W poszukiwaniu straconego czasu
akta| dowody| orzeczenie| strona postępowania| tok postępowania| uzasadnienie wyroku
No i mój dwutygodniowy maraton uzasadnieniowy dobiegł końca. Nie wszystko zdołałem napisać, ale i tak pobiłem chyba rekord życiowy w ilości napisanych uzasadnień. Dni, wieczory noce przy stukocie klawiatury. Ale trudno, taki los. Jak obliczyłem od początku roku na pisanie uzasadnień poświęciłem jakieś 200 godzin. I gdzieś w połowie drugiej setki mnie coś tknęło... czy faktycznie trzeba poświęcać aż tyle czasu na napisanie uzasadnienia? Czy faktycznie do każdego wyroku należy wypisywać dłuuugie wypracowania, zaopatrzone we wstęp, rozwinięcie i zakończenie? Wiem że styl i układ uzasadnienia jest przekazywany z pokolenia na pokolenie, ale to nie oznacza, że jest on prawidłowy, i że nie można tutaj czegoś zmienić. Postęp polega przecież na zerwaniu z tradycją i poszukiwaniu czegoś lepszego. Jakbyśmy ściśle trzymali się sprawdzonych rozwiązań to nadal tkwilibyśmy w epoce kamienia łupanego.
Popatrzmy najpierw jak wygląda "tradycyjne" uzasadnienie orzeczenia w sprawie cywilnej. Owszem "szkół" jest tu wiele, lecz w tak naprawdę bardzo się od siebie nie różnią. Zaczynamy od "części historycznej" czyli opisania co się w sprawie działo. Pozwem z dnia... wniósł o... wywodząc iż... Sąd wydał nakaz zapłaty dnia... Pozwany wniósł sprzeciw podnosząc iż... Powód podtrzymał swe żądanie wskazując iż... Na rozprawie strony podtrzymały swe stanowiska w sprawie. I już mamy pół strony albo i całą. A to dopiero początek, bo potem następuje opis stanu faktycznego, to znaczy co się działo przed wniesieniem sprawy do sądu. Coś jak opracowanie lektury, skrótowo kto, kogo, czym, za co i co z tego wynikło. To kolejna strona albo i dwie, bo taka historia to musi mieć wstęp, rozwinięcie i zakończenie, oraz jakoś się jeszcze wewnętrznie łączyć ze sobą, żeby to jakoś wyglądało. Następnie zaś mamy uzasadnienie właściwe, czyli rozważania i argumentację na poparcie tezy zawartej w orzeczeniu. W międzyczasie trzeba opisać jakie dowody były przeprowadzone i co z nich wynikło, jakie tam przepisy są właściwe i co z nimi zrobiono oraz wrzucić dwa czy trzy zdania na temat tego dlaczego właśnie tak. W sumie napisanie tego wszystkiego zajmie parę godzin i parę stron maszynopisu. Tyle tylko, że zupełnie niepotrzebnie...
Jeżeli spojrzeć na to wszystko "z zewnątrz" od razu nasuwa się jedno pytanie: dla kogo owo uzasadnienie jest przeznaczone? I od razu nasuwa się też oczywista odpowiedź na nie - przeznaczone jest dla stron postępowania i sądu odwoławczego. A jaki z tego wniosek? Ano taki, że jego adresatami są osoby, które wiedzą, co jest w aktach sprawy, jakie były stanowiska stron i jakie w toku postępowania przedstawiono dowody. Oni nie potrzebują sprawozdania z przeprowadzonego postępowania, tylko uzasadnienia ostatecznie zapadłej decyzji. Nie potrzebują wiedzieć, co się w postępowaniu działo, ale dlaczego skończyło się tak, a nie inaczej. Po cóż więc tracić czas na pisanie "części historycznej"? Jaki jest sens opisywania szczegółowo, jakie stanowiska w kolejnych pismach zajmowały strony i jakie argumenty podnosiły? Po co pisać co zeznał który świadek i co napisano w którym dokumencie? Owszem zawsze się tak pisało, ale czy to znaczy, że tak być powinno?
Każda rewolucja zaczyna się od pytania "dlaczego", ale by coś zmienić należy jeszcze odpowiedzieć na pytania "jak być powinno" i "co należy zrobić". I odpowiedź na to ostatnie pytanie jest bardzo prosta. Wystarczy przy pisaniu uzasadnienia nie zapominać, że jest ono częścią akt sprawy, i wraz z nimi będzie czytane. Tak zresztą założył to ustawodawca, określając co powinno znaleźć się w uzasadnieniu. Przepis art 328 kpc jednoznacznie wskazuje, że muszą się w nim znaleźć się cztery rzeczy: to jakie fakty sąd uznał za udowodnione, to na jakich dowodach się oparł, to jakich dowodów nie uznał za wiarygodne i dlaczego, oraz to na jakim przepisie oparł swe rozstrzygnięcie. I tylko tyle. Kodeks nie wymaga umieszczania w uzasadnieniu "części historycznej", nie wymaga też przytaczania treści dowodów, a tylko ich wskazanie. Bo to wszystko jest w aktach, a uzasadnienie pełni tutaj tylko rolę zbioru odsyłaczy do tego, co się działo w trakcie procesu. W przepisie nie ma też nic o uzasadnianiu ostatecznej decyzji, jest mowa tylko o wyjaśnieniu podstawy prawnej i przytoczeniu przepisów prawa, bo wynik dokonanej subsumpcji zawiera się w treści orzeczenia. Lekko licząc połowa uzasadnienia dotyczy więc kwestii, których zgodnie z postanowieniami kodeksu nie ma potrzeby w nim zamieszczać.
Uzasadnienie orzeczenia napisane zgodnie z tymi zasadami z pewnością byłoby znacznie krótsze niż "tradycyjne". Zamiast przydługiego wstępu - streszczenia toku postępowania - rozpoczynałoby się wskazaniem jakie roszczenie zgłoszono i czego dotyczył spór, który sąd musiał rozstrzygnąć. To pozwalałoby czytającemu zorientować się w jakim kierunku prowadzone było postępowanie dowodowe, a więc jakie fakty były przez sąd ustalane. Następnie znalazłoby się w nim wskazanie okoliczności faktycznych, które sąd uznał za udowodnione. Wskazanie, nie opisanie, a więc tylko suche fakty, w punktach, bez zbędnych łączników literackich, i lania wody by historyjka dobrze się czytała. Przy każdym podanym fakcie powołane byłyby dowody, w oparciu o które je ustalono, z odesłaniem do akt postępowania. Poniżej wymienienie dowodów pominiętych, z uzasadnieniem tej decyzji, w osobnych punktach lub akapitach. I w ten sposób mamy już załatwione trzy z czterech elementów uzasadnienia, zostaje nam tylko wyjaśnienie podstawy prawnej i przytoczenie przepisów prawa. To robimy w kilku zdaniach poprzez wskazanie, dlaczego ten stan faktyczny zakwalifikowano tak, a nie inaczej. Bez rozpisywania się, bo jeżeli kwalifikacja nie budziła wątpliwości to i nie ma czego wyjaśniać. I tyle. W przepisie nie ma nic o "uzasadnianiu" wyniku dokonanej subsumpcji , na przykład dlaczego za złamaną rękę sąd przyznał akurat 5.000 zł. Należy wskazać fakty i wymienić zastosowane przepisy. Nic więcej ustawodawca od nas nie wymaga, po cóż więc marnować czas? Za pracę ponad normę nikt nam przecież nie zapłaci.
A więc panowie i panie - ruszajmy na poszukiwanie straconego czasu :)
PS: Eksperymentalne uzasadnienie napisane według powyższych zasad do wyroku w prostej sprawie o eksmisję (wypowiedzenie najmu z powodu nie płacenia czynszu, a pozwany wnosi o oddalenie, nie wie dlaczego) zajęło mi półtorej strony (razem z uzasadnieniem do kosztów) i powstało w 45 minut. Tak więc można, i warto spróbować :)
Sub iudice
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.