Ukraina: Republika UPA w wiejskiej bibliotece

Kołki| Kołkowska republika| tryzub| Ukraina| UPA| Łuck

Ukraina: Republika UPA w wiejskiej bibliotece

Łuck 29.07.2014. Miejscowość Kołki to coś między wsią a miasteczkiem. Na samym wjeździe widoczny spory pomnik sowieckiego żołnierza i długi rząd towarzyszących temu upamiętniających tablic. Czytając je można się dowiedzieć, ilu synów miejscowej ziemi zginęło broniąc się przed bandytami z UPA. Obok na niewielkim usypanym wzgórku krzyż z napisem „wieczna sława tym, którzy polegli za własną ojczyznę” z truzubem i barwami UPA. Krzyż ma tu swoje uzasadnienie, bowiem wieś czy też miasteczko Kołki było końcu 43 roku przez krótki czas centrum partyzanckiej republiki ogarniającej spory otaczający je obszar. Po wojnie miejscową ludność spotkały masowe represje, a o upowskich partyzantach (mogli być tylko sowieccy) usiłowano zapomnieć dzięki sowieckim kłamliwym monumentom i tablicom.

W centrum miasteczka, co właściwie jest jego jedynym dużym skrzyżowaniem, stoi nie taki okazały lecz widoczny inny pomnik z napisem „Kołkowska republika” i tablicami dostarczającymi krótkich objaśnień historycznych. Wieńce przy pomniku w barwach ukraińskich a nie czarno-czerwonych upowskich. Wedle informacji na tablicach tutejsi partyzanci walczyli z Niemcami i bolszewikami.

W Kołkach o tych partyzantach i ich republice trudno się tu więcej dowiedzieć. Miejscowi kierują nas do miejscowej biblioteki. Przedstawiamy się, że jesteśmy z Warszawy i jesteśmy bardzo przyjaźnie przyjęci. W czytelni jedna półka na regale poświęcona jest UPA, druga ukraińskim patriotycznym tradycjom. Są to skromnie wydane broszury. Pytam i republikę kołkowską. Nie ma o niej żadnego wydawnictwa. Życzliwa bibliotekarka z trudem odnajduje w jednym ze starszych numerów miejscowego czasopisma niewielki artykuł. Jego autor J. M. Litwinczuk mało pisze o zbrojnych bojach a chwali przede wszystkim to, że dzieci mogły się uczyć po ukraińsku i uczyły się ukraińskiej historii, że Ukraińcy mogli być u siebie. Istotnie ukraińskie marzenie o własnym państwie streszczało się doktrynie, że „ukraińskie państwo zaczyna się już od jednej wsi”. Na niewielkich nawet terenach opanowanych przez UPA starano się o organizowanie własnej administracji. Tytuł artykułu Litwinczuka brzmi „Wzlot i tragedia”.

Po wyjeździe z Kołek, niewiele kilometrów dalej, elektryzuje nas drogowskaz mówiący o muzeum partyzantów. Wreszcie będzie coś większego, myślę sobie, co potwierdzi powszechną obecność „banderowców”, o czym trąbi tak Putin z Moskwy. Zbaczamy kilka kilometrów by przekonać się, że owe partyzanckie muzeum to prymitywne dekoracja w lesie partyzanckich ziemianek z wielkim sowieckim pomnikiem w samym środku i portretami partyjno-partyznackich działaczy.

Na sam wieczór docieramy do Łucka. Mój ukraiński towarzysz podróży nawiązuje dość szybko znajomość z miejscową studentką, aby dowiedzieć się o coś o pamiątkach po UPA i Banderze. Dziewczyna twierdzi, że są takie, ale nie bardzo wie gdzie. Po nieco trwających poszukiwaniach docieramy do skromnej tablicy na jednej z bocznych ulic z wizerunkiem Bandery i napisem „Nie mogli pokonać go żyjącego, więc boją się i martwego”.

W Łucku na centralnym placu plakat wzywający do mobilizacji.
Kazwoy

Świat

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.