Szanujmy Białorusinów: prędzej czy później uwolnią się od swego dyktatora

Białoruś| dyktatura| Europa| kapitalizm| socjalizm| soft power| Łukaszenko| „Baćka”

Szanujmy Białorusinów: prędzej czy później uwolnią się od swego dyktatora

W polskich mediach istnieje dość jednoznaczny obraz Białorusi. Wiadomo: kraj brudny, szary i nieciekawy. Parias Europy, ostatnia dyktatura.

Ale w świadomości części mieszkańców naszego regionu istnieje też inny obraz – Białorusi jako ostatniego miejsca w tej części Europy, gdzie przetrwał… porządek. Łukaszenko ocalił zdobycze sowieckiego welfare state, dba o naród i nie wpuścił do swego kraju „zgnilizny” prywatyzacji i komercjalizacji.

Państwo z „ideą”

Mało kto wie, że Białoruś to chyba jedyne państwo w regionie ze spójną ideą państwową. Dość często słyszymy utyskiwania polskich polityków, zwłaszcza z prawej strony, że państwo polskie istnieje od pierwszego do pierwszego, że jest pozbawione takiej idei.

Jaka jest ta idea na Białorusi? Najlepiej można ją streścić tytułem eseju, który musiał napisać mój dobry kolega na zaliczeniu obowiązkowego na białoruskich uczelniach przedmiotu „Ideologia państwowa Białorusi”: „Dlaczego Łukaszenko musi być dalej prezydentem Białorusi”. To właśnie jest clue białoruskiego państwa, w którego państwową ideą jest tylko trwanie przy władzy prezydenta i jego ludzi, dla tej władzy utrzymania zdolnych zrobić absolutnie wszystko. Stąd bierze się balansowanie między kapitalizmem a socjalizmem, Rosją a Zachodem, demokracją a dyktaturą. Łukaszenko pomyślał już nawet o sukcesji. Dziedzicem ma być jego mały synek Kola.

Narodowe „byle trwanie”

Jak jednak wytłumaczyć to, że taka władza przetrwała 20 lat w sercu Europy? Odpowiedź wydaje się dawać posowiecka nostalgia. Jak wiemy, przejście od socjalizmu do wolnego rynku wszędzie wiązało się z wyrzeczeniami, ale przede wszystkim z załamaniem dotychczasowego porządku świata, który wielu ludzi uznawało za pewny i stabilny. Łukaszenko zapewnił Białorusinom połączenie sowieckiej stabilności ze względnie wysokim poziomem życia. Względnie wysokim, bo warto pamiętać, że standard życia na Białorusi był, mimo sztucznego utrzymywania jej gospodarki przez Rosję, niewiele niższy niż w Polsce – przynajmniej do ubiegłorocznego kryzysu tamtejszej gospodarki.

Jednocześnie dopuszczone zostały pewne zdobycze kapitalizmu, a problem pustych półek był Białorusinom obcy. Stworzono więc jakby idealną mieszankę kapitalizmu i socjalizmu. Na początku lat 90. jeden z polskich zespołów śpiewał: „aby w sklepach był już zawsze kapitalizm, ale praca po staremu jak w komunie”. W te tęsknoty społeczeństwa doskonale wpisał się „Baćka”.

Kiedy mury runą

Czy zatem z białoruskim reżimem da się jakoś walczyć? Jednym z możliwych momentów upadku reżimu jest wejście na scenę młodego pokolenia, które ma już inne niż sowieckie ideały życiowe. Większość młodych Białorusinów nie kocha już swojego „Baćki” i chciałaby żyć na modłę zachodnią. Na chwilę, gdy to pokolenie zacznie decydować o przyszłości Białorusi, trzeba jednak jeszcze poczekać.

Drugim scenariuszem byłoby całkowite załamanie białoruskiej gospodarki. Z polskiego doświadczenia wynika, że pewnie PRL-owski reżim nie upadłby tak szybko, gdyby nie krach gierkowskiego boomu na kredyt. Nie powinniśmy oczywiście „pomagać” w upadku gospodarczym reżimu Łukaszenki. Próba jego osłabienia z zewnątrz mogłaby tak naprawdę skonsolidować społeczeństwo wokół przywódcy. Ale gospodarka oparta na tak księżycowych podstawach jak białoruska prędzej czy później musi się załamać.

Ważne, by białoruska opozycja stworzyła wspólny front. Niekoniecznie musi to być ruch tak masowy jak Solidarność. Ale pomocne mogą tu być doświadczenia ukraińskie, zwłaszcza te z 2004 roku. Na kłótnie i podziały przyjdzie czas po zwycięstwie. Teraz najważniejsze jest pokonanie wspólnego wroga.

Polska powinna przede wszystkim dbać o własną soft power w odbiorze zwykłych Białorusinów. Możemy to osiągnąć nie tylko poprzez ułatwienia wizowe, ale też przez okazywanie przez zwykłych Polaków szacunku zwykłym Białorusinom. Szacunku, którego niekiedy bardzo brakuje.

*Autor jest aplikantem radcowskim, doktorantem na Wydziale Prawa UJ, pisze pracę na temat Jerzego Turowicza i środowiska Tygodnika Powszechnego.
Instytut Obywatelski

Świat

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.