W. Orłowski: Debatujmy o podatkach

Jan Gmurczyk| kwota wolna od podatku| progresja podatkowa| rozpiętość wynagrodzeń| system podatkowy| Witold Orłowski

W. Orłowski: Debatujmy o podatkach
Prof. Witold Orlowski. Foto: A. Cynka. Wikipedia.org

W temacie podatków potrzeba w Polsce większej edukacji społecznej i szerszej dyskusji – mówi prof. Witold Orłowski w rozmowie z Janem Gmurczykiem

Jan Gmurczyk: W dyskusjach o zwiększeniu kwoty wolnej od podatku w Polsce często mówi się o państwach, gdzie ta kwota jest wyższa. Czy takie porównania mają sens?

Prof. Witold Orłowski: Nie, ponieważ różne państwa potrafią odmiennie kształtować swoją architekturę podatkową. Zwolennicy podniesienia kwoty wolnej w Polsce chętnie wyliczają, w jak wielu krajach jest ona wyższa niż u nas, ale dyskretnie przemilczają przykłady gospodarek, gdzie w ogóle jej nie ma. Zresztą nawet rzetelne porównania międzynarodowe w żaden sposób nie przesądzają o konieczności zwiększania lub zmniejszania obciążeń podatkowych. Nigdzie nie jest przecież powiedziane, że kwota wolna w Polsce ma się mieć do zarobków tak jak na przykład w Niemczech czy Wielkiej Brytanii.

Czasem wskazuje się, że niska lub zerowa kwota wolna jest czymś typowym w Europie Środkowo-Wschodniej.

Tak, nasz region ma taką specyfikę. Kwotę wolną można uznać za element silnie zwiększający progresywność opodatkowania, a tymczasem w Europie Środkowo-Wschodniej większość państw stosuje liniowy podatek od dochodu. W Polsce podatek dochodowy ma formalnie charakter progresywny, ale de facto jego progresywność jest mała. Tak naprawdę my też nie znajdujemy się daleko od podatku liniowego.

Może zatem warto się zastanowić, czy nie zlikwidować u nas kwoty wolnej?

Kluczowe pytanie, jakie w Polsce trzeba postawić, brzmi inaczej: czemu kwota wolna ma służyć? Można na przykład wyjść z założenia, że kwota wolna to pewien ryczałtowy koszt uzyskania przez nas wszystkich dochodu. Albo że państwo powinno naliczać podatek dopiero powyżej pewnego minimum dochodu, które zapewnia przeżycie. Po co bowiem jedną ręką zabierać osobom najbiedniejszym część zarobków, a potem drugą wypłacać im świadczenia socjalne?

Kwotę wolną można wkomponować w system podatkowy na wiele sposobów, wychodząc z różnych założeń. Niezależnie jednak, z jaką intencją wprowadzono ten element do polskiego systemu podatkowego, jedno jest pewne. Jeśli kwotę wolną już mamy, to trzeba ją indeksować. Innymi słowy, jeśli za tą kwotą stoi jakakolwiek logika, to jej wysokość musi podążać za kosztami życia lub średnią płacą. To właśnie tu leży główny problem z kwotą wolną w naszym kraju. Stałą praktyką okazało się jej nie indeksowanie, przez co jej wartość można uznać za sztuczną. To otwiera pole do dyskusji, czy ta kwota w ogóle spełnia jakiekolwiek zadanie.

Wróćmy do kwestii progresywności. Czy polski system podatkowy nie jest zbyt mało progresywny?

To bardzo dobre pytanie, ale tak naprawdę należałoby je zadać społeczeństwu, a nie ekonomistom. Ekonomiści mogą doradzać, jakie systemy podatkowe służą rozwojowi gospodarczemu, lecz powinni pamiętać, że koniec końców o wyborze konkretnych rozwiązań przesądza decyzja społeczna.

Progresywność podatków wpływa na rozkład dochodów. Dla przykładu: znaczne zmniejszenie progresywności w Stanach Zjednoczonych w latach 80. XX wieku spowodowało, że skala nierówności dochodowych w społeczeństwie amerykańskim wzrosła do poziomu sprzed stu lat. Dziś Amerykanie, choć cenią liberalizm, zadają sobie pytanie, czy tak właśnie powinno być.

Skandynawowie stoją wyraźnie na stanowisku, że chcą mieć system bardzo silnie progresywny i małe zróżnicowanie dochodów. Z kolei społeczeństwa środkowoeuropejskie akceptują znacznie większe rozpiętości zarobków i bardziej płaskie systemy podatkowe. Przy czym zawsze mam z tyłu głowy pytanie, czy w młodych demokracjach obywatele do końca zdają sobie sprawę z powagi decyzji dotyczących systemu podatkowego. Na pierwszy rzut oka podatek liniowy brzmi dla wielu osób atrakcyjnie, lecz musimy pamiętać, że stopień progresywności rzutuje na rozkład dochodów i zakres wydatków publicznych.

Ludzie często oczekują niskich podatków i jednocześnie hojnego państwa dobrobytu.

I choćby dlatego pojawia się pytanie, na ile świadomie społeczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej podejmowały decyzję o kształcie swoich systemów podatkowych. W tym miejscu warto przywołać przykład dwóch dojrzałych demokracji: Danii i Szwajcarii. Są to kraje bardzo podobne pod względem wszystkich wskaźników ekonomicznych. Różnią się tym, że w Szwajcarii wydatki państwa stanowią niewiele ponad 30 proc. PKB, podczas gdy w Danii sięgają niemal 60 proc. PKB. W przypadku tych gospodarek nie mam wątpliwości, że rozmiar państwa to wynik świadomego wyboru społecznego. Jeśli na przykład Duńczycy chcieliby niższych podatków, to mieli pięćdziesiąt lat na wybór takich rządów, które by te oczekiwania wcieliły w życie.

Czy struktura systemu podatkowego w Polsce jest optymalna z punktu widzenia rozwoju gospodarki?

Polska to kraj o umiarkowanej progresywności opodatkowania i raczej przeciętnej skali wydatków publicznych. Wydaje się to dość rozsądnym kompromisem, ale trzeba pamiętać, że czasem diabeł tkwi w szczegółach.

Przykładowo, wprowadzenie choćby tylko dla jednego procenta podatników drugiej stawki PIT rodzi duże komplikacje formalne. Jeśli system jest mało progresywny, to drobna zmiana w sensie technicznym, polegająca na przejściu na pełen podatek liniowy, może oznaczać znaczne korzyści w rozumieniu bardziej efektywnego poboru podatków dochodowych.

Pytanie, czy taka zmiana w polskich warunkach zyskałaby poparcie polityczne i społeczne.

W tym miejscu znów pojawia się kwestia pewnego wyboru. Podatek PIT z indywidualnymi zeznaniami wprowadzano w Polsce na początku lat 90. XX wieku, uważając to za duże osiągnięcie demokratyczne. Argumentowano, że ludzie powinni sami wypełniać PIT-y, bo tylko wtedy będą wiedzieli, ile płacą podatków, a ponadto zyskają świadomość, że to oni finansują państwo. Dziś wielu ekonomistów powiedziałoby pewnie, że wypełnianie PIT-ów tylko dla takiej świadomości to dość kosztowne rozwiązanie.

Pomysłów na uproszczenie systemu podatkowego można podać wiele. Nie jestem przy tym zwolennikiem wprowadzania przesadnych możliwości odliczeń, za wyjątkiem jednego obszaru. Otóż Polska jest krajem, który powinien zachęcać do oszczędzania, a nie konsumowania.

Jak na przykład?

Najprostsza recepta polega na ograniczeniu opodatkowania dochodów w stosunku do opodatkowania konsumpcji.

Tu pojawia się od razu pytanie o wysokość podatków. Regularnie słyszymy narzekania, że polskie państwo jest zachłanne.

Ogólnie rzecz biorąc wysokość podatków w Polsce mieści się w normie, czyli nie są one przesadnie duże. Mam jednak głębokie przekonanie, że w naszym kraju tak naprawdę nie podjęto do końca racjonalnej decyzji w tym zakresie. Społeczeństwo z jednej strony domaga się obniżenia podatków, a z drugiej zwiększenia wydatków publicznych, co nie jest możliwe.

Czas na szerszą debatę publiczną na temat struktury opodatkowania gospodarki i społecznych oczekiwań obywateli wobec państwa?

Tak. Zręby polskiego systemu podatkowego stworzono prawie ćwierć wieku temu na zasadzie „grupy mędrców”, która podjęła decyzję tak, jak się wydawało, że będzie najlepiej. Troszkę wzorowano się na rozwiązaniach zagranicznych, ale nie zadano sobie pytania o to, co polskiemu społeczeństwu na tym etapie rozwoju służy najlepiej.

W temacie wysokości i progresywności podatków potrzeba w Polsce większej edukacji społecznej i szerszej dyskusji. Chodzi o to, aby wybór obywateli w tak kluczowym obszarze, jakim są podatki, był bardziej świadomy.

*prof. Witold Orłowski – dyrektor Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, członek Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów, główny doradca ekonomiczny PwC Polska.

Instytut Obywatelski

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.