Prawo Gogola: Artykuł XI. O kadrach i finansach teatru

Mikołaj Gogol| Moskwa| Petersburg| Rewizor| teatr

Prawo Gogola: Artykuł XI. O kadrach i finansach teatru
Ostatnia scena "Rewizora" narysowana przez M. Gogola w 1836

Gdy myślałem o kolejnym artykule, przypadkowo przeczytałem informację o wymianie zdań pomiędzy ministrem kultury a dyrektorem wielkomiejskiego teatru w związku ze zmniejszeniem dotacji. Ponieważ dialog ten nie ustał – chcąc uniknąć epatowania teraźniejszością – zastąpię nazwę miasta, w którym to się dzieje, ulubionym określnikiem Gogola: literkami NN. Jeśli zaś idzie o mnie, temat zjawił się niczym deus ex machina w antycznym przedstawieniu…

Będzie więc o tym, jak Mikołaj Wasyliewicz widział teatr, jego misję, organizację, także finansowanie. Tytuł naszego cyklu nakazuje też baczenie na przepisy (lub ich postulaty) z tym związane. Miejmy także nadzieję, że kolejnym etapem wspomnianego sporu wysokiego urzędnika z uznanym artystą, po fazie dąsów, będzie wspólne przyjrzenie się prawu, bo to ono, w ostatecznej mierze, musi go przesądzić. Przejdźmy teraz do rzeczy, trzymając się zapowiedzianych tematów...

Mikołaj Gogol poświęcił teatrowi obszerny artykuł; w roku 1845, gdy go pisał, miał za sobą prawie dziesięć lat od wystawienia „Rewizora”. Z kwestii ogólnych dotyczących natury teatru, wybieram pierwszą z brzegu: „To jest taka katedra, z której można przekazać światu wiele dobra”. Dalece jednak ważniejszy jest ostry podział twórczości scenicznej, na zasadzie albo-albo, bez żadnych stanów pośrednich. I tak – mamy z jednej strony teatr wysoki (klasyka dramatu i komedii), a z drugiej to, co nim nie jest („baletowe podskoki, wodewile, melodramaty i te niby to wspaniałe widowiska, dogadzające rozpuście smaku lub rozpuście serca”).

Dla pierwszego rodzaju teatru Gogol wymyślił specjalny rodzaj kierownictwa: na jego czele może stać wyłącznie artysta zwany pierwszym aktorem, wolny od jakichkolwiek urzędniczych wpływów („Tragedią powinien pokierować pierwszy aktor tragiczny, komedią – pierwszy aktor komiczny”). Na jego barkach ma spoczywać dosłownie wszystko: od doboru repertuaru po próby, repetycje, przygotowanie adeptów; ma być najwyższym mistrzem dla zespołu i głównym autorytetem dla publiczności, gotowym do występowania w rolach drugorzędnych po to tylko, by pokazać swój kunszt. Gogol każe mu nawet pilnować, by aktorzy uczyli się tekstu pod jego kierunkiem, i to tylko na scenie, a nie w domu, tak, by „rola weszła sama przez się do głowy”. Nie muszę dodawać, że tak idealistyczny pomysł nie miał wtedy (dziś też) żadnych szans na realizację. Rzeczywistość ma swoje wymogi, wymusza formy pośrednie – dowód: instytucje kultury zawsze miały swoich urzędników…

Gogol, wymyśliwszy sposób na kierowanie teatrem, przestrzegał przed wpuszczeniem do teatru różnorakiego autoramentu „sekretarzy”. Jego wstępna konstatacja brzmi na pozór obojętnie: „Gdy tylko pojawi się jakaś posada i związane z nią dochody, w lot przyczepi się do niej z boku jakiś sekretarz”. Cóż w tym złego – wszak to zwykła sytuacja: nowy się rozsiądzie, rozglądnie, chwyci za robotę… Hola! Gogol, znając z góry sekwencję wydarzeń, przepowiada: „z początku zajmie się papierkową robotą, później zacznie powoli wtrącać się we wszystko i sprawa wymknie się spod kontroli”. Po takim ostentacyjnym pokazie quasi-przydatności, owi demoniczni sekretarze, wystąpiwszy „z ram swego stanowiska”, dopiero pokażą na co ich stać: rozpoczną intrygi, gierki i podchody, wdadzą się w awanturki i stworzą układy, które przerodzą się w protekcyjne sitwy. Wcale na tym nie poprzestawszy, pójdą dalej: samozwańczo przyjmą rolę pośredników między zwierzchnością a podwładnymi, by na sam koniec pogmatwać relacje wszystkich z wszystkimi. Chyba wystarczy, nieprawda… Chciałoby się nawet usłyszeć jakieś kompetentne zaprzeczenie! Na przykład, że to tylko wymysł gorącej imaginacji Gogola, lub, że dotyczy on tylko niektórych instytucji artystycznych, i to w zamierzchłej przeszłości… Nim ono do nas dotrze, pozwolę sobie na jeszcze jeden cytat: „To, co zostało powiedziane o teatrze, można zastosować niemal do wszystkiego”. W tym kontekście, zabrzmiał on jak klasyczny demotywator.

Zostawiamy teraz na boku niebezpieczne figury sekretarzy. Spójrzmy, jak Gogol postrzegał społeczny pożytek z teatru. Otóż wedle niego: „częste powtarzanie wysokich dzieł dramatycznych, to znaczy tych prawdziwie klasycznych sztuk, gdzie zwraca się uwagę na naturę człowieka i jego duszę, zacznie, siłą rzeczy umacniać społeczeństwo w prawidłach bardziej statecznych”. Godzi się zapytać, co z pozostałym sztukami, jak one wpłyną na publiczność… Odpowiedź rosyjskiego dramaturga jest dokładnie przygotowana: „Zalew pustych i lekkich sztuk, od wodewilów i nieprzemyślanych dramatów, po wspaniałe balety i nawet opery, jedynie je rozrzuca, rozsiewa sprawiając, że społeczeństwo staje się lekkie i płoche”. Pozostaje nam tylko odnotować, że za tym stwierdzeniem nie poszła wtedy żadna anatema wobec „lekkich sztuk”.

Teraz przyszedł czas na sprawy finansów. Na początku wspomnianego tekstu Gogola możemy przeczytać: „Zrozumiano to w niektórych miejscach Europy – prawdziwie ambitny teatr dramatyczny jest tam wyodrębniony i korzysta, jako jedyny, ze wsparcia rządowego”. Owe „niektóre miejsca Europy” nie są wcale trudne do identyfikacji, wszak Gogol w ostatnich latach nieustannie bywał między Paryżem, Wenecją, Rzymem, Florencją i Wiedniem. Ale można być niemal równie pewnym, że do tych „miejsc Europy” zaliczył też Moskwę i Petersburg, których wielkie teatry były od dawna finansowane z carskiej szkatuły.

Tak oto Wschód i Zachód Europy zostały przez Gogola pochwalone za dbałość o wspieranie sztuki dramatycznej przez ich rządy. Rzecz o tyle godna uwagi, że zazwyczaj nie miał on dla Zachodu żadnego dobrego słowa…

*Marian Sworzeń ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu, ostatnio wydał „Opis krainy Gog”

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.