwiałaby mu wydawanie tak ostrych sądów. Agencja Bloomberg ma duży wpływ na opinie inwestorów – takie publikacje mogą szkodzić Polsce.
Najgorsze jest to, czego większość polityków nie widzi. Na szczęście widzi to coraz większa liczba dziennikarzy (choćby Paweł Wroński w „Gazecie Wyborczej” z 23. czerwca), a w poniedziałek podczas konferencji prasowej powiedział o tym premier Donald Tusk. Jeśli grupa nagrywająca nagrywała polityków i biznesmenów to powinna była nagrywać wszystkie opcje polityczne. Jeśli tak było to jaki sens ma przeprowadzanie wcześniejszych wyborów? Przeprowadzimy je, rząd się zmieni, ale kto zagwarantuje, że nie wypłyną kolejne nagrania? Na członków nowego rządu? Poza tym dopóki są takie nagrania to wielu polityków potencjalnie może stać się ofiarami szantażu.
I jeszcze na koniec – to, że rynki finansowe i gospodarka praktycznie nie zareagowały na publikację nagrań nie znaczy, że nie zareagują na kolejne publikacje. Dlatego też politycy powinni zewrzeć szyki i domagać się wykrycia sprawców. Przeprowadzanie wyborów ma sens dopiero po ich znalezieniu i poznaniu zasobów nagrań oraz intencji nagrywających. Uleganie nagrywającym i doprowadzanie do awantury politycznej jest pokazaniem drogi na przyszłość kolejnym chętnym do szantażowania kolejnego rządu.
Blog Piotra Kuczyńskiego
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.