Jak się pracuje za Bałtykiem

Dania| Finlandia| GUS| kapitalizm| Krzysztof Jasiecki| OECD| rynek pracy| stosunki pracy| Szwecja| związki zawodowe

Jak się pracuje za Bałtykiem

Dania, Finlandia i Szwecja pokazują, że świat pracy może być zorganizowany w myśl zupełnie innych prawideł niż ma to miejsce nad Wisłą.

Jedni go piętnują, drudzy uważają za wehikuł postępu. Kapitalizm. Od ćwierć wieku budujemy go nad Wisłą. Zręby już mamy, podobnie jak liczne sukcesy: wysoką dynamikę PKB, rekordowe zatrudnienie, spadek ubóstwa i rozwój klasy średniej. Można zatem powiedzieć, że skok w kapitalizm po 1989 roku nam się udał. Jak to jednak zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach.

Jedną z najgłębszych rys na sukcesie transformacji ustrojowej w Polsce jest obraz świata pracy. To właśnie tu, niczym w soczewce, skupia się wiele mankamentów polskiego kapitalizmu. Przypomnijmy, co mówił w ubiegłym roku prof. Krzysztof Jasiecki w wywiadzie dla Instytutu Obywatelskiego: „Rynek pracy i panujące na nim stosunki to jedna z największych porażek III RP. Przeglądałem (…) opracowanie, gdzie stwierdzono, że skutki kryzysu 2008+ obniżą w Europie Południowej standardy stosunków pracy do poziomu Europy Wschodniej. Takie sformułowanie daje do myślenia”.

Rynek problemów

Chronicznie wysokie bezrobocie, słaba reprezentacja interesów pracowniczych, odtwórczy model gospodarki, deficyt kapitału społecznego, kulturowa spuścizna feudalizmu, inercja prawna i ostry wyścig po status. Te wszystkie czynniki obciążają w Polsce standardy pracy. A co za tym idzie, standard życia. Skromne płace, niepewność jutra i uciążliwe stosunki z przełożonymi są chlebem powszednim milionów obywateli naszego kraju.

Z opracowania GUS „Struktura wynagrodzeń według zawodów w październiku 2012 r.” możemy wyczytać (s. 26-29), że w październiku 2012 roku połowa polskich pracowników zarobiła nie więcej niż 3 115,11 złotych brutto, natomiast 66,1 proc. uzyskało miesięczne wynagrodzenie nieprzekraczające przeciętnej płacy w gospodarce, tj. 3 895,72 zł brutto. Warto o tym pamiętać, ilekroć słyszymy o wzroście średniej krajowej.

Ciekawy wniosek płynie też z raportu Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) „The Global Competitiveness Report 2014-2015” . W kategorii dotyczącej współpracy między pracownikami a pracodawcami (Cooperation in labor-employer relations) Polska zajęła na świecie setną pozycję na 144 możliwe (s. 311).

Kulturze polskich stosunków pracy z pewnością nie służy ograniczony stopień zrzeszenia interesów, zarówno po stronie przedsiębiorstw, jak i zatrudnionych. „Wielkie (…) organizacje pracodawców reprezentują przede wszystkim wielki kapitał, co jest zresztą naturalne. (…) Mniejsi przedsiębiorcy chcieliby mieć swoją reprezentację, ale nie są w stanie jej stworzyć” – mówił z kolei  prof. Juliusz Gardawski. A dr Rafał Muster pisał : „Liczne i silne związki zawodowe funkcjonują w tych firmach, w których pracownicy uzyskują dobre zarobki. Gdzie mają bogate świadczenia socjalne, ale przede wszystkim stabilność zatrudnienia. (…) A gdzie związków i ich charyzmatycznych liderów szczególnie brakuje? W tych firmach, gdzie pracownicy uzyskują niską gratyfikację finansową i mają niewielką możliwość korzystania ze świadczeń socjalnych”.

Z danych OECD wynika, że w 2012 roku do związków zawodowych należało w Polsce 12,5 proc. pracowników… Słowem, w polskim świecie pracy najlepiej chronione są interesy tych grup, które i tak są już dość silne. Tymczasem, jak pisał kilka lat temu Jarosław Makowski, „sprawiedliwe społeczeństwo poznaje się po tym, jak żyje się w nim najuboższym”.

Na rynku, gdzie pracownicy zamiast ze sobą współpracować, na wyścigi konkurują, a w dodatku jest ich więcej niż etatów, pracodawcom łatwo dyktować warunki gry, w tym zatrudniać po najniższych kosztach. Dotyczy to nie tylko płac, ale także oferowanych form współpracy, np. elastycznych umów-zleceń zamiast „klasycznych” umów o pracę. Takie duszenie kosztów służy wprawdzie konkurencyjności rodzimych produktów, ale eroduje standardy świata pracy. Sprzyja też konserwacji obecnego modelu gospodarki, która zamiast na nauce i technice, bazuje na taniej robociźnie.

Hasło „umowy śmieciowe” jest co prawda nadużywane, lecz problem istnieje. Z szacunków GUS wynika, że w 2013 roku grupa osób pracujących tylko w oparciu o umowę o dzieło lub umowę-zlecenie (bez emerytów i rencistów) wynosiła 1,4 mln, a liczba tzw. samozatrudnionych ukształtowała się na poziomie 1,1 mln.

Nordycki kontrast

Jeśli słyszymy, że nadwiślański kapitalizm ma surowe oblicze, to nie ma w tym przypadku. Gospodarkę rynkową budujemy zaledwie od ćwierć wieku. Wciąż potrzeba nam reform harmonizujących rzeczywistość społeczno-ekonomiczną. „Młodość” naszego kapitalizmu to jednak nie wszystko.

Po pierwsze, z uwagi na dość tradycyjny profil gospodarka Polski jest ok. 3-5 razy mniej wydajna niż w krajach wysoko rozwiniętych. A to ogranicza płace i zawęża fundusze na politykę społeczną.

Po drugie, neoliberalizm wciąż cieszy się w Polsce dużym uznaniem. Mimo doświadczeń zebranych po 1989 roku oraz wniosków płynących z ostatniego kryzysu światowego, znaczna część uczestników polskiej debaty publicznej nadal zdaje się wierzyć, że swobodna gra rynkowa zawsze prowadzi do najlepszych efektów społecznych. W przypadku świata pracy takie spojrzenie oznacza nieufność wobec związków zawodowych oraz działań państwa, które zmierzają do lepszej ochrony interesów pracowników.

Po trzecie, polski społeczeństwo jest indywidualistyczne. Marzymy o dobrobycie w zachodnioeuropejskim wydaniu, lecz często brak nam tego, na czym ten dobrobyt na Zachodzie się opiera. Mowa o zgodzie, zaufaniu, szacunku i współdziałaniu. Już od najmłodszych lat tysiące polskich dzieci wchodzą co roku w tryb wyścigu, często inspirowanego przez rodziców. Szkoły nie tylko zbyt nieśmiało tę sytuację łagodzą, ale same jeszcze promują indywidualizm.

Oczywiście na świecie nie ma czegoś takiego jak „optymalna” wersja kapitalizmu. Obraz gospodarki to odbicie zróżnicowanej kultury i wartości. Tym niemniej, choć w Polsce powinniśmy budować własny model gospodarczy, dobrze pasujący do kulturowego mikroklimatu, nie oznacza to, że nie powinniśmy też czasem spojrzeć za granicę. Na przykład na kraje nordyckie, zwłaszcza Danię, Finlandię i Szwecję.

Specyfika kapitalizmu w wydaniu północnoeuropejskim wyrasta wprost z uwarunkowań kulturowych. Podobnie jak Polacy, również Skandynawowie są indywidualistami, ale tenże indywidualizm ma inny wydźwięk. Obowiązującą normą jest „polegać na sobie i dążyć do samorealizacji”, ale też pamiętać o społeczności. W krajach nordyckich indywidualizm zrównoważony jest elementami pozytywnymi: empatią, skłonnością do kompromisu i umiejętnością współpracy. W grę wchodzą tu wartości protestanckie oraz – inaczej niż nad Wisłą, gdzie jeszcze kilka pokoleń temu mieliśmy pańszczyznę – brak widocznej spuścizny feudalizmu.

Czynniki kulturowe kształtują nordycki świat pracy na wiele sposobów. Z polskiej perspektywy dwie kwestie wydają się szczególnie interesujące.

Po pierwsze, stosunki między przełożonymi a podwładnymi nie przypominają – jak to nieraz bywa w Polsce – folwarcznego poddaństwa. Oparte są za to na wzajemnym poszanowaniu i współpracy. Po drugie, silnie umocowany w historii dialog społeczny jest osią funkcjonowania rynku pracy. Według danych OECD w Danii, Finlandii i Szwecji około 2/3 pracowników należało w 2012 roku do związków zawodowych.

Przypomnijmy w tym miejscu, co mówił w 2012 roku prof. Uffe Østergård na temat Danii: „Od 1899 roku reguły gry na rynku pracy wyznaczają umowy bezpośrednie, negocjowane i zawierane między pracodawcami a związkami zawodowymi. Z wyjątkiem elementarnych regulacji unijnych, dotyczących dyskryminacji ze względu na płeć i wiek, jak również innych podstawowych zasad, rząd nie wtrąca się zbytnio w sprawy rynku pracy”.

W krajach nordyckich dialog społeczny oparty o szeroką reprezentację interesów jest podstawą kształtowania płac zdecydowanej większości pracowników. Poziom wynagrodzeń i podwyżki są co jakiś czas negocjowane zbiorowo, generalnie bez większego udziału ze strony państwa. Rozmowy bywają trudne, ale pracownicy i pracodawcy nastawieni są na kompromis, dopuszczając do siebie argumenty drugiej strony.

Konsekwencją takiego systemu jest stosunkowo duża sztywność płac, znacznie większa niż w Polsce, gdzie pensje w sektorze prywatnym są elastycznie kształtowane przede wszystkim przez siły rynkowe (z zastrzeżeniem ograniczenia w postaci płacy minimalnej). Tym niemniej pragmatyzm i umiejętność współpracy partnerów społecznych w państwach nordyckich gwarantują dostateczną elastyczność, by zapewnić przedsiębiorstwom rozwój. I by amortyzować wstrząsy kryzysowe i nie blokować modernizacji gospodarki (czyli na przykład zmian w przestarzałych sektorach).

Zbiorowe ustalanie płac ma jednak jeszcze jedną, ciekawą stronę. Ogranicza konkurowanie kosztami pracy między firmami i służy spójności społecznej (małe zróżnicowanie dochodów). Ten element dobrze wpisuje się w szerszy kontekst nordyckich gospodarek, które żywotność czerpią przede wszystkim z innowacyjności, a nie – jak to ma miejsce w przypadku Polski – imporcie technologii i niskich kosztach robocizny.

Dzięki wysokiej wydajności zaawansowanego przemysłu pracownicy nordyccy nie tylko przepracowują znacznie mniej godzin rocznie od Polek i Polaków, ale cieszą się także o wiele większymi zarobkami. Z danych Eurostatu wynika, że w 2010 roku średnie godzinowe wynagrodzenie brutto wynosiło w Polsce 5,2 euro, podczas gdy w Danii 25,4 euro, Finlandii 18,1 euro, a Szwecji 17,8 euro.

Łagodniejsze oblicze kapitalizmu

Oczywiście nordycki model kapitalizmu to w dużym stopniu przypadek unikatowy, ukształtowany przez pokolenia. Z uwagi na wspomniane czynniki kulturowe trudno byłoby go naśladować w Polsce. A jednak Dania, Finlandia i Szwecja ukazują nam, że świat pracy może być zorganizowany w myśl zupełnie innych prawideł, niż te, do których przywykliśmy nad Wisłą.

Jakie z tego wszystkiego płyną wnioski dla nas? Po pierwsze, powinniśmy kontynuować kurs na innowacyjną gospodarkę.

Po drugie, warto starać się wzmocnić instytucję dialogu społecznego. I wreszcie po trzecie, trzeba świadomie kształtować polski system edukacji w ten sposób, by szkoły promowały te normy i wartości, które sprzyjają wysokim rynku pracy i których zazdrościmy Europie Północnej.
Instytut Obywatelski

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.