Na polskiego sędziego

Bożena Aksamit| Jarosław Gowin| Pierwszy Prezes SN| T. T. Koncewicz| Trybunał Konstytucyjny| wynagrodzenia sędziów

Na polskiego sędziego

Trybunał Konstytucyjny przytomnie odrzucił zarzuty środowiska polskich sędziów w sprawie rzekomej niekonstytucyjności zamrożenia w 2012 roku sędziowskich wynagrodzeń. Wniosek wniósł Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego i chwały mu to nie przynosi. Po pierwsze, przegrał. Po drugie, raczył się zająć swoimi i kolegów uposażeniami, a nie raczy wypowiedzieć się z wyżyn swego znamienitego urzędu w sprawie największego skandalu ostatniego dwudziestolecia jakim jest polskie prawodawstwo i polskie sądownictwo.

Zdziwi się niejeden, że pierwszeństwo w klasyfikacji porażek Polski i Polaków oddane zostało tym dwóm dziedzinom, ale zdziwiony będzie niesłusznie. Nie ma obecnie większego hamulca rozwoju gospodarczego kraju i powodzenia rodaków niż prawo zepsute tysiącami niepotrzebnych, niechlujnych, niezrozumiałych, sprzecznych ze sobą i wewnętrznie ustaw oraz innych aktów prawnych. Nie ma większej zawalidrogi tamującej szlaki do lepszego powodzenia niż sądy i sędziowie, którzy wyniośle milczą w tej sprawie, najprostsze procesy ciągną latami, a najbardziej obchodzi ich własny, obrzydliwie partykularny, interes.

Nie ma najmniejszych powodów, aby kibicować min. Gowinowi w jego ideologicznych harcach, ale warto życzyć mu powodzenia w pierwszej od lat próbie temperowania środowiska sędziowskiego, które śmie posługiwać się szantażem i gierkami prawnymi z arsenału szemranych kauzyperdów. Piję do masowych wniosków o przeniesienie w stan spoczynku ze strony sędziów z sądów podlegających formalnemu połączeniu z innymi sądami rejonowymi.

Na szczyt hucpy i bezczelności wspiął się pragnący „spoczynku” sędzia 34-latek z dwuletnim „stażem” w posłudze. Inni płaczą, że na rozprawy będą teraz jeździć np. 27 km z Kolbuszowej do Mielca. Spieszę tym paniom i panom donieść, że sędzia orzekający w śródmieściu Warszawy, a mieszkający np. w stołecznej Białołęce ma do swojego sądu tyle samo kilometrów, tyle że w nieustannych korkach.

Politycy stanowiący prawo nadające się tak często do natychmiastowej utylizacji, a w najlepszym razie do kilkurazowego użytku oraz sędziowie i reszta środowiska prawniczego żerującego na tym niesłychanym bałaganie mają wielkie szczęście do polskich mediów, które już lata temu zagubiły umiejętność diagnozowania problemów oraz przydawania im właściwej wagi. Gdzie są wszakże autorytety? Grzmieć powinny, ale z bojaźni przed kolegami nawet popiszczeć się boją.

Nie znam osobiście, ale z całych sił kibicuję na odległość profesorowi Tomaszowi Tadeuszowi Koncewiczowi – prawnikowi z Uniwersytetu Gdańskiego. Kilka lat temu doprowadził wraz ze swoim ojcem, też adwokatem, do zniesienia instytucji asesora. To on, jako niemal jedyny z wielusettysięcznego środowiska, dopomina się o prawo Polaków do mądrego, sprawnego i rozsądnie szybkiego sądu. To wymaga porządków w prawie (niekiedy w formule „do samej ziemi”) oraz drastycznego podniesienia poziomu merytorycznego i sprawności sądownictwa.

Pisał pan profesor („Po co ludziom sądy”, Gazeta Wyborcza, 8 września 2011 r.): Polski wymiar sprawiedliwości stoi więc przed dramatycznym wyzwaniem zmiany i reakcji. (…) Chodzi o sędziego, który zajmie konstruktywnie krytyczne stanowisko wobec przepisu nieracjonalnego, źle skonstruowanego, w którym ustawodawca czegoś nie zawarł. Wbrew podnoszonym często przez samorząd sędziowski argumentom takie konstruktywne podejście do interpretacji nie musi wcale oznaczać dowolności i arbitralności. (…) dla sędziów polskich istnieją tylko dwa ekstrema, pomiędzy którymi chcieliby się wygodnie poruszać: proste stosowanie przepisów na jednym biegunie albo interwencja ustawodawcza na drugim. Tymczasem pomiędzy tymi ekstremami istnieje szara strefa, którą właśnie dobrzy sędziowie powinni zagospodarować umiejętnie rekonstruowanymi regułami.

W tygodniku Polityka z 12 grudnia 2012 r. w artykule pt. „Sądzie sądź” prof. T.T. Koncewicz dodaje: -W polskim sądzie nie tylko brak, ale już sama niejasność przepisu stanowi wygodną okoliczność zwalniającą sędziego z orzekania… (…) W ten sposób sędziowie tylko pozorują wymierzanie sprawiedliwości, a w rzeczywistości maskują swą bezradność i banalizują swoje powołanie. Sąd ma dawać ludziom nadwyżkę ponad przepis, bo tylko w ten sposób może uzasadnić swoje trwanie i roszczenie do olbrzymiej władzy jaką ma nad nami.

W znakomitym wywiadzie pt. „Prawo i niesprawiedliwość” przeprowadzonym przez Bożenę Aksamit (Gazeta Wyborcza, 8–9 września 2012 r.), który przeszedł niestety bez większego echa, prof. Koncewicz powiedział: -Przewartościowanie funkcji sądu ma szczególne znaczenie w świetle postępującej degrengolady parlamentów i procesu politycznego zdominowanego partykularnym interesem.

I dalej: -Sąd polski (…) nie rozumie, że aspektem państwa prawa jest też prawo z ludzką twarzą, a nie tylko „prawo jako miecz” wobec obywatela, który nie jest w stanie z równą intensywnością wyegzekwować swego prawa wobec państwa – „prawa jako tarczy”. Zniechęca to obywateli i do prawa i do państwa.

Zło zaczyna się w szkole sugeruje rozmówca red. Aksamit: –Według mnie w Polsce nie ma wydziałów prawa, studenci kształcą się na „wydziałach przepisów prawa”. (…) Przepis nigdy nie wyczerpuje prawa jako idei. Sędzia musi dostrzec zasadniczą różnicę między przepisem prawa „lex”, a ideą prawa „ius”. i być gotów do wyjścia z zaklętego świata „lex”. Sędzia nie jest urzędnikiem, lecz osobą, która ma być mądrzejsza od Kowalskiego i rozwiązywać problemy. Polski sędzia jest uczony, jak tłumaczyć, dlaczego nie może się sprawą zająć.

Chętne stanę w szranki z każdym kto będzie chciał obalić tezę, że spełnienie tylko części postulatów odważnego Gdańszczanina przysporzyłoby nam więcej korzyści i bogactwa niż wszystkie miliardy euro z Brukseli już wydane i do wydania przez następne 20 lat, a nawet więcej. Nie mogę wyjść ze zdumienia obserwując intelektualną i osobniczą słabość środowiska, które nie umie, nie chce, boi się (?) podjąć dyskusji w tych sprawach. Od kogo oczekiwać opinii, jak doczekać się lepszego prawa i sądów? Od stolarzy, brukarzy, rzeźników i - nie przymierzając – polityków, czy od rzekomo oświeconych sędziów, którzy podobno gdzieś się jeszcze skrywają?

Słowo ostatnie znowu jednak oddam prof. Koncewiczowi: – Polski sędzia formalista zna tylko jeden świat wyznaczony przez przepis – jakkolwiek niesprawiedliwy i nieracjonalny miałby się okazać – oraz procedury, które przypominają bezduszny rytuał. W tym świecie najwyższe prawo może stać się bezprawiem. Dlatego milczenie i brak dyskusji o konieczności przewartościowania powołania sądu są ogłuszające.

Studio Opinii

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.