Prawo Gogola: Artykuł I. O łapownictwie
Gogol chciał zostać sędzią i z takim też zamiarem przybył do stolicy imperium. Przepracował jednak kilka miesięcy jako zwykły urzędnik i to mu wystarczyło, by ten okres uznać za udrękę. „Petersburg, śniegi, szubrawcy, departament” – zanotował jeden z nachodzących go za granicą nocnych koszmarów. Ale prawu został do końca życia wierny: jego dzieła są pełne rad i pouczeń dla bliźnich i dla Rosji, a także uwag związanych z biurowo-sądową codziennością – ich suma to sporych rozmiarów kodeks z autorskim komentarzem. Ponieważ te przyczynki są rozrzucone w różnych jego utworach, od prozy przez publicystykę po dzieła teatralne, postaram się je zebrać i przedstawić w cyklu felietonów pod nazwą „Prawo Gogola”. I chociaż taki tytuł mówi sam za siebie, będę się usilnie starał, by Czytelnik mógł usłyszeć bardziej Gogola niż mnie.
***
Kilkanaście dni temu deputowany z partii Putina zgłosił w Dumie wniosek o ustawowe zrównanie korupcji ze zdradą stanu i karanie jej łagrem w przedziale od 12 do 20. lat. Poseł ów nosił nazwisko Kowaljow. Dokładnie tak samo nazywał się bohater Gogolowej noweli „Nos” o nieszczęśniku, który tropił za utraconym organem węchu, prowadzącym życie na tyle samodzielne, że widziano go (nos) tu i ówdzie w Petersburgu, w eleganckim mundurze, jeżdżącego w karecie i modlącego się w cerkwi. Chociaż współczesny nam Kowaljow (Mikołaj) jest generałem FSB, a książkowy Kowaljow (Płaton) był ledwo majorem, to owa prasowa wzmianka posłużyła mi jako gotowy pretekst, by zająć się tym, co Mikołaj Wasyljewicz Gogol pisał o łapownictwie przed prawie dwoma wiekami.
Otóż zaczął on od konstatacji, że łapownictwo jest utrapieniem Rosji i – o dziwo! – wcale nie twierdził, że ta przypadłość jest równo rozrzucona po świecie. Wedle jego opisu branie odbywa się dwojako: albo przełożeni łupią podwładnych, albo urzędnicy petentów. O ile to pierwsze dzieje się wewnątrz biurokracji i jest do niej ograniczone, o tyle drugie, odbywające się kosztem prywatnych kieszeni, stanowi powszechną dolegliwość. Gogol szukając przyczyny tej formy korupcji, odnalazł ją w ludzkim sercu, co jest skądinąd zrozumiałe, gdy pamiętamy, że właśnie ono (po łacinie cor) pierwsze ulega człowieczym porywom, nie tylko dobrym, ale i złym. Pisarz skoncentrował się wyłącznie na zbytku i, nazywając go „wrzodem Rosji”, określił surowo jako „źródło łapówek, niesprawiedliwości i wszelkiej obrzydliwości, jaka tylko u nas występuje”. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na znamienną kolejność: łapówka nie jest po to, by żyć w zbytku, ale odwrotnie: najpierw jest zamiłowanie do zbytku, i to ono, niczym grzech pierworodny, wręcz wymusza branie od bliźniego.
Nie koniec na tym, bo dalszy wywód Gogola jest dalece precyzyjny: zbytek ów ma nader konkretne, i to nie szatańskie, odniesienie: ma twarz kobiety. Idzie ni mniej, ni więcej o wszelkie „żony modne” – ich kapelusiki, świecidełka, suknie i sukienki, bez których nie mogą się obyć wyznawczynie wspomnianego zbytku. Jednakże XIX-wieczny pisarz wcale nie nastaje w tej sprawie na surowe środki karne i nie wysyła nikogo na długoletnią katorgę, jak to ochoczo uczynił wspomniany na wstępie jego rodak z XXI wieku, ale proponuje środki całkiem łagodne pod warunkiem, że będą aplikowane z rozmysłem i stanowczo. Ich wykonawcą nie mają być czynownicy ze specjalnie powołanych urzędowych departamentów lub ministerialnych kolegiów, ale właśnie kobiety; oczywiście nie wszystkie, lecz wybrane: żony urzędników najwyższej rangi (gubernatorów) – i tak: zamiast urzędowego wygrażania karami mają wywierać wpływ moralny, a dobry przykład ma wyrugować procesy sądowe.
Ale jak to można zrobić? – oto słuszne pytanie, które natychmiast ciśnie się na usta. Projekt Gogola jest niewiarygodnie prosty, wręcz obywatelski, bo nieangażujący środków państwowych i nietworzący żadnych nowych instytucji – posłuchajmy… Po objęciu urzędu przez męża, pani gubernatorowa powinna przez czas jakiś dokładnie przyglądać się urzędnikom w jego biurze, jak i wszystkim co znaczniejszym osobom w miejskim towarzystwie, odbywając z nimi na uboczu dyskretne rozmowy: o dzieciach i obowiązkach rodzinnych, także o charakterze wykonywanej pracy. Gdy już sobie wyrobi pogląd na stan rzeczy (winno jej to przyjść szybciej niż zapracowanemu mężowi), wówczas powinna zacząć „bywać”. Ta towarzyska aktywność miała mieć nawet charakter heroiczny, skoro pisarz nawoływał: „Niech Pani nie opuszcza ani jednego spotkania i balu”.
I oto poznajemy jego skrywany do tej pory zamysł, gdy objawia sens tych zaleceń: „niech Pani przyjeżdża właśnie w tym celu, ażeby pokazać się w jednej i tej samej sukni: trzy, cztery, pięć, sześć razy proszę włożyć tę samą suknię”. Skutek miał wyglądać następująco: panie z towarzystwa, najpierw zdezorientowane, a potem już z przekonania, jedna za drugą pójdą w ślady gubernatorowej prześcigając się w skromności. Jak nożem uciął ustanie rozrzutne kupowanie kiecek na byle okazję, skoro wystarczy jedna: tania i prosta. Wówczas to mężowie-urzędnicy odetchną i, uwolnieni od nieustannych wydatków na żonine ubiory, przestaną wymuszać łapówki od nieszczęsnych petentów; i koniec końców ten rujnujący serce, duszę i państwo proceder najzwyklej zaniknie.
Mikołaj Wasyljewicz składa za to awansem dziękczynny pokłon, pisząc do wyimaginowanej gubernatorowej: „Jest Pani pierwszą osobą w mieście, od Pani będą przejmować wszystko, […], bo tak każe moda i dzięki naszej rosyjskiej skłonności do małpowania”. A kiedy już sprawy pójdą w dobrym kierunku i cnota zapanuje w kancelariach, biurach i sądach, wtedy dopiero mogą się dołączyć duchowni, poruszając w swoich kazaniach sprawy grzesznego zbytku.
Tak oto się miały zamiary Gogola, prezentowane wcale poważnie w jego publicystyce. Że wyszło inaczej, to już całkiem inna sprawa. Musimy się przyzwyczaić, że w twórczości Gogola realizm i metafizyka zawsze idą z sobą o lepsze, i nigdy nie wiadomo, której stronie jest pisane zwycięstwo.
*Marian Sworzeń - ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu, ostatnio wydał „Opis krainy Gog”
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.