Kapitał społeczny – bardzo długi cień historii

chlopstwo| Edward Gierek| Elżbieta Kaczyńska| feudalizm| inteligencja| Jacek Kochanowicz| Jacek Tarkowski| Janusz Czapiński| kapitał społeczny| Kazimierz Wyka| klasa kreatywna| mieszczaństwo| PRL| spółdzielnie rolnicze| Władysław Gomułka

Kapitał społeczny – bardzo długi cień historii
Protest rolników i związkowców w Szczecinie. Źródło: TVP Info

1.Bardzo krótki kurs historii Polski

Profesor Janusz Czapiński zdefiniował kapitał społeczny jako „jako sieci społeczne regulowane normami moralnymi lub zwyczajem”. Oczywiście to nie jest tak, że 38 milionów obywateli Polski żyje w jakiejś pustce społecznej i moralnej. Jednak jakieś sieci społeczne wiążą wszystkich ze wszystkimi.  Żeby odpowiedzieć na pytanie z jakimi rodzajami „ sieci społecznej regulowanej normami moralnymi i zwyczajami” mamy do czynienia „tu i teraz” to musimy się odwołać do historii.  Nie będę się odwoływał do czasów z przed 1772 roku, albowiem można by zasadnie przyjąć, że od czasów I rozbioru I Rzeczpospolitej Obojga Narodów do 1989 roku, przez 217 lat Polska nie istniała jako byt suwerenny. Niezależnie zaś, czy Polska była, czy nie była niezależnym samodzielnym bytem państwowym spór o Polskę trwał od XVIII wieku – i trwa do dnia dzisiejszego. Natomiast dziedzictwo trzech rozbiorów Polski daje się odczytać dzisiaj w licznych analizach zmian społecznych i gospodarczych na poziomie gmin: zacofanie gmin obszarów byłego zaboru rosyjskiego i austriackiego i wyższy poziom gmin zaboru pruskiego – jest wyraźnie widoczny i biegnie śladem byłych kordonów granicznych Rosji, Austrii i Prus[1]. Mieliśmy świadomość faktu, że kraje Europy środkowo-wschodniej do 1989 roku były zachodnimi peryferiami Wschodu a od 1989 roku jesteśmy wschodnimi peryferiami Zachodu. Świadectwo owej peryferyjnej sytuacji Polski starałem się przedstawić w 1986 roku, w swoim krótkim tekście w Tygodniku Powszechnym pod tytułem „Mit rynkowej gospodarki socjalistycznej[2] pisałem, że Polska tak jak była gospodarką peryferyjną przed II Wojną Światową, tak pozostanie nadal.

Dzisiaj kontynuację owych sporów i zamiany jednych peryferii na drugie odnajduję w licznych tekstach profesora Jacka Kochanowicza, w szczególności zaś w jego artykule Polska w epoce nowożytnego wzrostu gospodarczego, gdzie czytamy: „[…]Większość Europy środkowo-wschodniej pozostaje obszarem peryferyjnym […] i jest przede wszystkim importerem, a nie eksporterem wzorów kulturowych i instytucjonalnych”[3]. Gdy pytamy o „kapitał społeczny – sieci społeczne regulowane normami moralnymi i zwyczajami”, to właśnie pytamy o „wzory kulturowe i instytucjonalne”. Zwykle, gdy powiadamy o „imporcie” – oznacza, że z zewnątrz sprowadzamy coś, czego sami nie mamy u siebie. Nie jest tak, że do 1989 roku nie mieliśmy żadnych „wzorów kulturowych i instytucjonalnych” – mieliśmy.

Jesteśmy zatem w sytuacji, w której mamy do czynienia ze szczególnym procesem nakładania się dwóch odmiennych siatek zachowań społecznych: narzucenia nowych „importowanych wzorów kulturowych” na siatkę starych „norm moralnych i zwyczajów” odziedziczonych po „upadłych ustrojach”: feudalizmie, kapitalizmie miedzywojnia, i powojennym realnym socjalizmie. Przedmiotem moich dalszych rozważań jest właśnie owa sieć społeczna regulowana przez normy moralne i obyczaje utrwalone w latach 1939 -1989.  

Dla opisu odziedziczonego „krajobrazu społecznego” jako datę przyjmuję zatem dwie daty z września 1939 roku ( 1 i 17 września).   W wyniku II wojny światowej Polska poniosła jedne z najwyższych strat w ludziach i majątku narodowym. Najwięcej strat poniosły polskie miasta, w których liczba mieszkańców  zmniejszyła się o 3 mln., a straty stanie materialnym były dużo wyższe.  Owe 6 lat wojny i okupacji odcisnęło swoje piętno w postawach społecznych i ekonomicznych Polaków. Sześć lat wojny i 44 lata budowy rozwiniętego socjalizmu uzasadnia wybór daty początkowej - 1939.

W wyniku II wojny światowej 1/3 ludności świata i obszary od Łaby po Pacyfik zostały zamknięte została za „żelazną kurtyną” w obozie tak zwanych państw „bloku komunistycznego”. Poza wyjątkami Czechosłowacji, Niemiec Wschodnich  (krajów bardziej uprzemysłowionych) – reszta państw „demokracji ludowej” ze Związkiem Sowieckim na czele – to były gospodarki agrarne, czyli chłopskie. Związek Sowiecki był szczególnym przypadkiem, w którym Stalin głodem i terrorem zniszczył chłopstwo z korzeniami, tworząc z chłopów parobków sowchozów i kołchozów[4]. Związek Sowiecki i dzisiejsza Rosja jest to szczególny przypadek rolnictwa – bez chłopów.   Przewodniczący komunistycznej partii Chin Mao Zedong  nie powtórzył błędu Stalina – uznał chłopstwo za wiodącą siłę chińskiej rewolucji komunistycznej, czego szczególnym uwieńczeniem była 10-letnia „rewolucja kulturalna” z lat 1966-1976.

Do połączenia w jedno dwóch różnych okresów historii Polski: czasów okupacji niemieckiej 1939-1945 i czasów budowy socjalizmu 1944-1989 uprawnia mnie stwierdzenie Kazimierza Wyki, który w wstępie do swojej książki Życie na niby w 1958 roku pisał „W dziesięć lat po skończeniu okupacji hitlerowskiej w całej pełni kwitnęła w Polsce Ludowej gospodarka wyłączona. Dotąd nie uwiędła, chociaż inni byli społeczni partnerzy i swoiste objawy […]”[5].

Lata 1944-1956 można w pewnym sensie uznać za kontynuację lat wojny, gdy komuniści uznali, że „raz zdobytej władzy nigdy nie oddadzą” – i walczyli z własnym narodem o „utrwalenie władzy ludowej”. Terror zakończył się po krwawych wystąpieniach robotników Poznania w czerwcu 1956 roku, które doprowadziły do października 1956 r. Po czerwcu 1956 roku, nad społeczeństwem wisiała jak ponury cień słynna wypowiedź premiera Cyrankiewicza „kto odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie”. Życie polityczne regulowane było malejącą podażą żywności i rosnącymi cenami mięsa i artykułów pierwszej potrzeby, każda próba gospodarstw domowych walki o lepsze życie była opłacana krwawymi kryzysami politycznymi i gospodarczymi w poszczególnych 1956, 1970, 1976, 1981 – i zmianą kolejnych ekip komunistycznej władzy. Amplituda „marginesu wolności” rosła bezpośrednio po wydarzeniach - terror policyjny to miękł ( na jeden rok lub dwa), poczym twardniał z czasem aż do następnego wybuchu społecznego. W latach 1980-81 w walce przeciwko związkowi zawodowemu „Solidarność” 13 grudnia 1981 roku gen. Jaruzelski ogłosił stan wojenny. Od 1985 roku, po dojściu Michaiła Gorbaczowa[6] do władzy w Moskwie, do świadomości rządzących dochodzi fakt, że cały system polityczny socjalizmu chyli się ku upadkowi. Więcej - władza uznała, że trzeba układać się z „Solidarnością”, opozycją demokratyczną i rządzonymi przy okrągłym stole. Jak powiedziała, po wygranych częściowo demokratycznych wyborach Joanna Szczepkowska „w dniu 4 czerwca 1989 roku upadł w Polsce komunizm”.

Przez cały okres realnego socjalizmu „żywność i mięso” było kategorią polityczną, każdy wzrost cen żywności i mięsa, przy równoczesnym spadku dostaw produktów rolnych na rynek był zarzewiem każdego kryzysu społecznego. Pomijając okres bezpośrednio powojenny – do 1949 roku, w roku 1976 wprowadzono kartki na cukier, a pięć lat później w 1981 roku, system kartkowy objął asortyment produktów szerszy niż w okresie okupacji niemieckiej. Niedobór żywności był zatem trwałą cechą zarówno gospodarki pod okupacją niemiecką, jak również przez 45 lat gospodarki socjalistycznej PRL. Fakt ten sprawiał, że produkcja gospodarstw chłopskich i niedostateczne dostawy żywności na rynek miejski – sytuowały owe wszystkie gospodarstwa na pozycji monopolistów.

2. Wieś i rolnictwo

         20 lat po 1 września 1939 roku Kazimierz Wyka publikuje swoje rozważania z czasów wojny Życie na niby – życie na niby, to życie w fikcji. Stąd też tytuł niniejszego rozdziału. Wszyscy mamy świadomość, że lata 1939-1956, to życie w fikcji poddane bezpośredniemu terrorowi wobec Polaków bez różnicy, czy był to terror niemieckiego okupanta [1939-1945], czy też sowieckiej i polskiej tajnej policji [1944-1956]. Lata 1956-1989 – to fikcja życia w tak zwanym „wolnym kraju”.  

Jedną istotnych części rozważań Kazimierza Wyki jest esej „Gospodarka wyłączona” napisany w 1945 roku. Kazimierz Wyka  – będąc krytykiem literackim, jak zawodowy socjolog i ekonomista - pisał „Przed ludnością Generalnego Gubernatorstwa zimą 1939/40 stanął prosty dylemat; albo zastosować się do tego co wolno zjeść, i zdechnąć z głodu, albo – dać sobie jakoś radę. […] ważna była sprawa: jak wbrew przepisom dać sobie radę? Jak czytamy owa szczególna „zaradność” przeżycia i przetrwania każdego polegała na wykorzystywaniu i poszerzaniu „luk od dołu” poprzez handel i pośrednictwo w nielegalnym obrocie żywnością”[7].

Kazimierz Wyka przedmiotem swoich rozważań uczynił zachowania czterech grup społecznych: robotników, urzędników i inteligencji, chłopów i handlarzy. Robotnicy, urzędnicy i inteligencja byli tymi, którzy starali się przeżyć – potrzebowali żywności za wszelką cenę. Na rynku pomiędzy producentami i odbiorcami robotnikami, urzędnikami i inteligencją - panowali handlarze i pośrednicy. Wszyscy poszukiwali sposobów przeżycia, szukali dostępu do żywności i do producentów produktów rolnych. Gospodarstwa chłopskie były w najlepszej sytuacji – oni byli monopolistami i stanowili o rozmiarach dostaw słoniny i innych produktów rolnych  na nielegalnym handlu żywnością.  […] Nie on [chłop] szukał nabywcy ze swymi produktami, ale nabywca przyjeżdżał do niego, na wieś najbardziej zapadłą i płacił każdą cenę [….] Chłop nasz, jak każdy zresztą jest nieczuły i twardy […] W tych okolicznościach stawał się nieczuły do potęgi i takim go dziedziczy Polska po latach okupacji”[8].

Jeżeli jest tak, że z chwilą upadku komunizmu w Polsce ludność wiejska stanowiła 63% ludności Polski z tego większość wywodziła się z gospodarstw chłopskich, to zasadne jest odpowiedzenie na pytanie „co to jest gospodarstwo chłopskie?”. Według Witolda Kuli i Jacka Kochanowicza „idealny typ” – w sensie weberowskim  - gospodarstwa chłopskiego wyznaczają następujące cechy:

- podstawową jednostką gospodarczą jest rodzina chłopska;

- utrzymanie rodziny przy życiu jest podstawowym celem gospodarczym;

- podstawowa część efektów działalności ekonomicznej jest zużywana

wewnątrz gospodarstwa;

- gospodarstwo uczestniczy w wymianie rynkowej;

- gospodarstwo jest obciążone obowiązkiem utrzymania ludności

 nierolniczej;

- gospodarstwo jest równocześnie jednostką konsumpcyjną, produkcyjną i

ubezpieczeniową (socjalną)[9].

Wymienione cechy gospodarstw chłopskich, w tym szczególnie ostatnia, sprawiały, że przetrwały one czas 6 lat wojny, 44 lat gospodarki socjalistycznej oraz 25 lat polskiej drogi do kapitalizmu.   

Kazimierz Wyka niezwykle trafnie przewidział postawy polskiego chłopa w nowym ustroju komunistycznym. Potwierdzenie tego znajdujemy w pracy Jerzego Tepichta z 1972 roku przedstawionej na seminarium w London University u Erica Hobsbawma pod tytułem „Projekt badań nad zagadnieniami rewolucji chłopskiej naszych czasów”. W pracy Tepichta odczytujemy dziedzictwo zachowań chłopskich, o których przed 27 laty pisał Wyka „Jako rolnicy, chłopi po raz pierwszy odkryli korzyści rynku producenta.[…]. Natomiast Wyka nie mógł przewidzieć tego, że przed przyszłymi pokoleniami chłopskich dzieci […] pojawiły się dwie drogi awansu poza rolnictwem […] Po pierwsze – możliwość zatrudnienia w przemyśle […] Po drugie – możliwość kariery w aparacie politycznym lub administracyjnym […] ta droga była szczególnie atrakcyjna dla najbardziej dynamicznych jednostek z obszarów wiejskich. Właśnie dlatego jeden z czołowych ideologów tej nowej grupy mógł po marcu 1968 roku stwierdzić, że chłopstwo zdominowało już naród polski”[10].

Zasadnie można powiedzieć, że stan quasi-wojny dla polskiego chłopa trwał nadal od 1945 do 1956 roku. W tych latach władza ściągała wszelkie nadwyżki produkcji rolnej w ramach dostaw obowiązkowych i równocześnie zapędzała chłopów do kołchozów. O oporze chłopskim świadczy fakt, że w wyniku przymusowej kolektywizacji w roku 1956 istniało 10 tys. spółdzielni produkcyjnych, które zrzeszały około 200 tys. gospodarstw - 6% wszystkich gospodarstw chłopskich, i gospodarowały na ok. 2 mln ha – 13% powierzchni rolnej. 

Paradoksalnie 1956 rok jest to rok, w którym po raz pierwszy w Polsce w czerwcu klasa robotnicza Poznania wystąpiła przeciwko władzy ludowej. Jest to również rok, w którym, w listopadzie 1956 na VIII Plenum KC PZPR  Władysław Gomułka zlikwidował spółdzielnie produkcyjne i dopuścił iż nadwyżki produkcji rolnej, pod oddaniu obowiązkowych dostaw państwu mogły być sprzedawane na wolnym rynku. W roku 1957 pozostało 1,5 tys. spółdzielni produkcyjnych - 15% z 1956 roku. Hasło niesione pierwszego maja 1957 roku „Za Gomułki – jak za Piasta – chłop potęgą jest i – basta!” w pełni oddawało odczucia wsi, na przemiany Października 1956 roku. Chłopi stali się jedynymi beneficjentami Października 1956. Następnym po Gomułce był Edward Gierek, którego chłopi zachowali w dobrej pamięci: zniósł dostawy obowiązkowe i przyznał rolnikom ubezpieczenie społeczne.

Chłop polski – jak każdy chłop – z każdą władzą grał, tak jak codziennie gra z „naturą”. Obca władza zawsze była dla gospodarstwa chłopskiego taką samą klęską, jak susza i gradobicie. Chłop z natury nie ufał nikomu, bo nie miał powodu, wyzyskiwały go kolejno pan, władze polskie i niepolskie, miasto, kapitalizm i socjalizm – ze wszystkimi musiał walczyć o przetrwanie. I przetrwał – a socjalizm nie przetrwał. Chłop przetrwał dlatego, że jego dzieci poszły do miasta, dlatego że ukryte bezrobocie w rolnictwie zostało ukryte w państwowych zakładach pracy; w hutach, kopalniach, w stoczniach i w peegeerach. 

Socjalizm nie przetrwał - a chłopi przetrwali. Chłop był indywidualny, nie dlatego że gospodarstwo było jego prywatnym warsztatem pracy, tylko dlatego, że każdy indywidualnie musiał zmagać się z klęskami natury bądź żywiołu kolejnych władz, które zawsze dla niego były obce. Nie było żadnego powodu, żeby chłop uczestniczył w życiu społecznym i politycznym kraju i stawał się „obywatelem”. Zaś władzy komunistycznej wcale nie zależało na jakichkolwiek obywatelskich postawach, a tym bardziej „oddolnych inicjatywach obywatelskich”.    

I nie jest prawdą, że gospodarstwa chłopskie były źródłem „pierwotnej socjalistycznej akumulacji” – bo być nie mogły. W żadnym okresie realnego socjalizmu 1944-1989 i kapitalistycznej transformacji 1990-2014 dynamika produkcji rolnej nie przewyższała, ani dynamiki akumulacji, ani dynamiki zatrudnienia, ani też dynamiki spożycia ludności. Źródłem i socjalistycznej i kapitalistycznej transformacji byłyśmy my wszyscy – konsumenci, których spożycie żywności spadało z okresu na okres.

Chłopski  „gen nieufności” do innych - do obcej władzy, do miastowych, do sąsiadów – był jednym z czynników walki o trwanie i przetrwanie własnego gospodarstwa. Czynnikiem skutecznym – tak jak w 1946 roku było 3 mln. gospodarstw, tak też pozostało: w 1989 roku również było 3 mln. Ów „gen nieufności” przechodził do miast wraz z migrującymi ze wsi nowymi pokoleniami z rodzin chłopskich.

3. Miasta 

Historię polskich miast świetnie opisała profesor Elżbieta Kaczyńska w swej książce z 1999 roku „Pejzaż miejski z zaściankiem w tle”. Nie będę tu powtarzał jej dorobku – aczkolwiek warto go znać. Polskie miasta były szczególnym przypadkiem miast bez mieszczaństwa. Nie było w Polsce stanu trzeciego. Substytutem mieszczaństwa w polskich miastach była inteligencja. Grupa społeczna nieznana w krajach i społeczeństwach mieszczańskich zachodniej Europy, no może poza Italią i Hiszpanią.

Profesor Elżbieta Kaczyńska pisała „Historia miast bowiem to niemal historia cywilizacji […]. Korzystanie z tych urządzeń i instytucji, wprowadzonych przez człowieka, by zaspokajały jego potrzeby, pociąga za sobą odpowiedni sposób zachowania, liczenia czasu, poruszania się i komunikowania z otoczeniem. Tym czym dom jest dla włościanina, tym miasto dla człowieka rozwiniętej cywilizacji”[11] W Polsce obywatelem – to był „obywatel ziemski”, szlachcic„zwłaszcza średni i drobny”.  Jak czytamy u E. Kaczyńskiej „„Nowe” mieszczaństwo było na ogół obce, składali się bowiem na nie w większości Niemcy i Żydzi”[12]. Dlatego też nie dziwi fakt, na który zwraca uwagę Elżbieta Kaczyńska, że „Polski nacjonalizm opierał się wówczas [druga połowa XIX wieku] – na ludziach ze wsi, na szlachcie zwłaszcza średniej i drobnej, potem też na chłopstwie[…]” i dalej czytamy „w Polsce na przełomie XIX i XX wieku wezbrała fala inteligenckiej niechęci do mieszczuchów, zwłaszcza tych, którzy zdołali zapewnić sobie dobrobyt […] Drwiono z gustów i obyczajów, nawet z racjonalizmu i pragmatyzmu[…]”[13]

To w mieście mieszczanin – człowiek wolny stawał się obywatelem.  Otóż nie było w Polsce obywateli – bo nie było „stanu trzeciego” .  U końca XIX wieku, aż do 1989 roku – substytutem mieszczaństwa było poszlachecka warstwa inteligencji. Inteligencja jako warstwa społeczna nieznana była w krajach zachodniej Europy. Polskie miasta nie miały szansy doświadczyć, bądź też utrwalić „mieszczańskiej moralności”, zaś w procesie „socjalistycznej moralności” następował proces, który możemy odczytać z ostatnim tekście Jerzego Tepichta. „większość tak zwanej „klasy średniej ujawniała swoje niedawne chłopskie pochodzenie […] z tendencją do osiągnięcia takiego standardu, który jest miarą postępu – drobnoburżuazyjnego poziomu życia”[14]. Realny socjalizm sprawił, że mieliśmy do czynienia z procesem ruralizacji miast, a nie - mimo bloków pegeerowskich - urbanizacji wsi.  

Jerzy Tepicht wskazuje na trzy dziedziny, w których chłopstwo przejęło wiodącą rolę kształtowania procesów ekonomicznych, społecznych i politycznych w krajach realnego socjalizmu. „W dziedzinie ekonomicznej.[….] presja przeludnionej wsi często narzucała pracochłonny, chłopski charakter uprzemysłowienia. W dziedzinie społecznej; większość tak zwanej „klasy średniej ujawniała swoje niedawne chłopskie pochodzenie […] z tendencją do osiągnięcia takiego standardu, który jest miarą postępu – drobnoburżuazyjnego poziomu życia. W sferze ideologii; piętno „chłopskości” widoczne jest w postępującej trwałej przemianie wszystkich rządzących partii komunistycznych w partie nacjonalistyczne […]”[15]. W opinii Tepichta przypadek Polski jest pouczający dlatego, że jest zupełnie odmienny od doświadczeń Związku Sowieckiego – gdzie chłopstwo zostało fizycznie zlikwidowane jako klasa społeczna. Jerzy Tepicht pisał „Dzisiejsza Polska stanowi pouczający przykład dla analizy przedstawionych wyżej tendencji […] nacjonalizacja przemysłu, wprowadzenie gospodarki planowej i następująca ekspansja gospodarcza odpowiadała interesom milionów rodzin chłopskich, zarówno tym, którzy pozostawali na swoich gospodarstwach, jak i tym którzy przeszli do pracy w przemyśle[16].

4. Dualizm instytucjonalny

Za rok będziemy obchodzić 70 rocznicę zakończenia II Wojny Światowej. W okresie owych 70 lat, 45 lat Polska przeżyła w tak zwanym „obozie państw socjalistycznych”, pozostałe 25 lat – które stanowią przedmiot moich dalszych rozważań -  to okres transformacji od socjalizmu do kapitalizmu. Są to – jak pisałem - lata wychodzenia z „królestwa zniewolenia” przez plan, do „królestwa wolności” rynkowej[17].                    

To co różni systemy gospodarcze – jak powiadał Nicolas Georgescu-Roegen – to są ich instytucje. Transformacja – od 1989 roku – to proces przechodzenia z jednego systemu gospodarczego do innego systemu gospodarczego. Jest to właśnie proces zmiany jednych instytucje na inne, odmienne instytucje.  W przypadku Polski jest to proces wychodzenia z nierynkowej gospodarki centralnie planowanej realnego socjalizmu do kapitalistycznej gospodarki rynkowej. Przed wielu laty Michał Kalecki powiedział Tak skutecznie udało nam się obalić kapitalizm, teraz to jedyny problem to wyjść z feudalizmu.[18]

Żadne zmiany systemu politycznego, społecznego i gospodarczego nie dokonują się w „opcji zerowej”. Nawet jeżeli są to krwawe rewolucje jak francuska lub bolszewicka – to zawsze pozostają „resztki upadłego systemu”, których nie da się wykorzenić do końca.  Tym bardziej nie dało się owych „resztek upadłego systemu” wyczyścić po bezkrwawej rewolucji czerwca 1989 roku. Po socjalizmie odziedziczyliśmy poglądy, postawy reakcje – które przenikały w poprzek nowych instytucji powołanych 1 stycznia 1989 roku.

 W części poświęconej dziedzictwu przejętemu po komunistycznej gospodarce centralnie zarządzanej odwołuję się do panujących wówczas nieformalnych i pozaleganych instytucji, które opisał socjolog Jacek Tarkowski. Jakkolwiek Tarkowski wykorzystał dorobek amerykańskich socjologów odnoszący się do zachowań chłopów w południowych Włoszech, to są to dokładnie instytucje panujące w ustroju feudalnym – a jak wiemy Amerykanie nigdy nie doświadczyli feudalizmu – ale niektóre skutki opisywanych instytucji dotyczą również amerykańskiego życia politycznego. Profesor Michał Kalecki miał rację – że wychodząc z socjalizmu -  jedyny problem to wyjść z feudalizmu. Jacek Tarkowski przedstawia trzy różne formy zależności i powiązań instytucjonalnych[19].

Pierwsza to instytucja patrona – klienta, ta zabezpieczała trwanie i przetrwanie  rządzonych i rządzących. U Marca Blocha czytamy, że klientyzm to feudalny układ, w którym wolny człowiek oddaje się pod opiekę, obronę osoby wyżej postawionej, „zwierzchnik „brał na siebie” podwładnego, a podwładny „komendował się” – oddawał w opiekę – swojemu obrońcy”[20].

Klientyzm pozostał na długo istotnym instrumentem oddziaływania starych i nowopowstałych partii. Reguła „wygrywający bierze wszystko” – zasada obowiązująca również w Stanach Zjednoczonych - stanowiła, że po każdych wyborach do nowowybranych zwycięskich partii ustawiała się kolejka „klientów” po uzyskanie, posad, zamówień rządowych i innych dojść do korzystnych kontraktów.   W zależności od zmian kolejnych koalicji i rządów zmianie ulegał tylko zasady klientyzmu. Szczególnym przykład tego odnajdujemy w stwierdzeniu byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego, który w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” mówił  „[...] mamy problem kadr. Stworzyć sto dobrych rad nadzorczych to kwadratura koła. Jak jest uczciwy i kompetentny, to nie rozumie kwestii politycznych […].".[1] Kwestie polityczne – czyli mówiąc prosto ideologia, i pełne posłuszeństwo  - to był główny powód likwidacji służby cywilnej przez PiS. Jest to szczególne świadectwo „zasady dualizmu etycznego związanej z postrzeganiem rzeczywistości społecznej jako podzielonej na „swoich” i „obcych””[21] 

Jacek Tarkowski pisał „[…] rozwojowi klientystycznych praktyk i struktur sprzyja słabość państwa. Wobec niewypełniania przez państwo jego funkcji ludzie budują układy klientystyczne jako jego substytut. […] mamy to do czynienia z mechanizmem błędnego koła. Więzi klientystyczne są budowane jako reakcja na słabość państwa, ale z kolei one właśnie przyczyniają się do osłabienia centralnej władzy państwowej i utrudniają bądź wręcz uniemożliwiają jej odbudowę”[22]

Druga nieformalną, acz powszechną instytucją ściśle związana z pierwszą, jest formuła „ amoralnego familizmu. W socjalistycznej gospodarce niedoboru, kształtuje się postawa, w której jednostka, rodzina, gospodarstwo domowe może poprawić swoją sytuację tylko kosztem innych. Społeczną konsekwencja ekonomicznego niedoboru jest postawa „amoralnego familizmu”, którą Banfield charakteryzuje następująco  „Maksymalizuje doraźnie materialne korzyści rodziny, zakładając, że wszyscy postępują tak samo” oraz dalej  „Mamy więc ostry podział na sferę publiczną i prywatną, mamy dominację sfery prywatnej i więzi nieformalnych, mamy charakterystyczne zawężenie czasu społecznego oraz orientacji prezentystycznej, mamy dymorfizm wartości i dualizm etyczny” [23].

Otóż ta formuła zawłaszczania przestrzeni społecznej, dostępnych zasobów i dóbr (często przez przewłaszczanie własności tzw. „społecznej”, państwowej), w jaskrawy sposób ujawniła się w procesie  „uwłaszczenia nomenklatury na majątku społecznym” w wyniku najbardziej liberalnej ustawy Wilczka o działalności gospodarczej wprowadzonej przez rząd M.F.Rakowskiego. Warto podkreślić, że ustawa Wilczka-Rakowskiego pełniła tę samą rolę jak, 125 wcześniej ustawa cara Aleksandra II o uwłaszczeniu chłopów po powstaniu styczniowym.

Trzecia; korporatyzm; jako instrument artykułowania interesów grupowych i tworzenia kanału negocjacji z władzą a różnymi grupami społecznymi– w imię tak zwanego „spokoju społecznego”[24]. Korporatyzm sam w sobie jest dziedzictwem cechowych korporacji miast średniowiecznych. Korporatyzm dzisiaj to liczne branżowe związki zawodowe bez względu na ich barwy polityczne. Korporatyzm związkowy sprawia, ze mamy ze szczególną formą wykluczenia, wykluczenia bezrobotnych w stosunku do pracujących członków związków zawodowych.

 Dziedzictwo postaw indywidualnych rolników nastawionych na przetrwanie, przeniesione do zachowań zbiorowych różnych grup społecznych w systemie realnego socjalizmu sprawiały, że Polska zawsze funkcjonowała w formule  Gemeinschaft  -  Tönniesowskich pierwotnych wspólnot, rodzin, krewnych i znajomych opartych na więzach krwi i własnych interesów lokalnych i partykularnych otoczonych siecią nieformalnych struktur. Struktury mafii są tego szczególnym przypadkiem. Wedle tych samych zasad działały struktury partii komunistycznych w tak zwanych demo-ludach. Z podanych  przykładów widać, że państwo funkcjonowało w swoistym dualizmie instytucjonalnym. Nałożenie się na siebie dwóch różnych i sprzecznych rodzajów instytucji „legalnych” i „pozaleganych lub/i nielegalnych” sprawiało, że oczekiwane efekty „synergii społecznej”  - przeradzały się często w procesy patologiczne. Najbardziej widocznym świadectwem były i są „partyjne podziały łupów” kolejnych ekip rządzących.

 

5. Molekuły czy zespoły

Z takim dziedzictwem chłopskich zachowań, indywidualnej walki o przetrwanie weszliśmy 1 stycznia 1990 roku w nowy porządek rynkowej gospodarki kapitalistycznej. Od dnia 1 stycznia 1990 społeczeństwo funkcjonujące przez ponad 70 lat wedle struktur Gemeinschaft miało z dnia na dzień zacząć działać w zupełnie nowym systemie Gesellschaft. To znaczy w systemie, w którym regulowanie stosunków między ludźmi, miedzy gospodarstwami domowymi, przedsiębiorstwami i państwem regulowanych na zasadzie umowy, kontraktu, w którym mamy do czynienia z bezosobowym, czystym rachunkiem strat i zysków, racjonalnym działaniem niezależnym od emocji, wzajemnych powiązań pokrewieństwa i znajomości. 

Po 25 latach polskiej transformacji profesor Janusz Czapiński pisze; „Żyjemy ciągle w kulturze zawiści i nieufności. Nie wyruszyliśmy jeszcze w drogę ku społeczeństwu obywatelskiemu. Ale rozwijamy się, i to w całkiem niezłym tempie, tyle że dużo szybciej indywidualnie niż zespołowo. Polacy opanowali nieźle sztukę gry z państwem i w związku z tym widzą coraz słabszy związek między tym, co robi państwo (tzw. władze), a tym, jak wygląda ich własne życie.[…] Rozwijamy się wciąż molekularnie a nie zespołowo”. Warto zwrócić uwagę, że ten sam wątek trudności, problemów wzrostu i rozwoju odczytujemy w rozmowie Grzegorza Sroczyńskiego z profesorem Jerzy Hauserem w Gazecie Wyborczej[25] z sierpnia 2014 roku.

Oczywiście w tych zdaniach diagnozy stanu polskiego społeczeństwa mamy dwie różne płaszczyzny odniesienia.

Pierwsza to relacja indywidualnego życia i funkcjonowania władzy państwowej. Tak jest rzeczywiście. Tak jest dlatego, że w latach 1989 -2009 obywatele rządzeni byli przez 15 różnych gabinetów rządowych – średnio co rok i jeden kwartał nowy rząd. Trudno jest identyfikować się z państwem, w którym prawie co chwila zmieniały się rządy. Trochę tak, jak we Włoszech. Zachowania odziedziczone po „byłym ustroju”, zachowania z piosenki Młynarskiego „róbmy swoje”, do którego dopisać trzeba hasło Owsiaka „róbta co chceta” – sprawiały, że każdy jak potrafił robił swoje i robił co chciał w myśl formuły „ co nie zakazane – to dozwolone”. Wraz z inflacją prawa – coraz nowych ustaw i przepisów, których nikt nie był w stanie ogarnąć i zrozumieć, każdy starał się przetrwać, przeżyć nie bacząc na państwo. Opieszałość działania sądów sprawiała, że trudno było uznać co jest, a co nie  jest dozwolone.  Przedsiębiorcy często latami czekali na orzeczenia sądów uchylające decyzje urzędów skarbowych. Państwo stawało się coraz bardziej opresyjne,  w szczególności wobec przedsiębiorców, którzy padali pod naporem kontroli i oskarżeń izby skarbowych, a wymiar sprawiedliwości coraz bardziej opieszały. Trudno jest zatem było wiązać własne życie z funkcjonowaniem państwa. Tym bardziej, gdy jest to państwo, które samo nie potrafi się obronić przed ingerencją z zewnątrz. To wszystko sprawia, że jak czytamy u Elżbiety Kaczyńskiej, w której równocześnie: „Domagamy się poszanowania naszych praw, ale nie potępiamy tych, co uchylają się od płacenia podatków, pobierają zasiłki chorobowe na „lewe” zaświadczenia, zwłaszcza dalecy jesteśmy od potępienia kuzyna, krajana, kumpla”. Natomiast za nasze niepowodzenia czynimy odpowiedzialnymi jakieś tajemne siły, knujących i spiskujących przeciw nam Żydów, obce banki, Rosjan, Niemców, NATO, liberałów i zielonoświątkowców”[26]

Drugi problem to diagnoza stwierdzająca, że „Rozwijamy się wciąż molekularnie, a nie zespołowo”. I tak jest rzeczywiście. Nikt nas nie uczył zespołowych zachowań. Tym bardziej, że sam pamiętam stwierdzenie znaczącego działacza opozycji, który już w listopadzie 1989 roku powiedział „teraz każdy będzie żył na swój własny rachunek”. Jeżeli ktoś nie znalazł się przypadkiem w jakiejś partii, stronnictwie, „salonie” lub „kanapie” – to musi sobie radzić sam.  Każdy sam musi szukać sobie „niszy ekologicznej” na przeżycie, przetrwanie – czasami kosztem innych, kosztem państwa również.

Formuła Gesselschaft, niejako z definicji sprawia, że żyjemy w stosunkach między ludźmi na „zasadzie umowy, kontraktu, w którym mamy do czynienia z bezosobowym, czystym rachunkiem strat i zysków, racjonalnym działaniem niezależnym od emocji, wzajemnych powiązań pokrewieństwa i znajomości”. 

W tej sytuacji mamy do czynienia, ze szczególnym syndromem nakładania się siatki indywidualizmu rynkowej gospodarki, na odziedziczony indywidualizm chłopskich postaw i zachowań. Konkurencja rynkowa nakazuje indywidualną „walkę o byt”, o powiększanie swojej niszy, swojego przedsięwzięcia, a postawy chłopskie nakazują dbanie o swoje i swoją rodzinę. Postchłopski indywidualizm stał się w pełni kompatybilny z indywidualizmem postindustrialnego kapitalizmu.

W propozycji rozwoju miast oferowanej przez Richarda Florydę, wedle którego miasta się rozwijają za sprawą tak zwanej klasy kreatywnej – odnajdujemy pewien szczególny rodzaj indywidualizmu kulturowego. Klasę kreatywną, tworzą ludzie wolnych zawodów, „naukowców i inżynierów, wykładowców uniwersyteckich, poetów i pisarzy, artystów, artystów estradowych, aktorów, projektantów mody i architektów, jak również liderów „modnych towarzystw”. Żadne z tych grup zawodów i wymienionych ludzi sceny, estrady i „modnych zawodów” – nie kształtuje postaw kolektywnych, zespołowych. Wręcz przeciwnie, każdy z nich epatuje indywidualizmem, oryginalnością i dążeniem do bycia innym - niż inni.         

To indywidualizm chłopski sprawia, że część młodych i prężnych ludzi z gospodarstw rolnych „przebija się” i do miasta i tam indywidualnie walczy o swoje miejsca na kapitalistycznym rynku, powiększając w trakcie nauki i doświadczenia swój własny „kapitał ludzki”.

Jeżeli jest tak jak powiada profesor Janusz Czapiński. Kapitał społeczny rozumiemy tu jako sieci społeczne regulowane normami moralnymi lub zwyczajem (a nie, lub nie tylko, formalnymi zasadami prawa), które wiążą jednostkę ze społeczeństwem w sposób umożliwiający jej współdziałanie z innymi dla dobra wspólnego[27]  (Diagnoza społeczna, 2013, s.285) – to należy przypomnieć, że owe sieci społeczne regulowane normami moralnymi lub zwyczajem, kształtują się przez lata – żeby nie powiedzieć przez wieki – i o tym był mój tekst.

[1] Andrzej Rosner, Monika Stanny; Monitoring rozwoju obszarów wiejskich. Etap I, Przestrzenne zróżnicowanie poziomu rozwoju społeczno-gospodarczego obszarów wiejskich w 2010 roku (wersja pełna) Fundacja Europejskich Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej, Instytut Rozwoj Wsi i Rolnictwa PAN, Warszawa 2014, Rys.1.5. s.19 www.efrwp.pl/dir_upload/download/thumb/02bf59c409fab926bc5e1dd41288.pdf (wejście 22.07.2014)

[2] Stefan Małecki-Tepicht, Mit rynkowej gospodarki socjalistycznej, Tygodnik Powszechny 23.III.1986, nr.12. Wówczas pisałem, Nie będąc nigdy potęgą gospodarczą, znaleźlibyśmy się – jak zresztą byliśmy – wśród licznych krajów o gospodarce peryferyjnej. W Ekonomiczne źródła wzrostu i upadku gospodarki socjalistycznej, Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Warszawa 2003.
[3]
Jacek Kochanowicz, Polska w epoce nowoczesnego wzrostu gospodarczego, w Modernizacja Polski. Struktury. Agencje. Instytucje. Red.naukowa Witold Morawski, Warszawa. Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, 2010, s.153-180.
[4]
Michaił Gorbaczow, Sam ze wspomnieniami, Świat Ksiązki, Warszawa 2014, Gorbaczow pisze „chłopów – po prostu wytrzebiono.[…] Miliony ludzi wygnano z ziemi. Innych przymusowo zapędzono do kołchozów, uspołeczniono ich bydło, inwentarz i wszystko z czego chłop żył”. s 184, Była to realizacja linii partii bolszewickiej WKP(b), której strategia walki klasowej przechodziła od polityki ograniczania kułactwa do polityki likwidacji kułactwa jako klasy w walce o powszechną kolektywizację wsi. Historia Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików). Krótki kurs, Spółdzielnia wydawnicza „Książka”, Warszawa 1948.s.345 .
[5]
Kazimierz Wyka, Życie na niby, Pamiętnik po klęsce, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław, 1984 s.11.
[6]
Michaił Gorbaczow, Sam ze wspomnieniami,  Świat Ksiązki, Warszawa 2014,  [….] mimo wszystkich istniejących komplikacji, postanowiłem spotkać się z przedstawicielami państw Układu Warszawskiego. Uważałem za stosowne powiedzieć im, że będziemy szanować niezależność i samodzielność naszych przyjaciół. Kierownictwo każdej z rządzących  partii powinno odpowiadać […] wobec własnej partii i własnego narodu. […] W gruncie rzeczy oznaczało to rezygnacje z tak zwanej „doktryny Breżniewa. […] reprezentanci władz państw socjalistycznych  potraktowali moje oświadczenie […] jak zwykłe stereotypowe wystąpienie […] w duchu uważali, że się nic nie zmieni ” s.251 i 252. To dopiero w 1988  Polacy dowiedzieli się od Gorbaczowa, że nie obwiązuje doktryna Breżniewa.
[7]
  Kazimierz Wyka, Życie na niby, Pamiętnik po klęsce, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław, 1984 s.140, 144 i 148
[8]
Kazimierz Wyka, op.cit. s. 167
[9]
Witold Kula, Jacek Kochanowicz, Chłopstwo – problem intelektualny i zagadnienie nauk społecznych, WNE UW, maszynopis powielony.
[10]
Kazimierz Wyka, Op.cit.s 128 i 129.
[11]
Elżbieta Kaczyńska, Pejzaż miejski z zaściankiem w tle, Fundacja Res Publika, Warszawa 1999, s.6 i 7.
[12]
Elżbierta Kaczyńska Op.cit.s. 90
[13]
Elżbieta Kaczyńska, Op.cit.s.28 i 29
[14]
Stefan Małecki-Tepicht, Jerzy Tepicht, Ekonomiczne źródła wzrostu i upadku gospodarki socjalistycznej, Aneks; Jerzy Tepicht. Projekt badań nad zagadnieniami rewolucji chłopskiej naszych czasów [1973], Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Warszawa 2003, s.126
[15]
Stefan Małecki-Tepicht, Jerzy Tepicht, op.cit s.126
[16]
Stefan Małecki-Tepicht, Jerzy Tepicht, op.cit s.126
[17]
Stefan Małecki-Tepicht, Jerzy Tepicht, op.cit s.106
[18]
A.Sen, Rozwój i wolność, tłum. J.Łoziński, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2002, s.133-134
[19]
Jacek Tarkowski, Socjologia świata polityki, Patroni i klienci, Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 1994, s.127 i dalsze.
[20]
Marc Bloch, Społeczeństwo feudalne, Państwowy Instytut Wydawniczy, Tłumaczyła Eligia Bąkowska, Przedmową opatrzył Henryk Samsonowicz, Warszawa 2002, s.167. Warto przytoczyć formę hołdu składanego zwierzchnikowi „Oto stoją twarz w twarz dwaj ludzie: jeden chce służyć, drugi zgadza się, albo chce być zwierzchnikiem. Pierwszy z nich składa ręce i tak złączone wkłada w ręce drugiego; jest to jasny symbol podporządkowania […] Następnie zwierzchnik i podwładny całują się w usta: symbol zgody i przyjaźni”, s.163 i 164. Kto pamięta przywitania Generalnego Sekretarza KPZR Breżniewa z „gorącym pocałunkiem w usta” z sekretarzami podległych partii luministycznych Gierka lub Honeckera, doskonale odczyta ową feudalną podległość między panującym a wasalami.
[21]
Jacek Tarkowski, Op.cit. tom drugi.,s 268.
[22]
Jacek Tarkowski, Op.cit. tom drugi.,s 269.
[23]
Jacek Tarkowski, Op.cit. tom drugi.,s 270
[24]
Jacek Tarkowski, Op.cit. tom drugi.,s 227
[25]
Rozmowa z prof. Jerzym Hauserem, Gazeta Wyborcza, 9-10 sierpnia 2014, Magazyn Świąteczny.
[26]
Elżbieta Kaczyńska, op.cit.s 234 i 235
[27]
Czapiński, J. (2013). Stan społeczeństwa obywatelskiego. Kapitał społeczny. Diagnoza Społeczna 2013 Warunki i Jakość Życia Polaków - Raport. [Special issue]. Contemporary Economics, 7, 285-297 DOI: 10.5709/ce.1897-9254.110,137

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.