B. Balcerowicz: Przyszłość wojny i wojna przyszłości

Barack Obama| Bolesław Balcerowicz| globalizacja| konflikt zbrojny| Ronald Reagan| Rosja| USA| wojna| zbrojenia| Zimna Wojna| Związek Radziecki

B. Balcerowicz: Przyszłość wojny i wojna przyszłości
Dron Shadow 200 UAV w Iraku. Foto: Wikipedia.org

Inteligentne systemy broni pewnie w jakimś stopniu wyręczą człowieka, ale żaden robot nie zastąpi inteligentnego dowódcy – mówi gen. dyw. prof. Bolesław Balcerowicz w rozmowie z Janem Gmurczykiem

Jan Gmurczyk: Czy możliwy jest świat bez wojny?

Bolesław Balcerowicz: Odpowiedź oparta na doświadczeniu brzmi: nie, a przynajmniej nie w horyzoncie przewidywalnej przyszłości. Nie ma rozwoju i nie ma rzeczywistości bez konfliktów, przy czym każdy konflikt zawsze może się zaostrzyć i pociągnąć za sobą użycie rozmaitych środków, w tym narzędzi wojennych. Nie wiem, czy ludzkość kiedykolwiek się takich narzędzi wyrzeknie.

Gdzie zatem można się spodziewać konfliktów zbrojnych w XXI wieku?

Niespodzianki zawsze mogą się zdarzyć, ale wydaje się, że siedliskiem wojen – przede wszystkim wewnętrznych – pozostaje Afryka. Napięcie widać również na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Z drugiej strony spokojnym obszarem staje się Ameryka Południowa, nawet objęta wieloletnim kryzysem wojennym Kolumbia.

Warto ponadto prześledzić, czy istnieje gdzieś podglebie kulturowe, na którym można by budować nastroje wojenne. Cóż, takie podglebie dostrzegam patrząc choćby na Rosję, gdzie ujawniły się pewne idee, na które dotąd nie zwracaliśmy większej uwagi.

Pamiętajmy przy tym, że do wojny potrzeba określonego potencjału militarnego. Po zakończeniu zimnej wojny mieliśmy do czynienia z czymś, co obserwuje się po każdej wielkiej wojnie, czyli z rozpuszczeniem wojska do domu. W 1989 roku pod bronią służyło na świecie 28 mln żołnierzy, podczas gdy kilka lat później było to 20 mln, a współcześnie 19 mln. Oczywiście, ten trend to nie tylko efekt pokojowego rozluźnienia, ale także wprowadzania nowych systemów uzbrojenia, które wymagają mniej licznej obsługi. Spadek liczby żołnierzy z jednej strony zatem uspokaja, a z drugiej nie.

A jak wygląda globalna sytuacja z punktu widzenia zbrojeń?

Pod koniec zimnej wojny świat wydawał na ten cel ok. 1,3 bln dolarów rocznie. W połowie lat 90. XX wieku było to ok. 700 mld, natomiast dziś to mniej więcej 1,6 bln dolarów.

To duży wzrost. Kto się zbroi?

Na pierwszy plan wysuwają się Stany Zjednoczone. W okresie prezydentury George’a W. Busha, kiedy USA prowadziły jednocześnie dwie wojny, coroczny przyrost amerykańskich wydatków na zbrojenia sięgał 100 mld dolarów. W efekcie nakłady Amerykanów osiągnęły poziom ponad 700 mld dolarów, przy czym Barack Obama chce je trochę ograniczyć.

Na drugim miejscu znajdują się Chiny, gdzie przez kilkanaście lat co roku następował przyrost wydatków rzędu 10 proc. Z pułapu ok. 30-40 mld Chińczycy doszli do 100-120 mld dolarów. Na dalszych pozycjach plasują się mniej więcej na równi Francja, Wielka Brytania i Rosja. Warto zauważyć, że w Rosji przyrost wydatków od 1999 roku jest bardzo wysoki, co ma w dużym stopniu związek z dążeniem do odtworzenia rosyjskiego potencjału wojskowego.

Rosjanie nadrabiają zaległości?

Przypomnijmy, że armia radziecka liczyła ponad 5 mln żołnierzy, natomiast po rozpadzie Związku Radzieckiego Rosji został milion. Co więcej, wydatki na wojsko w ZSRR były takim samym poziomie jak w Stanach Zjednoczonych, czyli sięgały ok. 350 mld dolarów rocznie. Wczesne lata 90. przyniosły armii rosyjskiej spadek do poziomu zaledwie kilkunastu miliardów rocznie. Tak szokujące obniżenie nakładów musiało być traumą dla sił zbrojnych. Tę traumę później jeszcze pogłębiła pierwsza wojna w Czeczenii. Dziś potencjał wojenny Rosji jeszcze nie wyrósł na tyle, aby zagrażał innym potęgom, ale może zagrozić w każdej chwili bliższej zagranicy.

Mówimy o wzroście wydatków na zbrojenia, a tymczasem w 2014 roku wypada 100. rocznica wybuchu I wojny światowej oraz 75. rocznica wybuchu II wojny światowej. Czy istnieje ryzyko, że świat kiedyś zapomni o lekcjach z tych dwóch koszmarnych konfliktów?

Niewykluczone. Potencjałowi wojny można przeciwstawić potencjał pokoju, czyli system prawny, system kontroli zbrojeń, rozmaite środki budowy zaufania itd. W tym zakresie mamy przeogromne osiągnięcia, ale infrastruktura pokoju, podobnie jak każda inna infrastruktura, wymaga pielęgnacji. Uspokojeni sytuacją, ostatnio się tym za bardzo nie przejmowaliśmy.

Czy w XXI wieku możliwa jest wojna na skalę światową?

W okresie zimnej wojny każdy lokalny konflikt zbrojny mógł przerodzić się w konflikt regionalny, a ten z kolei w ponadregionalny. W większości lokalnych konfliktów zbrojnych każda ze stron miała bowiem swoich popleczników: jeden był w Moskwie, a drugi w Waszyngtonie.

Po zimnej wojnie to się skończyło. Od ćwierć wieku konfliktom, które się rodzą, wspólnota międzynarodowa stara się zazwyczaj jakoś pospołu zaradzić. W latach 90. nastąpiła eksplozja operacji pokojowych. Wydawałoby się zatem, że w erze globalizacji również wojny mogą stać się globalne, ale lokalne konflikty zbrojne raczej nie będą się szerzej rozlewać.

Nawiasem mówiąc, graczem w globalnej wojnie byłyby na pewno Stany Zjednoczone – kraj, który posiada tak ogromną przewagę militarną nad resztą świata, że nikt nie zaryzykuje z nim starcia. Zauważmy również, że konflikt światowy zazwyczaj ma związek z dążnością do radykalnej zmiany ładu międzynarodowego. Dążność tego rodzaju przejawia w swojej doktrynie wojennej i koncepcji strategicznej Federacja Rosyjska, ale czy chodzi tu o zmianę radykalną – tego nie jestem pewien. Odnotuję tylko, że Rosja raczej nie posiada ku temu odpowiednich sił i środków.

A jak postrzegać Chiny?

Chiny nie zdradzają żadnych oznak ofensywnych, przynajmniej w wymiarze militarnym. Zresztą, Chińczycy planują osiągnąć należyty zasięg swoich sił zbrojnych dopiero w roku 2050.

Na ile o zwycięstwie lub porażce w wojnie decyduje gospodarka?

Gospodarka to autonomiczne „pole walki”. W ten sposób został pobity Związek Radziecki.

Kapitalizm okazał się silniejszy niż czołgi?

Ronald Reagan przyspieszył ze zbrojeniami i Sowieci nie wytrzymali tempa. Mówimy zatem o gospodarce, ale ze szczególnym udziałem wyścigu zbrojeń. Jeśli natomiast chodzi o ogólne zależności, to oczywiście bez dobrej bazy ekonomicznej nie da się prowadzić wojny, mieć dobrych technologii czy utrzymać odpowiednio licznych sił zbrojnych.

Czym wojna w XXI wieku różni od tej w XX wieku?

W przypadku sił wojskowych nowoczesnego świata charakterystyczne jest przezbrajanie się na najbardziej wyrafinowane środki rażenia, rozpoznania i komunikacji, które są oparte na najnowszych technologiach i zdobyczach rewolucji informacyjnej. W działaniach zaczepnych cel to już nie masowe niszczenie przeciwnika, a rażenie precyzyjne.

Co więcej, armie całego Zachodu, do którego Polska też należy, praktycznie przeszły już na zawodowstwo. Wojsk masowych w tym kręgu już raczej nie będzie. Natomiast kraje zapóźnione w rozwoju, np. Ukraina, Białoruś i Rosja, wciąż będą się opierały na masowych armiach z poboru. W przypadku Rosji prześledziłem sytuację i znalazłem cztery terminy, w których planowano przejść na armię zawodową. Do dzisiaj się to nie udało, choć jednostki elitarne polegają oczywiście na zawodowcach.

A czy możliwe jest, by w perspektywie najbliższych kilkudziesięciu lat na polach bitew zamiast ludzi walczyły maszyny?

Inteligentne systemy broni pewnie w jakimś stopniu wyręczą człowieka, ale żaden robot nie zastąpi inteligentnego dowódcy.

Liczy się nie tylko broń, ale także ręka, która nią włada.

Spójrzmy, przecież w Afganistanie Amerykanie dysponują fantastyczną technologią, więc talibowie powinni być bez szans. No i co, są tych szans pozbawieni? W obliczu przewagi technologicznej przeciwnik słabszy ma jedną szansę: nie przyjmować taktyki i strategii narzuconej przez silniejszego. W Afganistanie okazało się, podobnie zresztą jak wcześniej w Wietnamie, że to działa. To nie jest teoria.

Wobec doświadczeń w Iraku i Afganistanie Amerykanie sięgają zatem do innego niż dotychczas podejścia – zwrotu ku kulturze. Polega to na zrozumieniu strategii przeciwnika i uderzaniu w nią bardziej koncepcją aniżeli maszynerią. Wojsko musi oczywiście równać krok z postępem, ale pamiętajmy, że roboty nie zastąpią do końca człowieka. Technologia ma tylko służyć.

*Bolesław Balcerowicz – generał dywizji Wojska Polskiego, profesor zwyczajny. W latach 2000-2003 komendant-rektor Akademii Obrony Narodowej, od 2003 roku pracownik Zakładu Studiów Strategicznych Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW.

Wywiad pochodzi z Instytutu Obywatelskiego

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.