O silnym związku między więzieniami i PKB, czyli najlepiej przez łeb drania obuchem

alimenciarze| Bureau of Justice Statistics| Centrum Międzynarodowe Studiów nad Więziennictwem| nieuchronność kary| OECD| państwo prawa| PKB| więzienia| wyroki

O silnym związku między więzieniami i PKB, czyli najlepiej przez łeb drania obuchem
Zakład Karny w Barczewie. Foto: sw.gov.pl

Co takiego dzieje się w Polsce, że odsetek osób uwięzionych z mocy wyroku sądowego wzrósł przez ostatnie 15 lat o ponad 50 procent? Siła złego tkwić musi najwidoczniej w polskim narodzie, żeby na coraz sroższe traktowanie zasługiwał. Wniosek taki wydawałby się tym trafniejszy, że więzienia u nas pełne i pełniejsze niż gdzie indziej w świecie.

Jest miejsce w Europie, gdzie więzienia, pudła, kryminały, ciemnice, paki, mamry i kazamaty obserwują uważnie, wszechstronnie i globalnie. Jest to brytyjskie Centrum Międzynarodowe Studiów nad Więziennictwem (International Centre for Prison Studies - ICPS) z zapleczem akademickim w Uniwersytecie Essex. Poszperaliśmy w jego annałach co nieco.

Wg Wikipedii, Polska zajmuje obecnie pod względem liczby ludności 33 miejsce w świecie. Naprawdę jesteśmy w klasyfikacji nieco niżej, bo od 38,5 mln mieszkańców oficjalnie oszacowanych przez GUS należałoby odjąć 1,5-2 mln Polaków z tzw. świeżej emigracji, głównie na zachód Europy. Po takiej korekcie wylądowalibyśmy na 35 miejscu zaraz za Sudanem, a tuż przed Irakiem i Kanadą. W liczbie więźniów przetrzymywanych w tzw. zakładach karnych mieścimy się natomiast w pierwszej światowej dwudziestce, a to oznacza, że w srożeniu się jesteśmy wyraźnie lepsi niż np. w ciułaniu PKB (do G20 nie chcą nas zaprosić, chociaż byłoby nam przecież miło).

Na moment sporządzania w połowie 2013r. przez Centrum najnowszych zestawień mieliśmy w Polsce 84 261 więźniów, o 200 więcej niż w Anglii i Walii (w klasyfikowanej oddzielnie Szkocji było ich 7853, a Irlandii Płn. – 1836). Wg danych ICPS, pod względem bezwzględnej liczby uwięzionych zajmujemy 17 miejsce w świecie. W rzeczywistości, w tym akurat zestawieniu jesteśmy z kolei ciut wyżej. Ma to spory związek z dość chudym nadal u nas PKB przez co stale brakuje na rozbudowę zakładów wychowania i represji przez odosobnienie.

W marcu 2012 roku na wykonanie kary pozbawienia wolności oczekiwało mianowicie w Polsce ok. 34 tys. osób. Rzecznik Praw Obywatelskich zwracała wówczas uwagę ministrowi Sprawiedliwości, że ktoś dopiero po 10 latach otrzymał wezwanie do odbycia kary 1,5 roku pozbawienia wolności. Inna osoba aż 14 lat czekała na wykonanie prawomocnego wyroku 3 lat więzienia. Jeśli zatem do liczby 84 tysięcy więźniów doliczyć Polaków nie mogących doczekać się zamknięcia własnej osoby za kratami, to z winy nieudolnego, ale surowego państwa przesunęlibyśmy się w klasyfikacji ogólnoświatowej na miejsce 14, spychając z tej pozycji Kolumbię ze wszystkimi członkami jej karteli i gangów narkotykowych, rzezimieszkami spod flagi FARC (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii – Armia Ludowa) oraz pozostałymi złoczyńcami.

Polak zatem potrafi, a to przecież nie koniec naszych przewag sądowo-więziennych. W wielkościach względnych jesteśmy wprawdzie gorsi niż w liczbach bezwzględnych, ale nie aż tak, żeby się po kątach chować. Pod względem liczby uwięzionych na 100 tys. mieszkańców ze wskaźnikiem 219 zajmujemy 66. miejsce w świecie, ale już 10. w Europie. W 1998 r. wskaźnik dla Polski wynosił 142. Na naszym kontynencie wyprzedzają nas pod tym względem jedynie państwa, z którymi chcielibyśmy mieć jak najmniej wspólnego. Pierwsza w Europie jest Rosja (479), drugi Azerbejdżan (413), a trzecia Białoruś (335). Towarzystwo doprawdy wyśmienite. Spośród państw jako tako cywilizowanych w pierwszej europejskiej dziesiątce w konkurencji więźniarskiej per capita są jeszcze trzy państwa bałtyckie i terytorium Gibraltaru. Taka np. Turcja jest dopiero 15. więc naprawdę są dla Polski powody do dumy ze stanowczości i surowości w walce ze złem wszelakim.

Jeśli pominąć twory miniaturowe w rodzaju Andory, Liechtensteinu i paru innych, to najniższe wskaźniki uwięzień w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców mają w Europie państwa skandynawskie i jedno – to najspokojniejsze - bałkańskie: Islandia (44), Finlandia (58), Szwecja (67), Słowenia (68), Dania (68) i Norwegia (71). W grupie reżimów łagodnych są Niemcy (80) oraz Szwajcaria i Holandia (po 82).

W świecie liderem represji więziennej jest nie kto inny, jak największy piewca i obrońca wolności oraz praw wszelakich dla jednostki i ludności – czyli Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. W San Quentin, Sing Sing i ponad 4,5 tys. innych więzieniach USA siedzi ponad 2,2 mln ludzi, o 600 tys. więcej niż w pięciokrotnie ludniejszych Chinach, o ile oczywiście wierzyć, że Chińczycy nie zaniżają sprawozdań penitencjarnych. Co ciekawe, kary więzienia zapadają w amerykańskich sądach coraz częściej - w 1995 r. w więzieniach przetrzymywano w USA „jedynie” niecałe 1,6 mln osób.

Liczby bezwzględne mogą wprowadzać w błąd, ale nie jest to przypadek USA. Z liczbą 716 więźniów na 100 tys. obywateli Stany Zjednoczone są absolutnym liderem światowym, choć muszą uważać, bo po piętach depczą im Seszele (709) tudzież karaibskie maleństwo St. Kitts and Nevis (701), a także piąta w klasyfikacji Kuba (510) z jej znienawidzonym przez USA, poniekąd słusznie, nieludzkim reżimem. Okazuje się wszakże na liczbach, że parszywa dyktatura może być mniej krwiożercza od modelowej demokracji. Dla porządku: czwarte są Wyspy Dziewicze (539) stanowiące terytorium zamorskie USA.

Słowo „krwiożercza” zostało użyte w znaczeniu przenośnym, ale posłużyć się nim można także w znaczeniu dosłownym, i to abstrahując od wykonywania wyroków śmierci, co nie należy do tematu tych rozważań. Między 2000 a 2010 rokiem liczba więźniów zamordowanych w amerykańskich więzieniach przez współwięźniów wahała się wg tamtejszego Bureau of Justice Statistics wokół 3 na 100 tysięcy. Innymi słowy liczba zabójstw dokonywanych w amerykańskich zakładach karnych wynosi ponad 60 rocznie (w ogóle w 2011 r. w amerykańskich więzieniach zmarło 4328 osób). Za murami było zatem nieco bezpieczniej niż na wolności, bowiem w 2011 r. ogólnoamerykański wskaźnik zabójstw wyniósł 4,7 na 100 tysięcy mieszkańców. Poprawa jest, trzeba przyznać, stanowcza bowiem w 1980 roku wskaźnik zabójstw dokonanych w więzieniach amerykańskich wyniósł 54 na 100 tys. osadzonych podczas gdy „na wolności” dokonywano wówczas w USA „tylko” 10,2 zabójstw na 100 tys. obywateli. Cokolwiek jednak nie mówić o poprawie, to więzienie amerykańskie nie należy do miejsc specjalnie bezpiecznych, głównie dlatego, że władze świadomie (choć nie otwarcie) patrzą przez palce na przemoc wśród osadzonych, traktując to jako naturalny element kary.

Najbardziej rozwinięte i najbardziej cywilizowane państwa świata tworzą swego rodzaju klub badawczy pod nazwą OECD. Jego celem jest powiększanie dobrobytu i poprawa dobrostanu ludzi na całym świecie poprzez lepszą współpracę i rozumniejszy rozwój. Następny po USA kraj-członkowski OECD zajmuje w zestawieniu globalnym ICPS dopiero 47. miejsce. Jest to Chile ze wskaźnikiem w wysokości 267 więźniów na 100 tys. obywateli. Kolejny w OECD jest Izrael (224), który miejsce „na pudle” sprzątnął sprzed nosa czwartej w OECD i 66. w świecie Polsce.

Na podstawie danych Centrum można próbować dowodzić, że Polsce i Polakom bliżej do Ameryki niż do Europy nie tylko w kwestiach polityczno-społecznych, ale też dzielimy z olbrzymem za Wielką Wodą niektóre pokręcone skłonności. Na temat praw ustanawianych w USA, tamtejszego systemu sądowniczego oraz postrzegania przez Amerykanów zasad współżycia społecznego i tzw. sprawiedliwości napisano całe biblioteki dzieł i przyczynków. Nie sposób się do nich odnieść w paru zdaniach. Poprzestać w tej sytuacji wystarczy na ocenie całkiem zgodnej prawdopodobnie z rzeczywistością, że Ameryka nie jest w stanie odciąć się od swych purytańskich korzeni i rozpowszechnionej tam wiary w słuszność biblijnego „oko za oko”. Przykre, że w takim akurat obszarze najbliżej nam chyba do Ameryki. Nie umiemy lub nie jesteśmy w stanie ścigać się z nią na osiągnięcia ekonomiczne, naukowe, techniczne, kulturalne, ale za to gonimy ją po chaszczach chorych z gruntu „dokonań” prawnych i sądowo-penitencjarnych.

Krytyczny stosunek do surowości i stanowczości w karaniu ludzi więzieniem nie powinien i nie ma najczęściej związku z pobłażliwością i bezhołowiem w egzekwowaniu prawa oraz przyjętych zasad tzw. współżycia społecznego. Niestety, wiara polskiego państwa w osobach ustawodawców oraz stojących za nimi wyborców w ozdrowieńczą moc kary tym skuteczniejszej, im straszniejszej ma podłoże najzupełniej obiektywne. Jest nim ilościowa i jakościowa wątłość polskich elit intelektualnych i kulturowych, a tym samym ich bliski zera wpływ na miliony prostaczków zaludniających tereny nad Wisłą i Odrą.

Tym częściej trzeba więc powtarzać, że do machania pałką i kijem bejsbolowym nie trzeba nic więcej poza siłą i wytrzymałością. Rozum w tym dziele nie pomaga i jest wręcz zbędny. W przypadku przemocy państwowej, tym więcej srogości, im mniej refleksji, wiedzy i umiejętności.

Naczelna zasada, której przestrzeganie pozwoliłoby zmniejszyć w Polsce liczbę więźniów to szybkość orzekania i nieuchronność kary. Z uwagi na kompletne désintéressement ze strony kolejnych ekip politycznych u władzy, zasada ta nie ma u nas w dającej się przewidzieć przyszłości najmniejszych szans na spełnienie. Najpierw trzeba byłoby bowiem uporać się z dwoma głównymi utrapieniami w postaci: (1) gargantuicznej obszerności, niespójności, przypadkowości, akcyjności i niechlujności prawa oraz (2) oportunizmu i nieudolności policji, prokuratorów i wreszcie – last but not least - sądów i sędziów.

W Polsce najważniejszy rzecznik policji uważa, a przynajmniej sprawia takie wrażenie, że trzeba zapisać dopiero w najsolenniejszym prawie, a najlepiej w konstytucji, że wejście osoby postronnej na murawę boiska w trakcie meczu uprawnia policjanta do interwencji, bo jak nie stoi tak napisane w specjalnej „Ustawie z dnia… w sprawie rozgrywania meczów w miejscowości Łomianki oraz zachowania publiczności i policji w trakcie imprez sportowych w tej miejscowości”, to policja może takich incydentów nie zauważać. Główny rzecznik i jemu podobni w prokuraturach i sądach wolą zatem poczekać, aż krew się z łbów poleje, a potem kiboli do pierdla, do ciemnicy, do mamra…

W Polsce można pójść do więzienia za niezapłacone alimenty, lecz państwo nie umie skłonić opornych do świadczenia na potomstwo np. za pomocą dobrze zorganizowanych, skutecznie nadzorowanych, sensownych i bezwzględnie egzekwowanych robót na świeżym powietrzu, czy to przy pracach porządkowych, czy np. naprawie wałów przeciwpowodziowych. Nie chodzi oczywiście o kary przypominające dawną mordęgę w kamieniołomach, czy kopalniach uranu, ale o rozpatrywanie spraw w procedurze liczonej w tygodniach i najdalej miesiącach oraz natychmiastowe egzekwowania kar w formie społecznie użytecznych uciążliwości w postaci świadczenia pracy po efektywnym nadzorem. Można byłoby zaniechać dziesiątków tysięcy wyroków pozbawienia wolności i w zamian używać narzędzia w postaci kar finansowych. W dobie rozpasanego konsumpcjonizmu ma to sens, ale warunek to przygotowanie prawa i państwa do stanowczego egzekwowania grzywien. Jeśli gotówki skazanemu nie staje, można sięgnąć do konfiskaty majątku, a jak nie można tego uczynić np. ze względów społecznych (dzieci) można zamieniać na pracę społecznie użyteczną, np. przez 300 kolejnych weekendów, bez zwolnień świątecznych po 16 godzin na weekend.

Jeszcze lepszych pomysłów i rozwiązań na skuteczne zastąpienie w Polsce co najmniej połowy kar pozbawienia wolności innym rodzajem represji jest z pewnością co najmniej dziesiątki. Trzeba tylko, żeby ludziom u władzy chciało się chcieć najpierw pomyśleć i przemyśleć, a potem wykonać coś z sensem.

Od statystyk więziennych bez trudu przejść można do kwestii dla społeczeństwa i państwa najważniejszych. Chcemy żyć lepiej i jak najbardziej bogato, a kłopoty i balasty odsuwać od siebie jak najdalej. Władza tłumaczy, że może dziś mało, bo kryzys w Europie i warunki nieciekawe. Trzeba zatem władzy przypominać, że poprawa w zakresie pewności i przewidywalności obrotu gospodarczego, co przekłada się na stopniowe porządkowanie (i jak się da eliminowanie prawa, gdzie wystarczą zasady znane od czasów rzymskich, a także główne kodeksy) oraz usprawnianie wszystkich ogniw tzw. państwa prawa, warta jest więcej niż wszystkie pieniądze z Brukseli jakie już wydaliśmy i jakie wydamy w najbliższej i dalszej przyszłości. Zaprowadzanie stopniowych, ale stanowczych porządków w prawie i wymiarze sprawiedliwości kosztowałoby rocznie mniej niż budowa paru kilometrów autostrad. Zbawienne efekty byłoby widać nie tylko w statystykach PKB, lecz także w spadku pozycji Polski w rankingach więziennych.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.