Prawo Gogola: Artykuł XXXIV. O szkodliwości nadmiaru informacji
Umiar ma szczęście – zalecają go systemy etyczne, wychwala życiowa mądrość, doceniają zgodnie kaznodzieje i politycy, także dietetycy. Są oczywiście wyjątki… Gorzej już z nadmiarem – temu wiedzie się znacznie gorzej, bo zazwyczaj jest odradzany. I tu też są wyjątki… Obok zdroworozsądkowej konstatacji, że „nadmiar szkodzi” mamy wszakże prawniczą zasadę, wedle której „nadmiar nie szkodzi”.
Owa paremia (po łacinie superfluum non nocet) tyczy sytuacji, gdy X, mając wykonać zobowiązanie wobec Y poprzez zapłatę sumy xxx, daje z dobrawoli drugie tyle. Jest więc jasne, że Y nie podniesie rabanu z powodu niewłaściwego zachowania X… Nie zmienia to jednak przekonania, że nadmiar ma gorsze notowania niż umiar. Czy nadmiar informacji również? Ależ oczywiście! Jako przykład niech posłuży wydarzenie opisane w drugiej, mało znanej, części „Martwych dusz”.
Paweł Cziczikow, zniknąwszy w bezkresie Rosji, odnalazł się w prowincjonalnym krajobrazie jako obywatel usilnie szukający życiowej stabilizacji. Niestety, zwyciężyły weń stare nawyki, i rychło zszedł z uczciwej ścieżki. Jego tłumaczenie opierało się na swoiście pojmowanej geometrii ludzkich zachowań: „Ale przecież zszedłem dopiero wtedy, kiedy się przekonałem, że prostą drogą się nie da, a krzywą jest bardziej na wprost”. Tak czy inaczej, znowu trafił do więzienia, tym razem nie za sprawki urzędnicze, ale za udział w podrobieniu testamentu. Gubernator kazał go natychmiast uwięzić, odrzuciwszy jego błagania („Precz ode mnie! Wezwać żołnierzy, niech go zabierają!”). Cziczikow siedział w najpodlejszej celi, lecz oto nagle, kiedy już stracił nadzieję na ratunek, pojawił się przed nim dobrotliwy i wpływowy starzec nazwiskiem Murazow. Scena ta jest niezwykle podobna do losów świętego Piotra, którego w więzieniu też odwiedził anioł i oswobodził z łańcuchów. Z Cziczikowem było więc identycznie (jeśli idzie o skutek), ale nie w każdym calu (bo uwalnianie trwało znacznie dłużej)…
Murazow wysłuchał dokładnie jego opowieści i obiecał mu pomoc. Po godzinie pojawił się w celi energiczny urzędnik i zapowiedział, że za okrągłą sumę trzydziestu tysięcy rubli – obejmującą wszystkie starania i zabiegi – sprawie zostanie ukręcony łeb. Więzień odpowiedział, że owszem, dałby chętnie, tyle że jego szkatułka spoczywa w depozycie. Urzędnik wyszedł, po chwili wrócił ze szkatułką. Cziczikow zapłacił, a machina ruszyła… Jak pisze Gogol: „[…] w sądach i izbach zaczęło się niezmierzonych rozmiarów pisanie. Skrzypiały pióra pisarzy i zażywając tabakę, pracowały kazusowe głowy, rozkoszując się niczym artyści każdym zdaniem skrywającym jakiś kruczek”. Za tym urzędniczym ożywieniem stał zaufany człowiek Murazowa, który „jak ukryty sztukmistrz niepostrzeżenie kręcił całym tym mechanizmem”. Do finału mamy jeszcze daleko, popatrzmy na razie na robotę owego pomocnika Murazowa, który – to słowa Gogola – „dokonywał cudów”. Jakich cudów? – pytamy. I dowiadujemy się zaraz, że: „gubernatorowi okólną drogą dał znać, że prokurator pisze na niego donos, urzędnikowi z żandarmerii – że skrycie działający urzędnik pisze donosy na niego, skrycie działającemu urzędnikowi wmówił, że jest pewien jeszcze bardziej utajniony urzędnik, który na niego donosi – i wszystkich doprowadził do takiego położenia, że musieli się zwrócić do niego o radę”.
A to ci sztuka! Czy coś z tego aby wynikło? – to nasze kolejne zapytanie. Tak, wynikło… „Zrobił się taki zamęt: donos jechał wierzchem na donosie i zaczęły wychodzić na jaw takie sprawy, jakich słońce nawet nie widziało, a nawet takie, których w ogóle nie było. W robocie i obrocie było wszystko”.
Cóż! Można sobie tylko wyobrazić owe dziesiątki, a może i setki kart papieru pokrytych równym pismem, wymagających wciągnięcia do dzienników podawczych, a potem mozolnej lektury, następnie domysłów, kto pisał, wykluczeń, kto z pewnością nie, przypuszczeń, kto ewentualnie jeszcze mógłby... A że jeden człowiek z doskoku tego nie jest w stanie obrobić, trzeba oderwać innych od biurek, obdzielić papierami, poinstruować, kazać czytać, notować, referować…
Pięknie-ładnie, ale czy to ma coś wspólnego z tytułem artykułu i szumną zapowiedzią udowodnienia, że nadmiar informacji jest szkodliwy? Myślę, że ma. A to dlatego, że owa kawalkada donosów, ładowne wozy informacji, tabory pełne faktów, dowóz niezliczonych fakcików, wywołały kompletny galimatias, a próba usystematyzowania pozyskanego materiału skończyła się fiaskiem. Jak czytamy u Gogola, wyznaczono nawet „bardzo mądrego i roztropnego” urzędnika, który miał z tego wszystkiego zrobić wyciąg dla zwierzchników, jednakże urzędnik ów „omal nie zwariował: w żaden sposób nie mógł pochwycić nici sprawy”. Również sam gubernator nijak nie mógł się w tym wyznać, deklarując mocno stropiony: „Znany jest mi także skryty cel zaplątania wszystkiego w taki sposób, by stało się absolutnie niemożliwe rozwiązanie jej trybem formalnym”.
Na tle takiej mnogości nowych spraw, rzeczywistych i wydumanych, postępek Cziczikowa spadł do rangi błahostki i dopiero wtedy Murazow przypuścił atak. Ten sam gubernator, który wcześniej – niczym ewangeliczny włodarz – wtrącił złoczyńcę do ciemnicy „gdzie płacz i zgrzytanie zębów”, teraz kazał Cziczikowa uwolnić. Dał jeden warunek: natychmiastowe opuszczenie miasta, co tamten zaraz uczynił.
Sprytnemu oszustowi Cziczikowowi wspomniany nadmiar informacji nie zaszkodził, a wprost przeciwnie – dopomógł. Ten wyjątek tylko potwierdził regułę, bo przecież nie zostaje nam nic innego, jak stanąć po stronie nieznanego z nazwiska urzędnika, który mało nie utonął przy próbie powstrzymania fal tego wielobajtowego potopu informacji.
*Marian Sworzeń - ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu, ostatnio wydał „Opis krainy Gog”
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.