Komedia konstytucyjna

Komedia konstytucyjna
Komedia i Błazen - fragment kurtyny H. Siemiradzkiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie

Jeśli w tytułach wybitnych dzieł literackich pojawiało się słowo „komedia”, to najczęściej wcale nie było śmiesznie – "Boska komedia" Dantego, "Nie-Boska komedia" Krasińskiego, "Komedia ludzka" Balzaka. Zdarzały się oczywiście wyjątki w rodzaju Komedii omyłek Szekspira, ale one tylko potwierdzają regułę. Na naszych oczach PiS pisze nam podobne, tylko momentami zabawne, ale w ogólnym wydźwięku bardzo smutne i tragiczne dzieło, Komedię konstytucyjną.

Dzieło ma dziwną i niekonwencjonalną konstrukcję oraz fabułę. Generalnie rzecz biorąc chodzi o uśmiercenie głównej bohaterki, symbolicznej bezosobowej postaci o wdzięcznym i dumnym imieniu Konstytucja. Trudno powiedzieć, czy jest to misternie uknuta intryga o znanym początku i końcu, czy też raczej szereg czasami świadomie zaplanowanych, a czasami przypadkowych i zrodzonych ad hoc epizodów o na razie nieznanym finale. Nieznanym, ponieważ nie wiemy, czy Konstytucja się jednak obroni, czy też w sposób nieuchronny zginie. W obu wypadkach nie wiemy też, co nastąpi później – czy będzie jeszcze smutniej, czy może jeszcze śmieszniej, czy też i jedno i drugie. Kurtyna jednak prawdopodobnie nigdy nie opadnie.

W odróżnieniu od klasycznej greckiej tragedii nie ma tutaj jedności czasu, miejsca i akcji. Rzecz jest rozciągnięta w czasie, trwa już ponad dziewięć miesięcy i prawdopodobnie jeszcze długo potrwa. Akcja dramatu dzieje się głównie w dzień, ale bywają też nocne, najbardziej groteskowe epizody. Niekonwencjonalna jest również scena – generalnie rzecz biorąc jest nią Polska, ale czasami rzecz przenosi się także za granicę. Aktorzy odgrywający rolę oprawców i obrońców Konstytucji to politycy występujący w zasadzie bez charakteryzacji, chociaż niekiedy przybierający maski mające ukryć ich prawdziwe oblicze – niektórzy poważni, inni groteskowi; niektórzy prawdomówni, inni zakłamani; niektórzy spokojni i rzeczowi, inni krzykliwi i dyletanccy; niektórzy normalni i skromni, inni bezczelni i aroganccy. Komedia konstytucyjna zatacza jednak coraz szersze kręgi – początkowo toczyła się głównie w pałacu prezydenckim, Sejmie i Senacie, Urzędzie Rady Ministrów, Trybunale Konstytucyjnym, ale teraz stopniowo zaczyna się przenosić do organów wymiaru sprawiedliwości, a z czasem sięgnie pewnie także władzy samorządowej.

Specyficzna jest również publiczność, ponieważ jak w żadnym innym dramacie jej losy zależą od losów głównej bohaterki, Konstytucji. Najchętniej w ogóle nie oglądałaby tego spektaklu, ale nie ma wyjścia – musi w nim uczestniczyć, ponieważ jest nieodłączną częścią tego teatru. Siedzący na widowni obywatele zdają się mieć tego świadomość, ponieważ są wyraźnie podzieleni. Część widzów czeka z niecierpliwością na śmierć Konstytucji i wspiera jej przeciwników, część natomiast wierzy, że Konstytucja jednak się obroni. Część jest wyraźnie zdegustowana poziomem spektaklu, ale część zdaje się być w pełni ukontentowana. Ci zniesmaczeni nie mają jednak dokąd wyjść z teatru, ponieważ nawet poza granicami Polski on ich dopadnie. Niektórzy głośno reagują, ale większość jest raczej, przynajmniej na razie, milcząca. Na razie, ponieważ w tym teatrze wszystko w ostatecznej instancji zależy od publiczności. Zawsze może wedrzeć się na scenę i pokierować fabułą na swój sposób.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.