Publicystyka



Na wokandzie: Sąd na telefon

1976| niezawisłość sędziowska| PRL| sprawiedliwość| strajk w Ursusie

włącz czytnik
Na wokandzie: Sąd na telefon
1976 - strajk w ZM "Ursus". Foto: arch. IPN

Teresa Romer w 15 numerze kwartalnika "Na wokandzie" pisze:

Ostatnie wydarzenia w sądzie w Gdańsku przywołały ponure wspomnienia „słusznie minionej przeszłości”. Wywołały też refleksję nad tym, iż nie możemy z całą pewnością przyjąć, że niewłaściwy telefon od „właściwej” osoby dotyczący konkretnej sprawy to problem miniony całkowicie i raz na zawsze.

Truizmem jest stwierdzenie, że „sprawiedliwości na telefon” i „wymierzanie sprawiedliwości” wykluczają się nawzajem. „Sprawiedliwość na telefon” jest zaprzeczeniem etyki sędziowskiej i samej sprawiedliwości.

„Historia gdańska” wywołała u mnie nienajlepsze wspomnienia. Wkrótce po wejściu w życie kodeksu pracy, już w 1976 r., i ta dziedzina prawa nabrała politycznego charakteru. Pierwsze strajki (słowo „strajk” oficjalnie wówczas nie funkcjonowało) zaczęły się w Ursusie. Ich uczestnicy byli zwalniani z pracy z powodu ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych (art. 52 k.p.). Pracownicy, których pracy pozbawiono, mieli prawo odwołania od decyzji pracodawcy do komisji odwoławczej jako I instancji, a następnie do okręgowego sądu pracy i ubezpieczeń społecznych jako II instancji, od orzeczenia której nie przysługiwał zwykły środek odwoławczy (istniała tylko rewizja nadzwyczajna do Sądu Najwyższego).

Kiedy sprawy „z Ursusa” zaczęły wpływać do sądu, prezes zwołał zebranie sędziów, na którym po prostu zakomunikował, że wszystkie pozwy robotników zwolnionych z pracy za udział w strajku mają być załatwiane odmownie, a gdyby kiedyś komuś (czytaj: sędziemu) przyszło do głowy inne rozstrzygniecie, to przed wydaniem wyroku ma się skontaktować z nim (czytaj: z prezesem).

Początkowo sprawy robotników z Zakładów w Ursusie przydzielane były sędziom zaufanym politycznie (czytaj: członkom partii), ale ponieważ spraw przybywało, zaczęli je otrzymywać także sędziowie bezpartyjni. Trafiła się taka sprawa i mnie.

Mój „klient” nie brał bezpośrednio udziału w strajku, bo był chory i miał zwolnienie lekarskie. Wracał z badań w Warszawie i został sfotografowany na peronie w Ursusie. To wystarczyło, aby rozwiązać z nim umowę o pracę z jego winy „za niewłaściwe korzystanie ze zwolnienia lekarskiego”. Nie miałam wątpliwości, że rozwiązanie to było bezpodstawne , tego samego zdania byli ławnicy.

Poprzednia 12 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.