Państwo ćwierćwyznaniowe
ateizm| Henryk Goryszewski| Irlandia| ISIS| Jarosław Kaczyński| Konstytucja| Kościół| Michał Królikowski| państwo świeckie| religia| Stowarzyszenie „Otwarta Rzeczpospolita
Stowarzyszenie „Otwarta Rzeczpospolita” zorganizowało dyskusję pod tytułem: ”Czy Polska jest państwem świeckim?”. No cóż, temat jest ważny, a przynajmniej ciekawy.
Równocześnie grupa znanych polskich intelektualistów skierowała do Pani Premier apel/petycję, aby władze państwowe, ściśle przestrzegały zasady neutralności światopoglądowej państwa zagwarantowanej w Konstytucji RP.
Jak piszą sygnatariusze tego apelu:
Władze RP są nadmiernie uległe wobec roszczeń Kościoła w sprawach finansowych, edukacyjnych, blokowania inicjatyw legislacyjnych w tzw. gorących materiach prawnych i społecznych (np. związki partnerskie, przemoc w rodzinie) czy demonstracyjnego eksponowania symboli religijnych w instytucjach publicznych. Postawa ta nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia. Bywa, że uroczystości o charakterze państwowym mają przede wszystkim charakter religijny, a władze publiczne stają się dodatkiem do hierarchów kościelnych występujących w roli rzeczywistych gospodarzy. Prowadzi to do degradacji państwa i obniżenia jego prestiżu w skali krajowej, a nawet międzynarodowej.
Apel nie sugeruje, że Polska przestała być państwem świeckim, ani że stała się państwem wyznaniowym, czytamy w nim o „uległości władz wobec roszczeń Kościoła”. Jest rzeczą ważną, abyśmy zachowali proporcje. Politycy nadal palą świeczkę świeckiemu, konstytucyjnemu porządkowi w państwie, ale również solidny ogarek ignorującemu reguły gry i domagającemu się dominacji ważnemu aktorowi sceny politycznej. Odnosi się wrażenie, że w świadomości klasy politycznej króluje przekonanie, że bez tej uległości wobec Kościoła nie można władzy ani zdobyć, ani zachować.
Takie stwierdzenie jest z natury rzeczy uproszczeniem, ponieważ może sugerować czysty cynizm, uległość instrumentalną, czyli formę prostytuowania się. Tymczasem mamy tu do czynienia z całą gamą postaw i poglądów, które trzeba spróbować zdefiniować.
Organizatorzy wspomnianej dyskusji zadedykowali debatę pamięci Tadeusza Mazowieckiego. To ciekawe i bardzo istotne, ponieważ Mazowiecki był katolickim politykiem, niebywale przywiązanym do idei świeckiego państwa i głęboko przekonanym, że jego wiara religijna nie powoduje tu żadnego konfliktu. Jego idea „przyjaznego rozdziału państwa i Kościoła”, oparta była na bezwzględnym zaufaniu i na przekonaniu, że państwo jest wspólnotą, w której wszyscy gracze będą szanowali reguły gry. Z czasem doszedł do wniosku, że biskupi mają poważny kłopot z rozumieniem reguł gry w demokratycznym państwie.
Nie wiem, czy są badania nad rozumieniem znaczenia pojęcia „ład konstytucyjny”. Publiczna debata na temat definicji tego pojęcia jest też niemrawa, trudno zatem mieć pretensje do biskupów o brak zrozumienia zasad demokracji, jeśli sami pozwalamy na to, aby były one czymś bardzo mglistym. Miałem możliwość wysłuchania przez Internet tylko drobnego fragmentu dyskusji zorganizowanej przez „Otwarte państwo” i zwróciłem uwagę na głos kogoś z publiczności, kto przedstawił się jako matematyk. Ten dyskutant powiedział coś takiego, że on nie wie, czy wszyscy rozumieją to samo przez „państwo świeckie”, czy jest jakaś powszechnie akceptowana definicja takiego państwa i gdzie ją możemy znaleźć. Inni odwoływali się do preambuły do Konstytucji, dając do zrozumienia, że ta preambuła wyjaśnia sprawę. Otóż, moim zdaniem zgoła przeciwnie. Raczej zaciemnia. Stąd przywoływane również w tej dyskusji twierdzenie „jednego z członków rządu” (chodzi tu zapewne o b. wiceministra sprawiedliwości, Michała Królikowskiego), że Polska nie jest państwem świeckim wywołało głosy oburzenia, ale nie mogło spowodować oskarżenia o próbę podważenia ustroju Rzeczpospolitej. Tę definicję musi w danym państwie zawierać konstytucja. Ogólnie można powiedzieć, że jest to państwo, gwarantujące równe prawa wszystkim obywatelom, niezależnie od ich wyznania, państwo gwarantujące wolność wyznania i chroniące przed dyskryminacją z powodu wyznania lub światopoglądu. I tak, konstytucja amerykańska mówi, że Kongres nie ustanowi żadnej religii jako religii panującej, ani nie zabroni wyznawania jakiejkolwiek religii. Ta formuła została przyjęta przez kilka państw europejskich i przez Meksyk. Inne kraje kładą nacisk na rozdział Kościoła i państwa. Konstytucja narzucona Japończykom przez Amerykę w 1946 roku mówi dość jednoznacznie, że organizacjom wyznaniowym nie wolno sprawować władzy państwowej, a państwu nauczać religii ani wykonywać funkcji religijnych.
Innymi słowy w większości konstytucji mamy tu sformułowania bardzo ogólne prowadzące do ustawicznych sporów o wykładnię. Intuicyjnie wszyscy dość dobrze rozumieją, że przez państwo świeckie rozumie się państwo nie będące państwem wyznaniowym, czyli państwo, w którym wszyscy obywatele mają równe prawa. Jednak, aby świeckość była niekwestionowaną zasadą ustrojową, musi być jasno zdefiniowana.
Dzieci między piątym a dziesiątym rokiem życia uczą się zasad gier zespołowych i z czasem doskonale rozumieją, że nie da się grać bez respektowania tych reguł. Tymczasem ład konstytucyjny jest ustawicznie kwestionowany w stopniu budzącym podejrzenia, że albo był akceptowany w złej wierze, albo jest tak niezrozumiały, że nie zasługuje na miano reguł gry.
Słynne stało się powiedzenie Henryka Goryszewskiego, prawnika, nauczyciela akademickiego, a zarazem wicepremiera w rządzie Hanny Suchockiej, który w 1993 roku powiedział:
„Nie jest ważne, czy w Polsce będzie kapitalizm, wolność słowa, czy będzie dobrobyt – najważniejsze, aby Polska była katolicka.”
Trudno o większą przepaść między ideą „przyjaznego rozdziału państwa i Kościoła” a postawą wyrażoną przez ówczesnego działacza ZChN. Lektura setek homilii biskupów, działań polityków takich jak b. wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski, Jarosław Gowin, czy pani Sobecka, skłania do wyrażenia opinii, że grzechem Henryka Goryszewskiego była tylko szczerość, otwarta prezentacja głównego celu dużej i silnej części polskiej sceny politycznej.
Analiza wystąpień Jarosława Kaczyńskiego wydaje się nie pozostawiać wielu wątpliwości, iż maksyma Goryszewskiego jest mu bliska, a wypowiada ją tylko odrobinę ostrożniej. Czy mamy tu do czynienia z instrumentalnym traktowaniem religii i Kościoła, czy z głębokim przekonaniem o wyższości tzw. prawa naturalnego nad prawem stanowionym? Wiele wskazuje na to, że Jarosław Kaczyński jest głęboko przekonany, iż konstytucja winna być podporządkowana Kościołowi, a nie że Kościół musi się nauczyć funkcjonowania w ramach konstytucji. Dotyczy to prawdopodobnie 99 procent polityków tego ugrupowania, tak na poziomie krajowym, jak i samorządowym. Sprawa doktora Chazana była ciekawym testem polskiego ładu konstytucyjnego, równie ciekawym jak poznańskie osły i setki błazeńskich występów posłów i radnych PiS szczerze przejętych potrzebą obrony chrześcijańskich wartości.
Nieco dalej mamy polityków nie kryjących swojego cynizmu, którzy, jak Janusz Korwin-Mikke, otwarcie mówią, że religijne przekonania społeczeństwa, to element, który warto wykorzystywać w grze politycznej.
Kiedy zastanawiamy się nad mechanizmem uległości wobec roszczeń Kościoła, warto pamiętać, że motywacja okazywania takiej uległości jest bardzo zróżnicowana, ale efektem jest nieodmiennie stała degeneracja świeckiego ładu konstytucyjnego.
Wielokrotnie w różnych miejscach przypominałem, że idea państwa świeckiego nie była wymysłem ateistów, że była koncepcją ludzi wierzących, szukających drogi do położenia kresu waśniom religijnym. Również w Polsce rzecznikami świeckiego państwa byli ludzie wierzący, w tym otwarci katolicy, których głos był często ignorowany bądź otwarcie zwalczany przez hierarchię kościelną.
Katolicki portal „Idziemy” powtarza słowa b. wiceministra Królikowskiego:
„Polska Konstytucja nie wprowadza zasady „świeckości” państwa, natomiast potwierdza jego bezstronność w sprawach światopoglądowych i religijnych. Wyraźnie mówi o tym art. 25 ust. 2 Konstytucji RP, brzmiący: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę wyrażania ich w życiu publicznym”.
Autorzy przypominają, że tylko konstytucja francuska bardzo wyraźnie definiuje świeckość (laickość) państwa, a „sfera religijna [we Francji] nie ma prawa obywatelstwa w płaszczyźnie życia publiczno-państwowego”.
Mętlik pojęciowy, połączony z instrumentalną uległością polityków, kierujących się bądź lękiem przed utratą głosów, bądź chęcią zdobycia władzy, powoduje że mamy państwo świeckie, w którym jest coś na kształt religii panującej, a Kościół katolicki wkracza coraz głębiej w sferę państwową.
Podobna sytuacja jest w wielu innych krajach. Podczas gdy w Polsce możemy mówić o konsekwencjach komunizmu i jego osobliwej formuły rozdziału państwa i Kościoła bez szacunku dla zasady swobody wyznania i wolności słowa, Irlandia, gdzie również mamy silne powiązanie tożsamości religijnej i narodowej, dopiero niedawno wyrwała się z politycznej dominacji Kościoła katolickiego i po szoku wywołanym licznymi skandalami związanymi z pedofilią księży i długą historią maltretowania dzieci w ośrodkach prowadzonych przez instytucje religijne, próbuje uwolnić swoje prawodawstwo od strzeżonych przez Kościół anachronizmów.
Irlandia będzie miała niebawem referendum dotyczące propozycji zniesienia karalności za bluźnierstwo. Nie chodzi w tym przypadku o jakieś bardzo stare prawo, ale o ustawę z 2009 roku, a więc świeżo przeforsowaną przez Kościół katolicki.
Jak pisze Grania Spingies, ustawa wystawiła rząd na pośmiewisko, ale może być niebezpieczna. Autorka cytuje wypowiedź przewodniczącego Stowarzyszenia Irlandzkich Ateistów, Michaela Nugenta, który zwracał uwagę na fakt, że:
„Na forum ONZ państwa islamskie powoływały się na irlandzką ustawę o bluźnierstwie jako na dowód, że nowoczesne państwa europejskie nie mają takich oporów zakazywania bluźnierstwa, jakie mają kraje muzułmańskie. Robicie coś bardzo złego, kiedy Pakistan powołuje się na was jako na najlepszy przykład przepisów o bluźnierstwie.”
Grania Spingies przypomina, że w Pakistanie wydano wyrok śmierci na chrześcijankę, którą na mocy prawa o bluźnierstwie uznano za winną znieważenia Mahometa i że wyrok ten został właśnie utrzymany w mocy przez Sąd Najwyższy.
Autorka przypomina inne przypadki uległości rządu irlandzkiego wobec roszczeń Kościoła, dotyczące m. in. prawa o rozwodach, które również zostało zmienione w wyniku referendum (1995), ale możliwość rozwodu została obwarowana tak, że stanowi on biurokratyczną udrękę. Walka o liberalizację ustawy aborcyjnej natrafia na mur, a obecne przepisy spowodowały wiele przypadków śmierci, kiedy aborcja była konieczna z przyczyn medycznych, ale nie można było jej wykonać ze względu na zakazy prawne; również w przypadku ciąż pochodzących z gwałtu doprowadza się do sytuacji, w których pojawia się zagrożenie samobójstwem.
Irlandzkie społeczeństwo coraz silniej naciska na zmianę systemu oświatowego. Większość szkół to nadal finansowane przez państwo szkoły katolickie.
Sondaże i badania pokazują, że społeczeństwo irlandzkie nie jest już skłonne do akceptowania wszystkiego, co Kościół nazywa wartościami chrześcijańskimi i wiele wymuszonych przez Kościół praktyk uważa za łamanie praw człowieka.
Ta zmiana postaw społecznych prowadzi do szybkiej radykalizacji zarówno kleru, jak i części tzw. laikatu, do wzrostu nacisków na polityków i otwartej walki z samą ideą państwa świeckiego.
Jest rzeczą paradoksalną, że politycy często boją się otwartej obrony tej idei. Charakterystycznym przykładem było zwolnienie wiceministra Królikowskiego. Nowy minister sprawiedliwości stanowczo zaprzeczał, że miało ono jakikolwiek związek z kwestionowaniem ładu konstytucyjnego przez byłego wiceministra i robił wszystko co w jego mocy, aby ta sprawa nie stała się przedmiotem merytorycznej debaty o tym, co mamy rozumieć przez państwo świeckie.
Jest rzeczą zdumiewającą, że najwyraźniejsze głosy na rzecz państwa świeckiego padają z ust liberalnych muzułmanów. Rozmiary zagrożenia ze strony ludzi motywowanych przekonaniem o wyższości prawa boskiego nad prawem religijnym są w krajach muzułmańskich znacznie większe i ukazują (niestety nielicznym) dramatyczną potrzebę podporządkowania życia społecznego prawu stanowionemu. Mówił o tym niedawno szyicki duchowny i polityk z Iraku, były poseł do irackiego parlamentu, Ajad Dżamal Al-Din. Jego zdaniem źródłem terroryzmu jest odwoływanie się do religijnej jurysprudencji. Nie ma szans na zwalczenie ISIS i innych tego rodzaju ugrupowań, jak długo nie ma świeckiego państwa i równości wszystkich wobec prawa.
Studio Opinii
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.