Prawo Gogola: Artykuł XXXII. O reformach

Alexis de Tocqueville| Mikołaj Gogol| reformy| Rosja| sierp| Veblen

Prawo Gogola: Artykuł XXXII. O reformach

Proszę wyobrazić sobie kampanię wyborczą, w której kandydat zapowie rezygnację ze zmian. Gdyby to jednak uczynił, zostałby niechybnie uznany za nieuka lub ślamazarę, a to z racji przeświadczenia, że wszelkie instytucje, tak samo jak rzeczy, bez odpowiedniej dbałości podlegają nieuchronnie degradacji. W efekcie czas wyborów jest zawsze targiem zapowiedzi, których weryfikacja zajmuje kilka lat. A że mowa właściwa targowisku ma się nijak do języka kazalnicy (rozróżnił to kiedyś Veblen), jesteśmy skazani na polityczne emocje. I tak się toczy współczesny światek, od gminy i miasta po państwo…

Naszemu bohaterowi przyszło jednak żyć w czasach, w których demokracja była dobrem nader rzadkim, ale już powoli rozpoznawanym (gdy Gogol mościł się w Petersburgu, de Tocqueville wypływał do Ameryki Północnej). Ktoś, kto oczekuje od Mikołaja Wasiliewicza jakichkolwiek rad co do urządzenia państwa, jest w błędzie – nie znajdzie tego nigdzie w jego twórczości, ani młodzieńczej ani późniejszej. Nawet jeśli któraś z jego postaci coś nowego zamierza, nie jest to ktoś z najwyższych sfer, a gdy mowa o gubernatorach, świecą oni zawsze blaskiem nie swoim, ale odbitym od cara. Owszem, jest u Gogola paru energicznych ziemian, lecz działają oni we własnych rewirach, otoczeni nieżyczliwymi sąsiadami. Jeśli więc pisarz służy im jakimiś radami, to na ich indywidualny użytek.

Generalnie ujmując, podejście Mikołaja Gogola do systemowych zmian w Rosji jest dalece niechętne. Warto też wiedzieć, że wiadomość o petersburskim powstaniu dekabrystów w 1825 roku szybko przedostała się w jego rodzinne strony również dlatego, że majątek rodziców Gogola i dobra ojca Sergiusza Murawiowa-Apostoła (jednego z przywódców buntu) dzieliło kilkadziesiąt kilometrów. Z bliskości miejsc nie wynikała bynajmniej sympatia – u Gogola nie znajdziemy żadnego śladu akceptacji dla powstańczych żądań (konstytucja, sprawa chłopów, zmiany w prawie, etc.), w odróżnieniu od Puszkina, po którym został przynajmniej wiersz pełen współczucia dla skazanych na Sybir.

Jedynym źródłem prawa dla Gogola jest wola monarchy, a ponieważ jest on ożywiony miłością do poddanych, oni zaś – szlachta i chłopi – odpłacają się władcy tym samym, to car nigdy nie wyrządzi im krzywdy, wobec czego nie trzeba nic zmieniać – tak można najkrócej przedstawić filozofię polityczną Mikołaja G. Pisarz uzupełnił swoje wywody dodając, że Zachód, z chwilą narzucenia swoim królom ograniczeń konstytucyjnych, stał się areną nieustannych awantur i niegodziwych kłótni, podsycaną przez żądną sensacji prasę. Przeciwieństwem tego bulwersującego stanu rzeczy jest na szczęście dla świata patriarchalna Rosja, która, w odróżnieniu od krzykliwej Europy, żadnych reform nie wymaga, bowiem to co ważne strzeżone jest od wieków przez nieskażoną i pobożną Cerkiew pod odgórną opieką monarchy.

Dowód, że Gogol nie był nigdy fighterem na rzecz zmian w swoim kraju, został więc przeprowadzony, zaś twierdzenia, że domagał się reformy biurokracji czy uwolnienia chłopów można spokojnie odłożyć na bok jak niepotrzebny sprzęt. Przeciwnie, wszelkie podobne pomysły określał jako nowinki podrzucane Rosji przez Zachód, a przyjmowane tylko przez zbałamucone umysły. Dał temu wyraz w swojej publicystyce, gdzie co rusz utykał szpilki skierowane w porządki Anglii i Francji (Niemcy i Włochy były raczej oszczędzane). Jedna z takich antyreformatorskich demaskacji zawarta jest również w zakończeniu opowiadania Gogola zatytułowanego „Staroświeccy ziemianie”. O nim słów kilka…

Po śmierci bezdzietnych właścicieli, majątek wszedł na drogę upadku – był to jednak upadek fizyczny, najzwyklejszy spadek aktywów, wynikły z kradzieży dokonywanych przez wójta, klucznicę i rządcę. Aż tu nagle sprawy się odmieniły! „Niewiadomo skąd przyjechał jakiś daleki krewny, spadkobierca majątku, były porucznik, nie pamiętam już jakiego pułku”. Gogol dodaje jeszcze informację o przybyszu, że był to „zaciekły reformator”, który „spostrzegł natychmiast dezorganizację i zaniedbanie gospodarstwa”. Ale pochwały! Mamy więc do czynienia z kimś kompetentnym! Po tak doskonałych referencjach, przypatrzmy się zamierzeniom nowego dziedzica. Otóż „postanowił wszystko do gruntu przerobić, naprawić i zaprowadzić porządek”. Powiało najprawdziwszą zapowiedzią zmian, skoro ich wykonawcą miał być prawdziwy, swojski zuch, w dodatku eks-wojskowy. Nasz mołodiec najsamprzód „kupił sześć wspaniałych angielskich sierpów, przybił na każdej chałupie numer i wreszcie tak dobrze zaczął gospodarować, że…”

W tym miejscu przerywam na chwilę relację, by zaproponować Czytelnikowi zakład z samym sobą o dalszy los przedsięwzięcia… Czy już można? Kontynuuję: „…tak dobrze zaczął gospodarować, że majątek po sześciu miesiącach dostał się pod kuratelę”. Mamy więc całkowity krach! Jego obrazu dopełnia też rozpad kapitału rzeczowego („Chałupy, przedtem już dobrze chylące się ku ziemi, rozwaliły się zupełnie”) i zasobów ludzkich („Chłopi rozpili się i przeważnie pouciekali”).

W tej nowelce Gogol, co prawda, nie przypisał niefortunnemu poprawiaczowi zamiłowania do zagranicznych lektur, ale rozmyślnie kazał mu zaopatrzyć się w sprzęt pochodzący z Zachodu – angielskie sierpy. Można więc założyć, że w odmiennych warunkach – przy sierpach rodzimych, wykonanych rękami rosyjskiego kowala, w rosyjskiej kuźni, na rosyjskim ogniu i z rosyjskiego kruszcu – reforma, choć niewielka, z pewnością by się udała, być może nawet z nadwyżką. Dopiero dzięki takiej nadinterpretacji mogę domknąć artykuł mocnym ścięciem na boisko sąsiadów lub, jak kto woli, skutecznie odbić sierpowy cios przeciwnika.

*Marian Sworzeń - ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu, ostatnio wydał „Opis krainy Gog”

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.