Europejskie mosty porozumienia

Chiny| Europa| miejsca pamięci| Niemcy| Parlament Europejski| patriotyzm| rywalizacja| tożsamość

Europejskie mosty porozumienia
Gesine Schwan. Foto: Wikimedia Commons

Europa nie budzi dziś w Europejczykach pozytywnych emocji. Przypomina raczej wielki bazar, na którym politycy próbują ze sobą negocjować i wypracowywać polityczne zyski dla siebie lub swojego kraju

Urodziłam się w Niemczech, w Berlinie. Dorastałam we francuskiej szkole. Wiele lat współpracowałam z Polakami. Chętnie bywam w słonecznej Italii. Czuję się w pewien sposób związana z każdym z tych krajów i za przyszłość każdego z nich odpowiedzialna. Dlatego nie lubię mówić o europejskiej tożsamości. Słowo „tożsamość” sugeruje, że możemy się identyfikować tylko z jednym miejscem. A przecież tak nie jest.

Wolę termin europejska „przynależność”. Właśnie przynależność i odpowiedzialność są dla mnie równoznaczne ze słowem patriotyzm. Niestety, dziś nadal definiujemy go w opozycji do innych: Stanów Zjednoczonych, Chin czy Rosji. Z psychologicznego punktu widzenia to zupełnie zrozumiałe. Łatwiej jest budować polityczną czy duchową jedność, mając wspólnego przeciwnika. Takie były też przecież podwaliny europejskiego projektu. Wtedy przeciwstawialiśmy go Związkowi Radzieckiemu i dawnym Niemcom. Dziś motorem naszych działań staje się konkurowanie z chińską gospodarką.

Zamiast wspierać chińskie ruchy społeczne, stawiamy na rywalizację. To droga donikąd. Oczywiście – starajmy się być bardziej innowacyjni, prześcigać się w pomysłach i nowatorskich rozwiązaniach. Nie budujmy jednak europejskiej solidarności i patriotyzmu w oparciu o wspólnych wrogów.

Europa nie budzi dziś w Europejczykach pozytywnych emocji. Nie kojarzy się ze wspólnym projektem, który trzeba tworzyć i pielęgnować. Przypomina raczej wielki bazar, na którym politycy próbują ze sobą negocjować i wypracowywać polityczne zyski dla siebie lub swojego kraju. Po powrocie z Brukseli chwalą się zaś osiągniętymi rezultatami.

Nic dziwnego, że coraz mniej tę Europę lubimy i coraz rzadziej się z nią identyfikujemy. Nie obwiniałabym za to jednak kryzysu finansowego. Te procesy zaczęły się znacznie wcześniej. Przecież już od przełomu lat 80-tych oraz 90-tych coraz częściej patrzyliśmy na kraje przez pryzmat inwestycji kapitałowych. Ten wyścig oddzielał nas od siebie zamiast zbliżać. Pogłębiał dzielące nas różnice i uwypuklał przeciwieństwa.

Nie jest jednak tak, że jesteśmy bez winy. Wręcz przeciwnie. Wystarczy spojrzeć na działania Berlina. Niestety przez ostatnie lata zdają się koncentrować na obronie niemieckiego przemysłu i forsowaniu partykularnych korzyści.

Niemcy, ze względu na swoją pozycję gospodarczą, odgrywają szczególną rolę w Europie. Dzięki temu przez wiele lat forsowano ich punkt widzenia. Rząd zamiast inwestować w przyszłościowe projekty i wspierać walczące z bezrobociem kraje Południa, udzielał wysoko oprocentowanych pożyczek.

W Europie brak było dla tego niemieckiego głosu przeciwwagi. We Włoszech premierem był, traktowany z przymrużeniem oka, Silvio Berlusconi. Francuski prezydent Nicolas Sarkozy nie sprzeciwiał się decyzjom kanclerz Angeli Merkel. Dziś ta europejska układanka się zmienia. Premier Mario Monti i szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi to zupełnie inne osobowości i tym samym inny polityczny potencjał.

Coraz więcej wątpliwości budzi też medialna interpretacja kryzysu. Niemiecka opinia publiczna przedstawiała go zawsze w czarno-białych barwach. My – Niemcy – zrobiliśmy wszystko najlepiej. Ci, którzy popełniali błędy, powinni się od nas uczyć i naśladować nasze poczynania. Gdy dziś słucham Niemców, którzy tak krytycznie mówią o krajach europejskiego Południa, wstydzę się za nich. Wstyd to jednak także pewna forma przynależności.

Zamiast dzielić skupmy się więc na tym, jak łączyć. Wspierajmy wspólne europejskie projekty kulturalne, sportowe czy wymiany młodzieży. To one kształtują poczucie wspólnoty, respekt wobec drugiego człowieka. Pamiętam, jak jeszcze w szkole śpiewałam w chórze. Występowałam w różnych krajach, poznawałam nowe kultury. To jedno z doświadczeń, które ukształtowało moje spojrzenie na świat. Nauczyło tolerancji i zrozumienia.

Kształtuje nas jednak także pamięć i historia. Oczywiście wiele jest w niej wstydliwych kart, o których chcielibyśmy zapomnieć. Wbrew oczekiwaniom badania (projekt prof. Roberta Traby i prof. Hansa Henninga Hahna „Erinnerungsorte” poświęcony wspólnym polsko-niemieckim miejscom pamięci – red.) pokazują jednak, że wspomnienia narodów nie są spójne czy uwięzione w narodowych schematach. Przeciwnie – zależą od naszej sytuacji życiowej, zamieszkiwanego regionu czy płci.

Paradoksalnie, te różnice pomagają w budowaniu wspólnej europejskiej przynależności. Kwestia pamięci zawsze przywodzi mi też na myśl mój zabawny spór z Adamem Michnikiem. Z uporem twierdził, że Niemcy i Polacy nigdy nie będą tak samo wspominać kanclerza Otto von Bismarcka. Z pełnym przekonaniem odpowiedziałam mu wtedy: „Mylisz się Adamie, katolicki socjaldemokrata wspomina Bismarcka tak samo jak Polak. Bismarck zwalczał przecież zarówno katolików jak i socjaldemokratów”.

We współczesnej, pogrążonej w kryzysie Europie ważne jest budowanie politycznego zbliżenia i konsensusu. Dlatego z taką aprobatą przyglądam się próbom zmian na tej europejskiej arenie. Obecnie pracuje się nad propozycjami wzmocnienia Parlamentu Europejskiego. Koncepcja zakłada organizowanie wspólnych posiedzeń wraz z parlamentarzystami reprezentującymi izby narodowe. Takie spotkania mogłyby być okazją do bliższego poznania się nawzajem, jak i zrozumienia swoich problemów. Fińscy, hiszpańscy czy włoscy politycy mogliby wymienić się doświadczeniami, omówić co jest dla nich ważne i ustalić plan działania. Nie tylko wykonywać instrukcje płynące z Brukseli.

„Chciałabym budować europejskie mosty porozumienia” – mówiłam, gdy zostałam rektorem Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Dziś nadal postrzegam tak swoją rolę. Tacy europejscy „budowniczowie” powinni stale odwoływać się do myśli Immanuela Kanta i stawiać się w sytuacji innych. Skupić na korygowaniu błędów oraz wypracowywaniu konsensusu.

Oczywiście nie bądźmy w swojej solidarności bezkrytyczni. Jednak zanim zaczniemy oceniać, zastanówmy się, z jakimi wyzwaniami muszą się dziś zmierzyć Grecy, Włosi czy Hiszpanie. Rzeczywistość odbiega do ideału i kantowskiej wizji. Mimo wszystko z optymizmem patrzę w europejską przyszłość.

tł. Weronika Przecherska

*Prof. dr Gesine Schwan – politolog, rektor HUMBOLDT-VIADRINA School of Governance. W latach 2005-09 była koordynatorem rządu niemieckiego ds. współpracy przygranicznej i społecznej z Polską

Instytut Obywatelski

 

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.