Kto ich utrzyma, czyli o emeryturach

OFE| reforma emerytalna| wiek emerytalny| ZUS

Kto ich utrzyma, czyli o emeryturach
Seniorzy. Foto: sxc.hu

Temat wraca na ulicy. Dziesiątki ludzi demonstruje dla Jarosława Kaczyńskiego, liczącego, że panowanie na ulicy wiedzie do władzy, a tyleż, co on, wiedzą o emeryturach związani z nim przywódcy związkowi, szukający popularności i wpływów. Rozbijają swymi awanturami państwo – dla Kaczyńskiego. Nie chcą się dowiedzieć rzeczy podstawowej: niezadługo będzie trudno polskiemu systemowi emerytalnemu zarobić na utrzymanie emerytów, mających przed sobą 20 lat życia na emeryturze jak nasze panie, lub 12 jak panowie.

Chory system – wszędzie tak samo

Pozwalamy sobie wrócić – nieco skrótowo – do tego, co opublikowaliśmy w naszej „Grze o jutro 2”, ponieważ wydaje się nam, że nie mogła ta książka dotrzeć nawet do ogółu Czytelników Studia Opinii. Ubezpieczenia „na starość” nie były nigdy popularnym tematem w wielkiej ekonomii, bo nie liczyły się swoją skalą środków jako poważny problem gospodarki finansowej. Dopiero teraz ich zobowiązania urosły swymi rozmiarami do wielkiego problemu. Jeszcze w latach 60. wieku XX Paul Samuelson bronić wręcz musiał samego oszczędzania i jego roli w przyszłych inwestycjach. Starość jeszcze nie była problemem.

Dziś przedłużenie wieku, kwalifikującego do emerytury, może pomóc, ale nie rozwiąże problemu. Nikt poza fachowcami nie zdaje sobie nawet sprawy, że nasz system emerytalny (o ile go można tak nazwać) jest jako system państwowy ekonomicznie chory – jak wszystkie podobne, oparte na tych samych założeniach: ZUS, który gromadzi nasze oszczędności emerytalne, nie pomnaża ich oprocentowaniem kupowanych obligacji państwowych na tyle, by wyrównać spadek liczby płatników, a giełdowe fundusze emerytalne, które miały te oszczędności powiększać grą, jeszcze je tracą (jak w przesileniach giełdowych tracą i potężne fundusze emerytalne Zachodu).

Obecnie grozi nam, wcześniej czy później, wycieńczenie funduszy emerytalnych. Nawet półinteligent z odrobiną arytmetyki za sobą wyliczy, że naszych dzieci będzie za 30 lat zbyt mało dla utrzymania wcześniejszych emerytów. Bezdzietny, nie rozumie danych demografii. Z wymysłami za nasze pieniądze.

To nie nowa sytuacja: dokładnie 40 lat temu atakował amerykańskie ubezpieczenia emerytalne Milton Friedman, bo już wtedy wypłacano emerytury w USA ze „składek”, czyli praktycznie – podatków od aktualnie zarabiających. W roku 1950 na jedną osobę, pobierającą emeryturę, przypadało w USA siedemnastu pracujących, zarabiających i płacących podatki, a już w roku 1970 tylko trzech! Wskazywał Friedman przy sposobności, że system, wbrew złudzeniom i założeniom, wcale nie forytował warstw uboższych – młodzi ludzie z biedniejszych rodzin zaczynali z reguły pracować wcześniej od tych z rodzin zamożnych, wcześniej więc płacili owe podatki, zaś osiągnąwszy wiek podeszły, umierali wcześniej, a więc krócej pobierali świadczenia z systemu…

Anachronizm

System dotychczasowy spełniał wymagania czasów, gdy należało udzielić pomocy na starość – najniżej zarabiającym. Był cennym politycznie wynalazkiem społecznym, który doradzili Bismarckowi inteligentni fachowcy – zdjął tym „ubezpieczeniem na starość” wiatr z żagli lewicowym i chrześcijańsko-demokratycznym przeciwnikom. Szedł za nim cały świat. Ale po niecałych stu latach, w społeczeństwach zamożnych i bliskich ogólnej zamożności, w społeczeństwach ludzi znacznie dłużej żyjących, państwowy system emerytalny stracił swoje ekonomiczne oparcie. Coraz większe pieniądze przychodziło ściągać z pracujących i zarabiających, a więc – wydawać coraz więcej pieniędzy przyszłych emerytów, by utrzymać dzisiejszych emerytów, czyli tych nie zarabiających już członków społeczeństwa. Zamiast, by emeryci utrzymywali się ze świadomie odkładanych przez siebie oszczędności – w części ściąganych w trybie przymusowym.

Dziś i w Polsce obciążenie budżetu państwa emeryturami przysparza mu deficytu, bez żadnej niegospodarności. Środki, przekazywane tzw. Otwartym Funduszom Emerytalnym (które są w rzeczywistości, mówiąc językiem fachowym, klasycznymi „funduszami zamkniętymi”), Unia Europejska zalicza do tegoż deficytu. A dopóki system emerytalny będzie przedmiotem działalności instytucji budżetowej, jest to po prostu nieuchronne.

Dlatego chcielibyśmy namawiać całą naszą zainteresowaną tematem publiczność na dyskusję – niezależnie od przedłużenia wieku emerytalnego.

ZUS jest właścicielem, nie my

Pominiemy tu liczby, informujące o skali przepływu pieniędzy w strukturze tych państwowych ubezpieczeń, chodzi o jego mechanizmy. Sąd Najwyższy odrzucił pretensje obywatela, który chciał poznać wysokość środków, zgromadzonych na jego koncie z jego wpłat, i który chciał rozporządzić nimi jak właściciel. Ci, którzy opłacają „składki”, czyli precyzyjnie mówiąc – podatki na rzecz systemu emerytalnego, nie są właścicielami wpłaconych pieniędzy. Całością zgromadzonych środków operuje ZUS jako ich właściciel. System nazywa się „ubezpieczeniem emerytalnym”, choć nie ubezpiecza od ryzyka strat. To ubezpieczenie od ryzyka biednej starości przerzuca ryzyko strat na system – może „ubezpieczony” pożyć dłużej niż spodziewana, przeciętna długość życia, a systemowi nie starczy na świadczenia dla niego. Jeśli „ubezpieczony” umrze wcześniej, „jego” pieniądze przepadają na korzyść systemu. Tymczasem żyjemy współcześnie znacznie dłużej i same podstawy ekonomiczne pionu emerytalnego ZUS (jak innych podobnych systemów emerytalnych) – załamują się kompletnie. To, co miało starczyć na pięć, siedem lat życia na emeryturze, będzie teraz miało starczyć na piętnaście, osiemnaście, a wkrótce i na więcej. Przy dotychczasowych założeniach bankructwo systemu jest nieuchronne. Bo nie starczy.

Nasz największy przedwojenny autorytet problemów emerytalnych, Wiktor Kościński, kiedy jeszcze daleko było do dzisiejszej skali zobowiązań, postulował całkowite usamodzielnienie systemu emerytalnego, odłączenie go i od budżetu, i od ubezpieczeń zdrowotnych, czyli jego samodzielną, umocowaną ustawowo gospodarkę.

Zawłaszczenia – naszym kosztem

Powojenny ZUS, Zakład Ubezpieczeń Społecznych, formalnie powstały w roku 1960, umożliwiał aparatowi państwowemu swobodne korzystanie z gromadzonych środków. PRL upaństwowiła majątek ubezpieczeń społecznych, włączyła ubezpieczenia społeczne do budżetu, i wydawała poprzez budżet – dziesiątkami lat! – nadwyżki wpłat, ściąganych przez ZUS, nad wypłatami. Ich wielkość wahała się w zależności od wahań w demografii; „wyż” demograficzny dawał budżetowi ogromne nadwyżki dzięki „niżowi” w generacjach na emeryturach.

Wcielono do Skarbu Państwa własność ZUS, czyli wartości należne ubezpieczonym, w tym i emerytom. Nikt nie pomyślał do tej pory o ich zwrocie – a dopóki ich zwrot może mieć jakieś znaczenie dla podstaw finansowych ZUS, warto o nim pomyśleć. To nieruchomości, lokaty, czyli udziały systemu ubezpieczeń społecznych w rentownych przedsiębiorstwach, no i te wyżej wspomniane nadwyżki wpłat nad wypłatami. Dla samej czystości rachunku.

Pieniądz powinien rodzić pieniądz

Systemowi emerytalnemu wypadałoby, naszym skromnym zdaniem, raz wreszcie nadać przyzwoity, przejrzysty i zrozumiały dla wszystkich ustrój. Zarozumiały nawet dla Kaczyńskiego i jego dworu.

Nie powinniśmy od nikogo wymagać, żeby – jak dzisiaj – pracował na innych. Dlatego uważamy, że należy obrócić nasz system emerytalny, oparty w dotychczasowych założeniach na bismarckowskiej „ordynacji ubezpieczeniowej”, w system oszczędnościowy, który co najwyżej ryzykuje swymi lokatami (a i to ubezpieczając się od ryzyka).

Jeśli to ma być system oszczędnościowy, pieniądze muszą być przywiązane do osoby wkładcy. Właściciel odkładanych obowiązkowo pieniędzy, odprowadzanych na dane konto przez pracodawcę, mógłby o ich lokacie decydować. Nie mógłby tylko – wydać ich wcześniej i na co innego. I będzie zawsze wiedział, ile się uzbierało.

Ustanówmy jako zasadę: środki z oszczędności emerytalnych nie mogą być przechowywane bez oprocentowania, muszą być uczciwie inwestowane, czyli w przedsięwzięcia o więcej niż tylko prawdopodobnych przychodach. Ten pieniądz ma rodzić pieniądz – na korzyść przyszłych emerytów. Prosimy samemu policzyć, jak będą rosły pieniądze lokowane na procent składany…

Emerytury – inaczej

Nie jesteśmy ani pierwszymi, ani jedynymi zwolennikami systemu oszczędnościowego. W samym gronie studioopinii.pl pisali o nim Jan Cipiur i Ernest Skalski, niekwestionowani znawcy problematyki finansowej. I nie chodzi o żaden eksperyment. Ten system już częściowo wypróbowano praktycznie. Anglia stosuje poza emeryturami państwowymi również company pensions – fundusze emerytalne, na które gromadzi się środki w przedsiębiorstwach z jego dochodów, użytkowane przez firmę jako kapitał zasilający, oprocentowane nie gorzej niż wkłady bankowe. Obok nich – personal pensions, czyli  środki, lokowane przez zainteresowanego, w banku lub w innej instytucji finansowej na korzystnie oprocentowanej, ubezpieczonej przez państwo, długoterminowej lokacie emerytalnej.

W USA można wpłacać swe środki na Individual Retirement Account, indywidualny rachunek emerytalny, w uniach kredytowych, a z wpłacanych sum 2000 dol. rocznie są wolne od podatku – dana unia kredytowa (związek kredytowy, jak powinniśmy to poprawniej tłumaczyć) obraca tymi „oszczędnościami kontraktowymi”, przyzwoicie oprocentowanymi, na cele kredytowe i oczywiście zarabia na swoich kredytach, by finansować odpowiednim procentem i wzrost środków na rachunkach emerytalnych. IRA stał się bardzo popularnym sposobem samodzielnego finansowania emerytur. Gdybyśmy odbudowali solidne instytucje drobnego kredytu i drobnych oszczędności – komunalne kasy oszczędności, mogłyby też one prowadzić indywidualne rachunki emerytalne…

Przed drugą wojną światową Jan Zieleniewski, późniejszy prakseolog, wtedy – młody naukowiec z tytułem doktora, badał doświadczenia ubezpieczeń emerytalnych na Górnym Śląsku. Otóż poza przymusowym ubezpieczeniem emerytalnym działały tam dobrowolne kasy emerytalne, z gwarantowanymi, dochodowymi lokatami. Te obowiązkowe bynajmniej ich nie wyparły. Prawie wszystkie korzystały ze znacznych dobrowolnych świadczeń pracodawców, udzielających im też bezpłatnie pomocy w zarządzaniu kasą.

Słowem, współczesne rozwiązania anglosaskie nie są niczym nowym, a wszystko i tak wzięło początek z XVIII-wiecznych związków robotników Anglii, pierwotnie nielegalnych jak swoiste loże masońskie. My, w Polsce, możemy poszukać jeszcze starszych wzorów – w związkach górników Wieliczki, „Pierwszych Robotników Jego Królewskiej Mości”, z ich funduszem braterskim kopaczy, funduszem ubezpieczeń wzajemnych, zorganizowanym w latach dwudziestych XVI wieku. Możemy sobie dowolnie zaprojektować instytucje naszego systemu.

Żyć na swój rachunek

System emerytalny nie powinien opierać się na lokatach, nie wskazując palcem, długofalowo niepewnych. Rozumiemy, że każde państwo byłoby rade położyć poprzez papiery skarbowe rękę i na oszczędnościach emerytalnych obywateli, ale ani socjalista, ani liberał, ani konserwatysta nie powinni się z tym godzić. Zwłaszcza, że zakupem papierów wartościowych nie da się zapewnić lokat na procent składany…

Każdemu oczywiście należy pozwolić na powierzenie swoich ekstra-środków jakiemuś funduszowi giełdowemu. Ale niech tak lokuje tylko to, co wykracza ponad obowiązkowe wpłaty, objęte gwarancjami (ubezpieczeniem) ze strony państwa. W tej mierze warto przestudiować doświadczenia wszelkich systemów emerytalnych. Federalna regulacja, Employee Retirement Income Security Act z 1974 r., objęła rządowym ubezpieczeniem w USA oszczędności emerytalne, jednak tylko oszczędności „kontraktowe”, a nie „płynne”. Nie ubezpieczała gry.

Pieniądze, wpłacane na fundusz emerytalny (oszczędności „kontraktowych”, ubezpieczonych), powinny być jak w USA do pewnej wysokości wolne od podatku. Także te wpłacane na konta prowadzących gospodarstwa domowe pań domu. I nie do ruszenia przed upływem wieku emerytalnego – przy swobodzie wyboru daty przejścia na emeryturę, by można było pracować dłużej.

Czy i jak system podatkowy miałby zasilać oszczędności emerytalne tych, których dochody osobiste nie obiecują minimum dostatku na starość? Milton Friedman dla tych, którym brakuje środków do minimum przeżycia, proponował „ujemny podatek dochodowy”, dopłatę z systemu podatkowego do wysokości tego minimum. Sądzę, że nasi podatnicy zgodziliby się, by z podatków uzupełniano nie dochody osobiste (temu służą inne środki), a niedostateczne oszczędności emerytalne. Zwłaszcza – matek… Dziś matki, które spędziły w domu niemal całe życie, nie mają praw, jakie dają osobiste dochody; komórki muszą być na męża! O równość w tym względzie nikt się nie upomina…

Wiadomo, że mężczyźni żyją krócej – pytanie zatem, czy oszczędności emerytalne męża mają automatycznie przechodzić na żonę, czy  też może w postępowaniu spadkowym trafić na konta emerytalne spadkobierców.

Pytaniem do dyskusji – znacznie bardziej kontrowersyjnym! – byłoby pytanie o przyszłość: jak system emerytalny, przekształcony w system oszczędnościowy, miałby inwestować gromadzone środki (próbowaliśmy podjąć ten temat w naszej książce).

Zostawmy jednakże takie problemy dyskusjom po decyzji, czy w ogóle zreformować nasz polski system emerytalny.

Andrzej i Stefan Bratkowscy

studioopinii.pl

 

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.