Nie ja mieszałem beton, czyli dlaczego staję się przeciwnikiem transparentności w życiu publicznym

Adam Struzik| Modlin| przetargi| ustawa o zamówieniach publicznych| zamówienia publiczne

Nie ja mieszałem beton, czyli dlaczego staję się przeciwnikiem transparentności w życiu publicznym

Zachowanie urzędnika jest bezpośrednim efektem bezapelacyjnego zwycięstwa procesu nad celem. Jeśli ponosi się odpowiedzialność za osiągnięcie celu – to wysiłek jest skierowany na to by osiągnąć cel. Jeśli ponosi się odpowiedzialność za nieprawidłowe przeprowadzenie procesu – cała energia idzie w procedury.

Proponuję by przy nowelizacji ustawy prawo zamówień publicznych nadać jej imię marszałka Adama Struzika. Zdawać by się mogło, że uczynienie wieloletniego włodarza Mazowsza patronem prawa zamówień publicznych pachnie polityczną rozgrywką, ale jego imię ma stanowić tylko ilustrację szerszego zjawiska. Jest bowiem marszałek autorem niezwykle celnego stwierdzenia związanego z unieruchomieniem lotniska w Modlinie: „Ja za to nie odpowiadam, nie ja mieszałem beton”. Na budowę poszło czterysta milionów z pieniędzy podatnika plus inwestycje poczynione przez firmy i osoby prywatne, które stworzyły infrastrukturę wokół portu lotniczego. Dziś po stronie państwowej wre praca nad dokumentacją zapewniającą bezpieczeństwo tylnej części ciała i odsuwającą od mieszania betonu. Ci z sektora prywatnego prostą drogą zmierzają do bankructwa.

Dlaczego każdy z nas jest w stanie pokazać więcej takich sytuacji? Tych wszystkich publicznie zamawianych dróg, mostów, systemów informatycznych, urządzeń medycznych, autobusów, torowisk i dworców kolejowych. Dlaczego każdy z nas może wskazać przetargi, które trwały latami, często bez ostatecznego rozstrzygnięcia, ale za to z protestami, doniesieniami do prokuratury?

Cel i proces. Oraz odpowiedzialność

Prawo zamówień publicznych wprowadzono w Polsce i innych krajach aby proces wydawania publicznych pieniędzy nie był zależny od urzędniczego widzimisię, układzików, nepotyzmu czy korupcji. Aby wykonawcy mogli wystartować w wyścigu, gdzie każdy oferent spełniający kryteria ma szanse wygranej. Wreszcie by niezależny kontroler mógł sprawdzić czy wszystko odbyło się lege artis. Jednak w wyniku uzyskaliśmy zwycięstwo procesu nad celem.

Teoretycznie uruchomienie zamówienia publicznego ma cel w postaci pojawienia się produktu lub usługi. Tak to wygląda z zewnątrz, ale w rzeczywistości urzędnik może być prędzej pociągnięty do odpowiedzialności za nieprawidłowość w przeprowadzeniu procesu niż za to, że cel nie zostanie osiągnięty lub osiągnięty z wielomiesięcznym opóźnieniem. Nie wińmy urzędnika – zachowuje się racjonalnie. Bezpieczeństwo jego posady, jego kariery nie zależy od osiągnięcia celu, natomiast zależy od zachowania należytej staranności dochowanej w procedurach. Stąd też ideałem, do którego dąży jest sytuacja, w której cena stanowi jedyne kryterium wyboru. Bo dyskusja z kontrolerami jest prosta. Niższa cena wygrała – to jasne. A dyskusje dotyczące jakości czy cech produktu? Po co?

Zachowanie urzędnika jest bezpośrednim efektem bezapelacyjnego zwycięstwa procesu nad celem. Jeśli ponosi się odpowiedzialność za osiągnięcie celu – to wysiłek jest skierowany na to by osiągnąć cel. Jeśli ponosi się odpowiedzialność za nieprawidłowe przeprowadzenie procesu – cała energia idzie w procedury. Stąd też odrzucanie ofert, w których pojawił się brak parafki, błąd w numeracji stron czy literówka. Stąd wielostronicowe specyfikacje istotnych warunków zamówienia oraz wymagań w stosunku do oferentów. Stąd też niechęć do słuchania tych, którzy przedstawiają racjonalne propozycje osiągnięcia celu, ale nie dające pełnego bezpieczeństwa urzędnikowi.

Można by jeszcze przypuszczać, że za osiągnięcie celu odpowiedzialność ponoszą politycy. Wyborcy z kartką przy urnach rozliczają ich z tego czy osiągnięto cel. Czy na pewno? Po pierwsze, politycy zawsze wśród wielu nieudanych projektów znajdą kilka, które się udały i o nich będą mówić. Po drugie, szeroka publiczność nie potrafi ocenić czy przyczyny niepowodzenia są obiektywne czy też była świadkiem koncertowej porażki. Eksperci są zazwyczaj słabo medialni, a przy tym ich zdania się różnią. Tę sytuację też przykryje się PR-em. Po trzecie, jeśli przeciwnicy szukają haka to przecież nie w tym, że coś nie zostało zrobione, ale w nieprawidłowym procesie. Polityczna odpowiedzialność za zamówienia publiczne sprowadza się do zapewnień, że proces odbył się prawidłowo, więc szukajcie tego, kto mieszał beton. Liczne paragrafy posłużyły do pozbycia się i rozmycia odpowiedzialności.

Niestety, nie uda nam się zmienić zamówień publicznych. Nie uda nam się jeśli będziemy dalej udoskonalać proces, kontrole, superrewizje i komisje odwoławcze. Jeszcze bardziej rozbudowany proces postępowań, jeszcze większe odsunięcie odpowiedzialności za osiągnięcie celu – to będzie dalej sprzyjało mistrzom zabezpieczeń i wirtuozom paragrafów, a nie tym, którzy chcą dojść do celu.

Czy może być gorzej?

Dlaczego staję się przeciwnikiem transparentności w życiu publicznym?

Tematem dnia jest przejrzystość władzy. Chcemy wiedzieć jak podejmowane są decyzje. Chcemy poznać opinie, które na nie wpłynęły. Pragniemy dowiedzieć się kto przygotowywał te opinie, kto za nimi stoi. Internet i jego narzędzia spowodowały, że nie tylko łatwo porównywać teksty czy propozycje legislacyjne, ale także można szeroko i natychmiast o tym powiedzieć. Otwarte społeczeństwo, społeczeństwo w nieustannej interakcji z rządem, stwierdza że nie jest już niezbędny e-government, kiedy można osiągnąć we-government!

A przed moimi oczami pojawia się ustawa o otwartości w życiu publicznym. I urzędnik prowadzący otwarte konsultacje, otwarty dialog czy – zgodnie z artykułem 393a, ustęp 43 – gromadzący opinie interesariuszy. Ten urzędnik, maestro komunikacji społecznej, będzie się specjalizował w precyzyjnym wykonywaniu tego prawa. Czy osiągnięcie celu, dla którego prowadzona bedzie dana konsultacja stanowić będzie o karierze urzędnika? Nie. Czy czas w jakim zostanie podjęta decyzja i coś zacznie działać będzie decydował o odpowiedzialności urzędnika? Nie. Decydować będzie prawidłowość przeprowadzenia procesu. Procedura będzie królem. Odpowiedzialność mają tylko ci co mieszają beton. Czy to czegoś nie przypomina?

(PS. Ostatni akapit jest w sarkastycznym tonie, ale już dzisiaj widać jak politycy i urzędy stają się mistrzami dialogu. Przy czym zajmują się głównie dialogiem i związanym z tym PR-em odsuwając od siebie i przesuwając w czasie decyzje. Decyzja? Odpowiedzialność? Przecież dyskutujemy, rozmawiamy… Za chwilę ktoś wpadnie na pomysł, żeby to wszystko skodyfikować… A ja dumam: czy wolę iść do lekarza, który ze szczegółami opowie ci o procesie leczenia czy do takiego, który mnie wyleczy?)

Autor: Absolwent Wydziału Mechaniki Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej. Wiceprezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, Dyrektor ds. Strategii Microsoft sp. z o. o. Współpracował z Institue for Prospective Technological Studies (IPTS) w Sewilli należącym do Joint Research Centre Komisji. Brał udział w projektach Interkl@sa i Internet dla Szkół. Pracował nad stworzeniem Strategii Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego dla Polski. Otrzymał nagrodę Infostar 2008 w kategorii "Propagowanie informatyki".

Liberte!

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.