Od bezrobocia do neofaszyzmu
bezrobocie| diagnoza społeczna| faszyzm| Henryk Domański| kartelizacja| kibole| Krystyna Szafraniec| ludzie zbędni| MOP| PGR| Stefan Czarnowski| Wałbrzych| wykluczenie| Zygmunt Bauman
Zadziwiająco współcześnie brzmi esej napisany 75 lat temu przez naszego wybitnego socjologa Stefana Czarnowskiego „Ludzie w służbie przemocy", a przypomniany przez jedną z gazet ponad pół wieku po wznowieniu.1 Autor nawiązuje do zwycięstwa faszyzmu w Niemczech w 1933 r. i wskazuje na jeden z bardzo ważnych czynników, który do tego doprowadził.
Czynnikiem tym było według niego istnienie marginesu społecznego (...), tj. dostatecznej liczby jednostek zdeklasowanych, nie mających określonego społecznego statusu, z punktu widzenia produkcji materialnej i intelektualnej uważanych za zbędnych i za takich uważający się. Nie jest to lumpenproletariat, margines obejmuje bowiem jednostki i całe grupy, których do niego zaliczyć nie sposób — obok włóczęgów, ludzi żyjących z dorywczej pracy (...) zawodowych przestępców. Mieszczą się na marginesie (...) także ludzie uczciwi, którzy ... z jakichkolwiek powodów „nie znajdują sobie miejsca na świecie": a więc zarówno młodzież z rodzin robotniczych daremnie poszukująca zatrudnienia, jak i drobnomieszczańscy dyplomanci szkół wyższych niewiedzący co począć ze swoimi dyplomami (...). Należą tu ci wszyscy, których zorganizowana społeczność traktuje jako darmozjadów i natrętów (...), których pomawia o pasożytowanie na organizmie społecznym.
Kartelizacja2 doprowadza - pisał S. Czarnowski - do zamykania warsztatów w imię usunięcia konkurencji. Racjonalizacja doprowadza do ograniczenia liczby robotników (...). Powstaje w naszych oczach armia wykolejeń-ców pochodzenia chłopskiego, robotniczego, inteligenckiego; olbrzymi, coraz liczniejszy margines, w coraz wyższej mierze składający się z ludzi młodych, pełnych młodzieńczego temperamentu, a skłonnych do wytwarzania w sobie „kompleksu mniejszej wartości" i łaknących zaznaczenia się w przeciwieństwie do tych, którzy mają pracę, którzy zarabiają, którzy cieszą się szacunkiem ogółu. Ludzie ci są dla faszyzmu potrzebni. Z nich bowiem rekrutuje on swoje bojówki, swoje czarne, brunatne czy też innego koloru koszule. Ci młodzi zbędni, są bowiem w domu ciężarem i często spotykają się z wymówkami, że nic nie robią. Przyjąć ich do pracy nie chce nikt. Uczyć się, czy douczać nie mają za co, ani gdzie.
Przedwojenny esej S. Czarnowskiego skłania do spojrzenia nie tylko na skutki polskiej transformacji, ale przede wszystkim na jej charakter, czy wręcz model. Oto bowiem w epoce, gdy napędem rozwojowym staje się wiedza, miliony wykształconych Polaków słyszą: jesteście zbędni.
Jaką demolkę ta schizofreniczna sytuacja czyni w sercach i umysłach? Wśród ludzi „zbędnych w transformacji", podobnie jak w latach 30., są przede wszystkim młodzi, i to ich dramat jest w centrum uwagi, choć nie tylko oni są ofiarami.
Stracone pokolenie
Na przykład są nimi też: ludzie „zza bramy" - zwolnieni z fabryk w ramach restrukturyzacji, ludzie „z likwidacji" pozbawieni pracy na skutek likwidacji zagłębia wałbrzyskiego, PGR-ów czy sektora stoczniowego, ludzie „z upadku", czyli z upadających i bankrutujących firm (tylko we wrześniu br. ogłoszono upadłość 66 przedsiębiorstw zatrudniających 4200 osób). W całym przemyśle w okresie transformacji zlikwidowano ok. 2,5 min miejsc pracy.
Wśród powstałej armii bezrobotnych są długotrwale bezrobotni (tzw. DB). Według GUS (BAEL) w II kwartale 2013 r. było ich aż 655 tys., a oprócz nich ponad 1,1 min tzw. zniechęconych, tj. biernych zawodowo, bo przekonanych, że pracy nie znajdą. Wśród blisko 13,7 min biernych, odsetek zniechęconych wyniósł w tymże II kwartale 8,2%.
Choć w oficjalnych statystykach nie ma „ukrytych bezrobotnych", są oni w tzw. realu, np. wśród mieszkańców wsi mających status pomagających członków rodzin. W II kwartale br. było ich 450 tys. Do „kręgu zbędności" można też zaliczyć co najmniej część spośród 2,5 min osób skrajnie biednych, żyjących poniżej minimum egzystencji, a także tzw. biednych pracujących, sfrustrowanych niską płacą mimo ciężkiej pracy. Zalicza się do nich od 12% pracujących (GUS) do ponad 24% (Eurostat). W statystyce unijnej ,,working poor" to pracujący, których zarobki są poniżej 2/3 średniej krajowej. U nas wielu pracowników takie wynagrodzenie uważa za dochód umożliwiający tzw. godne życie. Oto jeden z obszarów „wspólnej Europy".
„Zbędni" to oczywiście także bezdomni, według szacunków różnych instytucji od 30 do 70 tys. i więcej, choć spis powszechny wymienia ok. 10 tys. osób żyjących bez dachu nad głową (w kanałach, na działkach, na dworcach itp.) i ok. 16 tys. w różnego rodzaju schroniskach i noclegowniach.
Wśród „zbędnych" lub kandydatów na „zbędnych" na szczególną uwagę zasługuje specyficzna grupa NEET (not in education, employment or training), czyli młodych poniżej 25 roku życia, którzy nie pracują nie uczą się i nie uczestniczą w szkoleniach. NaNEET-owców jako młodych, którzy czują się zbędni zwraca uwagę raport MOP z września 2012 r. Eksperci MOP jako pierwsi użyli wobec obecnego pokolenia młodych określenia stracone pokolenie. Według szacunków MOP grupa NEET wynosiła w Polsce w 2011 r. ponad 590 tys. (11,6% grupy wiekowej 18-24).3
Czy młody NEET-owiec czuje się sfrustrowany i zbędny, czy mu z tym wygodnie? Czy w tej grupie przeważają lenie, czy ofiary transformacji? Tego niestety nie wiemy.
Pracodawcy za ten stan obarczają winą system edukacji, który - ich zdaniem - wymaga zmiany (po nieudanych reformach przeprowadzonych przez rząd Jerzego Buzka/ Leszka Balcerowicza w latach 1998-2001). Ale w odniesieniu do szkół wyższych pracodawcy chcą uczelni „wpasowanych" w rynek, kształcących tylko i wyłącznie na ich potrzeby i dla ich zysku, co pokazuje horyzont myślenia państwowego tej grupy. Niestety, państwo to nie prywatna firma, a społeczeństwo to nie balast wyrzucany z łódki. Horyzont przedsiębiorcy, gdy staje się wyznacznikiem polityki państwa i preferowanego systemu wartości, sprowadza to państwo do roli pośmiewiska. Włosi coś mogą o tym powiedzieć.
Zdaniem prof Krystyny Szafraniec - autorki rządowego raportu o sytuacji młodzieży, główny problem młodego pokolenia to niemożność usamodzielnienia bez pracy. Zjawisko kolektywnego awansu charakterystycznego dla minionych dekad, zaczyna być zastępowane przez zjawisko kolektywnej degradacji.
Prof. Zygmunt Bauman, najbardziej dziś w świecie znany polski socjolog, zaatakowany na Uniwersytecie Wrocławskim przez młodych narodowców, mówił tam o tragicznym paradoksie: Młodzi ludzie między 16 a 25 rokiem życia są najbardziej wykształconą generacją w historii ludzkości i zarazem najbardziej bezrobotnym pokoleniem w historii. To jest wielkie nieszczęście, nie tylko dla tych ludzi niemających co ze sobą robić.
Choroby społeczne wkraczają na naszych oczach szerokim frontem na uczelnie, bo na stadionach są regułą od dawna.
W oczach prawicy, kibol to prześladowany patriota, przywiązany do wartości katolickich, zaangażowany w działalność społeczną (niektórzy kibice sąnp. krwiodawcami), antykomunista, niepokorny, walczący z nieudolnym rządem Tuska. W opinii dr Macieja Gduli, socjologa z UW, diabolizowanie kibiców to oszustwo, oni nie są dziś głównym problemem społecznym, choć problemem jest oczywiście rosnący poziom przemocy związany z działaniami kibiców, czy rasistowskie i homofobiczne hasła, które głoszą}
Nowa pod klasa nędzy
Skupianie społecznej uwagi na kibolskich działaniach, bo spektakularne, głośne, budzące strach, ale i ... jakże medialne, to chyba faktycznie temat zastępczy i swoista zasłona dymna. Groźniejsze wydają się występki skrajnie antysystemowej młodzieży z różnych pseudoorganizacji koślawo sięgających do przedwojnia. Niestety, nie wiemy o tych grupach dużo, zjawisko jest mało zbadane. Mało zbadane są też środowiska pozostałych „zbędnych w transformacji", którzy młodzieżą nie są, głów nie golą nie mają za idola Hitlera, koszul nie noszą wykładowców nie pędzą ale mogą okazać się bardzo groźni. Przy urnach.
Część z nich tworzy nową podklasę, której istnienie zasygnalizował już jakiś czas temu znawca tematyki śląskiej - prof Marek S. Szczepański. Jego zdaniem, wiele wskazuje na to, że przeprowadzana w kraju transformacja ustrojowa i restrukturyzacyjna tradycyjnych regionów czy miast przemysłowych takich jak Górny Śląsk, Łódź i Wałbrzych zrodziła nową generację ludzi zbędnych i „luźnych".
Wzrostowi gospodarczemu i rosnącej zamożności części społeczeństwa towarzyszy ubożenie znaczących, dużych grup społecznych, ich marginalizacja polityczna i kulturalna. Powstaje szacowana na ok. 9% (prof Henryk Domański) społeczeństwa underclass - podklasa społeczna utożsamiana z nową biedą, garnuszkiem państwa i instytucjami pomocy społecznej.
Część tych ludzi, ulokowanych zwłaszcza w tradycyjnych osiedlach robotniczych, w tak zwanych zespołach awaryjnych czy powstających kwartałach socjalnych tworzy zręby regionalnej undercalass. Jest ona uwikłana w błędne koła niedostatku, nędzy, marnego wykształcenia i roszczeniowych postaw wobec systemu pomocy i opieki społecznej. Już teraz, w wielu miastach regionu, funkcjonują rodzinne i dzielnicowe getta owej podklasy, żyjących na państwowym, samorządowym czy sąsiedzkim garnuszku?
Wymieniony Wałbrzych, najbardziej - obok PGR-ów -dobitny przykład transformacyjnej patologii do dziś czuje skutki wciąż budzącej kontrowersje likwidacji zagłębia węglowego. W tym roku minie 15 lat od zamknięcia ostatniej z trzech kopalni (KWK: Victoria, Wałbrzych, Thorez) zlikwidowanych w latach 90. wraz ze zwolnieniem ok. 20 tys. ludzi.
Koncepcje całościowej restrukturyzacji regionu wałbrzyskiego niestety nie wyszły, podobnie jak kolejne plany legalizacji (lub likwidacji) biedaszybów - pisaliśmy o tym ponad trzy lata temu omawiając kapitalną książkę-doku-ment dotyczącą m.in. Wałbrzycha i biedaszybów.6
Coś jednak się zmieniło, bo oto dziś Wałbrzych przoduje w kraju ... w dezaprobacie dla demokracji (kilkanaście procent elektoratu).
Bieda - szczęście - rozwałka
„Diagnoza społeczna 2013" pokazuje, że już wiosną 2011 r., pierwszy raz od 2000 r., więcej rodzin weszło do strefy ubóstwa niż się z niej wyrwało. A tegoroczne badanie przeprowadzone wiosną wykazało, że w ciągu dwóch lat dochody rodzin spadły o 5%, i więcej niż co trzecia rodzina (35%) ma kłopoty z przysłowiowym wiązaniem końca z końcem. Na wiarygodność tych badań cień rzuca jednak to, że mimo spadku dochodów i rosnącej biedy -Polacy są ponoć coraz bardziej zadowoleni z życia. Szczęście znajdują w biedzie? Gdyby tak miało być, to jesteśmy na dobrej drodze.
Według raportu GUS z czerwca tego roku „Ubóstwo w Polsce w 2012 r." w biedzie żyło od 6,7% do 16% Polaków, tj. 2,5-6 min osób. Niższa z tych liczb wynika z wyliczonego przez IPiSS minimum egzystencji, czyli dochodu niezbędnego do biologicznego przetrwania. Dla gospodarstwa jednoosobowego było to w zeszłym roku 521 zł, dla czteroosobowej rodziny (dwoje dzieci do lat 14) 1401 zł. Te 2,5 min osób nieosiągających dochodów na tym poziomie, żyjących w nędzy, „zasilało" szeregi zbędnych. Czy szczęśliwych?
Według unijnej miary przyjętej w strategii "Europa 2020" wskaźnik zagrożenia ubóstwem w Polsce w 2011 r. wyniósł 17,7% (ok. 6,6 min osób). Jeśli jednak do ubogich dodać wykluczonych, wskaźnik wzrasta do 27,2% (10,2 min osób) wobec 24,2% średnio w UE.7 Jak mówią eksperci -jesteśmy krajem bogatym na tle świata i równocześnie biednym na tle „starej" Europy czy USA. Inaczej: najbiedniejsi wśród bogatych, albo najbogatsi wśród biedaków. Od której strony nie patrzeć - jako społeczeństwo tkwimy w pozycji sprzyjającej społecznej schizofrenii, rodzącej reakcje i zachowania nieoczekiwane.
Niezadowolenie ludzi zbędnych - pisał S. Czarnowski analizując rosnące poparcie dla faszyzmu w Niemczech -w czasach niestabilnych może zadziałać jak taran, zagrozić istniejącemu porządkowi, demokracji. Może być równie groźne, bądź groźniejsze od frustracji młodych - NEET-ów, nacjonalistów, czy kiboli.
(...) Faszyzm osiąga [sukcesy - I.D.] w wyborach dzięki masie ludzi niezadowolonych, gotowych poprzeć radykalną zmianę stosunków. Takich można spotkać wszędzie w Europie, są rozmaici i mają rozmaite motywy - pisze Jacek Bocheński w eseju ,Litania polskiej gorszości". Niezadowolonych łączy jedno: poczucie, że okropnego stanu rzeczy nie można już wytrzymać, więc trzeba wszystko rozwalić.
1 St. Czarnowski „Studia z historii myśli i ruchów społecznych"'. Dzieła, tom II (s. 186), PWN, Warszawa 1956.
2 To ówczesna faza monopolizacji przez koncentrację kapitału.
3 MPiPS: Krajowy Program Przeciwdziałania Ubóstwu i Wykluczeniu Społecznemu 2020, Warszawa 2013
4 Por. rozmowa z dr M. Gdułą, „Gazeta Wyborcza", 3.09.2013, s. 7.
5 Czytelnia >>Blog Archive<< Ludzie zbędni i życie na przemiał.
6 T. Rakowski „Łowcy, zbieracze, praktycy niemocy", Gdańsk 2009 („SP nr 6/2010).
7 MPiPS: Krajowy program (...) op.cit.
Artykuł opublikowany w miesięczniku „Służba pracownicza”
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.