5 czerwca 2013 roku miało miejsce wydarzenie bez precedensu. Sędzia, siedząc na sali sądowej, w urzędowym stroju, pod godłem Rzeczypospolitej Polskiej, sprawująca w imieniu Rzeczypospolitej władzę sądowniczą postanowiła, iż przesłuchanie biegłych psychiatrów na okoliczność stanu zdrowia oskarżonego odbędzie się z wyłączeniem jawności, w związku z tym nakazała publiczności opuścić salę. Publiczność odmówiła, posypały się obelgi, a gdy sędzia zarządziła w związku z tym przerwę do czasu przywrócenia porządku i opuszczała salę rzucono w nią specjalnie chyba w tym celu przyniesionym ciastem. Napadnięto na sędziego, w sądzie, na sali rozpraw, dlatego, że publiczności nie spodobała się podjęta w toku postępowania decyzja. W dodatku jak wynikało z późniejszych komentarzy czyn ten przedstawiano jako działanie „w stanie wyższej konieczności” albo wręcz jako „dopuszczalny w społeczeństwie demokratycznym nacisk na sąd".
I cóż na to pozostałe władze państwowe? Cóż na to Prezydent RP, stojący na straży Konstytucji i stabilności państwa? Nic! Cóż na to premier? Nic! A przywódca największej partii opozycyjnej? Też nic! A minister sprawiedliwości, który w ramach sprawowanego nadzoru nad sądami odpowiada także za zapewnienie sędziom bezpieczeństwa? Ano udzielił wywiadu, w którym wyraził oburzenie i zapowiedział jakieś nieokreślone działania. I koniec. Sprawy nie ma, w mediach zdjęcie sędzi z tortem na twarzy funkcjonuje tylko jako ciekawostka, jako coś śmiesznego dla rozluźnienia, a sprawca czynu jako pięciominutowy celebryta. A gdzie wyrazy świętego oburzenia z prawicy i z lewicy? Gdzie oświadczenia, że tenże zamach na sędziego świadczy o nieumiejętności rządzenia przez obecną koalicję i potrzebie oddania władzy komu innemu? Gdzie wezwania do dymisji ministra sprawiedliwości? Gdzie zapowiedzi zaostrzenia kar za zamachy na sędziów i licytacja kto da więcej? Gdzie nawoływania do surowego ukarania sprawcy? Gdzie zapowiedzi przeprowadzenia kontroli bezpieczeństwa w sądach? Gdzie to wszystko co słyszeliśmy za każdym razem, gdy pojawiał się jakiś medialny temat z pogranicza sądownictwa? Nie ma. Cisza, a nawet gdzieniegdzie pojawiają się wypowiedzi pochwalające ten "akt oporu wobec nieudolnej władzy".
Zdarzenie to niewątpliwie stanowiło rażący wyraz naruszenia podstawowych zasad współżycia społecznego - nic bowiem nie usprawiedliwia napaści na inną osobę. Była to jednakże przede wszystkim jednoznaczna demonstracja tego, iż sprawca (a także inne osoby uczestniczące w zajściu) nie czują się zobowiązane do wykonywania poleceń sędzi sprawującej w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej władzę sądowniczą. Tenże zamach na sędziego był przez to objawem straszliwej choroby toczącej państwo polskie, jaką jest narastający brak respektu wobec sądów jako instytucji sprawującej władzę. Podporządkowanie się władzy, którego w tym przypadku zabrakło, wynika bowiem właśnie z respektu, jaki adresat polecenia czuje wobec je wydającego, respektu, który sprawia, że postępuje on zgodnie z wydanym poleceniem, niezależnie od tego, czy jest to zgodne z jego oczekiwaniami i interesami czy nie. Respekt ten może wynikać z zaufania do sprawującej władzę osoby, prowadzącego do wniosku, że podejmowane przez nią decyzje są dobre. Może on wynikać z szacunku do osoby władcy, wynikającego z tradycji, religii, obyczajów. Może być wynikiem czystego wyrachowania, gdy podporządkowanie się daje lepsze korzyści niż opór. Może wreszcie wynikać wyłącznie ze strachu przed konsekwencjami niepodporządkowania się. W ramach społeczności każdy z jej członków może przy tym czuć respekt wobec władzy z innego powodu, albo z wszystkich razem. Ktoś może mieć wpojone od dziecka posłuszeństwo wobec organów państwa, ktoś może liczyć na nagrodę za dobre sprawowanie, a ktoś inny nie mieć żadnego szacunku dla organów władzy, ale obawiać się sankcji. Niezależnie jednak od tego jakie jest jego źródło bez niego nie ma podporządkowania, bez podporządkowania nie ma władzy, a bez władzy nie może istnieć także państwo.
Cóż w takim razie się stało, iż respekt wobec władzy sądowniczej sięga dzisiaj dna? Że sądy nie są dziś traktowane jako władza, której należy się podporządkować, lecz jako rodzaj urzędu, lub wręcz placówki usługowej mającej zastosować się do poleceń klienta, i wykonać zlecenie zgodnie z jego oczekiwaniami?. Że nagminne jest ignorowanie wezwań do sądu, jak i wydawanych w toku postępowania zarządzeń i poleceń? Że coraz częściej na salach rozpraw dochodzi do kłótni, które trzeba studzić grożąc karami, bo samo napomnienie już nie wystarcza? Że orzeczenia sądów traktowane bywają jako sugestie, które można zignorować, jak nam nie odpowiadają – i nie mam tu na myśli tylko najczęściej opisywanych w tym kontekście orzeczeń ustalających kontakty z dziećmi? Ano jak zwykle nie ma jednej przyczyny, a winnych jest wielu. Winni są owszem sędziowie, gdy przedkładają wyniki statystyczne nad jakość orzeczeń i rzetelność postępowania, a także gdy pobłażliwie traktują naruszających powagę czynności sądowych. Winni są politycy sprawujący władzę ustawodawczo-wykonawczą, nie dbając o zapewnienie sądom środków umożliwiających prawidłowe wykonywanie władzy sądowniczej, umniejszając ich pozycję ustrojową, jak również publicznie krytykując bezpodstawnie sądy i pochwalając nieposłuszeństwo wobec orzeczeń. Ile razy słyszeliśmy wypowiedzi polityków, sprowadzające się do stwierdzenia „nie znam ani okoliczności sprawy ani przepisów, ale uważam że sąd postąpił w sposób karygodny, i trzeba coś z tym zrobić”? Winę ponoszą wreszcie media, szukające sensacji i „afer” w sądach, i z niezwykłą łatwością obciążające sędziów winą za zaistniałe zdarzenia. Winę ponoszą też ci wszyscy, którzy powinni stać na straży porządku konstytucyjnego i niezawisłości sędziów, lecz milczą, nie dostrzegając chyba, że w ten sposób wyrażają milczącą zgodę na niszczenia jednego z niezbędnych filarów państwa, jakim jest władza sądownicza. Ponownie bowiem należy wskazać, iż bez respektu nie ma podporządkowania, bez podporządkowania nie ma władzy, a gdy nie ma władzy nie może także istnieć państwo, którego miejsce zajmuje anarchia i chaos, jak to niezwykle boleśnie uczyły doświadczenia kolejnych rewolucji.
Najwyższy czas się obudzić!
Sub iudice
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.