List więcej niż symboliczny

Beata Szydło| John McCain| Kongres USA| sekretarz stanu USA| Senat USA| Trybunał Konstytucyjny| ustawa medialna

List więcej niż symboliczny

John McCain znany jest z krytykowania zagrożeń dla funkcjonowania demokratycznego państwa prawa.

Senat Stanów Zjednoczonych Ameryki to izba wyższa Kongresu. W zamierzeniu ojców założycieli stworzono ją po to, by czuwać nad procesem legislacyjnym, podejmowanym przez izbę niższą. Ale również – by uczestniczyć w ważnych funkcjach kontrolnych względem polityki prowadzonej przez administrację federalną. Do najważniejszych w tym zakresie zadań Senatu należy wyrażanie zgody na prezydenckie nominacje urzędników i sędziów oraz zatwierdzanie lub odrzucanie zawieranych przez głowę państwa traktatów.

Przeciętny senator powinien mieć zatem wiedzę dotyczącą kierunków polityki zagranicznej kraju, zagadnień związanych z funkcjonowaniem instytucji międzynarodowych, których Stany Zjednoczone są członkiem oraz z działalnością państw będących ich sojusznikami. Choć trudno zakładać, że rzeczywiście każdy senator może pochwalić się podobnym poziomem wiedzy i doświadczeniem w tym zakresie, niektórzy większość swojej kariery poświęcają właśnie sprawom międzynarodowym. Jednym z najbardziej wyrazistych przykładów aktywnych międzynarodowo senatorów amerykańskich jest bez wątpienia John McCain.

Jako były żołnierz, weteran wojny w Wietnamie, kandydat na prezydenta w roku 2008, od ponad trzydziestu lat zasiadający w Kongresie – gdzie pełnił m.in. rolę członka senackiej komisji ds. polityki zagranicznej – a przede wszystkim jako zagorzały republikanin, McCain poświęcił wiele czasu na poznanie zasad polityki międzynarodowej. Niejednokrotnie wpływał na kierunek amerykańskiej polityki zagranicznej. Kandydując do Białego Domu, według wielu wyborców gwarantował skuteczniejszą politykę zagraniczną niż jego rywal Barack Obama. Ten ostatni, jak wiadomo, ostatecznie batalię prezydencką wygrał, m.in. dlatego, iż okazał się bardziej wiarygodny w sprawach gospodarczych, istotnych dla przeciętnego Amerykanina.

Warto przypomnieć, że John McCain podczas kampanii z 2008 r. nazwał Władimira Putina agentem KGB w związku z polityką Rosji wobec Gruzji, podczas gdy Obama przemilczał agresywne działania Kremla. To McCain wielokrotnie od tamtego czasu zabierał głos w imieniu amerykańskiego Senatu, otwarcie krytykując politykę Rosji, Iranu czy Korei Północnej. Trudno zatem uznawać senatora McCaina za laika w sprawach międzynarodowych, czy też za liberała, działającego pod wpływem kolegów z Partii Demokratycznej.

I właśnie John McCain jest jednym z trzech senatorów (obok demokratów Bena Cardina i Richarda Durbina), który podpisał list otwarty zaadresowany do Prezes Rady Ministrów RP. W liście autorzy wyrazili zaniepokojenie stanem demokracji i funkcjonowaniem zasady rządów prawa w Polsce.

Nie odnosząc się bezpośrednio do treści politycznej debaty wokół spraw związanych z ustawą medialną czy zmianami w Trybunale Konstytucyjnym, o których mowa w liście senatorów, warto zastanowić się nad znaczeniem tej korespondencji dla stosunków polsko-amerykańskich oraz nad przyczynami, dla których akurat McCain zdecydował się podpisać pod listem do premier Beaty Szydło.

Analizując argumenty pojawiające się w debacie publicznej wokół listu senatorów, należy podkreślić trzy kwestie.

Po pierwsze list nie został napisany w imieniu amerykańskiego rządu, amerykańskiego społeczeństwa czy amerykańskiego Senatu, ale przez trzech członków izby wyższej Kongresu, którzy postanowili zaadresować go do szefowej polskiego rządu. Jest to rzadki zwyczaj, wskazujący jednak na determinację autorów listu.

Wydaje się, że adresując go bezpośrednio do Prezes Rady Ministrów, a nie do polskiego Sejmu, Senatu czy liderów partii politycznych, autorzy chcieli uzyskać odpowiedź na pojawiające się w treści korespondencji zarzuty, na co nie mogli prawdopodobnie liczyć w przypadku rozszerzonego lub niedoprecyzowanego kręgu adresatów. Jak się okazało, ten cel udało się amerykańskim senatorom osiągnąć, gdyż premier Szydło sporządziła odpowiedź pisemną na ich zarzuty. Tym samym polska premier dowiodła, że w rzeczywistości polski rząd bardzo poważnie traktuje zdanie wyrażone przez część establishmentu politycznego USA.

Wbrew treści odpowiedzi Beaty Szydło, w której skrytykowano poziom wiedzy senatorów i uznano ich słowa jako ingerencję w wewnętrzne sprawy Polski, zajmując oficjalne stanowisko pani premier przyznała, że list jest dla rządu poważnym problemem. Powstaje pytanie, czy problemem jedynie wizerunkowym, czy może takim, który wpłynie na przyszłe relacje polsko-amerykańskie? Zwłaszcza jeśli John McCain będzie miał rzeczywisty wpływ na kierunki polityki zagranicznej USA, o czym za chwilę.

Po drugie choć dla niektórych wydaje się to zaskakujące, międzynarodowa aktywność amerykańskich senatorów nie jest w ostatnim czasie niczym nowym. Wypowiedzi na temat polityki Rosji wobec Ukrainy i Syrii, aktywność podczas konferencji w Monachium, czy powtarzające się od czasu do czasu wizyty robocze senatorów USA w krajach Unii Europejskiej wskazują na to, jak ważne dla amerykańskich polityków są relacje z Europą, zwłaszcza w kontekście pojawiającej się w ustach rosyjskich dygnitarzy retoryki zimnowojennej.

Choć nie powinno się łączyć obecnej sytuacji międzynarodowej i reakcji Amerykanów na politykę rosyjską z wewnętrznymi sprawami Polski, można założyć, że treść listu wpisuje się w generalny kierunek polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, nie zawsze przecież realizowanej za pomocą twardych narzędzi. Amerykańska dyplomacja od wielu dekad wpływa na ład międzynarodowy, a liczba interwencji (nie tylko militarnych) w państwach Ameryki Łacińskiej, Azji i Europy jest tak ogromna, że nawet historycy mają problemy z ustaleniem dokładnych danych.

W tym kontekście nie może dziwić aktywność senatorów – ich działania, choć nieformalne, wpisują się w sposób prowadzenia polityki zagranicznej przez Stany Zjednoczone. Zwłaszcza, że to Polska była wielokrotnie stawiana jako wzór przemian społeczno-gospodarczych w regionie, bez względu na to, czy u władzy byli republikanie czy demokraci. Dlatego nawet jeśli uznamy list za ingerencję w wewnętrzne sprawy Polski, nie powinniśmy się dziwić, że Amerykanie postanowili wypowiedzieć się w międzynarodowej debacie na temat statusu polskiej demokracji. Są głęboko przekonani, że ich międzynarodowa pozycja daje im legitymację do takiej ingerencji.

Po trzecie warto zastanowić się nad konsekwencjami działań podjętych przez senatorów, zwłaszcza z perspektywy pozycji Johna McCaina na amerykańskiej scenie politycznej. O ambicjach republikańskiego senatora wiadomo od dawna i choć współcześnie trudno wyobrazić sobie go na innym stanowisku niż jako członka Kongresu, to jednak nie można wykluczyć, że McCain będzie odgrywał istotną rolę po wyborach prezydenckich roku 2016.

Doświadczenie McCaina i jego aktywność w polityce zagranicznej gwarantują, że w przypadku zwycięstwa kandydata republikanów będzie brany pod uwagę przy przyznawaniu stanowisk związanych z dyplomacją, z pozycją sekretarza stanu na czele. Wówczas będzie nie tylko wypowiadać się pisemnie i ustnie na temat spraw dotyczących polityki zagranicznej, ale będzie ją współtworzył, co z pewnością wpłynie na amerykańską retorykę w sferze międzynarodowej. Dlatego podpisanie listu przez Johna McCaina może mieć obecnie znaczenie symboliczne, którego wymiar poznamy dopiero za pewien czas.

Nie przeceniając tego wymiaru należy stwierdzić, że w stosunkach polsko-amerykańskich doszło do sytuacji bezprecedensowej. Do tej pory krytyka stanu polskiej demokracji dotyczyła okresu przed 1989 rokiem, co nie dziwi z historycznego punktu widzenia. Tymczasem w treści listu senatorów pojawiają się argumenty, z którymi polska władza może polemizować, ale których na pewno nie chciała usłyszeć. Zwłaszcza, że jednym z ich autorów jest republikański senator, znany z krytykowania zagrożeń dla funkcjonowania demokratycznego państwa prawa.

I można się nie zgadzać z wizją rządów prawa według McCaina, ale nie można deprecjonować jego wkładu w amerykańską politykę międzynarodową, której jesteśmy istotnym elementem. Krytykowano Obamę, że nie wspominał o Polsce w swojej wizji polityki zagranicznej, teraz krytykuje się trzech senatorów, że wspominają o Polsce w sposób niewłaściwy. Biorąc pod uwagę, jak bardzo nie lubimy, kiedy krytykuje się Polskę, musimy mieć świadomość, że jako państwo jesteśmy częścią międzynarodowego porządku, definiowanego przez pryzmat zasady demokracji i rządów prawa. Ten międzynarodowy porządek jest początkiem i zarazem końcem naszej suwerenności.

Każda władza musi liczyć się z tym, że stanie się przedmiotem krytyki lub dyskursu politycznego ze strony reprezentantów wspomnianego międzynarodowego porządku. Jeśli stan demokracji w Polsce ma się dobrze, to władza nie powinna się takiego dyskursu obawiać.

*Prof. Paweł Laidler – politolog, prawnik, amerykanista; wicedyrektor Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego
Instytut Obywatelski

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.