Po co nam współczesne prawo autorskie?

ACTA| prawa autorskie| ZAIKS

Po co nam współczesne prawo autorskie?
Foto: blog.bobiko.pl

Nie jestem zwolennikiem ACTA. Nie jestem też przeciwnikiem ACTA. Uważam, że ACTA nic nie zmieni w polskim prawie bez uprzedniej ratyfikacji wyrażonej w ustawie (m. in. art. 89 Konstytucji RP). Podobnie uważa prof. Błeszyński, współtwórca ustawy o prawie autorskim z 1994 roku, a nawet stwierdza on, iż polskie prawo autorskie jest znacznie surowsze niż ACTA.

Czy po ratyfikacji ACTA coś zmieni? To zależy od Sejmu i Senatu, ale trzeba pamiętać kto jest zwierzchnikiem tych organów konstytucyjnych. Naród czyli my wszyscy, a więc ostateczna decyzja należy tak naprawdę do nas.
Możliwości na wpłynięcie na decyzję, czy zmieniać nasze prawo, a jeśli tak, to jak bardzo, mamy dużo. Poczynając od petycji i protestów w Internecie, przez demonstrację na ulicach bądź przed gmachami instytucji publicznych, a kończąc na, po prostu, nie popieraniu partii, która głosuje niezgodnie z naszym poglądem na tę sprawę.

Protestujący głównie sprzeciwiają się podpisaniu ACTA, gdyż boją się o swoją wolność (zarówno w Internecie jak i poza nim). W oficjalnych wypowiedziach, wywiadach zarówno zwolennicy, co jest oczywiste, jak i przeciwnicy ACTA twierdzą, że należy chronić prawa autorskie. Jednak czy tak naprawdę myślą wszyscy, bądź chociaż większość przeciwników ACTA? Sądzę, że nie. Powiem więcej. Zdecydowana większość jest za zmianą prawa autorskiego, co do jego istoty.
Jak pisałem na początku nie jestem ani zwolennikiem, ani przeciwnikiem ACTA. Jestem jednakże za całkowitą redefinicją praw autorskich, i to w skali globalnej. Również dlatego, iż wydaję mi się, że to jest główny powód, dla którego tak wiele osób protestuje przeciwko ACTA, co pokazuje jednoznacznie skale problemu.

Zgodnie z art. 1 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, z dnia 4 lutego 1994 roku (Dz. U. 1994 Nr 24 poz. 83, tj. Dz. U. 2006 Nr 90 poz. 631), „Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór).” W dobie dzisiejszej techniki (mam tu na myśli, w szczególności Internet) takie rozumienie prawa autorskiego jest nie do przyjęcia przez przytłaczającą większość społeczeństwa, w tym m. in. internautów. „Jedynymi” grupami społecznymi, które będą bronić obecnego (prawnego i prawniczego) rozumienia praw autorskich są właściciele tych praw (m. in. twórcy, koncerny, organizacje typu ZAiKS), prawnicy (głównie ci zajmujący się prawem autorskim) oraz wielu polityków. Nie licząc ostatniej z tych grup, wszyscy obrońcy obecnego prawa autorskiego czerpią z niego bezpośrednie zyski, w różnych formach, więc ich motywacja jest zrozumiała. Jednak czy słuszna i uzasadniona?

Zaczynając od prostego przykładu: czy szewc, który naprawił komuś buty (nawet  oryginalną, opracowaną przez siebie metodą, a więc mogącą być przejawem działalności twórczej o indywidualnym charakterze, choć prawdopodobnie wielu specjalistów od prawa autorskiego nie zgodzi się ze mną) powinien czerpać zyski każdorazowo, gdy właściciel obuwia chce je wzuć? Przecież nie stał się współwłaścicielem butów; tylko właściciel butów zapłacił szewcowi za samą czynność naprawy butów.
Czy artysta - muzyk, który wymyśla piosenkę, powinien dostać pieniądze, gdy jakaś wytwórnia będzie chciała wydać jego piosenkę, lub za występ na koncercie? Zdecydowanie tak. Jednakże czy za rozpowszechnianie jego piosenki (w szczególności drogą elektroniczną) ktokolwiek powinien mu płacić, czy nawet wręcz być karany? Zdecydowanie nie.

To samo powinno dotyczyć np. rozpowszechniania filmów (również, w szczególności drogą elektroniczną) czy kserowania książek. Dlaczego?

Odpowiadając na to pytanie skupię się przede wszystkim na rozpowszechnianiu np. filmów czy piosenek przez Internet, z uwagi na kontekst sytuacyjny związany z ACTA, choć innego rodzaju rozpowszechnianie materiałów (np. kserowanie książek) także powinno się rozważyć.

Między innymi dlatego, że rozpowszechnianie plików poprzez Internet powinno być dozwolone, a tym bardziej nie karane gdyż, wbrew powszechnej opinii osoby, które ściągają np. filmy z Internetu, gdyby nie miały tej możliwości, wcale nie poszłyby do kina na film czy nie wypożyczyłyby DVD z filmem. Dlaczego nie? Ponieważ główną przyczyną, dla której tyle osób jest zaangażowanych w proceder piractwa internetowego, nie jest darmowy sposób pozyskiwania dzieł, ale łatwość i szybkość (rozumiana jako np. obejrzenie filmu jeszcze przed premierą na DVD lub w telewizji, ale też w sensie braku potrzeby wychodzenia z domu w celu obejrzenia czy wypożyczenia filmu) ich pozyskania, przechowywania, oglądania, rozpowszechniania, edytowania czy - mówiąc w skrócie - łatwość i szybkość robienia „czegokolwiek się chce” z takim plikiem.
Poza tym z bardziej socjologiczno-filozoficzno-prawniczego punktu widzenia można posłużyć się fragmentem z tak lubianej i powszechnie używanej przez internautów (również z kręgów politycznych), Wikipedii znajdującym się w linku opisującym, czym jest prawo autorskie pt. „Teorie społeczne odrzucające majątkowe prawa autorskie”:
„Według niektórych doktryn rozwoju społeczeństwa, majątkowe prawa autorskie i patenty (MPAP) są nieuzasadnionym czerpaniem korzyści przez ludzi, którym uda się odnaleźć jakąś nową ideę (rozumianą jako wynalazek, dzieło sztuki, projekt itp.). Uzasadnieniem takiego podejścia jest fakt, iż we wszechświecie wszelkie rozwiązania i idee są z góry możliwe, a więc człowiek ich nie tworzy, lecz odkrywa. Odkrywca może czerpać dochody ze swego odkrycia, ale nie może mieć ustawowego monopolu na korzystanie z właściwości wszechświata, które są wspólnym dobrem wszystkich ludzi.
Innym argumentem jest fakt, że łamanie MPAP nie przynosi ich posiadaczowi czynnej straty, a co najwyżej brak zysku, podczas gdy złamanie prawa własności materialnej (kradzież dowolnego przedmiotu) przynosi czynną stratę posiadaczowi przedmiotu. Kopiowanie idei lub niezależne odkrywanie już istniejących a strzeżonych idei, nie powoduje utraty tej idei u pierwszego jej odkrywcy.
Przykładem technicznego problemu wynikającego z dzisiejszej konstrukcji prawa o MPAP jest zależność obowiązywania okresu ochrony dzieła od czasu życia autora tej idei. Teoretyczna możliwość, iż w przyszłości medycyna zapewni jakiś rodzaj długowieczności, spowoduje blokadę wielu dzieł na całe stulecia. Również arbitralnie przyjęte okresy ochrony sugerują, że MPAP są tworem sztucznym i nie są intuicyjnym sposobem na organizację społeczeństwa.”

Najbardziej warto zwrócić uwagę na pierwsze dwa akapity.

Wydaję się, iż nawet jeżeli ktoś uważa pomysł zupełnej zmiany rozumienia praw autorskich za absurdalny, to biorąc pod uwagę skalę i rozmach protestu przeciwko ACTA (jak wielu twierdzi, np. prof. Janusz Czapiński, jest to największy ruch społeczny od czasów Solidarności z 1980 roku), a tym bardziej fakt, że każdy z nas zna kogoś, kto w jakiś sposób łamie prawa autorskie, powinniśmy wreszcie rozpocząć dyskusję o całkowitej zmianie definicji praw autorskich.

Czy jest szansa, aby zmienić istotę praw autorskich? Szansa jest zawsze. Czy byłoby to łatwe? Biorąc pod uwagę, jak niewyobrażalnie wielkie pieniądze wchodzą w grę, bardzo trudno to sobie wyobrazić, ale zawsze można próbować i mieć nadzieję, że tak się w końcu stanie. Choć jak się powiada nadzieja matką...

Aleksander Janiak

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.