Jak zniszczyć samorządy zawodów prawniczych?

deregulacja| Dolores Ibárruri| egzamin państwowy| populizm| samorząd zawodowy| zawody prawnicze

Jak zniszczyć samorządy zawodów prawniczych?

Obecny felieton powstał dzięki ogromnej pomysłowości i radosnej twórczości posłów na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej i zarazem członków Nadzwyczajnej Komisji ds. deregulacji. To im właśnie pragnę gorąco podziękować, że dali mi tak wspaniałą szansę na napisanie tych kilku słów.

Czarny korporacyjny lud znowu wyszedł na powierzchnię. I straszy... Straszy Pana z opozycyjnej dziś partii. Napada we śnie Panią Poseł również z tego samego ugrupowania. To rzecz ogromnej wagi, by niepokornym prawniczym korporacjom dopiec. Sądzę, że polska racja stanu legnie w gruzach, jeśli rzeczeni przedstawiciele władzy ustawodawczej tego w końcu nie dokonają...

Ale do rzeczy. Pytanie: jak zniszczyć samorządy zawodów prawniczych? Połączyć? Nie, to już było i nie jest efektywne. Zmienić konstytucję? Za proste, a przede wszystkim to takie banalne rozwiązanie...

No, to może, zgodnie z duchem republikanizmu, zrewitalizować. Zrewitalizować, czyli troszkę zmienić ustawy, tak aby osiągnąć swój cel.

To „troszkę” oznacza kilkanaście poprawek, które zmierzają w kierunku pozbawienia obecnego samorządu niemal jakiegokolwiek wpływu na zawód i jego członków. Tylnymi, kuchennymi drzwiami próbuje się tak zmanipulować istotę deregulacji, by na pierwszy ogień poszli prawnicy.

Argumenty są znane: poszerzenie dostępu do zawodów, konkurencja, wolność, demokracja.

Brawo. Brzmi, jak rewolucyjne bez mała hasła hiszpańskich republikanów. Już czekam na okrzyk posłów: „No Pasaran”! Nie przejdą... Tyle tylko, że jak ówczesne zawołanie Dolores Ibárruri nie pasuje do politycznego oblicza wnioskodawców, tak ich pomysły nie pasują do obecnej rzeczywistości. Rzeczywistości, która jest nudna. Ba, nawet banalna. Komuś nie przyszło nawet do głowy sprawdzić, czym są dzisiejsze samorządy zawodów prawniczych.

I czego tak naprawdę bronią. My nie bronimy już nawet Madrytu. My bronimy swobodnego przejścia przez Pireneje... Przez lata, drodzy posłowie, sytuacja uległa radykalnej zmianie. I korporacje nie są, bo po prostu nie mogą być, w natarciu.

Nie są, bo nie mogą być wszechwładne i samostanowiące. Z uporem maniaka przypominamy, że to, co zostało z niegdysiejszych uprawnień, jest już absolutnym minimum zabezpieczającym jestestwo samorządności zawodowej.

Pozwolę sobie postawić tezę, że doskonale o tym wiedzą. W jednym z wcześniejszych raportów Instytutu Republikańskiego, którego współzałożycielem był jeden z posłów wnioskodawców, wyraźnie napisano, że nie należy zmieniać norm prawnych, w jakich funkcjonują zawody radcy prawnego i adwokata, bo jest to na gruncie polskiego prawa zadanie niewykonalne. I – co podkreślili autorzy – zawody te są już dziś zderegulowane! Właśnie! Czyżby ktoś nie czytał własnych opracowań?

Cóż, wiedzą również o tym pozostali posłowie z komisji i na razie nie dopuszczają, by tego typu pomysły były oblekane w ustawowy język. Sprytne to posunięcie – dzięki tym „niewinnym” zmianom tak naprawdę wyłącza się działanie art. 17 konstytucji. I to jest zapewne problem.

Czy dla tych osób wrogiem muszą być samorządy zawodów zaufania publicznego? Ale przecież karierę polityczną należy robić.
Nikt tego akurat w tym kraju nie zabroni. I to bardzo dobrze, że tego typu działania są dopuszczalne. W końcu mamy wolność i demokrację!

Pozostaje tylko jedno „ale”. Może wreszcie czas przestać robić polityczne kariery na czystej wody populizmie? Oj, trochę się chyba zagalopowałem...

Juan Peron, od którego sprytnej działalności publicznej słowo to się wywodzi, ma w naszym kraju godnych, jak widać, naśladowców.

Brawo za odrobienie lekcji z praktyki nauk politycznych. Dwója jednak należy się za stosowanie setny już chyba raz tego samego straszaka.

Młodzi prawnicy doskonale wiedzą, że aby dostać się na aplikację, wystarczy zdać państwowy, UWAGA! PAŃSTWOWY, egzamin i tyle. By zostać radcą prawnym, należy zdać również – o zgrozo! – państwowy egzamin. I znowu aż tyle lub tylko tyle. Może warto nie zdawać żadnych egzaminów? Proszę bardzo. Niech to prawo obowiązuje już w szkole. Kto będzie wtedy elitą intelektualną naszego kraju? Wszyscy?

Czysty egalitaryzm! Ale czemu nie spróbować zrewitalizować wszystkiego? Zacznijmy od szkół: podstawowej, gimnazjum, liceum, technikum, studiów, doktoratów, habilitacji. Niech każdy może być tym, kim zapragnie i kim pragnie zostać. Jak blisko tu od republikanizmu do szczerego utopijnego socjalizmu w wydaniu Charlesa Fouriera. Tak trzymać, a z tego rozdania powstaną nurty polityczne, o jakich nie śniło się nawet największym kamczackim eremitom...
Radca Prawny

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.