Pan Kazio i pułapki czysto liberalnego myślenia

bezrobocie| Eurofund| koszty utracone| Liberalizm| polityka społeczna| praca "na czarno"| praca fizyczna

Pan Kazio i pułapki czysto liberalnego myślenia

Efektywna liberalna polityka społeczna z braku dostępnych peryferii oraz niewielkiej opłacalności nisko wykwalifikowanej pracy fizycznej musiałaby zakładać wstrzymanie wszelkiej pomocy i zgodę na śmierć z ubóstwa czy głodu.

Liberalna polityka społeczna oznacza możliwie największe wycofanie się państwa z działalności interwencyjnej i regulacyjnej oraz maksymalne wykorzystanie zasad rynkowych. Jednocześnie towarzyszy temu przekonanie, że można wyrównywać szanse i wspierać jednostki, ale tylko te, które na to zasługują i starają się poprawić swój los. Model ten zakłada jednocześnie brak wsparcia dla tych, którzy są „winni” swojego losu i biernie oczekują na pomoc.

Tym co przeszkadza we wprowadzeniu takiego podejścia są według wielu polskich liberałów roszczeniowe postawy społeczne części społeczeństwa, które nie zrezygnuje z „darmowego” wsparcia. Dla mnie – pomijając zawsze dyskusyjne kryteria wskazywania winnych – główną słabością jest niemożność, a tym samym nieopłacalność wycofania wsparcia. Bowiem to, co często umyka polskim liberałom to fakt, że mówiąc o efektywności polityki społecznej, zapominają o kosztach alternatywnych, a argumenty ekonomiczne są kamuflażem dla dyskursu moralizującego i negatywnej oceny ludzi, którzy sobie nie radzą.

By to unaocznić wyobraźmy sobie umownego pana Kazia, o którego pozycji społecznej świadczy choćby zdrabnianie jego imienia. Pan Kazio jest długotrwale bezrobotny, ma lat 50+, wykształcenie zasadnicze zawodowe, problemy z alkoholem, przez które już raz został zwolniony z pracy, byłą żonę i dwójkę dzieci, z których jedno jeszcze się uczy. Zgodnie z klasycznym dyskursem unijnym, pan Kazio jest wykluczony społecznie, pracownicy socjalni mówią o nim „niezatrudnialny”, tradycyjnie określa się go jako margines społeczny. Pan Kazio nie podejmuje zdecydowanych wysiłków, by zmienić swoją sytuację, jest stałym klientem lokalnego ośrodka pomocy społecznej, czasami pracuje dorywczo „na czarno”, a wypłatę przepija. Jest też zarejestrowany w PUP, by mieć ubezpieczenie zdrowotne.

W liberalnym ujęciu pan Kazio zdecydowanie sam jest sobie winny i na żadną pomoc nie zasługuje. Co gorsza niektórzy uznają, że jeśli nie otrzymuje bezpośrednio świadczeń pieniężnych (np. zasiłku dla bezrobotnych) to nie można mówić też o żadnych kosztach po stronie państwa, czytaj: wszystkich obywateli. Niestety podejście to jest błędne, na co wskazują opracowania, tym bardziej jeśli do analiz doliczyć perspektywę czasową i obliczać koszt zaniechania pewnych działań.

Mówiąc o kosztach można uwzględniać zarówno koszty dla finansów publicznych (pomoc społeczna, opieka zdrowotna itp.), jak i tzw. koszty zasobowe (głównie koszt utraconych korzyści). Na marginesie zgodnie z wyliczeniami Eurofund roczne koszty bezrobocia osoby młodej to 37 tys. zł, z czego większość to właśnie koszty zasobowe.

Wracając do pana Kazia: utraconą korzyścią jest brak składek wynikających z jego legalnego zatrudnienia, natomiast czystym kosztem dla finansów są alimenty z funduszu alimentacyjnego dla uczącego się dziecka, bo brak zatrudnienia uniemożliwia windykację należności. Do kosztów można też wliczyć wszelkie zasiłki z pomocy społecznej, do których pan Kazio przy wykazywaniu zerowych dochodów jest uprawniony.

Dużo szersza jest gama potencjalnych kosztów, których ryzyko zwiększa się wraz pozostawieniem pana Kazia swojemu losowi. Ewentualna choroba i hospitalizacja to wydatek od kilkuset do nawet kilkudziesięciu tysięcy (patrz katalog jednorodnych grup pacjentów NFZ). Tym samym stereotypowy pan Kazio, któremu zapewniono by dach nad głową, gorący posiłek i opiekę pielęgniarską, może być tańszy dla systemu, niż ten sam pan Kazio, który po kilku miesiącach „na ulicy” trafia do szpitala, gdzie przez dwa tygodnie jest leczony z zapalenia płuc, grzybicy, pasożytów i dożywiany tylko po to, by niedługo wrócić ponownie na oddział. Gdyby popełnił jakieś przestępstwo i został prawomocnie skazany na karę pozbawienia wolności, to pomijając koszt samego procesu, kosztowałoby to budżet państwa około 3 tys. zł miesięcznie, lub w ramach dozoru elektronicznego jedną piątą tej kwoty. Ewentualna niesamodzielność oznacza z kolei od kilkuset złotych kosztów świadczenia opieki domowej do 2,5-3tys. zł kosztów utrzymania w domu pomocy społecznej.

Można też zauważyć swoistą liniowość: im bardziej jest pozostawiony sam sobie i bardziej niesamodzielny, tym wbrew pozorom pojawia się więcej potencjalnych kosztów. Jednocześnie zmniejsza się liczba form nacisku, bo pan Kazio pozbawiony pracy i majątku nie boi się komornika i działań egzekucyjnych. Kiedyś, co ładnie opisał w jednej ze swoich książek Zygmunt Bauman, takich ludzi „luźnych” czy też „zbędnych” można było wysłać do kolonii, w czym celowała Wielka Brytania, bądź na peryferia (Dziki Zachód w Stanach Zjednoczonych czy Syberia w Rosji), do wojska lub… obozu pracy. Obecnie peryferii właściwie nie ma, mięso armatnie nie ma racji bytu, bo armie przechodzą na zawodowstwo, a organizacja i zabezpieczenie pracy fizycznej dla przymusowych robotników niewykwalifikowanych często kosztuje więcej niż potencjalne zyski wynikające ze świadczonej pracy fizycznej.

Liberalna polityka społeczna w polskim wydaniu stoi zatem przed nierozwiązywalnym dylematem. W pełni efektywna liberalna polityka społeczna z braku dostępnych peryferii oraz niewielkiej opłacalności nisko wykwalifikowanej pracy fizycznej musiałaby zakładać niemożliwe z prawnego punktu widzenia wstrzymanie wszelkiej pomocy i zgodę na śmierć z ubóstwa, głodu, zimna, choroby oraz akceptację eutanazji.

Prawdopodobnie niewielu liberałów chciałoby pójść tą drogą. Trudno też liczyć na powszechną akceptację społeczną dla takich rozwiązań. Z drugiej strony, pozostaje rezygnacja z fundamentalnej zasady, jaką jest przysłowiowe dawanie wędki a nie ryby. Bowiem dawanie ryby, a precyzyjniej i trzymając się metafory niewielkiej rybki każdemu, kto o nią poprosi, dziś się opłaca bardziej – w ramach istniejącego systemu zabezpieczenia społecznego i porządku prawnego – niż całkowite pozbawienie ryb osoby, która nie chce niczego złowić.

Niezależnie jednak od tych dylematów, warto by politycy społeczni wzięli się za liczenie kosztów i korzyści planowanej polityki społecznej z uwzględnieniem kosztów alternatywnych oraz świadomością, że część efektów społecznych da się w obliczeniach zmonetyzować, a granicą efektywności działań są prawa człowieka. To zaś moim zdaniem dyskwalifikuje klasycznie rozumianą liberalną politykę społeczną i zostawia jedynie pole do dyskusji nad wykorzystaniem liberalnego myślenia w ekonomizacji polityki społecznej.

*dr Paweł Kubicki – socjolog i ekonomista, adiunkt w Szkole Głównej Handlowej

Instytut Obywatelski

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.