Euro - czekać, czy nie czekać?

Art. 227 Konstytucji| Dalia Grybauskaite| Dariusz Rosati| EBC| euro| inflacja| Komisja Europejska| kryteria konwergencji| Litwa| Marek Belka| Marek Chmaj| Piotr Winczorek| referendum akcesyjne| Stanisław Gomułka| Słowacja| TFUE| TUE

Euro - czekać, czy nie czekać?

O Traktatach
Traktat o Unii Europejskiej (TUE), podpisany i ratyfikowany oraz przyjęty przez Polaków referendum akcesyjnym w czerwcu 2003 roku, w artykule 3 (dawnym – 2) tak definiuje cele Unii Europejskiej:

Celem Unii jest wspieranie pokoju, jej wartości i dobrobytu jej narodów. Unia zapewnia swoim obywatelom przestrzeń wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości bez granic wewnętrznych, w której zagwarantowana jest swoboda przepływu osób, w powiązaniu z właściwymi środkami w odniesieniu do kontroli granic zewnętrznych, azylu, imigracji, jak również zapobiegania i zwalczania przestępczości.

Unia ustanawia rynek wewnętrzny. Działa na rzecz trwałego rozwoju Europy, którego podstawą jest zrównoważony wzrost gospodarczy oraz stabilność cen, społeczna gospodarka rynkowa o wysokiej konkurencyjności zmierzająca do pełnego zatrudnienia i postępu społecznego oraz wysoki poziom ochrony i poprawy jakości środowiska naturalnego. Wspiera postęp naukowo- techniczny. Zwalcza wyłączenie społeczne i dyskryminację oraz wspiera sprawiedliwość i ochronę socjalną, równość kobiet i mężczyzn, solidarność między pokoleniami i ochronę praw dziecka. Wspiera spójność gospodarczą, społeczną i terytorialną oraz solidarność między Państwami Członkowskimi.

Szanuje swoją bogatą różnorodność kulturową i językową oraz czuwa nad ochroną i rozwojem dziedzictwa kulturowego Europy.

I na koniec najważniejsza deklaracja:

Unia ustanawia unię gospodarczą i walutową, której walutą jest euro.

Tę deklarację Polacy, przecież świadomie, zaakceptowali w w referendum w czerwcu 2003 roku, Frekwencja wyniosła 58,85%. Za akcesją opowiedziało się 77,45% głosujących, przeciwko było 22,55% z nich. Wynik nadspodziewanie dobry, zwłaszcza w zestawieniu z referendum konstytucyjnym, które przyciągnęło mniej głosujących (frekwencja ledwie przekroczyła 42%, a głosujących „za” było tez znacznie mniej – 52,7%).

Polacy wyrazili w ten sposób swoją nadzieję i wielki optymizm. Nie ulegli politykom, którzy głosili przed referendum, że „Polacy zasługują na inną drogę rozwoju niż Unia Europejska. Polacy powinni wybrać drogę obraną przez takie Państwa, jak Ukraina, gdzie budzi się godność i duma narodowa bez narzucania przez obce zewnętrzne i wiadomo jakie siły”. Od początku transformacji wiązali swoją przyszłość, nadzieję na lepsze życie i większe bezpieczeństwo, z Zachodem Europy, z Unią Europejską i Sojuszem Północnoatlantyckim.

Czy mieli rację, weryfikuje dziś tragedia wschodniej Ukrainy, zapóźnienie rozwoju krajów byłego Związku Radzieckiego, w tym Federacji Rosyjskiej, ich wrażliwość nie tylko na politykę i szantaż wielkiego sąsiada, ale także podatność na zawirowania rynku globalnego, większa niż gospodarek Polski, Litwy czy Słowacji, które przeszły transformację.

Euro – nasze przeznaczenie?
Czy Polska powinna przyjąć euro? Czy strefa euro to obszar szans, czy zagrożeń? Co może nam, konsumentom i przedsiębiorcom przynieść wspólna waluta? Czy to opłacalne? To tylko kilka z pytań, które obiegają od ponad już dziesięciu lat Polskę. Nie tylko decydenci, komentatorzy, ekonomiście stawiają te pytania. Także zwykli Polacy są tym żywotnie zainteresowani. Dowodzą tego wyniki bada opinii publicznej, które wprawdzie pokazują, że poparcie dla unijnego pieniądza spada, że rośnie obawa przed kłopotami, które dręczą gospodarki euriozony, to przy tym bardzo mało jest odpowiedzi „nie wiem”.

Zacznijmy więc od przypomnienia, że eurowaluta jest naszym przeznaczeniem, dopóki nie wypowiemy traktatu akcesyjnego. Zobowiązanie obowiązuje.

Prawdziwa trudność, prócz stanu społecznych opinii, emocji i lęków, to konieczność nowelizacji konstytucji, której artykuł 227 definiuje rolę banku centralnego: „Centralnym bankiem państwa jest Narodowy Bank Polski. Przysługuje mu wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej. Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskiego pieniądza.”

W strefie euro NBP przestałby więc pełnić rolę krajowego emitenta pieniądza. Prawo do tego ma zagwarantowane Europejski Bank Centralny.

Artykuł 227
Zmarły niedawno konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek pisał w 2012 roku: „Wstąpienie do strefy euro wymaga porzucenia przez nasz kraj waluty narodowej, tj. złotego. Tymczasem obowiązująca konstytucja w art. 227 ust. 1 stanowi, że Narodowemu Bankowi Polskiemu "przysługuje wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej. Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskiego pieniądza". Jakkolwiek euro po jego wprowadzeniu do obiegu w naszym kraju byłoby pieniądzem używanym też w polskim obiegu wewnątrzkrajowym, to jednak nie stałoby się przez to naszym pieniądzem narodowym. Jest ono i pozostałoby walutą między - czy ponadnarodową. NBP nie mógłby go emitować, a już na pewno nie na zasadzie wyłączności. Odpowiedzialność za wartość pieniądza znajdującego się w użyciu w Polsce i w innych krajach eurolandu nie mogłaby spoczywać na naszym banku narodowym, lecz na europejskich instytucjach bankowych. Jest więc niezbędna zmiana polskiej konstytucji we fragmencie, który dotyczy kwestii walutowych.” (GW, 20 grudnia 2012)

A więc konieczna byłaby zmiana konstytucji, co do tego nikt wątpliwości nie ma, dyskusja, jaka od czasu do czasu przetacza się przez media i polityczne salony dotyczy formy: czy w referendum, czy w parlamencie.

Konstytucjonalista prof. Marek Chmaj uważa, że nowelizacja przepisów konstytucji nie jest bardzo skomplikowanym procesem. - Sama procedura nie jest trudna, nowelizacja konstytucji może być przeprowadzona w sumie w ciągu 2 miesięcy. Najpierw jest głosowanie w Sejmie, gdzie jest konieczność uzyskania 2/3 głosów, a następnie w Senacie [konieczność uzyskania] większości bezwzględnej głosów - tłumaczył. Potem pozostaje jeszcze tylko podpis prezydenta.

Zdaniem prof. Chmaja zmiana konstytucji nie pociąga za sobą obowiązku rozpisania referendum w tej kwestii. - Decyzję może podjąć sam parlament, stosowną ustawą – mówił Polskiej Agencji Prasowej w grudniu 2012. Odmiennego zdania są politycy opozycji, którzy chcieliby z kwestii euro uczynić instrument walki politycznej i domagają się rozpisania referendum.

Porzućmy jednak rozważania o sposobie zmiany konstytucji, przed Polską jeszcze dość długa droga, by mieć czas na debatę i rozstrzygnięcie.

Wprzódy ustalmy, co nam – Polsce i jej obywatelom, zmiana waluty może dać, i jakie warunki musi spełnić nasza gospodarka i finanse państwa, by ta decyzja stanąć mogła na porządku dnia. Przypomnieć tu warto niefortunną zapowiedź premiera Donalda Tuska: „Składam przed przedsiębiorcami obietnicę, że naszym celem jest przystąpienie do strefy euro w 2011 r. - taką deklarację złożył na Forum Ekonomicznym w Krynicy. Słowa te padły 9 września 2008 roku. Bank Lehman Brothers Bank ogłosił upadłość 15 września.

Konwergencje
A zatem wracamy do fundamentalnego pytania, jak i kiedy wejść do strefy euro. Prof. Dariusz Rosati w obszernym artykule dla Biuletynu PTE w 2013 roku ujął to zwięźle i dosadnie: „Jeśli bilans kosztów i korzyści jest jednoznacznie pozytywny, warto jest wejść do strefy wspólnej waluty tak szybko, jak to jest praktycznie możliwe”

Za tak ogólnie sformułowanymi warunkami kryją się jednak bardzo konkretne liczby, ujęte we wskaźniki, które państwo polskie musi osiągnąć. Chodzi przede wszystkim o konieczność wypełnienia kryteriów konwergencji nominalnej. Co to oznacza?

Zgodnie z art. 126 i 140 Traktatu o Funkcjonowaniu UE, z Protokołem w sprawie kryteriów konwergencji (Protokół nr 13) oraz Protokołem w sprawie procedury dotyczącej nadmiernego deficytu (Protokół nr 12) dokonywana przez Komisję Europejską i Europejski Bank Centralny ocena osiągnięcia przez kraj członkowski wysokiego stopnia konwergencji gospodarczej następuje na podstawie wypełnienia czterech kryteriów: stabilności cen, fiskalnego, stopy procentowej oraz kursu walutowego.

Kryterium stabilności cen: przeciętna stopa inflacji notowana w ciągu 12 miesięcy przed badaniem, mierzona za pomocą wskaźnika cen konsumpcyjnych, nie może przekraczać więcej niż o 1,5 punktu procentowego średniej z trzech państw członkowskich o najniższym tempie wzrostu cen;

Kryterium sytuacji finansów publicznych zakłada, że państwo członkowskie nie może być objęte procedurą nadmiernego deficytu. Oznacza to, że wysokość deficytu budżetowego danego państwa nie może przekroczyć poziomu 3% produktu krajowego brutto (PKB), a jego dług publiczny nie może być wyższy niż 60% PKB;

Kryterium stopy procentowej stanowi, że przez rok poprzedzający moment dokonywania oceny, średnia długoterminowa stopa procentowa nie może być wyższa o więcej niż 2 punkty procentowe od średniej stóp procentowych w trzech krajach Unii Europejskiej o najbardziej stabilnych cenach;

Kryterium kursu walutowego wymaga, aby waluta państwa kandydującego do strefy euro, przez okres co najmniej 2 lat uczestniczyła w Europejskim Mechanizmie Kursowym (ERM II). W tym czasie nie może podlegać dewaluacji wobec euro, a jej kurs wymiany wobec wspólnej waluty nie może odbiegać od centralnego parytetu o więcej niż 15%.

Ale są jeszcze Kryteria konwergencji prawnej polegające na zgodności ustawodawstwa krajowego z unijnym, w ujęciu formalnym, ale także w rzeczywistej zgodności zastosowań z postanowieniami unijnymi. Dotyczy to zgodności przepisów krajowych z Traktatem o Funkcjonowaniu UE oraz ze Statutem ESBC i EBC i obejmuje przede wszystkim:

  • niezależność instytucjonalną, finansową i personalną krajowego banku centralnego (art. 130 TFUE),

  • zapewnienie przez kraj członkowski zgodności legislacji krajowej z TFUE i Statutem Europejskiego Systemu Banków Centralnych i Europejskiego Banku Centralnego (art. 131 TFUE),

  • spójność celów banku centralnego z celami sformułowanymi w art. 127(1) TFUE i art. 2 Statutu ESBC i EBC.

Spełnienie wszystkich kryteriów zbieżności nominalnej i prawnej jest warunkiem koniecznym do wejścia do strefy euro. Nie należy jednak zapominać o procesie konwergencji realnej, który tak naprawdę zadecyduje o zakresie osiąganych korzyści, jak również skali potencjalnych kosztów wynikających z zamiany waluty narodowej na euro. Obejmuje ona wszystkie mechanizmy eliminujące ryzyko ewentualnego wystąpienia szoków asymetrycznych w gospodarce, bądź istnienie takich struktur, które pozwolą te wstrząsy szybko absorbować. Konwergencja realna jest zatem związana z odpowiednią synchronizacją cykli koniunkturalnych tych krajów i strefy euro, podobnym poziomem wydajności pracy czy podobnym poziomem PKB per capita.

Postanowienia Traktatu o funkcjonowaniu UE dotyczące prowadzenia polityki fiskalnej w trzecim etapie Unii Gospodarczej i Walutowej doprecyzowują zapisy Paktu Stabilności i Wzrostu, zatwierdzonego na posiedzeniu Rady w Amsterdamie w czerwcu 1997 r. Pakt wprowadził tzw. system wczesnego ostrzegania, który przewiduje stały nadzór Komisji Europejskiej nad sytuacją budżetową państw członkowskich UE. Państwa należące do strefy euro zobowiązane są do przedkładania corocznych sprawozdań z narodowych programów stabilizacyjnych, z kolei kraje, które starają się o wejście do strefy euro zobowiązane są do sporządzania programów konwergencji i przedkładania ich KE w celu oceny i nadzorowania przebiegu ich realizacji.

W programach tych powinny się znaleźć informacje o równoważeniu budżetu oraz spodziewanym poziomie długu publicznego, o podstawowych założeniach makroekonomicznych mających wpływ na realizację przyjętego programu stabilizacyjnego, opis środków polityki gospodarczej, które mają być wykorzystane do osiągnięcia lub utrzymania celów programu stabilizacji/ konwergencji, a wreszcie - analizę wpływu przyjętych założeń na sytuację w zakresie równowagi budżetu publicznego oraz długu publicznego.

Komisja Europejska i Europejski Bank Centralny przynajmniej co dwa lata lub na żądanie Państwa Członkowskiego objętego derogacją, składają sprawozdanie Radzie UE ze stanu przygotowań tych państw do przyjęcia wspólnej waluty. Rada na podstawie tego sprawozdania (zwanego Raportem o Konwergencji) decyduje następnie, czy kraje te są gotowe i czy spełniają wszystkie kryteria, by wprowadzić euro.

Potencjalne korzyści
Jakie korzyści odnieść mieliby Polacy, skoro już się tak natrudzą, doprowadzając do zbieżności (konwergencji) nominalnej i prawnej? Wprowadzając zmiany w konstytucji, po osiągnięciu – mniej czy bardziej realnego – konsensu politycznego? Wracamy do postawionego wcześniej pytania. Dariusz Rosati ujął to zwięźle:

Można wymienić następujące główne rodzaje korzyści z przyjęcia przez dany kraj wspólnej waluty:

a) spadek kosztów transakcyjnych związanych z wymianą walut i ryzykiem kursowym;

b) spadek stóp procentowych i lepszy dostęp do zasobów kapitału;

c) eliminacja ryzyka kryzysu walutowego;

d) korzyści z większej przejrzystości i porównywalności cen;

e) korzyści ze zwiększonej stabilności makroekonomicznej;

f) korzyści polityczne.

Część z wymienionych korzyści daje się oszacować wartościowo w wyrażeniu absolutnym lub relatywnie, na przykład w stosunku do PKB, ale pozostałe są trudne do wyceny i trzeba się ograniczyć jedynie do wskazania kierunku ich wpływu na PKB. Część z nich z kolei ma bardziej charakter szans niż bezwzględnych korzyści i ich zaistnienie zależeć będzie od jakości prowadzonej polityki gospodarczej.

Przedstawione korzyści mają charakter bezpośredni, statyczny. Nie mniej istotne są jednak także korzyści pośrednie i dynamiczne (długookresowe).Wynikają one z poprawy konkurencyjności polskiej gospodarki, intensyfikacji wymiany handlowej pomiędzy Polską i strefą euro oraz ze wzrostu inwestycji, nie tylko dzięki poprawie sytuacji finansowej polskich przedsiębiorstw, lecz także dzięki zwiększonemu napływowi inwestycji zagranicznych bezpośrednich.

Symulacje przeprowadzone przez NBP wskazują, że dzięki wprowadzeniu euro w Polsce można się spodziewać wzrostu eksportu o ok. 12–13% w skali roku przez kilkadziesiąt lat, a to pozwoli przyspieszyć tempo wzrostu gospodarczego o co najmniej 0,7 pkt proc. rocznie.

Wycena kosztów
Jest jednak i druga strona tego równania do eurozony: koszty i zagrożenia. Wymienia się najczęściej następujące koszty i zagrożenia związane z wejściem danego kraju do unii walutowej:

a) utrata autonomii w prowadzeniu niezależnej polityki pieniężnej i kursowej;

b) ryzyko wzrostu cen i inflacji;

c) ryzyko nadmiernego boomu kredytowego i przegrzania gospodarki;

d) ryzyko nierównomiernego rozkładu efektów zamiany walut;

e) koszty techniczne związane z operacją zamiany walut (wraz z kosztami kampanii edukacyjnej i informacyjnej).

Podobnie jak w przypadku korzyści, oszacowanie poszczególnych elementów kosztów jest trudne i wymaga przyjęcia założeń. Trzeba też pamiętać, że niektóre koszty mają charakter potencjalny i nie muszą się ostatecznie zmaterializować.

Wycena techniczno-organizacyjnych kosztów wprowadzenia euro w krajach Europy Zachodniej dokonana przez banki centralne poszczególnych krajów wskazuje, że koszty te kształtowały się na znacznie niższym poziomie, w przedziale od 0,3% do 0,8% PKB. Na przykład w przypadku Niemiec koszty te oszacowano na ok. 21,6 mld marek niemieckich, czyli ok. 0,6% PKB. W przypadku Austrii i Holandii koszty te wyniosły 0,7% PKB. Z kolei koszt wprowadzenia euro na Słowacji wyniósł ok. 0,3% PKB. Jeśli więc przyjmiemy, że koszt ten w przypadku Polski ukształtuje się na poziomie przeciętnym dla wymienionych krajów, czyli ok. 0,5% PKB, wyniesie on ok. 7,5 mld zł.

Zagrożenie inflacją?
Istotnym zagrożeniem, nadmiernie eksploatowanym – już dzisiaj – w debacie – jest czynnik wzrostu inflacji, który ma odstraszyć od decyzji o przyjęciu euro.

Tymczasem, jak pisze prof. Rosati, sytuacja jest i czytelna, i nie powinna budzić lęku.

Często zwraca się uwagę, że wejście do unii walutowej kraju znajdującego się na niższym poziomie rozwoju powoduje w tym kraju wzrost inflacji. Takie zjawisko może istotnie wystąpić, ale z reguły nie będzie to wynik błędnej polityki gospodarczej, a raczej skutek działania czynników strukturalnych. W krajach znajdujących się na niższym poziomie rozwoju, które doganiają kraje bogatsze, będziemy mieli do czynienia z występowaniem tzw. efektu Balassy Samuelsona, który powoduje wyższą inflację w kraju niż za granicą. Ta dodatkowa inflacja może wynieść 1–2 pkt proc. rocznie. Jednak nie powoduje ona wzrostu rynkowych stóp procentowych i nie ma negatywnego wpływu na tempo wzrostu PKB. W istocie, ponieważ wyższa stopa inflacji przy danych stopach nominalnych obniża realne stopy procentowe, może to przyspieszać wzrost gospodarczy.

Powodem do obaw może być też wzrost cen wywołany zamianą waluty krajowej na euro. Panuje przekonanie, że w krajach Europy Zachodniej ceny znacznie wzrosły po wprowadzeniu euro. Jednak statystyki nie potwierdzają tych odczuć. Gdy euro weszło do obiegu w styczniu 2002 r., inflacja mierzona wskaźnikiem HICP w 11 krajach unii walutowej przyspieszyła wprawdzie z 2% w grudniu 2001 r. do 2,6% w styczniu 2002 r. (rok do roku), ale w następnych miesiącach spadła poniżej 2% i w całym 2002 r. była niższa niż w roku poprzedzającym. Z kolei doświadczenia Słowenii, Słowacji i Estonii pokazują, że inflacja nie rosła lub wręcz spadała po wprowadzeniu euro. W rzeczywistości w obu tych krajach, jak również w strefie euro, inflacja reagowała głównie na przebieg cyklu koniunkturalnego, a nie na zmianę waluty.

Na podstawie tych obserwacji można uznać, że obawy o zauważalny wzrost cen po wejściu do unii walutowej nie są uzasadnione. Zaobserwowane niewielkie wzrosty cen w niektórych asortymentach są wynikiem zaokrąglania cen przy przeliczeniu na nową walutę i dotyczą prawie wyłącznie towarów najtańszych (o najniższych cenach jednostkowych) i najczęściej nabywanych. Zjawisko to wyjaśnia społeczne odczucia dotyczące wzrostu cen (tzw. iluzja euro lub efekt cappuccino).

Czy grozi nam wzrost cen (po wprowadzeniu euro) ...?
Modne jest w Polsce, szczególnie w okolicznościach kampanii wyborczych przestrzeganie przed wzrostem cen, który nieuchronnie nastąpi po wprowadzeniu euro.
Warto tę niedorzeczność wyjaśnić: wprowadzenie euro jest zamianą waluty, a nie zamianą cen. Zmienia się tylko jednostka, w której cena jest podawana. Wszystkie ceny towarów i usług zostaną przeliczone, według nieodwołalnie ustalonego, stałego kursu. Oczywiście sprzedawcy, mimo obowiązujących przepisów i zasad przeliczania cen, mogą chcieć wykorzystać sytuację do nieuzasadnionych podwyżek, jednak istnieją sposoby przeciwdziałania takim zachowaniom. Doświadczenia nowych państw członkowskich UE, które wprowadziły euro, pokazują, że dobrze sprawdzają się takie działania jak monitorowanie zmian cen przez specjalnie do tego powołane instytucje oraz podawanie cen w euro nie tylko po jego wprowadzeniu, ale również kilka miesięcy wcześniej, tak aby konsumenci mogli sami sprawdzać ich zmiany. Skuteczne były też inicjatywy, które promowały uczciwych przedsiębiorców, przeliczających ceny swoich towarów i usług zgodnie z przepisami. Warto dodać, że za nieuczciwe przeliczanie cen przewidziane były sankcje, takie jak ostrzeżenia, procedury wyjaśniające, którym musiał poddać się przedsiębiorca, oraz – najbardziej dokuczliwe – grzywny i kary pieniężne.

i obniżenie rent i emerytur?
Wprowadzenie euro nie zmienia faktycznej wartości naszych pieniędzy. Jeśli nasze pensje, emerytury, renty i inne świadczenia zostaną przeliczone tak, że nominalnie dostaniemy mniej, to ceny towarów i usług zostaną przeliczone w dokładnie taki sam sposób. Przyjmijmy dla ilustracji, że wymieniamy złote na euro po kursie 4 PLN. Oznacza to, że jeśli mieliśmy emeryturę 1400 PLN, to otrzymamy 350 EUR, i jeśli za kostkę masła płaciliśmy 4 PLN, to po wprowadzeniu euro zapłacimy 1 EUR.

Wzrost cen w Słowacji?
W 2002 roku w 12 państwach, które wprowadziły euro, inflacja wyniosła 2,3%, z czego od 0,12 pkt proc. do 0,29 pkt proc. można uznać za związane z przyjęciem euro. W Słowacji dodatkowy wzrost cen wyniósł 0,15 pkt proc. Warto dodać, że konsumenci bardziej odczuwają wzrosty niż spadki cen oraz zmiany cen towarów codziennego użytku niż dóbr trwałych. Dlatego łatwiej zauważyć nawet niewielki wzrost ceny bagietki niż duży spadekcen telewizorów. A na poziom inflacji wpływają zarówno ceny towarów codziennego użytku, jak i dóbr trwałych. („Euro w Polsce” - wyd. NBP)

Gdzie wybuchł kryzys?
Zagrożenia, o których często mówią niektórzy politycy polscy, są więc zupełnie gdzie indziej. Trafnie ujął to prof. Stanisław Gomułka, który przypomniał, że światowy kryzys finansowy wybuchł nie w strefie euro, tylko w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii, a więc w krajach dolara i funta. „W dodatku w strefie euro dotyczył tylko niektórych krajów. Ponadto mieliśmy zjawiska kryzysowe z różnych powodów: kryzysy bankowe w Irlandii, na Cyprze oraz w Hiszpanii, nadmierne deficyty na rachunku bieżącym w Grecji i Portugalii oraz nadmierne długi pub;ioczne w Grecji, Portugalii i we Włoszech” (Rzeczpospolita, 25 listopada 2014).

Kryzys w strefie euro ujawnił, że zabezpieczenia w formie „kryteriów z Maastricht” są niewystarczające. Uboższe kraje eustrefy – nikomu wcześniej nie przyszło to do głowy – uzyskały nieograniczony dostęp do taniego kapitału, który mógł być zużyty albo na wzrost konsumpcji, albo na nieefektywne inwestycje, nie przekładające się na wzrost produktu krajowego brutto.

I ta właśnie wiedza, nabyta w okresie ostatniego kryzysu, pomóc powinna Polsce w odpowiedzi na kluczowe pytanie o wnioski, płynące z eurostrefy. Zdaniem prof. Witolda Orłowskiego (Rzeczpospolita 7 stycznia 2015) „musimy być pewni, że dostęp do taniego kapitału nie zaowocuje w Polsce nadmiernym boomem konsumpcyjnym na kredyt. Temu służy głównie odpowiednia polityka regulacyjna w sektorze bankowym (utrudniająca dostęp do kredytu), wsparta narzędziami polityki fiskalnej (np. silniejszym opodatkowaniem majątku zniechęcającym ludzi do nadmiernych długów). Po drugie, powinniśmy postarać się, by polski rynek pracy był jak najbardziej elastyczny, a firmy zdolne do szybkiego dostosowania w razie utraty konkurencyjności,. No i po trzecie, polityka fiskalna musi stać się naprawdę sprawnym narzędziem stabilizowania sytuacji finansowej kraju”.

Warto wreszcie wyjść poza schematyczne myślenie o bilansie kosztów i korzyści. Decyzja o przyjęciu wspólnej waluty jest wyborem strategicznym, ale nie tylko w obszarze gospodarki, lecz w równym stopniu w obszarze bezpieczeństwa geopolitycznego. Wiąże integrujące się państwo ściśle z innymi krajami w równym stopniu, jak podpisanie Paktu Północnoatlantyckiego – zwiększa poczucie bezpieczeństwa i tworzy dodatkową stref ę ochronną, zniechęcającą ewentualnych wrogów do naruszenia naszych granic. Tym, między innymi, kierowali się Litwini, decydując się porzucenie lita.

Litwini
Ostatnim krajem, który wszedł do eurozony, jest Litwa, która porzuciła lita na rzecz wspólnej waluty. Prezydent Litwy Dalia Grybauskaite mówiła, że żałuje, że jej kraj dopiero teraz staje się częścią unii walutowej: „Gdybyśmy wprowadzili euro w 2007 roku, Litwa zaoszczędziłaby 8 mld litów, które można by przeznaczyć na przykład na podniesienie emerytur”.

Litwa doświadcza obecnie 1,5 proc. deflacji, nie ma więc mowy o wzroście – wskutek wprowadzenia euro – cen. Choć, jak twierdzą Litwini, wielu handlowców przygotowywało się do wymiany stopniowo podnosząc ceny wcześniej, tak by po wybiciu godziny „0” sprzedawać usługi i towary w euro po cenie korzystnie zaokrąglonej.

Jednak dla Litwinów euro ma jeden walor, którego nie zaznali zachodni Europejczycy – wspólna waluta daje im większe poczucie bezpieczeństwa.

***

Reasumując te rozważania, więcej jest – i są one silniejsze – argumentów przemawiających „za”, niż „przeciw”, zwłaszcza, że – jak uważa prof. Marek Belka – polska gospodarka poradziłaby sobie w strefie euro, zarówno od strony fiskalnej, jak i pod względem zaawansowania z reformami strukturalnymi” (Rzeczpospolita, 26 lutego 2015).
______________

Artykuł w skróconej wersji opublikowany w Nowym Życiu Gospodarczym nr 3-4/2015

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.