Owoce kryzysu na wschodzie

embargo| koniunktura| Niemcy| owoce| Rosja| rynek rolno-spożywczy| sankcje| Ukraina| Unia Europejska

Owoce kryzysu na wschodzie

Polska znalazła się między tragicznym kryzysem na wchodzie a mizerną koniunkturą na zachodzie, więc spowolnienia wzrostu polskiej gospodarki na przestrzeni 2014 roku nie można wykluczyć.

Gdy w minionych latach w Unii Europejskiej zagościł kryzys gospodarczy, czasem wskazywano, że atrakcyjnym kierunkiem dla dużej części polskiego eksportu mogą stać się blisko położone, ale wciąż w znacznej mierze „nieodkryte” rynki wschodnioeuropejskie. Trend reorientacji polskiego eksportu jednak nie nastąpił, a wybuch kryzysu na Ukrainie sprawił, że tym razem to dla wielu towarów sprzedawanych dotychczas za wschodnią granicę trzeba będzie szukać nowych odbiorców.

Co więcej, między sytuacją na wschodnich i zachodnich rynkach eksportowych Polski obserwujemy obecnie „rozdźwięk”. Z danych wstępnych GUS wynika, że wartość polskiego eksportu ogółem wyniosła między styczniem a majem 2014 roku blisko 280 mld złotych. To o 8,3 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2013 roku. Głównym odbiorcą polskich towarów były w pierwszych pięciu miesiącach 2014 roku kraje rozwinięte (w tym UE), gdzie trafiły z Polski towary o łącznej wartości ok. 234 mld złotych, tj. o 10,8 proc. większej niż w pierwszych pięciu miesiącach 2013 roku. Z kolei eksport do Europy Środkowo-Wschodniej (definiowanej jako Ukraina, Rosja, Mołdawia, Białoruś i Albania), osiągnął między styczniem a majem 2014 roku wartość ok. 20,7 mld złotych. Było to 7,4 proc. wartości całego polskiego eksportu i o 10 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2013 roku.

Powyższe dane prowadzą do wniosku, że spadek sprzedaży polskich towarów w kierunku wschodnim stał się już wyraźny, ale ta tendencja tylko nieznacznie osłabiła ogólnie wzrostowy trend całego eksportu. Choć niektóre polskie firmy czy branże są mocno zorientowane na wschód (np. producenci jabłek, o czym za chwilę), dla ściśle zintegrowanej z Zachodem Polski znaczenie rynków takich krajów jak Rosja czy Ukraina pozostaje w sumie niewielkie.

Tym niemniej, jest już w zasadzie przesądzone, że w kolejnych miesiącach 2014 roku spadek polskiego eksportu na rynki wschodnioeuropejskie będzie się dalej pogłębiać. To nieuniknione, zważywszy nałożenie przez UE sankcji gospodarczych na Rosję oraz wprowadzenie rosyjskiego embarga na niektóre polskie warzywa i owoce, m.in. jabłka, wiśnie, śliwki i kapustę.

Owocowy problem

Polska jest światową potęgą w hodowli i eksporcie jabłek. Dużą część produkcji już niemalże od sadzonki prowadzi się z myślą o rynkach zagranicznych, z których zdecydowanie największym dotychczas była właśnie Rosja. Dotknięci embargiem sadownicy mają jeszcze nieco czasu, by poszukać na swoje owoce chętnych gdzie indziej, ale ich sytuacja wydaje się trudna. Wbrew pozorom jabłka nie są w UE szczególnie rozchwytywane (oprócz Rosji dużymi odbiorcami polskich jabłek były do tej pory zwłaszcza Białoruś, Kazachstan i Ukraina), a w Polsce ich spożycie znajduje się już od lat w trendzie spadkowym.

Dodajmy, że komplikacje w eksporcie pojawiły się w niełatwym momencie na rynku krajowym. Ceny takich owoców jak wiśnie, czarne porzeczki i jabłka przemysłowe są w bieżącym sezonie niskie. Jeśli niechciane w Rosji produkty zaleją polski rynek, wystąpi dodatni szok podażowy, który zapewne dalej będzie działał w kierunku obniżek cen.

W Polsce jednak szybko dały się słyszeć głosy, by rodacy solidarnie jedli jabłka, które nie pojadą do Rosji. Ten „zryw” może wywołać przede wszystkim dwa skutki. Po pierwsze, stwarza szansę na ponowną popularyzację jabłek w Polsce, choć otwartym pytaniem pozostaje, czy będzie to efekt trwały. Po drugie, sprzyja pojawieniu się dodatniego szoku popytowego, który wesprze ceny na rynku.

Oprócz gestów poparcia ze strony polskich nabywców oraz szybkiego znalezienia nowych kierunków zbytu, w krótkim okresie położenie producentów owoców i warzyw może poprawić zgoda Komisji Europejskiej na udzielenie im w związku z embargiem rekompensat, przy czym na decyzję w tej sprawie trzeba jeszcze poczekać. Z kolei w dłuższym horyzoncie czasu nadzieję na wzrost popytu na polskie owoce oferuje – obok podboju pozaeuropejskich rynków – rozwój niektórych gałęzi przetwórstwa.

Jeśli chodzi o jabłka, może być to przykładowo zwiększenie produkcji cydru, który w ostatnim czasie szybko zyskuje w naszym kraju popularność. W przypadku innych owoców, także tych nieobjętych embargiem, podobną rolę mógłby odegrać rozwój niszowej dotychczas w Polsce produkcji wysokogatunkowych win owocowych. Sęk w tym, że ożywienie tego segmentu musiałaby poprzedzić przemyślana promocja.

Polska ma w zakresie wytwarzania win owocowych (w tym tzw. win miodowych) długą tradycję, ale ten rynek zdominowały w ostatnich dekadach trunki niskiej jakości. To sprzyjało w naszym kraju odczuciom, że szlachetnym winem może być tylko wino z winogron. W rzeczywistości jednak doskonały produkt można uzyskać również z innych owoców niż winogrona, o ile troska o jakość będzie należyta.

Podobnie zatem jak Włochy, Francja czy Gruzja uchodzą dziś za mekkę win gronowych, tak i w Polsce mógłby nastąpić rozkwit produkcji markowych win owocowych. Niektórych koneserów tradycyjnych win opinie tego rodzaju mogą drażnić, ale przecież nie każdy przedkłada sok winogronowy nad sok malinowy czy wiśniowy, więc i na dobre wino z owoców innych niż winogrona znaleźliby się amatorzy.

Między wschodem a zachodem

Wróćmy jednak do szerszej sytuacji w polskiej gospodarce. Restrykcje w handlu z Rosją dotkną nie tylko bezpośrednio samych producentów owoców i warzyw, ale przyczynią się też zapewne do dalszego wzrostu niepewności w kontaktach gospodarczych między oboma krajami. Część przedsiębiorców może zacząć się zastanawiać, czy za miesiąc lub dwa embargo nie zostanie poszerzone na kolejne grupy towarów, a tymczasem handel – podobnie jak pieniądze – lubi spokój.

Na tym jednak nie koniec. Wydarzenia na Ukrainie zaczęły wzbudzać wśród wielu Polek i Polaków obawy o bezpieczeństwo kraju, również ekonomiczne. Wzrost niepewności w przypadku niektórych okazuje się przypuszczalnie na tyle silny, że skłania do powściągliwości w zakupach. To tylko luźna hipoteza, ale może w istotnym stopniu tłumaczyć, dlaczego dynamika konsumpcji w Polsce pozostawała w ostatnich miesiącach dość słaba, choć bezrobocie spada.

Jeśli ten obraz sytuacji uzupełnimy o rachityczną poprawę koniunktury na poziomie całej UE, to pojawia się ryzyko, że po zachęcających odczytach wzrostu PKB w pierwszym kwartale br. ożywienie w naszym kraju nieco przyhamuje. Polska znalazła się między tragicznym kryzysem na wchodzie a mizerną koniunkturą na zachodzie, więc spowolnienia wzrostu polskiej gospodarki na przestrzeni 2014 roku nie można wykluczyć.

Pocieszeniem w tym układzie są przede wszystkim dwie obserwacje. Po pierwsze, Niemcy – główny odbiorca polskiego eksportu i zarazem lokomotywa unijnej gospodarki – notują mimo wszystko stosunkowo niezłą koniunkturę. Po drugie, fundamenty do dalszego wzrostu pozostają w Polsce niewzruszone, a gospodarka nie wykazuje  jakichś nadmiernych nierównowag. O ile zatem kryzys na Ukrainie nie będzie się dalej zaostrzał lub nie zacznie przekładać się na ciągłość importu rosyjskiego gazu do naszego kraju, polskiej gospodarce w najbliższym czasie raczej nie grożą większe turbulencje.

*Autor jest ekonomistą i analitykiem Instytutu Obywatelskiego
Instytut Obywatelski

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.