Z. Czachór: Unia eurosceptyków

doktryna Breżniewa| Europa| eurosceptycyzm| integracja europejska| ONZ| pokój| Rosja| Ukraina| Unia Europejska

Z. Czachór: Unia eurosceptyków

Czas zrozumieć, że Europa nie może być dla nas tylko wspólnotą interesów. Musi być też miarą naszej tożsamości. Jeśli tego nie pojmiemy, przegramy przyszłość.

Ludzie bardzo szybko przyzwyczajają się do dobrego i trudno im zaakceptować zmiany na gorsze. To prawda oczywista, która nikogo nie dziwi. Przykłady to potwierdzające można mnożyć bez końca, zarówno na zachodzie, jak i na wschodzie Europy – szczególnie teraz, gdy trzeba płacić za kryzysowe błędy i głupotę finansistów, urzędników i polityków.

Kontynent malkontentów

Dziś, jak się okazuje, narzekają już nie tylko Polacy, którzy mają to we krwi. Dołączyła do nas zdecydowana większość Europy. Perturbacje gospodarcze i idący za tym znaczny spadek zaufania do władzy, także tej pochodzącej z UE, podważył zasadę permissive consensus, która zakładała niezmienną tolerancję i aprobatę dla następstw integracji europejskiej. Wielu Europejczyków przestało się czuć obywatelami Unii.

Do tego doszedł deficyt politycznej i społecznej debaty służącej zademonstrowaniu nowych celów i skutecznych metod dalszej integracji. W ten sposób euroentuzjazm zamienił się szybko w realizm, a potem w sceptycyzm. Na naszych oczach Unia Europejska step by step zaczęła przegrywać swą przyszłość.

Ruszmy naszą inteligencję i wyobraźmy sobie negatywny scenariusz tego, co w konsekwencji może się stać. Zakładamy, że z dużym prawdopodobieństwem wybory do Parlamentu Europejskiego staną się areną dla populizmu, nacjonalizmu i wszelkiej antyeuropejskiej frustracji. Słychać, widać i czuć to w ostatnich tygodniach w Wielkiej Brytanii, Holandii, Grecji, Finlandii i Francji, a nawet w Niemczech (nie tylko w Bawarii) i Polsce. Mówi się tam o zamykaniu granic, ograniczaniu dostępu do unijnego rynku pracy, nowym prawie do obywatelstwa narodowego, walce z przestępcami z innych krajów, wprowadzaniu ustawy o suwerenności państwa czy też renacjonalizacji wspólnej polityki rolnej.

Eurosceptycyzm, populizm, egoizm

Po ogłoszeniu wyniku wyborów Parlament Europejski będzie politycznie rozdrobniony, a przez to znacznie osłabiony. W ślad za nim osłabnie cała Unia Europejska i jej pozostałe instytucje z Komisją Europejską na czele. W konsekwencji Europa zacznie się zamykać zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Zakończy się żmudne wypracowywanie standardów europejskich, szczególnie dotyczących rynku wewnętrznego i wspólnych polityk. Opinia publiczna przez nastawione na sensacje media bombardowana będzie przestrogami przed bezkrytycznym i sprzecznym z interesami narodowymi zauroczeniem Europą.

Bycie euroentuzjastą stanie się czymś absolutnie skrywanym i wstydliwym. Usłyszymy tony znane nam z polskiej kampanii referendalnej 2003 r. o tym, że miliony ludzi ulegną całkowitemu wynarodowieniu w następstwie ekonomicznej, prawnej, cywilizacyjnej dominacji Brukseli i Berlina. Odpowiedzialnością za zło, biedę, niesprawiedliwości i wykluczenie społeczne obarczony zostanie kapitalizm integracji europejskiej. Będą nawet tacy, co przypomną sobie, jak ładny może być brunatny kolor socjalizmu narodowego.

Kraje bogate przestaną pomagać biedniejszym. Pozamykają się granice państw, a ludzie stracą  możliwość swobodnego przemieszczania się, wyboru miejsca zamieszkania, nauki i pracy na całym terytorium Unii Europejskiej. Unia Gospodarcza i Walutowa stanowić będzie czynnik prowadzący do zniewolenia i czynienia krajów UE coraz biedniejszymi. Zacznie panować przekonanie, że wszyscy tracą na uczestnictwie we wspólnocie kontynentalnej.

Zaproszenie dla Moskwy

Renacjonalizacja kompetencyjna i mentalna „wyłączy” działanie  parasola ochronnego Unii Europejskiej. Protekcja wspólnotowa zostanie zastąpiona klasyczną protekcją narodową. Państwa i ich gospodarki swoje działania skoncentrują na logice „ucieczki na swoje pole”, próbując znaleźć partykularne rozwiązania dla każdego oddzielnie. Pochodną rozczarowania i frustracji będzie izolacjonizm i autonomizacja. Kandydaci do członkostwa, a nawet do stowarzyszenia z Unią Europejską, będą mogli zapomnieć o swych europejskich aspiracjach.

To będzie idealny stan wyjściowy dla dalszej ekspansji Moskwy w stronę jej dawnych stref wpływu. Odgrzana zostanie, odłożona póki co na półkę, doktryna Breżniewa. Może ktoś sobie przypomni o reaktywowaniu RWPG.

Część unijnych krajów uzna najpewniej, że ma dość siły, atrakcyjności i piękna, by sprostać wyzwaniu związanemu z budowaniem alternatywy dla integracji europejskiej w postaci luźnych sojuszy. Nie będą one już chciały odgrywać roli bezpośredniego regulatora i interwenta w rozwiązywaniu problemów Unii Europejskiej. Niektórzy zaczną realizować swe interesy za plecami słabszych, nie wahając się poświęcić ich dobra dla zagwarantowania sobie „świętego spokoju”. Jeszcze inni dojdą do wniosku, że i bez Unii  Europejskiej można wybić się na potęgę – nie płacąc do jej budżetu miliardów euro. Kolejni pomyślą o odejściu ze strefy euro.

 W stronę „regionalnej ONZ”

Sytuację skomplikuje przegrana rywalizacja z Azją (Chiny, Indie), negatywny wpływ Stanów Zjednoczonych, których dług publiczny osiągnie jeszcze bardziej monstrualne rozmiary, niezdolność do adekwatnego reagowania UE na kryzysy i wojny (Syria, Mali, Ukraina) oraz utrata wpływu na własne sąsiedztwo (Afryka Północna, Europa Wschodnia).

Wszystkie wymienione uwarunkowania, których początkiem będzie eurosceptycyzm wyborczy Anno Domini 2014, wywołają wewnętrzną segmentację UE. Przy braku porozumienia i współpracy między aktorami zjednoczenia niewydolne i technokratyczne struktury państw i UE mogą nie tylko zatrzymać, ale również odwrócić proces integracji europejskiej. Unia Europejska może stać się bezsilną, destabilizującą się „regionalną ONZ”. Jej rzeczywistością będzie zakamuflowana, pełzająca dezintegracja, za sprawą której UE pogrąży się w marazmie i straci znaczenie jako licząca się organizacja gospodarcza i polityczna.

Trzeba wrócić do korzeni

Pod wpływem takich prognoz każdy przytomnie/rozsądnie myślący człowiek zaprotestuje. Nie uwierzy w te zagrożenia i uzna je za fobie oraz przejaw chorobliwego apokaliptycznego myślenia. To reakcja zupełnie zrozumiała. Liczę jednak na to, że ludzie pod wpływem takich intelektualnych prowokacji zreflektują się i w końcu zrozumieją, że Europa nie może być dla Europejczyków tylko sprawą interesów. Musi być też miarą naszej tożsamości: bliskich nam wartości oraz wspólnych tradycji i demokratycznych instytucji.

Dlatego wybory do Parlamentu Europejskiego w 2014 i 2019 r. muszą być „powrotem do korzeni zjednoczonej Europy” opartej na partnerstwie, solidarności i równości. Nie można pozwolić, aby „zimna” integracja oraz eurosceptyczna formuła Europy à la carte zdominowała nasze myślenie o przyszłości. Nie da się żyć w Europie opartej na regule restauracyjnej karty dań, z której każdy swobodnie wybiera sobie to, co chce.

Europa bez idealizmu nie przetrwa. Eurosceptyczny realizm, o którym mówi się dziś dużo w Europie (w tym w Polsce), nie jest antidotum na kryzysy integracji europejskiej. Koncentrowanie się na suwerenności narodowej, niezależności i niepodległości oraz bezpieczeństwie narodowym to hasła, które brzmią pięknie, ale prowadzą w ślepą uliczkę. Po pierwsze dlatego, że interes narodowy jednego państwa zazwyczaj wyklucza interes narodowy drugiego. Po drugie, bo odwołując się do haseł ojczyźnianych wystawiamy na próbę ludzką naturę, skłonną do egoizmu, wykluczenia innych oraz lęku o byt. A to rodzi agresję. I po trzecie: negatywne myślenie i kontestacja, choćby i w dobrej wierze, mogą zaszczepić u ludzi przekonanie, że istnieją lepsze rozwiązania dla Europy niż Unia – nawet gdy nikt do tej pory nie był w stanie ich realnie zaproponować.

Polska musi być waleczną kaczką

Jeśli zaś chodzi o Polskę, to warto zacytować jednego z naszych ministrów zagranicznych, który, zanim przystąpiliśmy do UE, stworzył następująca metaforę: „Unia Europejska jest jak staw powstały z połączenia kilku mniejszych, dobrze chroniony od zewnętrznych niebezpieczeństw. Aby się do niego dostać, trzeba być kaczką – małą lub dużą, tłustą lub chudą, szybką lub powolną, ale kaczką, a nie gęsią czy lisem. Polska musi się do tego stawu dostać. Pozostaje pytanie, czy i jak szybko może stać się kaczką dużą i waleczną”.

Na to pytanie trzeba odpowiedzieć tak: może, i to jak najszybciej – szczególnie w kontekście aktualnych wydarzeń na Ukrainie, w realiach boju o unijne fundusze, nie wspominając o łupkach i polityce klimatycznej. Wystarczyło kilka ostatnich lat w UE, abyśmy stali się liczącym się graczem. Obecny rząd dobrze wie, że Unia Europejska nie jest dla nas dobrem samym w sobie. I że nie jest żadnym przymusem. Jest sposobem na zdobywanie pewnych dóbr, materialnych i duchowych, na rozwiązywanie problemów i osiąganie celów. Udowadniamy to teraz, w chwili próby, gdy „wielki niedźwiedź” (albo „dwugłowy orzeł z trzema koronami” – jak kto woli) znów przypomniał sobie o swych imperialnych marzeniach.

Dajmy Europie nowy cel

W najbliższych wyborach Europejczycy, w tym Polacy, powinni postawić na sprawdzone proeuropejskie ugrupowania, gdyż tylko to zagwarantuje nam wszystkim brak konfliktów, które dotykały nas w przeszłości. Kiedyś Jerzy Surdykowski, pisarz i dziennikarz, napisał: „Musimy iść do Europy takiej, jaką jest, i takiej, jaka może dopiero być. Musimy, bo każda inna droga będzie drogą na Wschód, ku Moskwie”.

My, Polacy, możemy dać całej Europie nowy cel, nową inspirację i nowy dynamizm. Tym bardziej że wszystkim wkoło udowadniamy, że można łączyć znaczne poparcie dla integracji europejskiej z szacunkiem dla wartości i tradycji niesionym przez państwa narodowe. A także z zachowaniem wielonarodowego i wielokulturowego oblicza chrześcijańskiej Europy. Nawet jeżeli Europa ekonomiczna opiera się na interesach, to Europa polityczna musi być oparta na wartościach. Takie pojęcia jak „zrozumienie”, „dialog”, „kompromis” oraz „wspólne dobro” są wciąż aktualne. Nie pozwólmy eurosceptykom, by o nich zapomnieli!

*Prof. Zbigniew Czachór – prof. UAM w Poznaniu, kierownik Pracowni Badań nad Integracją Europejską, wieloletni doradca Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP

Instytut Obywatelski

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.