Mnie się to niestety tak kojarzy

demokracja| konstruktywne wotum nieufności| mirabelki| Sejm| szczaw| ZUS

Mnie się to niestety tak kojarzy

Bar­ba­ry­zmy

Prze­ży­wamy w rodzi­nie takie prze­wle­kłe biu­ro­kra­tycz­nie zda­rze­nie: punk­tem wyj­ścia jest nie­ja­sność prawna skut­ku­jąca żąda­niami finan­so­wymi Zakładu Ubez­pie­czeń Spo­łecz­nych (ZUS) pod adre­sem mojej jedy­nej uko­cha­nej córki. Toczą się więc różne czyn­no­ści, którym towa­rzy­szy kore­spon­den­cja urzę­dowa. I w tej kore­spon­den­cji docho­dzi do przezywania. Moja córka ma na imię Kata­rzyna, a my – jej rodzice: Andrzej i Bar­bara. ZUS upo­rczy­wie prze­zywa nas Arka­diu­szem i Bożeną, a córka pyta czy myśmy ją przysposobili. Mnie pyta, bo Andrzeja prze­zy­wa­nego pośmiert­nie Arka­diu­szem nie pyta, bo on nie żyje. Ale mnie jest głu­pio także, a nawet jesz­cze bar­dziej – w jego imie­niu. Nie przyspo­so­bi­li­śmy. Spło­dzi­li­śmy ją in vivo, a potem ja ją powi­łam siłami natury.

Ostat­nio list do mojej córki Kata­rzyny ZUS zaadre­so­wał: Jola… Ona ma na imię Kata­rzyna i na dru­gie też nie dali­śmy jej Jola, bo oboje mie­li­śmy z Jolami w życiu no… nie tego. Jola córka Arka­diu­sza i Bożeny jest pozy­wana. Potem Kata­rzyna – córka Andrzeja i Bar­bary się odwo­łuje. Ale dla ZUS-u dwo­istość w tej jed­nej spra­wie nie ma żad­nego znaczenia.

A Izba Skar­bowa uznała tę maska­radę ono­ma­styczną za… uchybienie.

Nie rozu­miem. Czuję się zlekceważona, kiedy ktoś nie pamięta mojego imie­nia albo przekręca nazwi­sko, bo to są oznaki lek­ce­wa­że­nia, za któ­rym stoi nie­oso­bowe podej­ście do mojej osoby. A tu całą naszą trójkę, w tym sza­cow­nego nie­bosz­czyka osten­ta­cyj­nie lekceważą i to jesz­cze przy oka­zji pre­cy­zyj­nego wydu­sza­nia pie­nię­dzy nie­ko­niecz­nie należnych.

Mnie się to nie­stety tak sil­nie koja­rzy z róż­nymi innymi sytu­acjami, gdzie osoba w naszym pań­stwie jest pozba­wiana swo­ich praw przez urzęd­ni­ków, że aż mnie głowa przez to boli i rytm serca mi się zaburza.

W cza­sie ostat­niego przed­sta­wie­nia sej­mo­wego pt: Kon­struk­tywne votum nie­uf­no­ści padało wiele słów o bar­dzo róż­nej wadze. Szczaw, mira­belki, sumie­nie, dobro wspólne, gorzała, rodzina, Europa oraz demo­kra­cja plą­tały się w róż­nych skład­niach i nie skład­niach. Permanentny był tam roz­ziew mię­dzy potocz­no­ścią i donio­sło­ścią. Potocz­ność zalała jesz­cze przed spek­ta­klem swą spie­nioną falą umysł Posła Pro­fe­sora. Gło­du­jące dzieci w kraju porośnię­tym przez szczaw i mira­belki są dla Niego nie do pomyślenia.

Padła nawet suge­stia, że te dzieci to nie są głodne lecz leniwe, bo nawet jabłka, co z drzewa spa­dło nie pod­niosą. No to trudno – niech sobie cho­dzą głodne, gapy jedne. W sej­mie wykrzy­czano, że szczaw i mira­belki nie są dla takich, co by mieli poważną poli­tyką kierować.

W tym star­ciu czynne były trzy żywioły: wyobra­że­nie przedaw­nione o sen­sie słowa „głodujący“ Posła Pro­fe­sora zostało bar­dzo napięt­no­wane przez Posła Filo­zofa, a pozo­sta­łymi na placu boju mira­bel­kami Poseł Eks­pre­mier jesz­cze przy­wa­lił Posłowi Filo­zo­fowi. Wszy­scy ­twier­dzili dość zgod­nie, że nie warto się zaj­mo­wać nowym jakimś pre­mie­rem, lecz od szczawiu nikt nie stro­nił. Prze­waż­nie też obecny pre­mier się nie podo­bał, ale tylko on jeden zda­wał się to brać na serio. No to kto wygrał?

Nikt.

A co z demokracją?

Nic.

Jak to?

Demo­kra­cji nie da się kano­ni­zo­wać. Nie jest ona świętością.

Demo­kra­cja to jest pod­mio­to­wość spo­łe­czeń­stwa. Żeby mogła ona ist­nieć potrzebne są struk­tury uczest­nic­twa oraz współ­od­po­wie­dzial­no­ści. W Pol­sce jest już tro­chę demo­kra­cji, ale nie­dużo. Nie tyle, żeby każdy oby­wa­tel czuł się odpo­wie­dzialny za swój kraj, bo rzeczywi­ście ist­nieje struk­tura zapew­nia­jąca mu uczest­nic­two w jego rzą­dze­niem. Wybory są tak urzą­dzone, że się gło­suje na par­tię. Par­tii jest dwie. Obie pra­wi­cowe. Jak gło­su­jesz na inne, to jak­byś nie gło­so­wał, a jak ci się te dwie nie podo­bają, to cię poli­tycz­nie nie ma!

No to – to nie jest auten­tyczna demo­kra­cja. Brak jej sen­sow­nej i wspól­nie akcep­to­wa­nej koncep­cji ludz­kiej osoby, na któ­rej moż­naby oprzeć pań­stwo prawa.

Pan Pre­mier mówił, że decy­duje Więk­szość, ale warto by się zasta­no­wić co to słowo dziś tu zna­czy? Kiedy Więk­szość gło­suje, demo­kra­tycz­nie się opo­wia­da­jąc za dobrym pań­stwem, to o co jej – Więk­szo­ści chodzi?

Może o to, żeby nie uchy­biano? W trum­nie pod­pi­sa­nej urzę­dowo przy­la­tuje do Pol­ski z Rosji nie­bosz­czyk nie ten. Z czy­jejś roz­pa­czy robi się makabreskę.

Ale to poli­tyczna sprawa, więc eks­hu­ma­cja, prze­pro­siny, prze­no­siny. Przy­pa­dek? Tak bym chciała myśleć i tak bym myślała, gdyby nie…uchybienie.

Może to i śmieszne, że tak się przy­wią­zu­jemy do tych swo­ich nazwisk i imion. Że nawet draż­liwi bywamy w kwe­stii imion swo­ich przod­ków. Jest po temu w Pol­sce jakoś swo­iście: wiele histo­rycz­nych racji, oso­bi­stych sen­ty­men­tów, przy­czyn fundamentalnych.

Demo­kra­cja ma zapew­niać spo­łe­czeń­stwu pod­mio­to­wość. Sza­no­wać ma demo­kra­tyczna insty­tu­cja każ­dego takim jakim jest, wraz z imie­niem i nazwi­skiem oraz wraz z tym jak się naprawdę nazy­wali jego przod­ko­wie. Jeśli tak nie jest i insty­tu­cja może mnie sobie nazy­wać jak chce, to zna­czy, że czas pogardy trwa.

PS. Podzię­ko­wa­nie dla pana Jerzego Owsiaka, że w imie­niu Baby poszedł do Mini­stra. To Już coś.

Bar­bara Czerska

Studio Opinii

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.